O tym, gdzie spędzałam po 8 godzin dziennie i dlaczego nie żałowałam tej rutyny
Powiedzcie mi, jak to możliwe, że 4-5 razy w tygodniu chodziłam do pracy na 8 godzin, codziennie robiłam to samo, a jednak mi się to nie znudziło, a wręcz było mi mało?
Za każdym razem, gdy klienci pytali się mnie, czy podoba mi się ta praca, odpowiadałam niezmiennie: Nie mogłabym wymarzyć sobie wspanialszej pracy wakacyjnej!
Po jeździe autobusem i spacerze przez Chinatown, gdzie mogłam sobie kupić jakiś egzotyczny owoc na lunch, dochodziłam do Ghirardelli Square, jednej z najpopularniejszych atrakcji turystycznych San Francisco. Jest to historyczny plac, gdzie do połowy lat 60 ubiegłego wieku znajdowała się słynna na całe Stany fabryka czekolady Domingo Ghirardelli. W tej chwili można wejść do sklepów z czekoladą, obejrzeć stare maszyny, zjeść przepyszne lody. Tak, to właśnie tam pracowałam. I nie była to byle jaka praca! Przyznaję, że tu mi się poszczęściło. Zamiast wycierać stoły czy nakładać lody zostałam ambasadorką firmy i miałam przyjemność przez całe dnie robić ręcznie przy widocznych dla klientów fontannach czekolady specjalne tabliczki, przy okazji opowiadając im o historii fabryki.
Otóż Domingo Ghirardelli przypłynął na Zachodnie Wybrzeże z Włoch w połowie XIX w. w poszukiwaniu złota. Złota niestety nie znalazł, za to popłynął do Ameryki Południowej, przywiózł ziarna kakaowca i otworzył w San Francisco fabrykę czekolady. Jest to najstarsza marka czekolady w Stanach, taki trochę amerykański Wedel. W 1964 r. fabrykę przeniesiono do miasteczka pod San Francisco, gdzie zaczęto używać nowocześniejszych maszyn. Podobno jednym z powodów były trzęsienia ziemi, które poważnie uszkodziły urządzenia. Choć czekolady już na Ghirardelli Square nie produkują, to nadal pachnie tam czekoladą!
A ja ten zapach mogłam codziennie wdychać! Przy okazji mogłam podziwiać przez okno piękną panoramę na pełną żaglówek zatokę, wyspę Alcatraz i Golden Gate Bridge. Szczerze wam powiem, że moim największym wyzwaniem było...powstrzymanie się od oblizywania łyżki! Za to z przyjemnością rozmawiałam z klientami z przeróżnych stron świata, przy okazji ćwicząc moje umiejętności językowe, począwszy na angielskim, przez francuski i hiszpański, a kończąc na rodowitym polskim, ku ździwieniu polskich turystów. Wyobraźcie sobie ich miny - przyjeżdżają na drugi koniec świata, a tu wita ich moje radosne “dzień dobry”!
Ghirardelli Square to zdecydowanie punkt obowiązkowy podczas zwiedzania San Francisco. Plusem jest, że znajduje się on w centrum, przy wodzie, i z łatwością można połączyć jego zwiedzanie z wizytą na słynnym Pier 39, przejażdżką Cable Car czy rejsem na Alcatraz.
Jeśli zamierzacie go odwiedzić, polecam wybranie się do oryginalnego sklepu Ghirardelli, lecz nie stójcie w kolejce. Pójdźcie jedynie na tył sklepu, by obejrzeć stare maszyny. Nadal pokazują cały proces produkcji czekolady, lecz już na glinie zamiast prawdziwych ziaren (mimo wszystko wygląda to bardzo realistycznie, słyszałam wiele historii o wyławianych stamtąd złotych bransoletkach czy zegarkach). Następnie wybierzcie się na sam koniec placu, gdzie znajduje się dużo większy sklep, w którym zjecie dokładnie te same lody, znajdziecie większy wybór czekolad, stoisko, na którym pracowałam i przy którym dowiecie się wszystkiego o historii placu i nie tylko. A to wszystko przy dużo mniejszym tłoku, zazwyczaj bez kolejki!
Oprócz tego na placu znajduje się kilka restauracji i lokalnych sklepów. Jeśli szukacie dobrej jakości, nieoklepanych pamiątek, jest to coś dla was. Jeśli za to chcecie wysłać tanio pocztówki, to nie polecam. Najlepsze ceny pamiątek znajdziecie zdecydowanie w Chinatown.
Dodatkowo, gdy zejdziecie po schodkach w dół do poziomu wody, znajdziecie tam niewielką plażę. Choć na to nie wygląda, można tam pływać. Często chodziłam tam wykąpać się po pracy, co dziwiło bardzo moich współpracowników, ale tłumaczyłam im, że woda jest cieplejsza niż w polskim Bałtyku. Według mnie jest to jedno z najlepszych miejsc do pływania. Po pierwsze, nie ma fal, które są dobre do poskakania, ale do pływania żabką już nie bardzo. Po drugie jest blisko wszędzie, można to łatwo dodać do planu dnia. Dojazdy nad ocean zajmują bardzo dużo czasu, a tak – godzinka kąpieli i dalej w drogę. Poza tym jest to miejsce bezpieczne, nie bałam się zostawić moich rzeczy bez opieki na brzegu i wejść do wody.
Teraz już chyba wiecie, dlaczego nie znudziła mi się ta praca. Pyszne zapachy, wspaniałe widoki, do tego popołudniowa kąpiel i cudowny zachód słońca, to wszystko zajadając się lodami albo świeżo zrobionymi przeze mnie truskawkami w czekoladzie. Czego więcej do szczęścia potrzeba?
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)