Restauracja Żak - gdzie NIE jeść

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-pl Erasmusowy blog Wrocław, Wrocław, Polska

Restauracja Żak

Wchodzimy na rynek. Mnóstwo ludzi wszędzie. Jest naprawdę miły, ciepły wieczór i wszyscy wylegają się na ogródkach i spacerują po starym mieście. Chcemy usiąść sobie gdzieś, gdzie będziemy mogli uciszyć głód tradycyjnym żurkiem w chlebie i pierogami. Umieram z głodu. Szukamy z głową – chcemy zjeść dobrze i za normalną cenę. Żurek i pierogi nie będą przecież kosztować 50 złotych. Albo będą. Ceny zup najnormalniejszych, a nie żadnych udziwinionych kremów mogą tu być droższe niż dwadzieścia pięć złotych i często za tą cenę dostajesz tylko malutką miseczkę, o pieczywie nie wspominając. Troszkę biegamy. W jednych ogródkach nie można z psem. Niektóre są zabudowane oszklonymi ściankami, więc nawet się tam nie pakujemy. W większości niestety poustawiany jest stolik na stoliku. Czujesz plecy osoby siedzącej za tobą, a ze stolika obok ludzie uporczywie wpatrują się w twój talerz. Nam się udało w końcu wskoczyć do całkiem w porządku wyglądającej restauracji Żakz wielkim ogrodem umiejscowionej na samym środku rynku.

Restauracja Żak - gdzie NIE jeść

Restauracja Żak - gdzie NIE jeść

Poproszono nas tylko o zajęcie miejsca gdzieś z boku, ze względu na pieska i wszystko miało być super. Niestety rozczarowałam się srodze. Zajęliśmy miejsca, Loki też sobie usiadł. Od stolika za mną akurat odchodziła kelnerka i przechodziła koło naszego stołu, więc zapytałam uprzejmie, czy moglibyśmy prosić menu. Dziewczyna nawet się nie zatrzymała, parsknęła nieprzyjemnym  śmiechem i przez ramie rzuciła mi, że ja dopiero przyszłam, więc muszę sobie poczekać… Mi opadła szczęka, chłopcy nic nie zrozumieli, ale chyba było widać, że jestem w szoku, bo zapytali co się stało. Karta nie przybyła. Za chwilę przychodzi inna kobieta i oświadcza mi, że pies musi być na sto procent w kagańcu inaczej musimy opuścić lokal. „Ale przecież, ta pani mówiła…”. No bo mówiła, że absolutnie nie ma problemu. Jestem głodna i wkurwiona. Tłumaczę chłopakom i mówię, no że w takim razie wychodzimy, no bo co mam zrobić? Kagańca przy sobie nie mam, a nie będę biegała do hostelu. Na „pożegnanie” proszę o wezwanie kierownika, na co druga kelnerka z miłym uśmiechem stwierdza, że ależ oczywiście.

Restauracja Żak - gdzie NIE jeść

Nie wiem, czy kierownik, czy najstarszy stażem kelner przychodzi do nas i z entuzjazmem na pięć z plusem wręcza nam karty. Pytam what the fuck? Najpierw baba w ogóle mi karty nie przyniesie, bo mam sobie jeszcze poczekać, inna nas wyprosi, to kurde co teraz?

Pan poprzepraszał, ale tak raczej w stylu „rozumie Pani, kelnerki mały prawo nie chcieć obsłużyć”, tłumaczy mi, że szefowa pozwoliła im nie obsługiwać gości z psami, jeżeli się boją. Moje pytanie brzmi tak: czy jeżeli jeden kelner się boi psa, to nie może przyjść ten inny, który nie ma z nimi problemu? Nie rozumiem również, czemu Pani mnie nie poinformowała, że mnie nie obsłuży, tylko powiedziała, że musimy opuścić restaurację. Ostatecznie dostajemy piwo i żurek. Nawet udaje się za drobniaki odkupić kufel od pszenicznego do kolekcji Austy’ego, który w dzikim szale alkoholowym rozbijam tego samego wieczoru, próbując udusić Bobby’ego. Włożenie mu całej ręki do gardła miało być pomocą, a szklanka była na wodę. Nie wiem jakim cudem ją stłukłam. Bobby nie ucierpiał…aż tak bardzo…

Żurek w porządku. Nie była tam biała kiełbasa, tylko zwykła, ale było jajeczko i nie była to żadna mikroporcja. Podane w zwykłej misce, bez pieczywa. Chcieliśmy też pierogi, ale te są podawane niestety tylko do godziny siedemnastej, w związku z czym już ich nie dostaliśmy. Nie doczytałam tego w menu, co ten miły kelner wypomniał mi też dziwnym tonem a la „nie umiesz czytać?”. Nie popatrzyłam, sory. Od pół godziny użeram się z chamskimi kelnerami. Jestem głodna. Ostatecznie udało nam się zjeść, zapłacić, wziąć szkło i opuścić to miejsce. Potrawa nie ma żadnych dekoracji, więc nie wygląda specjalnie estetycznie. Lepszej obsługi doświadczycie wszędzie, nawet w małej, taniej jadłodajni. Mięso i ryby sprzedają na wagę. Ceny podają za sto pięćdziesiąt gram, przy czym informują was, że taki kawałek mięsa nie istnieje i go nie dostaniecie i macie sobie wziąć minimum 300 gram. Tłumaczenie, że ja naprawdę chcę tylko dla smaku dzwonka z łososia nic nie daje. Nie dostaniesz i chuj. To nie. To wypiję jeszcze jedno piwo. Też ma kalorie.

Restauracja Żak - gdzie NIE jeść

Restauracja Żak - gdzie NIE jeść

Na szczęście spotkaliśmy też takich małych panów, którzy poprawili nam chumor :)


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!