Ślub w Holeszowskim zamku! Co porabia Holeszow?
I uciekamy już z Pragi
Ledwo przyjechaliśmy, już mam wrażenie, że odjeżdżamy. Koniec końców byliśmy tam cały tydzień, ale gdy co tydzień się gdzieś wyjeżdża, to jakoś ciągle się czuje, jakby był w ruchu. Ja to już w ogóle. Przecież od powrotu z Brna nie rozpakowałam walizek. Dobra, moje rzeczy gdzieś się tam walają u mamy, siostry, a nawet jej teściowej, ale fakt jest taki, że nie mam swojej szafy, do której mogłabym wrzucić rzeczy. Jestem cały czas w trasie. Teraz jedziemy do Holeszowa – rodzinnego miasta Bobby’ego. Przejazdem do Bratysławy. Miasto jest cztery razy mniejsze od naszego Starogardu Gdańskiego. Nie ma tu nawet szpitala. Dowiedzieliśmy się niedawno, kiedy dosyć ciężko ze mną było i chcieliśmy jechać, bo nie byliśmy pewni co się dzieje. Jedno prywatne kino puszczające również wielkie komercyjne produkcje, ale ponoć z dwumiesięcznym opóźnieniem w stosunku do Pragi xD. Ale przy tym mają kręgle, bilard i puby. Puby, restauracje i kawiarnie i to całkiem sporo. Powiedziałabym, że mają ich niemal tyle co nasz Starogard Gdański, chociaż oczywiście nie ma tu żadnego McDonalda.
Holeszowski zamek
Holesov ma też swój własny zamek – dwupiętrowy z wewnętrznym dziedzińcem ( w tym momencie jest w renowacji, ale dalej jest otwarty do zwiedzania w konkretnych godzinach) i fosą, w której dziś już niestety nie płynie woda. Za zamkiem rozciąga się olbrzymi park (o wielkości 62 hektarów), w którym zbiorniki wodne układają się w kształt trójzębu. Ta siedziba feudalnych władców miałaby istnieć już od 13 wieku, aczkolwiek rozbudowywana o kolejne piętro była dopiero w 16 wieku. W 2008 roku przywrócona do działania małe obserwatorium gwiazd wybudowane w drugiej połowie dwudziestego wieku.
Godziny wstępu są uzależnione od okresu. Od kwietnia do października można zobaczyć zamek tylko o 13 i 15 – zwiedzanie jest chyba z przewodnikiem, z całą pewnością da się poruszać po zamku też samodzielnie. Od maja do września zwiedzanie odbywa się od wtorku do niedzieli o 10, 13 i 15. Dorośli za wstęp zapłacą 70 koron a studenci, dzieci i seniorzy ze specjalną legitymacją 50. Można też wykupić bilet rodziny o cenie 150 koron.
Poza tym ciekawa opcja – można kupić bilet kombinowany na zwiedzanie wielu zabytków Holeszowa. Z całą pewnością jest to oszczędność, a przy okazji na stronie zamku możecie zobaczyć, co właściwie jest do zobaczenia w Holeszowie ( synagoga, muzeum kowalstwa).
Dla zainteresowanych – na zamku można nawet urządzić własne wesele! Nie mam pojęcia ile taka atrakcja może kosztować, ale z całą pewnością takie wesele pozostanie w pamięci na długi, długi czas. Wielka powierzchnia sal, wewnętrzny dziedziniec z fontanną i olbrzymi, rozciągający się za zamkiem park. Bobby mówi, że to jest standardowy sposób zarobków czeskich zameczków, wynajmowanie na takie okazje. Sam obrzęd można przeprowadzić na terenie zamku.
Poza samym zamkiem oferowane są też inne atrakcje na ten cudowny dzień. Nie tylko można sobie dojechać na ślub bryczką – to chyba jest już ślubny standard, ale jest także możliwość zasadzenia swojego ślubnego drzewka owocowego na terenie parku.
Znalazłam ceny. Za wynajem Wielkiej Sali zapłacicie 4,5 tysiąca koron za pierwszą godzinę i 2,5 za każdą kolejną. Z innymi salami nie jest już tak źle, bo możecie je dostać za 1000 za pierwszą godzinę i 650 za każdą kolejną. Dla porównania wesele w ogrodzie zamkowym kosztowałoby was 1800 koron za każdą godzinę.
Bobby mówi, że wesela w Czechach nie są jakoś specjalnie kosztowne. Także urządza się je w restauracyjkach, ale Bobby uśmiał się, gdy mu powiedziałam, że w Polsce niektórzy ludzie biorą na swoje ślubne ceremonie kredyty..., zresztą zdaje się, że nie tak rzadko, bo sama znam kilka małżeństw, które na nową drogę życia wchodziły zadłużone xD.
Przykładową fotkę z ślubu z tego miejsca, którą znalazłam w internetach poniżej:
https://www.google.cz/url?sa=i&rct=j&q=&esrc=s&source=images&cd=&cad=rja&uact=8&ved=0ahUKEwioz9LBlPDOAhXKOxQKHUYwCB4QjRwIBw&url=http%3A%2F%2Fwww.katka-foto.cz%2Fsvatby-1-0&psig=AFQjCNGq_R8QP-1KtT9ox9-sbk7fKDvV2w&ust=1472887728232752
Gdzie na wieczór
Zachwyciła mnie urocza winiarnia naszego znajomego. Co wieczór gdzieś wychodzimy, a jednego dnia wyskoczyliśmy zobaczyć się z ludźmi. Winiarnia znajduje się w wewnętrznym dziedzińcu w przepięknym murowanym budynku na poziomie -1. Jest naprawdę przestronna, to byłoby świetne miejsce na pub, gdyby znajdowało się w większym miejscu. Albo na restaurację. Chłodne piwniczne wnętrze ratuje od upału. Malutki ogródek pomieści dwa trzyosobowe stoliki – malutkie, bo malutkie, ale da się. Na środku ogródka maleńka fontanna, w której pluskają się trzy rybeczki.
