Švandovo Divadlo
Švandovo Divadlo
Teatr znajduje się na dzielnicy zwanej Andel (pl. Anioł) i z Holeszowic dojedziecie tam tramwajem numer 12. Dwunastka jedzie pod sam teatr. Małe miejskie teatry niczym nie różnią się od wszystkich otaczających nas budynków i nie robią takiego wrażenia jak teatr narodowy lub chociażby nasz Gdyński teatr muzyczny. Na szczęście ma wielki napis, który oznajmia, że jesteście na miejscu, a na afiszu znajdującym się nad wejściem do kawiarni jest napisany tytuł granego dzisiaj przedstawienia. Sugeruję zrobić rezerwacje na takie przedstawienie. Sala studyjna pomieści niespełna 50 osób, ale gdy przychodzimy na miejsce kawiarnia teatru już pęka w szwach.
Bilety zamawialiśmy telefonicznie – tzn. zrobił to Bobby xD, chociaż jestem pewna, że dałoby się to zrobić zarówno w języku angielskim jak i łamanym czesko-polskim rzucając: „Dwa miejsca” + nazwę przedstawienia, dzień i swojego nazwisko. Odbiera się je w kasie biletowej – okienko wychodzi na ulicę. U miłej Pani podajecie nazwisko i płacicie. Można kartą, można gotówką – jak zwykle z ISIC’iem macie zniżkę. Tym razem jest to 100 koron obniżki. Dorosły płaci 250 koron, a student 150 koron. Jakby co niedaleko jest bankomat, ale jest jeden problem. Česka Spořitelna ma bankomaty często w środku w banku, a żeby wejść do tego przedsionka, trzeba mieć kartę z tego banku, także jeżeli nikt miły wam nie otworzy, to jest jeszcze jeden bank, którego nie znam przy samym teatrze, ale nie wiem jak tam jest z tym bankomatem.
Szampański nastrój
Nic lepiej w niego nie wprowadzi jak kieliszek szampana. Kieliszek Bohemii kosztuje tylko 50 koron. Dostaniecie tu soki, lemoniadę, tonic, wino, piwo, szampana, czym chata bogata. A ceny wcale nie są wygórowane. Może być problem ze znalezieniem wolnego stolika. My siadamy na podwyższonych przy wyjściu, akurat przy stojaku z różnymi ulotkami. Zaczęliśmy ściągać byle jakie oczekując na przedstawienie. Bilet trzeba było odebrać o ponad pół godziny wcześniej, więc mieliśmy dużo czasu. Dobrze to pomyślane, co? Nie tylko jest pół godzinne zabezpieczenie, pozwalające w razie czego sprzedać bilet komu innemu, ale także niemal na sto procentgwarantują sobie, że napijemy się czegoś u nich w kawiarni albo pójdziemy do restauracji, bo 30 minut to koniec końców za mało, żeby latać po mieście i zamawiać jedzenie albo iść do ulubionej herbaciarni. Na szczęście ceny są bardzo zachęcające.+
O tym notka już jutro :)
Przez kawiarnie przelatują nie tylko goście, ale także organizatorzy i aktorzy. Bobby wskazuje mi jednego Pana i informuje, że jest to znany czeskich aktor filmowy i teatralny. Niestety nie oglądam telewizji czeskiej (poza wiadomościami i kanałem sportowym, gdy akurat jestem na siłowni) i nie rozpoznaję tutejszych sław. Chociaż zdawało mi się, że młoda aktorka grająca jedną z głównych ról wygląda jakoś znajomo. Ponoć gra w kontynuacji „Gymplu”, a mi się strasznie zdaje, że grała też w pierwszej części, ale może to po prostu podobieństwo.
Teatr ma dwie sale na występy. Dużą, z której nie skorzystaliśmy i Studio, w którym odbyło się przedstawienie Baal. Do studia schodzi się schodami w dół do najniższego poziomu. Bilety na górze sprawdza jeszcze młoda kontrolerka, a na dole czeka koleżanka odpowiedzialna za salę, która przed rozpoczęciem sprzedaje jeszcze programy (mój oczywiście został zalany, więc ciekawostki doczytacie sobie sami, jeżeli będziecie zainteresowani).
