Miasta, w których mieszkam są piękne – Wrocław, część pierwsza
Poznajemy Wrocław – czas najwyższy
Mieszkam we Wrocławiu już dwa miesiące i co dziwne prawie wcale nie znam tego miasta. Tłumaczę sobie to tym, że jest to już moja piąta w życiu przeprowadzka, piąte miasto, w którym mieszkam i zwyczajnie nie chce mi się już poznawać nowego. Jestem leniwa, nie zaprzeczę. Jednak wydaje mi się, że brak znajomości miasta mogę wytłumaczyć sobie nie tyle lenistwem, a tym, że wynajmuję mieszkanie na samym Rynku, w samym centrum miasta i wszędzie mam blisko. Nawet na uczelnie idę "aż" dziesięć minut. Nie jeżdżę komunikacją miejską, nie błądzę po mieście w poszukiwaniu ważniejszych miejsc, bo mam je tuż pod nosem. Komfortowo co?
Wiem, że są to marne wymówki, ale wygodnie jest mi tak siebie samą tłumaczyć. Budapeszt poznałam dosyć szybko, przynajmniej sztandarowe miejscówki, które znaleźć można w każdym przewodniku po mieście. Dlaczego więc teraz jest inaczej? Muszę się zmobilizować. We Wrocławiu jest zimno i nie mam aż tyle czasu na wielkie wyjścia, jak wcześniej, dlatego to wszystko tak się rozwleka w czasie. Postanowiłam nadrobić i właśnie teraz mam zamiar to zrobić. Po kolei będę pisać notatki o wybranych miejscach we Wrocławiu.
Pierwsze zdjęcie wrocławskiego rynku, jakie zrobiłam po przeprowadzce do tego miasta.
Od czego zacząć poznawanie miasta?
Nie wiem, jak wy planujecie zwiedzanie, ale ja zazwyczaj nie kupuję przewodnika. Po prostu, albo idę przed siebie (Zawsze jest dobrze się zgubić, można poznać coś wspaniałego, intrygującego, ciekawego zupełnie przypadkiem. Można zobaczyć dwa razy więcej niż w zwykły sposób), albo na pobliskim bazarze z pamiątkami przeglądam pocztówki i z nich dowiaduję się, co w mieście jest warte uwagi. Czasami pragnę poznać coś nieznanego, wtedy używam internetu. Nie zawsze mam jednak wystarczająco dużo czasu, by zobaczyć w mieście wszystko, dlatego uwielbiam internetowe blogi, gdzie podróżujący ludzie wpisują swoją doświadczenia z podróżowania (teraz sama to robię! Może ktoś kiedyś skorzysta).
Od czego zaczęłam poznawanie Wrocławia? Od Rynku właśnie (moje lenistwo wygrywa, wychodzę z klatki i już jestem na miejscu). Wy pewnie, tak jak ja, też słyszeliście o tym mieście same dobre rzeczy. Moi znajomi jednogłośnie stwierdzili, że jest to najpiękniejsze miasto w Polsce, najpiękniejszy Rynek. Dopiero wprowadzając się w rejony Dolnośląska mogłam przekonać się czy mają rację. Nigdy wcześniej nie widziałam miasta. I jakie jest moje pierwsze wrażenie? Rynek rzeczywiście należy do najładniejszych w kraju, ale czy przyćmiewa Stare Miasto w Gdańsku? Przez kilka pierwszych dni tak właśnie myślałam, teraz mam mieszane uczucia. Tęsknie za Gdańskiem z każdym dniem coraz bardziej, nie potrafię być obiektywna. No ale, to notka o Wrocławiu, nie Gdańsku.
Poznajmy rynek we Wrocławiu
Jak większość tego typu miejsc wrocławski rynek jest średniowiecznym tworem, niegdyś mającym charakter placu targowego. Sprzedawano na nim lokalne specjały, tkaniny (gdzie są sukiennice? Zostały w latach 1821-24 rozebrane i zastąpione kamienicami, ponieważ wraz ze zniesieniem przywileju handlowego stały się dla miasta zbędne, a szkoda – byłaby konkurencja dla Krakowa.), różne inne specyfiki, sprowadzane z różnych krajów. Dziś jest centralnym miejscem w mieście, gdzie każdy turysta trafi na początku, albo na końcu zwiedzania miasta (można tu trafić z aż jedenastu ulic). We Wrocławiu oprócz centralnego placu mamy rynek pomocniczy, tak zwany Plac Solny. Oba te miejsca wybudowane są na planie czworokątów. Większy, główny rynek na planie prostokąta, ma wymiary 213 na 178 metrów. Czyli można sobie trochę pospacerować. Wokół rynku wybudowane są stare kamienice z różnych epok takich jak secesja, manieryzm, późny barok.
