Dzika jazda z wodnych zjeżdżalń w wrocławskim Aquaparku!

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 7 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-pl Erasmusowy blog Wrocław, Wrocław, Polska

Pobudka po wielkiej zabawie

Budzimy się późno. Pies też jest zmęczony naszymi wczorajszymi wyczynami. Cały i zdrowy wstawa jedynie Austy, który jest na wszystko uodporniony. Ogarnęliśmy troszkę pokój i siebie. Skoczyłam z psem na spacer szukać biedronki. Szybkie zakupy – pierożki ruskie, cebulka, masło i biegniemy z Lokim z powrotem nakarmić chłopaków. Szybko i sprawnie robię herbatę i podsmażam pierożki. Chcieliśmy przejechać się na luzie tramwajem do aqua parku, który miał być nie więcej niż cztery kilometry od centrum miasta. W tym momencie lunął deszcz. Padało przez cały dzień. Nie dało się chodzić po nieszczęsnym mieście, żeby nie zmoknąć. Nic trudnego. Na pomoc przyjdzie nam znowu super pan z recepcji, który podaje mi wizytówkę dla One Taxi.

Dzika jazda z wodnych zjeżdżalń w wrocławskim Aquaparku!


Aqua Park w Wrocławiu

Tutaj nie jest aż tak drogo jak w Pradze. Zwykły wstęp na trzy godziny kosztuje 35 złotych, a z ulgą 30 zł. Niestety z takim biletem nie macie dostępu do części z saunami. Ten bilet będzie kosztował 39 złotych i niestety w tym wypadku nie ma już zniżek studenckich. Warte polecenia. Do wyboru macie cały dzień, 3 godziny lub godzinę, ale trzy godziny spokojnie starczą na wypróbowanie wszystkich zjeżdżalni, popatrzenie na różne atrakcje, relaks w słonej wodzie w zewnętrznym basenie, obiad na terenie ośrodka i odwiedzenie saun na co najmniej pół godziny.

Od czego zaczynamy my? No trzeba się zamoczyć i zobaczyć co tutaj jest, zanim rzucimy się w wir zjeżdżalniowej zabawy. Wiadomo, że najlepsze rzeczy trzeba robić po lekkiej rozgrzewce. Ruszamy się zamoczyć. Przechodzimy całą część rekreacyjną poza basenami do treningu. Najpierw wpływamy do leniwej rzeki. Jej minus to to, że woda tam sięga mi do kolan. Żeby się zanurzyć, trzeba usiąść. Zaletą jest to, że nie jest aż tak leniwa i bez trudu zabiera nas w krótką podróż dookoła wyspy z trzema wannami jaccuzzi. Całkiem da się zrelaksować, gdyby nie fakt, że wysocy chłopcy mogą usiąść na tyłkach i się nie utopią, a ja muszę jechać na kolanach, które troszkę są potem obtarte. Najlepszą techniką jest posiadanie jakiegoś małego pontona czy czegoś w tym stylu i posadzenie się na nim na spływie, ale może być ciężko, gdy rzeka będzie pełna ludzi. Innym sposobem jest położenie się na brzuchu i odbijanie rękoma od dna, tak żeby nie opaść na dno.

Dzika jazda z wodnych zjeżdżalń w wrocławskim Aquaparku!

źródło:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Aquapark_Wroc%C5%82aw#/media/File:Wroc%C5%82awski_Park_Wodny_-_Baseny_Rekreacyjne_2.jpg

Dobra, idziemy wypróbować tutejsze fale. To ja chyba strasznie długo nie byłam w aqua parkach, bo myślałam, że te fale to jakaś nowinka, tymczasem już trzy parki wodne, w których byłam je mają w ofercie. Są tutaj na o wiele mniejszej powierzchni, którą uważnie obserwuje ratownik, który dwoi się i troi, żeby nikomu nic się nie stało, ale i tak nikt go nie słucha. Bardzo przykłada się do pilnowania, żeby ludzie nie znaleźli się zbyt blisko ścianek i uważali na siebie. Ja w falach jestem tylko przez chwilę i to siedząc Bobby’emu na plecach, bo ostatnio prawie bym się utopiła w Pradze.

Dzika jazda z wodnych zjeżdżalń w wrocławskim Aquaparku!

źródło:

http://aquapark.wroc.pl/o-nas/regulamin/

Z fal idziemy na małą odsłoniętą zjeżdżalnię (zdaje się, że dla dzieci) o trzech torach. Jeden jest pofałdowany, suniesz tyłkiem po falach. Jeden jest bardzo szeroki i mniej stromy i ostatni bardziej stromy i wąski. Z chłopakami ścigamy się na dół i wymieniamy miejscami. Dla mnie pofalowana wygrywa xD. Jest może powolna, ale najzabawniejsza.

