Obiad w artystycznej atmosferze w Holesovie

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 6 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-cz Erasmusowy blog Praga, Praga, Czechy

Filmowe NIE- typy

Właśnie obejrzałam do końca chory film CheapThrills. Chory, po prostu chory. Troszkę mi się obiad cofnął pod koniec. Ma wszystko co powinien mieć film – sprawia, że nie możecie przestać, chociaż bardzo byście chcieli, chcecie znać zakończenie, chociaż coś wam mówi, że wcale nie chcecie. Na koniec oczywiście fabuła jest zupełnie bez sensu. Nawet jeżeli brakuje ci na czynsz i grozi ci eskmisja, to nie ujebiesz sobie przecież palca na żywca i nie zabijesz kumpla, tylko przeprowadzisz się jednopokojowej klitki. Dodatkowo naprawdę trzeba mieć coś z głową, żeby kogoś bawiły takie zabawy, a jeżeli znajdziecie dwie osoby w tym samym domu tak chore, to musicie mieć wielkiego pecha. Film jest o tym jak człowiek się sprzedaje. Miało to być coś jak reklamowany ostatnio w kinie Nerve i w sumie się udało, ale w mega  powiększeniu. Nerve zresztą prezentuje bohatera, którego wszyscy polubicie, takiego który przez drobny błąd wpadł w tarapaty, a potem musi heroicznie lub nie się z nich wydostać, ale szlachetne uczucia itd. CheapThrillspokazuje kochającego ojca i męża, który tnie siebie na kawałki dla uciechy pary ekscentrycznych bogaczy, a potem rozwala znajomego bez zmrużenia oka. Wszystko dla 250 tys. dolarów. Mi dalej troszkę niedobrze, a wy możecie sobie na to zerknąć. Film przez większość czasu jest po prostu dziwny, bo sam zakład jest po prostu zbyt hardcore’owy na rzeczywistość – przynajmniej moją. Potem zaczyna być niepokojący, aż w końcu po prostu nieprzyjemny. Niemiłego oglądania życzę, bo szczerze mówiąc ani nie wkraczacie w jakieś głębsze przemyślenia bohaterów. Jeden płacze, że nie miał dobrego startu w życiu, drugi, że ma rodzinę i musi ją ratować od wylądowania na ulicy (czyli ten sam motyw co wszędzie) i przezywają się od debilów, zer, nieudaczników, wariatów, złych kumpli.

Dla poprawy humoru odświeżyliśmy sobie z BobbymInside Out – po prostu prześwietny film animowany. Jeżeli zobaczyć pełną żartów opowieść o tym, co dzieje się człowiekowi w głowie – polecam. Rozśmieszy, zasmuci, żeby dalej cieszyć. Jeden z bardziej udanych filmów.

Co do nowości, byliśmy w kinie na Suicide Squadniestety zawiódł moje oczekiwania. Typowy film o antybohaterze, który okazuje się wcale nie aż tak zły, albo bardzo zły, ale przynajmniej sympatyczny – dający się lubić. Polubicie zarówno gościa od ognia, niezrozumianego nie – złoczyńcę, który poświęca się dla sprawy, walniętą dziewczynę Jokera i Deadshot’a kochającego swoją córeczkę. Co z tego, skoro fabuła nie jest wciągająca? Wszystko posunie się dokładnie tak jak myślicie. Będzie dużo strzelania – po prostu wielka rozwałka, ale nic poza tym. Nie dostaniecie ani oryginalnej historii, ani nawet dowcipów, które były głowną zaletą Deadpole’a. Kolorki, stroje, sceny walki, wyraźne postacie – koniec.

Kulinarnie w Pradze

Nie wiem czy to przez to, że okres nadciąga, ale ostatnio dość często marudzę xD. Nie chcę, po prostu tak wychodzi. Mieliśmy skoczyć na bilard albo rzutki. Ostatecznie nie skoczyliśmy na nic. Zjedliśmy natomiast obiadek w barze Kaktus w galerii handlowej na Andelu. Jest to jak słyszycie z nazwy knajpa z meksykańskim żarciem. Jedzenie wygląda tam dobrze i dają całkiem spore porcje, przy czym danie obiadowe kosztuje około stówki. Nie jest źle.

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

Knajpę wybiera Bobby i zachwala ich zupę fasolową w bułce. Potwierdza się też, że wszystkie danie typowo meksykańskie są zrobione dosyć dobrze, ale nie radzę kosztować kuchni europejskiej. Zamawiam sałatkę Ceasar i co? Zrobić sałatkę źle – tak, że nie będzie zbyt dobrze smakować to jedno, ale zrobić zupełnie inną sałatkę to drugie. Miałam ochotę komuś tą surówką rzucić w ryjczon, ale doszłam do wniosku, że nie dość, że banda filipińców może w ogóle nie zrozumieć co do nich mówię, to jeszcze byłam przekonana, że w fast foodzie nikt mi pieniędzy nie zwróci. A teraz co było nie tak z tym „Ceasarem”?

