Dom Zła i jego mieszkańcy

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 5 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-pl Erasmusowy blog Wrocław, Wrocław, Polska

Restauracja Ragtime

Znajduje się po prawej stronie na trasie na Plac Solny,zaraz przy wejściu z ulicy Kazimierza Wielkiego. Wcześniej tam nie wskakiwaliśmy, bo co to za poszukiwać, który siada w pierwszej lepszej restauracji, którą zobaczy. Jednak zatrzymujemy się tam dnia ostatniego. Wciąż po ulewach są jakieś suche stoliki, więc możemy spokojnie usiąść. Zostawiam chłopaków. Wbiegam do toalety i… o rety… Nienienie… nie chodzi o toaletę, ale o wnętrze, które widziałam po drodze. W centrum znajduje się drewniany bar, stoliki przed nim, po prawej za nim, a nad barem – cudowna antresola. Mogę sobie wyobrazić, że tam właśnie grają ten koncerty.

Dom Zła i jego mieszkańcy

Dom Zła i jego mieszkańcy

Oj, muzyka…

A więc to tam może te koncerty. Oj tak. Organizują. Myślę, że warto sobie wtedy zarezerwować stolik. Pianino, gitara, trąbki, saksofony. Typowy jazzik myślę tam leci. Idealna muzyka na wypicie piwka i lekką przekąskę lub kolację, a może nawet, żeby sobie powirować. Tego nie wiem, ale jak przyjadę do Wrocławia znowu, na pewno to wypróbuję.

Dom Zła i jego mieszkańcy

Menu

Nie mówcie ginger tonic. Na ginger tonic kelnerka musiała źle usłyszeć i przyniosła gin z tonic’iem naszemu kierowcy xD. Mają tatara z łososia. Chciałam, żeby chłopcy spróbowali czegoś, ale akurat wszyscy leczyli kaca i nikt nie był głodny, zwłaszcza, że przygotowałam im na śniadanie jajecznicę z ośmiu jaj i dwie wielkie kanapki. Podają wiele rodzajów tapas. Dopiero doczytałam co to właściwie jest i dalej nie wiem, bo rodzajów jest tyle, że ciężko powiedzieć, czym właściwie jest to tapas. O tym chyba sama mówiła mi Katarzyna Szaruga (koleżanka z roku z Gdańska, która też walczy w tym konkursie) - tu macie jej bloga:

 http://erasmusu.com/pl/erasmus-blog/46-panstw-europy-przed-30-stka

Wspominała o tym po swojej wyprawie. Czego jej zazdroszczę, to oczywiście tego, ze zobaczyła więcej krajów Europy niż ja w tym krótkim czasie. Zapraszam do lektury jej bloga.

Dom Zła i jego mieszkańcy

Ich kuchnia jest światowa. Dlatego właśnie tam, każdy znajdzie coś dla siebie. Ja znalazłam – francuska cebulową. Solidnie zapieczona z serem. Radzę nie dotykać naczynia. Ja nie pomyślałam i dotknęłam. Oprócz tego oczywiście żurek (niestety znowu w talerzu) i pomidorowa.

Cholera…, kończy mi się wino…

Dom Zła

Od jakichś dwóch godzin pytam chłopaków, a może nie pójdziemy. Nie dlatego, że nie chce iść do horrorowego domu, tylko dlatego, że doczytałam w ofercie, że wejście jest w całkowitej ciemności. Nie widzicie nic. Moja klaustrofobia, lęk przed ciemnością i świadomość, że tam w tym domu jest coś co będzie mnie straszyć. Zaczęłam się trząść, jeszcze na dobre zanim w ogóle tam do środka weszliśmy. Szczerze mówiąc, już wcinając moją zupę cebulową zwątpiłam w siebie i zapytałam chłopaków, czy rzeczywiście chcą tam iść. To był mój pomysł… Ale ze mnie łajza. I tak chcieli, więc poszliśmy. Nie powinnam wam mówić co jest w środku, więc opowiem wam tylko to co ja przeżyłam, bo biorąc przykład z mojej siostry wylazłam stamtąd już w pierwszym pokoju.