Dzika jazda z wodnych zjeżdżalń w wrocławskim Aquaparku!

źródło:

http://mapa.otokoto.pl/wroclawski-park-wodny.html?p=da9a3daeb0b5099170322b10db2b8409&frameit=true

jest tu też wodny bar, gdzie za osiem złotych (płatność zegarkiem i przy wyjściu) możecie zamówić bezalkoholowy odpowiednik klasycznych drinków. Niestety niezbyt dobre. Smakują jak tania mieszanka słodkich syropów (czym właściwie są). Mojito zamiast mięty i limonki ma w sobie syropy miętowy i limonkowy. Są to drinki 0,3 a Pani, która je przygotowuje zdawała się spać, gdy przyszłam. Oparta o szafkę, z głową spuszczoną w dół i zamkniętymi oczami nie ruszała się przez co najmnie dwie minuty. Fun polega na tym, że możesz się napić, siedząc po pas w wodzie.

Zjeżdżalnie właściwe

Atrakcje o podwyższonym ryzyku są trzy. Jedna z nich to niska, ale klaustrofobiczna skrzynka. Wskakujesz do niej, aby wystrzeliło się z bardzo ciasnego okienka. Lecisz kilka metrów w powietrzu, po czym spadasz albo prosto do wody albo jeszcze odbijasz się od takiej zjeżdżalni z foli, która ma chyba złagodzić upadek i ułatwić zjazd. Wygląda hardcore’owo i niestety moja klaustrofobia nie pozwala mi do niej wejść z prostego powodu – wylot z zjeżdżalni jest tak mały, że wszyscy bali się, że ugrzęzną. Widziałam co prawda większych ode mnie chłopaków, którzy zjeżdżali, ale nie mogłam po prostu.

Zjeżdżalnia multimedialna jest taką, w której możesz sobie sam wybrać efekty dźwiękowe. Nie jestem pewna czy one nie były tylko w początkowej części rury. Migają w niej różne światełka. To w ciemnościach, to gwiazdki na białym tle. Jest to całkiem ciekawe, chociaż niektóre części są czarne jak moja dusza, a to wywołuje we mnie panikę. Wyskakujecie na wcześniej tak przez nas nazwane „kaficzko” od cafe, z tego powodu, że ten element wyglądem przypomina filiżankę od kawy. Wylatujesz i zaczynasz krążyć pod niej, a potem wpadasz do dziury po środku. Zjeżdżalnia jest bardzo długa, ale o wiele wolniejsza od tej, która znajduje się w Pradze w związku z czym nie wpadasz do filiżanki super rozpędzony i szybko wypadasz. Okres, który spędzasz w rurze mierzy zegar i możecie to sobie sprawdzić na tablicy na dole, po wyjściu. Na górze także widzą twój wynik. Chłopcy dla beki starali się jechać jak najwolniej, co zresztą nie było zbyt dobrym podejściem, bo wówczas podczas wystrzelenia macie małą prędkość i szybciej wypadacie z filiżanki.

Dzika jazda z wodnych zjeżdżalń w wrocławskim Aquaparku!

źródło:

https://www.luxtester.pl/images/upload/miejsca/aquapark-wroclaw/GoodPoland_Aquapark_Wroclaw_01.jpg

Dzika jazda z wodnych zjeżdżalń w wrocławskim Aquaparku!

źródło:

http://wroclaw.eska.pl/poznaj-miasto/aquapark-wroclaw-tu-znajdziesz-ulge-w-upalne-dni-zdjecie/8104

Jak zawsze zabawny jest szeroki tobogan, przez który jedziecie na pontonach. Jak zwykle można jechać w grupach. Jest dłuższy niż ten w Pradze. Ma więcej zakrętów i spadów, dzięki którym się przyspiesza. Pontony tak samo toczą się wokół własnej osi i jeżdżą niemal po ścianach. Przy małej wadze jednak zwalniają. Dobrym rozwiązaniem jest chwycenie się za uchwyty towarzysza. Wówczas będziecie jechać szybciej. Tam można się bawić tylko i wyłącznie na pontonie. Bez niego nie można wchodzić na zjeżdżalnię. Brakuje tych kilkuosobowych pontonów. No cóż może zobaczę je w Redzie, W każdym razie jest wesoło.