Wszechobecne rampy, więcej lamp niż aktorów – to jest po prostu niesamowite co się robi z tymi światłami. Widziałam niesamowitą pracę oświetleniowców na Kontrastach w Brnie. Magia, mówię wam. Chociaż sufit najeżony lampami wygląda dosyć groźnie. Jak zwykle w nowoczesnych teatrach scena nie jest oddzielona od widowni, po której prosty lud stąpa. Pierwszy rząd zaczyna się normalnie na dole i na tym samym poziomie znajdują się stoły, przy których będą występować aktorzy. Dla tego przedstawienia zdaje się, jest to ta główna część. Tu najczęściej dzieje się akcja, w tylnej części (na podeście) zwykle stoją postacie drugoplanowe, chociaż oczywiście są wyjątki.
Ze sceny są dwa wyjścia – jedne w postaci drzwi od baru, drugie to kulisy maleńkiej sceny, na której występuje poeta i „śpiewaczka”. Postacie wychodzą też zza kulis z boków scen i zza trybuny, a także po obu stron balustrady oddzielającej podest od stolików są wyjścia, nisko, tam uciekają nam aktorzy xD.
Trybuna bólu dupy
Dosłownie. Cała organizacja tej strony dla widowni troszkę leży. Trybuna jest bardzo prowizoryczna. Nie ma ponumerowanych miejsc, w związku z czym ich zajmowanie wygląda jak „kto pierwszy, ten lepszy!”. Może jakiegoś dzikiego przepychania się nie ma, ale budzi to niepokój. Nam się udaje zająć miejsca na środku w trzecim rzędzie. Pierwsze dwa rzędy są zarezerwowane…, zdaje się, że dla dziennikarzy i gości. Fotoreporter przychodzi w koszuli z długim rękawem i… krótkich spodenkach, podczas, gdy pozostali przejęli się okazją i przyszli w garniturach albo chociaż koszuli i długich spodniach.
A czemu pupa boli? Trybuna! Krzesła. Stare, proste, twarde krzesła, zamiast foteli, które znacie z kin, oper i teatrów. Bobby’emu upadła czapka do rzędu do przodu, spadła pod trybunę i musiał rozbudować ten rządek krzeseł, żeby wydobyć czapkę spod naszych nóg. Nie było miejsc na oparcie rąk, a po półtorej godziny zadek bolał niemiłosiernie i cieszyłam się, że mogę wstać i pochodzić na niewygodnych szpilkach xD.
Przedstawienie
Wyjątkowo podobały mi się dwie kreacje. Ekhart, którego zagrał Jacob Erftemeijer nie tylko aktor, ale i dramaturg, oraz muzyk.W porządku była też prześliczna Eva Josefíková. Oczywiście przedstawienie nie istniało by bez roli Baal’a, którego zagrał David Punčochář dosyć wyraźnie, bo i rola wyraźna. Dla mnie jednak samo przedstawienie wydało się trochę płytkie. Nie wiadomo dlaczego tytułowy Baal ściąga nieszczęście na wszystkich i wszystko. Czy sam jest diabłem, czy może wariatem. Jego zachowanie nie ma żadnej motywacji, począwszy od ogólnego okrucieństwa w stosunku do innych, przez powolne torturowanie samego siebie, kończąc na niezrozumiałym samobójstwie.
Nie jest to wcale tam nowoczesna sztuka Hannsa Johsta, wykonana przez komunistycznego dramaturga i pisarza Bertolta Brechta. Może cała ta atmosfera jest jakaś taka… Poeta, który wcale poetą nie jest, ma talent, którego nie używa. Coś tam zaśpiewa tu, coś zaśpiewa tam, a to wszystko jakby zupełnie przez przypadek, bo cały czas chleje albo pali (na scenie aktorzy palą papierosy, zapach tytoniu roznosi się po Sali).
Polivkarna
Dużym minusem było to, że śpiewaka nie dało się zrozumieć przez większość przedstawienia, a podejrzewam, że pełnił rolę jakiegoś takiego chóru, który pomógłby to wszystko zrozumieć. Nie wiem czy to wina mikrofonu, czy głośnego akompaniamentu, czy dykcji. Po prostu to nie poszło.
Na śniadaniu byliśmy dziś od 11 do 13 na ćwiczaku z Lokim. Laptopy, jedzonko, piłka i wszyscy zadowoleni :)
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)