Kiedy powstał nasz cudowny wrocławski plac? Podobno już w XIII wieku za czasów Henryka Brodatego (nie miałam o tym pojęcia, też kim jest pan Brodaty, musiałam googlować). I od tamtej pory ma się świetnie. Nie został nawet bardzo zniszczony w czasie wojny. I bardzo dobrze, wystarczy że Warszawa i Gdańsk ucierpiały w znacznym stopniu.
Flagi Polski ustawione na Rynku w dniu 11 listopada tego roku.
Perełka wrocławskiego rynku
W samym centrum naszego średniowiecznego placu znajduję się wyraźny budynek, którego nie da się ominąć bez zwrócenia na niego uwagi. Jest to oczywiście ratusz. Jego budowa została ukończona w XVI wieku. Budowany był około dwustu pięćdziesięciu lat! Najstarsza część ratusza to izba sądowa, która wygląda jak dzieło sztuki romańskiej. Jest to budynek późnogotycki. Ciężko jest znaleźć w Polsce drugi tego typu budynek w takiej formie. Zachował się do naszych czasów idealnie.
Nie pełni dziś już takiej funkcji, jaką pełnił w dawnych czasach. Nie jest już siedzibą prezydenta oraz rady miejskiej, ci mają swój nowy ratusz z XIX wieku. Dziś w budynku znajduje się oddział wrocławskiego Muzeum Miejskiego, czyli Muzeum Sztuki Mieszczańskiej. Nie weszłam nigdy do środka, ale niebawem nadrobię te braki i opublikuję Wam post o tym miejscu (może jeszcze w tym tygodniu).
Co w ratuszu wyjątkowego? Z pewnością warto zwrócić uwagę na zegar mieszczący się na budynku. Jest to najstarszy w Polsce dzwon zegarowy. Znajduję się on na wierzy budynku i pochodzi z roku 1368. Dzwoni mi codziennie, dzięki niemu wiem, że czas już wstać i zacząć kolejny dzień (ach te mieszkanie przy dzwoniących zegarach – zawsze tak trafiam).
Ciekawostka na temat ratusza? Bogatsi mieszczanie mają wyrzeźbione na nim swoje podobizny (też chcę jedną!). Można je dostrzec na rzeźbionych wykuszach budynku.
Dawniej kara, dziś nagroda
Prawie nic nie zostało zniszczone przez II wojnę światową w średniowiecznym rynku. Ucierpiał w niej jednak pręgierz. Co śmieszne ludzie nie wiedzą czym jest. Kiedyś napisałam znajomemu, że będę czekać na niego pod pręgierzem, a ten nie wiedział gdzie ma iść. Dlatego informuję was, pręgierzem nazywamy słup ustawiany zazwyczaj, tak jak we Wrocławiu przed ratuszem w mieście. Dlaczego stawia się takie cudo właśnie tam? Bo tam wymierzało się dawniej kary. Przykładowo, jeżeli ktoś był oszustem zostawał przywiązywany do takiej perełki i cały świat mógł na niego patrzeć. Hańba co? Ciekawe ile razy bylibyście do takiego pręgierza przywiązani? Ja wcale, bo jestem grzeczną osobą!
Ten wrocławski pręgierz został odbudowany, zrekonstruowany jakieś trzydzieści lat po zakończeniu wojny. Dzięki temu mogę się teraz tam umawiać ze znajomymi. Wygląda ładnie, dla nie dziś spełnia walory estetyczne, czyli bardziej humanitarne niż dawniej. Nie jest miejscem sądów, a miejscem spotkań ludzi.
Dodam tylko, że oryginalny pręgierz pochodził z 1492 roku, powstawał w warsztacie Gauskego i Preusse’a. Niestety nie mam jego zdjęcia, ale nawet jutro mogę je zrobić w drodze na uczelnie i pokazać Wam, jak wygląda to cudo. Kopia jest wierna oryginałowi, więc nadal jest piękny.
