W końcu trafiłam do Muzeum Narodowego we Wrocławiu! Dzień dla sztuki
Odrobina sztuki nikomu nie zaszkodzi
Jestem wielką fanką sztuki, dziś wieczorem wybieram się na wernisaż nazwany "Jestem sobą". Jest to wystawa podsumowująca cztery lata projektu o tej samej nazwie. Wieczorem popatrzę na, za pewne ciekawe, fotografie. Teraz opiszę wrażenia po wczorajszej wycieczce do budynku głównego Muzeum Narodowego we Wrocławiu, który mieści się na placu Powstańców Warszawy numer 5.Jest to punkt każdej turystycznej wycieczki, o czym świadczą autokary zaparkowane na parkingu nieopodal.
Wystawy stałe w muzeum
Wstęp dla studentów do 26 roku życia kosztuje aż złotówkę. Uwielbiam mieć legitymację studencką, płacić za sztukę tak małą kwotę. Niestety wystawy czasowe, już nie są tak tanie. Wstęp na nie kosztuje 15 złotych dla wszystkich, 10 złotych dla studentów.Tym razem wystawę czasową ominęłam, a to dlatego że za kilka dni będzie promocyjny dzień wszystkich muzeów we Wrocławiu i wstęp na wszystkie wystawy, we wszystkich muzeach będzie darmowy. Zaoszczędzę kilkadziesiąt złotych, co dla kieszeni studenta jest znaczącą operacją. Polecam Wam sprawdzać w informacjach turystycznych informatory kulturalne. To z nich zawsze dowiaduję się o takich dniach, w których zwiedzanie jest tańsze. I o wernisażach i ciekawych wystawach też oczywiście. Informacje turystyczne zazwyczaj znajdują się w centrum miasta, w okolicach albo rynków albo Starych Miast. Informatory przeważnie są darmowe, ładnie wydrukowane. Zbieram je, bo kiedyś mogą mi posłużyć, jako wzór grafiki użytkowej tych czasów, no i zwyczajnie pozostaną pamiątką.
Wystawy stałe, które są prezentowane w budynku głównym Muzeum narodowego we Wrocławiu poświęcone są sztuce średniowiecznej, rzeźbie i sztuce Śląska XIV-XVI wieku oraz XVII-XIX wieku. Oprócz tego możemy tam zobaczyć sztukę z całek Polski z XVII-XIX wieku, oraz Sztukę Europejską XV-XX wieku.
Wędrówka po muzeum
Zanim dotarłam do najbardziej interesującej mnie wystawy, czyli sztuki Europejskiej przeszłam przez pozostałe sale. Na pierwszy ogień poszła wystawa rzeźby Śląska. Czyli coś, co w sztuce, do końca mnie nie zachwyca. Warto jednak przy okazji było tam zajrzeć. I o dziwo nie przeszłam sali w pośpiechu, jak zazwyczaj robię to przy zwiedzaniu mało interesujących mnie ekspozycji. Przyglądałam się kamiennym pietom, przedstawieniom Świętych, figurkom Madonn na lwach. Są cudowne! Mimo że przedstawienia te na pierwszy rzut oka wyglądają jak nieporadnie skonstruowane figurki, mają w sobie jakiś magiczny urok. Za duże dłonie, nieproporcjonalne ciała wyrzeźbione w drewnie, powinny raczej odrażać i szokować, jednak nie możemy zapominać, że tworzone były od XII wieku, kilkaset lat temu. W tamtych czasach nie było takiej świadomości, Michała Anioła, a dzieła Fidiasza pozostawały w zapomnieniu. Na szczęście bezproblemowo można było robić zdjęcia figurkom. Uwieczniłam, te które najbardziej mnie poruszyły.
Figury Świętych i Apostołów.