Wiecie co jest jeszcze ciekawego w Holeszowie? Ogłoszenia równo o 17:00. Z głośników na całe miasto rozbrzmiewają różne ogłoszenia. Nigdy się im specjalnie nie przysłuchiwałam i pewnie nie byłabym w stanie ich dobrze zrozumieć, ale Bobby mówił, że są to głoszenia typu „zebranie koła gospodyń wiejskich o godzinie tej i tej dnia” i ogólnie takie ogłoszenia, które mogą zainteresować stałych mieszkańców miasteczka. Właśnie przerwały mi pracę nad wywiadem dla wydawnictwa i przypomniałam sobie, że miałam o tym napisać. Siedzę w domu rodziców Bobby’ego, mamy otwarte drzwi na balkon i słychać wszystko całkiem wyraźnie i głośno.
Pora na zabawę
Tak małe miasto, a jest tu całkiem sporo do roboty. Zaczynamy od wyprawy artystycznej, którą fundują mi chłopacy. Do najbliższego wielkiego miasta po farby w spray’u i już drugiego dnia po raz pierwszy widzę na żywo jak powstaje grafitti. Od projektu po ostateczne wykonanie. A gdzie? Żadnych nielegali. W tym wypadku płótnem jest ściana osłaniająca od wiatru i deszczu trybuny starego Orlika w Holeszowie. Z relacji Bobby’ego jedyne aktywności w tej okolicy to już tylko ćwiczenia żeńskiej ligi, więc przez dłuższy czas Loki może sobie swobodnie latać wszędzie. Jednak porzucenie obiektu nie przeszkadza zajść tam straży miejskiej – niespodziewanka, uwierzylibyście, że chodzą oni w miejsca potencjalnie wypełnione żądną krwi młodzieżą? Loki wrócił na smycz, chłopcy dalej pili piwko i tyle ich widzieliśmy, bo znikli w krzaczorach. Ale może rzeczywiście są potrzebni? Utwierdziła mnie w tym grupa małolatów – mniej więcej chyba zaczynających szkołę średnią. Główne marzenie jednej z młodych koleżanek – „ O jeju, ale ja się muszę dzisiaj najebać!”. Co też udało jej się spełnić i to dość szybko. Dziewcząt i chłopców zebrało się sporo, mieli ze sobą flaszkę i już niedługo widzieliśmy młode, ładnie odziane dziewczyny tarzające się po murawie byłego stadionu miejskiego. Dobrze to znamy z młodości, więc zgodnie z przewidywaniami dogorywające na trawie zwłoki, zamieniły się w krzyczące histeryczki, te w zmęczone życiem, zapłakane dziewczynki, które najbardziej w świecie chcą leżeć i żeby ktoś je głaskał po plecach. Nie wiem czego spodziewają się małe kukuryny pijące wódkę z chłopakami o 14:00 w słoneczne południe, gdzie w cieniu temperatura wynosi 30 stopni – tak Polsko, my mamy tutaj Jamajkę i to codziennie.
A co powiecie na Bowling? Kręgle ziomusie. W takim małym miasteczku mają całkiem spory pub – w pubie są rzutki, kręgle i bilard. Jest dolny poziom z czterema torami, a jeszcze atrakcji jest chyba na antresoli na górze. Chłopcy długo, długo zarzekają się, że nie chce im się grać (oczywiście poza Bobby’m, który wystąpił z tym pomysłem J ), ale ostatecznie radośnie pokonują mnie i to jest chyba jeden z ich najaktywniejszych momentów, w których ich widzę. Co stwierdzam z przekonaniem – dotychczas widywałam ich tylko wieczorami w barze na piwie. Teraz przynajmniej do tego picia dorzuciliśmy jakąś sensowną zabawę. Holeszow ma chyba nawet swoją własną ligę, bo jakichś ich wspólny znajomy ćwiczył z kolegami. To jest magia. Prawdziwym zaskoczeniem okazuje się Bobby, który pokonuje nas z dziką przewagą punktową, do tego raz za razem strącając wszystkie kręgle bez mrugnięcia oka. Boję się z nim grać już w cokolwiek. Jak mnie jeszcze w bilard i rzutki rozwali to ja rzucam takie gry xD. Cena gry to 210 koron na godzinę – my w cztery osoby zdążyliśmy w godzinę rozegrać dwie tury i wyszło na głowę po 50 koron, także myślę, że spoko. Buty są do wypożyczenia za darmo na miejscu.
Dziś jeszcze jedziemy do Kromieżirza - ciężka nazwa cholerka xD Do muzeum, które opiszę już przy innej notce. Jak z pewnością zauważyliście zmieniam taktykę i zaczynam pisać krótkie notki, które będzie łatwiej wam się czytać, zamiast obszernych reportaży. Już niedługo - pewnie jeszcze dziś, kolejne porcje krótkich historii z Uprisingu. :)
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)