Plac Solny - z czego słynie?
Jak już pisałam wcześniej we Wrocławiu tuz obok Rynku znajduje się pomocniczy rynek Starego Miasta. Ten jest wybudowany na planie kwadratu. Co go wyróżnia? Na samym jego środku stoją czynne dwadzieścia cztery godziny na dobę kwiaciarnie. Panowie zabierzcie tam swoje kobiety, zawsze będziecie mogli kupić im kwiaty! Jest to tradycyjny targ kwiatowy. Powstał w roku 1242 (dawno, co?).
Oprócz tego, że jest urokliwym miejscem we Wrocławiu, ma w sobie pewną tajemnice. Pod jego częścią wybudowany jest schron, który byłby w stanie pomieścić trzysta osób. Jego powierzchnia wynosi około tysiąca metrów kwadratowych. Jego twórca jest Richard Konwiarz. Do schronu można wejść dwoma wejsciami, jedno znajduje się w podziemnej toalecie damskiej. Gdy spacerowałam placem, nie wiedziałam, że coś takiego mieści się pod moimi stopami.
Co ciekawe na placu solnym znajduję się redakcja „Gazety Wyborczej”, którą musze niedługo odwiedzić, może uda mi się tam dostać na praktyki dziennikarskie. Byłoby najlepiej. Nie wiem, czy Was to zainteresuję, ale znajdziecie tam też ciekawy Irish Pub. Ja takie miejsca odwiedzam na całym świecie. Lubię wypić piwo w irlandzkich barach, z sentymentu do moich irlandzkich przyjaciół.
Pomódlmy się przy okazji zwiedzania
Jeśli lubisz odwiedzać kościoły, to zwiedzając rynek wrocławski będziesz miał ku temu okazję. Na Szewskiej, trochę za rynkiem znajduje się jeden z wielu kościołów we Wrocławiu. Jeden z wielu, jednak arty uwagi. Jest to kościół pod wezwaniem świętej Marii Magdaleny. Kojarzę go z lekcji historii sztuki. Mam w planach w najbliższej przyszłości wejść do środka, może odważę się wejść na wierzę (jest to mój niepokonany lęk) i przejść przez Mostek Pokutnic! Musicie tam wejść i to zobaczyć. Otwarte jest to od godziny dziesiątej do osiemnastej codziennie. Czym jest Mostek Pokutnic? Jest to most łączący dwie wierze tego kościoła pochodzącego z XIII wieku. O Mostku Pokutnic opowiada legenda, w której to leniwa dziewczyna Tekla zostaje za swoje lenistwo skazana na wieczne sprzątanie mostku. Tekla to kobieta, która w głowie miała same bale i nie myślała o zamążpójściu. Podobnie jak ja co? Obym nie skończyła z miotłom w kościele Marii Magdaleny, bo mnie może nikt nie chcieć uratować. Zapoznajcie się z całą legendą, jest nieco śmieszna.
To nie jedyny kościół. Bliżej bo na północno-zachodnim narożniku pomiędzy ulicami Kiełbaśniczą (wdzięczna nazwa, co?), a Odrzańską, znajduje się Bazylika pod wezwaniem świętej Elżbiety Węgierskiej. Kościół znany jest we Wrocławiu również pod dwiema innymi nazwami: Fara Elżbietańska i kościół Garnizonowy. Jest to pierwszy kościół, do którego poszłam się pomodlić (tak, jestem wierząca) po przyjeździe do Wrocławia. Kościół zaczęto budować w XII wieku. Nie będę opisywac jego konstrukcji, budowy i innych rzeczy, wiem że nie wszystkich to interesuje. Powiem lepiej, że wierza kościoła ma wysokość 91,46 metra i można na nią wejść. Taras widokowy mieści się na wysokości około 75 metrów. Ja się boję wchodzić na takie miejsca, ale może niedługo zaryzykuję i opisze wam swoje wrażenia w kolejnej notce. Podobno widać z wierzy szczyt Sudetów – Śnieżkę, czyli warto przełamać mój lęk i wdrapać się na górę. Ktoś chętny na spacer ze mną?
