A czy twoja uczelnia produkuje swoje własne wino?
Pod koniec października do skrzynki mailowej przychodzi wiadomość od biura Erasmus ( tego we Florencji). Zazwyczaj przysyłają mi jakieś ankiety, bądź informację o tym iż dokładają kolejny dzień, w którym biuro będzie zamknięte ( jest otwarte 3 dni w tygodniu po 5 godzin). Tym razem zupełnie coś innego - wycieczka!
I to nie byle jaka. Prezentem od dyrektora uniwerku dla wszystkich tegorocznych erasmusów ma być wyjazd do Villi Montepaldi, gdzie uczelnia ma swoją winiarnię i własną produkcję wina sygnowaną imieniem Uniwersytetu Florenckiego. Pierwsze słyszę, że uczelnia zajmjuje się produkcją trunków, niemniej jednak robi to na mnie ogromne wrażenie. Decyzja jest oczywista - jadę!
Ciepły listopadowy poranek - koniec miesiąca. Od 8:30 mam zajęcia, a zbiórka na wyjazd dopiero o 9:30. Postanawiam więc iść na godzinę zajęć i wyjść z nich nieco wcześniej. Od jakiegoś czasu nie urządzałam sobie żadnych wyjazdów, więc przyzwyczajona do - ostatnio - częstych podróży, zaczynałam popadać w lekkiego doła.
Tak to już ze mną jest. Za długo siedzę w jednym miejscu, w jednym pomieszczeniu, w domu, mieście, kraju - wpadam w dołek. Dlatego wyjazd ten był dla mnie szczególnie wyczekiwany. Malutką winiarnię obejrzałam już w Montepulciano, ale to podobno Villa Montepaldi miała na mnie zrobić wrażenie. Miała to nie być stricte mainstreamowa turystyczna winiarnia, z pięknymi stanowiskami produkcyjnymi przygotowanymi do robienia zdjęć, a winiarnia z prawdziwego zdarzenia gdzie rzeczywiście panują warunki robocze, a dookoła krzątają się pracownicy.
Uczestników wycieczki jest niewiele. Jestem nieco zaskoczona. Niewielkie koszty i zwolnienie z zajęć wydawały mi się kuszące... No i ta obiecana finałowa degustacja. Ostatecznie dobrze się stało. Nie znoszę tłumów i hałasów.
Dojazd zajmuje nam naprawdę niewiele czasu. Winiarnia znajduje się nieco ponad godzinę drogi od Florencji, a dokładnie na obrzeżach San Casciano - to tam produkuje się Chianti Classico, czyli sztandarowe wino Villi Montepaldi.
Dojeżdżamy na miejsce. Przed moimi oczami zaczyna rozpościerać się toskańska pocztówka. Charakterystyczne drzewa, zieleń zmieszana z barwami jesieni - tak dawno jej nie widziałam. Gdzieś mi ta złota polska jesień już jakiś dobry czas temu umknęła. Ta we Włoszech jest cudowna. Wysiadam. Liście szeleszczą mi pod nogami, wieje delikatny wiatr, słońce subtelnie przypomina o okularach przeciwsłonecznych. Cudowna końcówka listopada. Dobry początek dnia.
Z początku oczywiście lekkie zamieszanie. Mimo wszystko paradoksalnie harmonijne. Montepaldi ma w sobie spokój, dookoła cisza, drzewa i rozległe tereny toskańskiej ziemi - nic mnie nie złości, mogę czekać. Po dwudziestu minutach dołącza do nas ktoś w rodzaju "przewodnika/dyrektora/pracownika/???". Wita nas w Villi Montepaldi i po krótce przybliża jej historię.
Tereny należące do willi mają w sumie ponad 315 hektarów. Historia tego miejsca sięga rzekomo XII wieku i pewnego zakonu o nazwie Passignano. W XV wieku przechodzi w posiadanie oczywiście nikogo innego jak... rodziny Medici. No jasne. Czasem mam wrażenie, że farciarze byli w posiadaniu absolutnie wszystkiego w Toskanii. I nie tylko. Słynny florencki klan cieszył się willą przez ponad dwieście lat, kiedy to w XVII wieku zakupuje ją rodzina Corsini ( równie słynny klan włoski). To właśnie w ich posiadaniu willa staje się najbardziej owocna i produktywna. W 1989 roku winiarnię zakupuje Uniwersytet Florencki.
Od tego czasu w Montepaldi nie tylko produkuje się wino, ale także się je studiuje (czyżbym znalazła studia idealne?). Na terenie willi powstały i wciąż powstają laboratoria i stanowiska produkcyjne, służące studentom do prowadzenia badań naukowych nad trunkami toskańskiej willi.
Widać to doskonale, na każdym kroku. Odwiedzamy również salę produkcyjną. Łzy niemal ciekną mi po twarzy, gdy widzę gdzieniegdzie porozlewane wino, które wsiąkło już w starą podłogę i ściany. Wszędzie dookoła beczki, rury, szmatki i fartuchy - iście produkcyjna atmosfera, a nad nami unosi się ciężki, duszący, ale oszałamiający zapach.
Zobaczyliśmy jak się suszy winogrona, zobaczyliśmy laboratoria, sale konferencyjne, beczułki z winem, produkcję szampana i proces pakowania. Mimo tych wszystkich atrakcji czekaliśmy na jedno - na finałową ucztę.
No i w końcu wychodzimy ze strefy produkcyjnej. Wychodzimy prosto na wielką przestrzeń, gdzie robimy pamiątkowe zdjęcia. Gospodarstwa toskańskie są naprawdę piękne.
W bardziej reprezentacyjnej sali czeka na nas syto zastawiony stół, z gotową do nakarmienia głodnych studentów obsługą. Na stole znajdujemy najbardziej typowe toskańskie potrawy - jest risotto, są sery, minestra, miody, konfitury, salami piccante, salsiccie, owoce, desery no i oczywiście jest i wino. Tego dnia wybieram Chianti Classico, czyli dumę Montepaldi, a na talerz nakładam sobie wszystkie rodzaje serów. Do tego miód i winogrona - jestem w niebie.
Lekko upojeni...czy to Toskania czy to wino? Pewnie jedno i drugie! Wychodzimy na dwór, słońce przyjemnie świeci w twarz. Na koniec wypijam podwójne espresso. Przy wyjściu czeka nas miła niespodzianka - butelka wina, jako prezent od uczelni. Ja w lekkim zakupowo-włoskim szale dokupuje kilka butelek!
Pogoda tego dnia dopisała wzorowo. Byłam ogromnie zadowolona z wyjazdu, zwłaszcza iż jest to teoretycznie średnio osiągalny dla turystów obiekt, gdyż właściciele niechętnie przyjmują gości i wycieczki. Jako studenci Uniwersytetu we Florencji mieliśmy niepowtarzalną szansę zobaczyć od podszewki produkcje wina, które nosi miano jednego z najsłynniejszych w Toskanii. Dodatkowo degustacja regionalnych produktów idealnie zwieńczyła cudownie spędzony w San Casciano dzień. Jako pasjonatka czerwonego wina mogę powiedzieć, że był to w 100% udany wyjazd.
A dopo!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)