Zwróćcie uwagę na rany Jezusa. W dzisiejszych czasach artyści przedstawiliby je pewnie bardziej realistycznie, wyglądałyby bardziej przerażająco. Jednak te na tej figurze, wyglądają na symboliczne i na mnie robią większe wrażenie, nić takie, które powstałyby dzisiaj. Może niektórym wydawać się to śmieszne, okropne, czy obrzydliwe. Ja wyobrażam sobie, jaką reakcję musiały wzbudzać w XII lub XIII wieku, gdy zostały poraz pierwszy ukazane na jakieś figurze ustawionej w kościele. Na pewno przerażały widzów. A taki był przecież cel sztuki sakralnej w średniowieczu. Był to pewnie rodzaj edukacji. Obserwator widział cierpienie Chrystusa, czuł trwogę i mniej grzeszył.
Kolejne ciekawe przedstawienie odbitej twarzy Jezusa po ukrzyżowaniu. Musze zaznazyć, że twarz ta nie była płaska, a wypukła. Nienaturalne przedstawienie, jednak bardzo ciekawe.
W temacie zbliżających się świąt - przedstawienie Trzech Króli.
Gdy przechodziłam przez tę salę przypomniało mi się, jak ostatnio z wzruszeniem oglądałam ekranizację książki Antoniny Domańskiej „Historia żółtej ciżemki”. Dostałam tę książkę kiedyś od Mamy, dlatego mam do niej sentyment. Film w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego jest opowieścią wzorowaną na książce, w której mały chłopczyk (grany przez małego Marka Kondrata) pragnie zostać rzeźbiarzem pomagającym tworzyć ołtarz mistrza Wita Stwosza w Krakowie. Widziałam ten ołtarz nie raz przy okazji wizyt w dawnej stolicy Polski. Stąd te skojarzenie. Figury w wrocławskim muzeum pochodzą z tego samego okresu, są stworzone w tym samym stylu. Tyle że z mniejszym rozmachem. Warto zobaczyć prace artystów z Pracowni Mistrza Figur Apostołów, pracowni śląskiej, czy Pracowni Mistrza Zaśnięcia Marii z Košatek. Są naprawdę ciekawe.
Kolejne ekspozycje coraz ciekawsze
Po drodze do kolejnych sal wystawowych przeszłam przez korytarz jednego piętra. Zauważyłam tam nietypową wystawę. Składało się na nią kilkanaście prac przedstawiających rysunki przypominające postaci bajek Disneya, jednak nie w oryginalnej formie. Początkowo nie byłam pewna o co konkretnie chodzi w tej wystawie. Później przeczytałam opis i zrozumiałam jej założenia. Mecenasem wystawy jest sam Disney. Artystą, którego prace są na niej prezentowane, jest dwudziestosiedmioletni Wojtek, który jest absolwentem Zespołu Szkół Specjalnych „Dać szansę” w Warszawie. Wojtek jest chory na autyzm i jak sam pisze w opisie swojej wystawy pod tytułem „Wojtek Przybyszewski. Moje inspiracje Disneyem”, z autysty chce zmienić się w prawdziwego artystę. Trzymam za niego kciuki. Też marzę o zastaniu prawdziwą artystką! Wszystkie jego prace są dokładnie opisane. Oto kilka z nich:
Wydaje mi się to fajną inicjatywą, podoba mi się, że Disney pomógł w powstaniu tej wystawy.
Malarstwo Europejskie XV-XX wieku
W końcu doszłam do najbardziej interesującej mnie sali. Wcześniej minęłam prezentowane zwiedzającym ekspozycje ze starymi meblami, uzupełnione w opis powstania stolarstwa. Przeszłam też przez salę z rzeźbionymi w kamieniu grobowcami władców takich jak Henryk IV. Jednak nie to mnie zaciekawiło najbardziej.