W tle widać wierzę Bazyliki pod wezwaniem świętej Elżbiety Węgierskiej
Jarmark Świąteczny we Wrocławiu
Na rynku co roku, od jakiś ośmiu lat, w grudniu ustawiają się budki z różnymi produktami, karuzela i inne rozrywkowe miejsca, bary, budki z specjałami z Francji (naleśniki) i Węgier (kołacz i langosz), czy miejsca, w których można napić się grzańca. Czyli powstaje świecący z daleka Jarmark Bożonarodzeniowy. Kocham jarmarki świąteczne, a ten wrocławski jest bardzo urokliwy. Jednak lokalni ludzie go nie znoszą. Dowiedziałam się, a raczej przekonałam na własnej skórze ostatnio, czemu tak jest. Tłumy, które przyciąga ta miejska atrakcja, nie pozwalają przejść swobodnie z punktu A do punktu B. Wspominałam już, że mieszkam na Rynku? Wyobraźcie sobie, jak wygląda mój powrót z uczelni do domu… Pełen dramatu i zdenerwowania na niczego winnych ludzi. Denerwuje mnie to, że moja trasa się trochę przeciąga. Ale i tak jaram się świecącymi lampkami i pięknymi ozdobami. Sami zobaczcie na zdjęciach, które umieszczę pod spodem. Co ciekawe, w Magicznym Lasku (tak nazywa się część, jarmarku) ustawione są przeszklone budki, w których umieszczone są scenografie i lalki. W momencie gdy przyciśniesz przycisk umieszczony na nich, z głośnika zacznie wydobywać się głos lektora, czytający bajki. Dla jednych jest to cudowne przedsięwzięcie, innych owe lalki przerażają. Sami popatrzcie:
Najciekawsza z bajek przedstawiana na Jarmarku Świątecznym we Wrocławiu.
Jarmark w dzień.
Jarmark nocą.
Inne ciekawostki
Pierwsza: W ratuszu na rynku, a dokładniej w jego piwnicy możemy zjeść smaczny obiad, w jednym z najstarszych lokali gastronomicznych w Europie. Warto zobaczyć te miejsce, nazywające się Piwnica Świdnicka. Kiedyś była to pijalnia piwa, swoją historię tworzy już ponad siedemset lat. Wiemy to stąd, że znaleziono zachowane rachunki z tego miejsca datowane na 1322 rok. Na oficjalnej stronie lokalu znajduje się informacja, że jest najstarszym tego typu lokalem w Europie! Idę tam w weekend, koniecznie! Chętnie spróbuję piwa, które podawane jest tam już tak długo.
Druga: wrocławski plac targowy dzielimy na cztery strony, Zachodnią, południową, wschodnią i oczywiście północną. Ta pierwsza zwana jest też Stroną Siedmiu Elektorów. To tam odnajdziemy najwięcej oryginalnych renesansowych i manierystycznych kamienic, które niegdyś należały do patrycjuszy. Południowa strona to ta znana jako Strona Złotego Pucharu. Jest zrekonstruowana, nie tak jak ta pierwsza. Wschodnia to Strona Zielonej Trzciny, Północna zaś jest Stroną Targu Łakoci. Fajne nazwy co?
Co ja sądzę o Rynku?
Kocham go i nienawidzę. Jest piękny, zdecydowanie ciekawy, miły dla oka, ale jednak nie jestem pewna czy powinnam była się tu wprowadzać. To że jestem wygodna i chciałam mieć jak najbliżej do uczelni i atrakcji zadecydowało, że wynajęłam mieszkanie w jednej z kamienic. Mam piękny widok z dachu, ale nie mam gdzie parkować swojego auta, męczę się mijając turystów. Nie ma nic za darmo. Kocham w pewien sposób te miejsce we Wrocławiu. Zwłaszcza, że można tu i zjeść i wypić piwo ze znajomymi. Zawsze coś się dzieje. Jest ładnie i przyjemnie. Będzie mi tego brakowało po powrocie do Gdańska (tam też mieszkam prawie przy Starym Mieście).
Sami sprawdzcie! Nie ma takiego drugiego rynku w Polsce. Jeszcze o nim napiszę nie raz, bo jak już wspomniałam, zaczynam poznawać miasto, w którym mieszkam!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)