Trójmiejskie kluby, część trzecia.
My tak sobie narzekamy, a chyba nie powinniśmy.
Z ciekawości odpaliłam Google i wpisałam w wyszukiwarkę „trójmiejskie kluby”. Wyskoczyłam mi długa lista z adresami. Co się okazało? Większości z tych miejsc nie znam, nie mam pojęcia, gdzie są i jak wyglądają. A widzicie, często narzekamy z pewną osobą, że w Trójmieście nie ma za wielu wartych uwagi klubów, a ponad połowy nawet nie znamy. Moje drogi prawie zawsze prowadzą do jednego miejsca, na które poświęcę osobą notkę (myślę, że na to zasługuje). I tak teraz się zastanawiam, jaki jest sens narzekania, jeśli zawsze kończy się w tym samym miejscu, jeśli nie odwiedziło się połowy otwartych imprez? Sensu nie ma, ale przecież jestem Polką – muszę narzekać na wszystko, taka moja natura.
Mini kluby, które mnie drażnią:
Soho
Najmniejszy, najciaśniejszy i najbardziej śmierdzący klub wśród tych, w których byłam. O ile parter (mały bar, kilka siedzeń) i piwnica (bardzo wąski parkiet, didżejka) jeszcze jakoś wyglądają, to pierwsze piętro jest tragiczne. Brudne ściany, smród w toalecie, drewniane podłogi i ogólnie zero klimatyczności. Na zdjęciach jeszcze jakoś to wygląda, w realu nie. Plusem zdecydowanie jest wejście do klubu ukryte jakby w wąskiej bramie, ścieżce w głąb. Soho znajduj się na ulicy Bohaterów Monte Cassino 61. Ciężko jest mi powiedzieć, czy polecam to miejsce, czy nie. Spędziłam tam tylko kilka imprez. Faktycznie, większość była bardzo słaba, bo nie miałam miejsca do tańczenia, a muzyka mi się nie podobała (co grają? House najczęściej, jakieś rnb, czy czasami drumy<- w czwartki). Na jednej imprezie trafiłam jednak, podobnie jak w Unique na saksofon. Muzyka na żywo to jest coś, co zawsze potrafi zmienić całe moje nastawienie do klubu. I chyba właśnie dlatego nie napiszę, że Soho to syf, że Soho to szit. Polecam, jeśli macie grupkę przyjaciół, z którymi chcecie sobie wyjść w miasto, ale nie na grubą imprezę, a raczej na pogawędkę, małe tańce i kilka piwek.
Zdjęcie pochodzi ze strony ->http://www.esopot.pl/soho-clubogaleria-sopot/
Mewa Towarzyska
Klub zazwyczaj zapełniony, klub zawsze roztańczony, a dla mnie nadal niezbyt ciekawy. Jednak należących do tych, do których jeszcze mogłabym w Sopocie pójść. Wydaje mi się, że winna mojej lekkiej niechęci jest muzyka tam grana. Rnb i jakieś remiksowane rapsy nie wydają mi się dobrą opcją na imprezę. Mewa, to miejsce podobne do Soho – mały parkiet, wieczny tłok i kolejki przy barze. W takich miejscach powinien być jakiś limit wejść, a nie, że klub chce zarobić siano i wpuszcza jak najwięcej osób. O ile dobrze pamiętam, w Towarzyskiej też królują drewniane podłogi, a sam budynek jest umieszczony jakby w kamienicy (adres? Pułaskiego 15/2). Tutaj jednak nie tak jak w Soho, nie tworzy to klimatu menelni, a raczej domu. I tak, w Mewie wszystkie te imprezy mają klimat większej domóweczki. Palarnia zrobiona na zamkniętym balkonie „zbliża” do siebie ludzi. Często siadasz sobie na kanapie obok nieznajomej osoby, a już po chwili masz nowego ziomeczka. Koszt wstępu to przeważnie od dziesięciu do dwudziestu złotych. Nie powiem wam, czy to zbyt mało, czy zbyt dużo, musicie sami ocenić. Ja ląduję tam bardzo rzadko. Dwa kible, mała salka z rapsami i mini zamknięty balkon to nie mój klimat, wybieram Sifna, który to… No właśnie, Sfinks700 (moja miłość) w lutym tego roku przegrał walkę z Mewą o tytuł najlepszego klubu w Trójmieście, tutaj możecie sobie poczytać więcej->http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Mewa-o-wlos-lepsza-od-Sfinksa-w-Party-Challenge-by-Desperados-n98584.html. Nie wiem jak to możliwe, ale jak dla mnie Mewa Towarzyska nie równa się legendarnemu Sfinksowi pod żadnym względem.
Zdjęcie pochodzi ze strony ->http://namonciaku.pl/3miasto/1,113052,14226008,Mewa_Towarzyska_w_Sopocie__Imprezy__filmy_dokumentalne.html
Czekolada
Z tego, co mi wiadomo nieczynna od kilku miesięcy, ale wcześniej dość dobrze prosperująca (przynajmniej kilka lat temu). Znajdował się na ulicy Bohaterów Monte Cassino 63/6. Swoim wyglądem przypominała Ego, Dream, czy Złą kobietę. Czy jak? Nowoczesny klub z klimatyzacją, trochę szkła, trochę czarnych kafli i jakieś świecidełka na suficie. Pamiętam jeszcze czasy, gdy w Czekoladzie była dość ostra selekcja, każdy martwił się, czy wejdzie do wewnątrz. Z czasem klub chyba zaczął podupadać, bo wpuszczali każdego. I tak z miejsca raczej dla ludzi dwadzieścia jeden plus, stał się klubem gromadzącym wszystkich studenciaków. Wstęp kosztował podobnie, jak we wcześniej wymienionych klubach. Muzyka? Typowo dyskotekowa, komercyjna. Wrzucam wam zdjęcie, popatrzcie sobie.
Zdjęcie pochodzi ze strony ->http://www.klimor.pl/599/wentylacja_i_klimatyzacja__wysokie/wentylacja_przemyslowa_i_biurowa/klub_czekolada_w_sopocie
Milion lat temu w Czekoladzie.
Krótko, bo obowiązki wzywają.
Miałam się rozpisać, przedstawić jeszcze kilka klubów, ale czas mnie goni. Zaraz będzie dwunasta, a ja jeszcze się nie przebrałam z piżamy. Obowiązki wzywają, praca roczna czeka. Następna notka w całości zostanie poświęcona jednemu klubowi, mojej największej miłości, legendzie Trójmiasta, Sfinksowi!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)