Najbardziej lubię oglądać malarstwo. Malarstwo średniowiecza i renesansu to moje ulubione eksponaty w każdym muzeum. I te wrocławskie mnie nie zawiodło. Nie chcę rozpisywać się na temat wszystkich obrazów, które widziałam na miejscu, ale mogę pokazać Wam, mój ulubiony obraz, który zobaczyłam w sali na drugim piętrze budynku:
Jest to "Pejzaż zimowy z łyżwami i pułapką na ptaki" z ok 1600 roku. Wyszedł spod pędzla mistrza malarstwa niderlandzkiego malarza Pietra Bruegla. Przedstawienie wioski, w której jej mieszkańcy ślizgają się na pokrytej lodem rzece posiada wiele wersji. Oryginalna, pierwsza wersja została wykonana w Brukseli na dębowej desce. Znajduje się w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych w Brukseli. Dlatego zdziwiło mnie, gdy zobaczyłam ten obraz w polskim muzeum. Dowiedziałam się na miejscu, że istnieje sto dwadzieścia siedem wersji tego dzieła. Jakieś czterdzieści pięć namalowane jest przez mistrza. Ta wrocławska stworzona jest przez Pietera Brueghela młodszego. Taka sama kopia wisi w Muzeum Historii sztuki w Wiedniu. Fajnie, że mamy w Polsce wersję tego innowacyjnego na tamte czasy obrazu. Pejzaże zimowe z warsztatu Breughlów są znaczącym osiągnięciem malarstwa.
Rozbawiły mnie też same postacie na wielu innych obrazach. Wycieczka do muzeum z malarstwem może poprawić humor niejednej osobie.
Nogi bolą od chodzenia po salach muzeum
Nie powiem, spacer po muzeum mimo iż dla mnie jest przyjemny, sprawia często, że bolą mnie nogi. Zwłaszcza w tak dużych muzeach, jak te. Ok, nie jest największe na świecie, nie równa się Luwrowi, czy Prado, ale jak na polskie warunki jest całkiem spore. Sam budynek jest bardzo interesujący. Jest to dawna Rejencja, czyli Zarząd Prowincji Śląskiej. Wybudowany został w latach 1883-1886. Autorem tego neorenesansowego budynku jest niemiecki architekt Karl Friedrich Endell.
Z tyłu budynku od strony Bulwaru Xawerego, możecie podziwać rzeżby wykonane przez rzeźbiarkę Magdalenę Abakanowicz.
Mi najbardziej podoba się, że ta piękna bryła budynku pokryta jest roślinnością. Wygląda to na bluszcz. Dzięki temu, cały budynek zmienia kolor zależnie od pory roku. Gdybyście widzieli, jak niesamowicie wyglądał na początku jesieni. Piękny.
Przed wejściem do Muzeum stoją dwie rzeźby, jedna przedstawiająca mojego ulubienego grafika Albrechta Dürera, druga Michała Anioła. Oba pomniki są autorstwa Roberta Haertla, profesora Wrocławskiej Szkoły Rzemiosła Artystycznego. Wykonane zostały z brązu pod koniec XIX wieku. Szkoda, że prac przedstawianych postaci nie ma w zbiorach Muzeum. Przynajmniej nie są eksponowane. W Polsce w zbiorach gdańskiego muzeum mamy kilka grafik Dürera, ale niestety nie mogą być pokazywane ciągle, ponieważ drzeworyty mogłyby zostać zniszczone przez ciągłe ich eksponowanie.
Albrecht Dürer
Michał Anioł Buonarroti
Zrobiłam sobie selfie z Michasiem Aniołkiem i pobiegłam do domu. Tyle z mojego zwiedzania muzeum. Uwielbiam to robić, nawet sama. A najbardziej lubię randki w muzeum. Szkoda że tak mało jest wrażliwych na sztukę facetów i dla nich spacery po muzeum są męczarnią (pisałam o tym w jednej z poprzednich notek).
Trochę mnie z Michasiem.
To tyle na dzisiaj! Jeśli jesteście zainteresowani odwiedzeniem muzeum możecie dojechać tam tramwajami linii 2, 10, bądź autobusami linii A i N. Możecie też dojechać wieloma innymi pod galerię Dominikańską, z której piechotą dojdziecie do muzeum w nie więcej niż pięć minut. Bilet jednorazowy w komunikacji miejskiej we Wrocławiu kosztuję dla studentów i innych osób uprawnionych do zniżek 1,50 zł, dla pozostałych 3 złote. Miłego zwiedzania!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)