Niebieska zjeżdżalnia jest długa i całkiem spokojna. Tam możecie iść, jeżeli boicie się szybkości, ciemności i innych rzeczy. A jeżeli chcecie bardziej ekstremalnych przeżyć… musicie skorzystać z żółtej. Starczy, że weźmiecie oddech na samej górze i wstrzymacie go. Myślę, że zjazd trwa nie więcej niż pięć sekund. Tabliczka przez zjeżdżalnią oznajmia, że zjeżdżalnia należy do trudnych i jest ryzyko złapania urazu – Bobby zdarł sobie troszkę skóry z łokcia, więc może rzeczywiście zagrożenie jest realne. Jest też takie zagrożenie, że utopisz się po wypadnięciu, bo weźmiesz jeszcze oddech nie wiedząc, że za chwilę będziesz pod wodą. Już na samej górze będziecie widzieli, że zjeżdżalnia dosyć ciasna, jest praktycznie pionowa. Wskakujecie do niej i macie wrażenie swobodnego spadania. Po prostu spadacie. Po raz pierwszy zamiast zatkać sobie nos ręką, dałam obie ręce na boki i pojechałam pazurami po ścianie próbując się zatrzymać. Masz wrażenie, że w ogóle nie dotykasz zjeżdżalni. Po prostu lecisz w dół. Nagle zjeżdżalnia ostro skręca, odbijasz się od ścianki i z niewyobrażalną szybkością wpadasz do płytkiego basenu. Tak to już to. Zdążysz wziąć głęboki oddech i uciekaj z basenu, bo zaraz ktoś inny poleci. Jazda bez trzymanki, straszna, szybka, ledwo wlecisz, już wylecisz. Polecam. Ja bym drugi raz do tego nie skoczyła, ale wspomnienia pozostaną na długo.

Pora się wygrzać w saunie

W saunarium znajduje się wiele saun, w tym kilka w drewnianych domkach w ogrodzie, gdzie znajduje się również większy basen relaksacyjny. W środku są banie to gorących i zimnych kąpieli dla stóp, oraz basen Kneippa służący do ochłodzenia stóp podczas spaceru po wygrzewaniu w saunie. Możecie także skorzystać z całkiem dużego basenu Thalasso, czyli ciepłego jaccuzzi z soloną wodą – ma ona skład chemiczny przybliżony do tego co woda z morza Martwego. Całkiem ciekawa jest sauna kamienna oraz sauna solna przeznaczona wyłącznie dla pań oraz elegancka restauracja i pokoje relaksacyjne. Polecam wybór na atrakcję w ramach wieczoru panieńskiego lub dla relaksu dla par.

Pamiętajcie, że trzeba wziąć swój ręcznik, a najlepiej dwa, żeby podłożyć pod siebie w saunie każdego typu lub wypożyczyć pareo (koszt 6 złotych), które potem można oddać na kasie. W ogrodzie są również leżaki, na których możecie się rozłożyć. Do sauny wchodzi się bez kąpielówek. Można je zostawić w szafkach przy szatni.

Aquaparkowa restauracja

Cała wielka część siedzisk była z nieznanego powodu zarezerwowana przez całe trzy godziny naszego pobytu, chociaż nikt się tam nie zjawił. Na szczęście mniejsze stoliki są dostępne. Nie pamiętam czy był tam alkohol, – w saunie w ogóle nie patrzyłam na restauracyjną ofertę – ale za to były koktajle ze świeżych owoców. Jedzenie było na wagę. Chyba 3,50 zł za 100 albo 150 gram, czy w sumie nie aż tak drogo. Do wyboru były różne mięsa kurczak na kilka sposobów, pieczona szynka, jakaś rybka (całkiem dobra), z dodatków ziemniaki, ryż, jakieś osmażane kulki, frytki (których ciągle brakowało w związku z czym w oczekiwaniu gromadziła się wielka kolejka, uniemożliwiając pozostałym wybieranie jedzenia. Były warzywa na parze, świeże surówki, z których oczywiście musiało brakować buraczków xD. Wybór jest całkiem spory. Każdy znajdzie coś dla siebie. Ja mogłabym wcinać same te warzywa bez mięsa xD. Jeżeli chodzi o tych tłoczących, to typowe spojrzenie „gdzie się k**** wpychasz” i trzeba bardzo gorączkowo się tłumaczyć, że ja nie chcę waszych frytek, tylko cieszyłabym się, żebym mogła sobie nałożyć te niechciane ziemniaki spokojnie, zamiast czekać aż oni dostaną za dwadzieścia minut frytki – NIE CHCĘ WASZYCH FRYTEK! PRZYSIĘGAM! PRZYSIĘGAM! xD W końcu uwierzą, że nie zabierzesz im frytek. Potem sami rozerwą się o nie na strzępy.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!