Daliśmy psa do auta, otworzyliśmy mu okna. Wiedziałam, że przyjdę szybko, chociaż nie sądziłam, że aż tak. Na parkingu spotkaliśmy dwójkę Wrocławian (kobietę i mężczyznę), którzy potwierdzili, że też są na 16:30. Byłam szczęśliwsza, że nie będziemy tam tylko we trójkę. Zaczęliśmy się zapoznawać, gdy nadeszła nasza godzina. Przed nami była jakaś grupka, więc młody chłopak poprosił nas, żebyśmy poczekali jeszcze chwilę, aż przygotują salę. Nie ma sprawy… ja to mogę w ogóle nawet nie wchodzić, jakby co.

Płacimy wszyscy za wstęp (tutaj w pięcioosobowej grupie 20 złotych, troszkę drożej niż w Gdańsku). Zapoznajemy się z regulaminem. Już mi słabo. Nie, ja chyba nie dam rady. Chłopaki, a muszę tam iść? Wy możecie iść sami. Proszę? Nie. Idziemy razem. Beze mnie nie pójdą. Chuj… Nie wyplącze się z tego. Zasady są takie jak w każdym domu strachów oni mogą dotykać ciebie, ale ty nie możesz dotykać ich. Wszystko odbywa się w egipskich ciemnościach. Musisz znaleźć latarkę. Nie znajdziesz… Twój problem – więc szukaj. Jest szukanie klucza, więc znowu nie jest tak łatwo jak tylko przejść przez piwnicę biegiem, nie oglądając się za siebie. Nie niszczyć dekoracji, jak coś weźmiecie i wiecie, że już tego nie użyjecie, rzucacie to na ziemie w tym samym pokoju, w którym to znaleźliście. Wychodzicie? Wołacie POMOCY – Pan was stamtąd wyciągnie. Musicie krzyczeć długo. Chyba czekał, czy się nie rozmyślę i nie pójdę dalej xD.

Nie ma standardowych drzwi. Jest po prostu czarna zasłona przez którą się przechodzi. Trzeba na siebie uważać. Wszędzie przejścia są bardzo niskie (z cegieł) i z progiem, na które trzeba uważać. Sugeruję nigdzie nie pędzić, bo można się odbić od ściany. Tu przechodzę pierwsze załamanie nerwowe. Krzyczę, wyrywam się, mówię, że nigdzie nie idę, wrzeszczę, żeby znowu zapalili światło. Cóż, słabo znoszę strach. Światło się zapaliło, a chłopacy patrzą na mnie spojrzeniami pełnymi wyrzutów. No co ja mogę? I patrzą. Dobra, wpadam na zaje****y pomysł – zamknę oczy! I tak wszędzie jest strasznie ciemno… Genialne, co? Jest ciemno jak w pi****e, zamknę oczy i będę bezpieczna. Bobby staje za moimi plecami i łapie mnie za obie ręce, też za rękę chwyta mnie koleżanka, którą dopiero co poznaliśmy. Austy i nowy kolega idą przodem. Zanoszę się niekontrolowanymi piskami i jękami, chociaż nic się jeszcze w ogóle nie stało. Weszliśmy. Za nami kurtyna chyba opadła, no i co? Stoimy.

Austy poszedł od razu jakoś do przodu szukać wyjścia do dalszego pokoju. Drugi facet zatrzymał się kilka metrów ode mnie i coś mówił – ogólnie rzucał mądrym pomysłem, żeby położyć ręce na ścianie i iść po ścianach. Bobby cały czas szeptał mi prosto do ucha, że dam radę, tak, że się skupić nie mogłam xD. To samo dziewczyna. Austy wypowiadał swoje obserwacje w przestrzeń, a ten drugi kolega cały czas prosił, żebym mu coś tłumaczyła na czeski. W końcu wrzasnęłam wszystkim, żeby się zamknęli – i to ujawnienie swojej pozycji, było chyba najgorszym z pomysłów.

Tłumaczę dosyć nerwowym, trzęsącym się głosem Austy’emu, że ma iść po ścianach i czuję, jak powoli mojej łydki zaraz nad kostką dotykają bardzo powoli, ale bardzo realnie i mocno trzy palce – jeden po drugim. W pierwszym odruchu myślę sobie: „k***a chłopaki, mogli by sobie nie robić takich żartów ze mnie, skoro wiedzą, że jestem tak bardzo przestraszona.” Zaczęło ozywać się delikatne mruczenie. Dziwny, niezidentyfikowany dźwięk. Na początku jak jakiś szmer, później więcej jako mruk, jakiś dźwięk idealny jako akompaniament do niepokojącej scenie w horrorze. A potem w mojej głowie coś przeskakuje. Austy walczy z czymś włochatym na ścianie, szukając wyjścia, drugi gościu jest z daleka ode mnie, Bobby trzyma mnie za obie ręce, tak samo ta kobieta. O KUUUUUUUUUUU******, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!A AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! AAAAAAAAAAAAAAAAA! POMOCY! POMOCY! POMOOOOOCY!

Taak, coś mnie złapało za nogę i po prostu oszalałam. Nie było już ze mnie żadnej rozmowy. Przyszedł Pan, którego zaczęłam z obsesyjną natarczywością błagać, żeby mnie stamtąd zabrał. Chłopcy patrzą na mnie z zawodem po raz kolejny. Teraz żałuję (po raz kolejny), że nie wzięłam trzech wdechów zgodnie z poradą i nie poszłam dalej, ale wtedy było absolutne nie. Im szybciej wyjdę, tym większa szansa, że przeżyję. Jak do podsumował Austy – nie jestem graczem zespołowym. Absolutnie. Trzeba się było trzymać pierwotnego planu i wejść Bobby’emu na plecy, albo iść zamiast stać, albo w ogóle się nie odzywać. W każdym razie – zawaliłam, uciekłam, gdzie pieprz rośnie.

Dom Zła i jego mieszkańcy

Zawstydzona i smutna, że zawiodłam chłopaków już w pierwszych piętnastu sekundach, poszłam po psa, żeby przysłuchiwać się ich dalszym zmaganiom, już z góry, z korytarza. Usiedliśmy z Lokim z parką, która dopiero co czekała nas swoją kolej. Całkiem sporo musiałam stracić.

Generalnie nie krzyczeli – tzn. nie aż tak bardzo. Co jakiś czas wybrzmiewał krzyk, w większości przypadków kobiecy, zakończony salwą śmiechów. Te przerywał dalszy okrzyk, który znów przemieniał się w dalszy śmiech lub Jezus Maryja Józef. Punktem programu, dla tych którzy przysłuchiwali się z zewnątrz był chyba ciągnący się w nieskończoność dźwięk piły motorowej połączony z zabójczym, męskim śmiechem. Było też słychać jeden bardzo paskudny śmiech żeński i nawalanie czymś o coś. Długo, bez przerw, głośno. Przez większość czasu zabawy jednak grupa główkowała. Zabawa polegała na szukaniu kluczy, aby się wydostać, a te były poukrywane w naprawdę dziwacznych miejscach, np. w pojemniku z niezidentyfikowaną cieczą, po włożeniu ręki do której, coś łapało za rękę ciebie. Był moment zawahania:

No idź.

Nie, nie pójdę.

Przestań, idź.

NIE! Ja nie pójdę!

Ale w końcu dojść się udało, bo bardzo zadowoleni i roześmiani dotarli aż na koniec w 25 minut. Ledwo drzwi się otworzyły, wyszła koleżanka. Chwyciła mnie pocieszająco za rękę:

„Wiesz co Laura, nie dałabyś rady.”. Co powtórzyli po kolei wszyscy, którzy wyszli. No piękne dzięki. Przecież to właśnie mówiłam od samego początku i wtedy wszyscy mnie ciągnęli za sobą xD.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!