Z wierzchu wygląda całkiem interesująco i jest to spora porcja. Zamiast zwykłej miski, podana w jakiejś misce z czegoś co się kruszyło, ale praktycznie nie miało smaku. Opieczony jakiś taki chruścik. Na górze sporo kurczaka i kawałek opieczonego chleba tostowego przekrojony po skosie na pół. Z góry wygląda całkiem niegroźnie. Sałata… jakaś tam… Cebulka, kawałki papryki… Już brzmi dziwnie co? Osmażony kurczak pokrojony w plasterki jest całkiem niezły. Podano mi małą miseczkę z śmietaną…? Okay, więcej nigdy gorzej. Zdziwiło mnie, że nie czuję żadnego dressingu, ale myślałam, że może się do niego nie dokopałam. Dokopałam się za to do czego innego. Nie… o żadnych grzankach nie ma mowy. Znalazłam za to ogórka (wielkie grube plastry) i kiszoną kapustę! Którą dopełniona była miska. Świeża sałata to były zaledwie trzy listki na krzyż. Ale co tam do cholery ta kiszona. Potem jeszcze wykopałam marchewkę.

„Proszę Pani, ja kupowałam Ceasar, a nie Colesława.”. Tego oczywiście nie powiedziałam i siedziałam nachmurzona do końca dnia, bo chociaż zapełniłam brzuch, to był on pełny surówki z kurczakiem, które mogłam sobie kupić w Albercie za pięćdziesiąć koron, a nie stówkę w restrauracji. Nie próbowałam dań chłopaków, którzy raczej byli zadowoleni, ale Europejskiej kuchni się wystrzegajcie.

Wpadlismy tez na swiezy sok. Co prawda wielki kubek kosztuje czesto ponad 100 koron. W zaleznosci  od zawartosci, ale taki koktajl spokojnie starczy za pierwsze sniadanie. Do tego nabijaja usmiech za darmo.

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

Im so  hippster

Z wiekiem pojawia się w człowieku takie coś, że chce zjeść nie tylko dobrze, ale też ładnie. Dobrze możecie zjeść w domu albo w kebabie. Dostaniecie solidną porcję i będziecie prosiakami we własnym zaciszu, ale jak już się idzie na miasto, chce się oglądać ciekawe wnętrze, słuchać przy obiedzie dobrej muzyki, być obsługiwanym przez uśmiechniętą kelnerkę, która dba o twoje szczęście i oglądać jedzenie, które będzie wyglądać, jakby wyszło z kuchni w pięciogwiazdkowej restauracji.

W wielkich miastach wykwit hippsterskich jadłodajni. Chodzą tam młodzi i starsi chłopcy z kucykami, laski z fantazyjnymi fryzurami i w drogich ciuchach i studenci Erasmusa, których stać xD. Może dlatego, że ci wszyscy ludzie popijający tam latte wyglądają tak strasznie bogato, zawsze bałam się tam wchodzić – wiecie, Lauraobtartus w dziurawych glanach. Okazuje się, że jednak wcale nie jest tam aż tak drogo – dobrze, drożej niż w barze mlecznym, ale za to jedzenie wygląda smakowiciej, no i wybór jest większy niż między schabowym a jajkiem sadzonym z ziemniakami.

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

Jeżeli też nie możecie znieść glutenu, te modne restauracje sporządzą wam legendę do menu z uwzględnieniem także wszystkich możliwych alergenów.

My skosztowaliśmy lemoniady o smaku jagód z miętą i zupy krem z groszku. Pyszka. No dobrze, lemoniada jak to lemoniada raczej woda z lekkim posmakiem jagód, ale za to krem z groszku! Mniam! Dają co prawda mało pieczywa -> pewnie nie chcą, żebyśmy utyli. Miło z ich strony xD

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

Zachwyca wnętrze. Zaraz obok jest Design Shop. Z ulicy przez okna możecie podziwiać aranżacje wnętrz jednego z najbardziej znanych czeskich projektantów, przynajmniej z tego co mówi mi o tym miejscu Bobby. Cholera, nie pamiętam nazwy restauracji xD. Ale jest właśnie przy tej wystawie, która znajduje się w pobliżu skrzyżowania na ulicy dělnickiej przy wspomnianej już wcześniej restauracji, w której płaci się bitcoinami.

Polecam.

Z dzisiejszych ciekawostek prywatnych:

Bobby trenuje psa, żeby nie wchodził na łóżko. Łamanym polskim wydaje mu komendy i z nim dyskutuje. W końcu po 20 minutach niepowodzenia stwierdza, że będzie twardy – pokaże twardą rękę. Pędzi do kredensu i woła „Piškotki!”. Po czesku to znaczy biszkopty i mówimy tak na kąski dla Lokiego. Nie ma co. Był bezwzględny… xD

A propos kontrolerow biletow w Pradze, tych ktorzy ponoc stoja przy wyjsciu z metra i tam lapia ludzi, to oni istnieja! Naprawde panowie granatowo-blekitnych uniformach w towarzystwie policjantow lapia pasazerow na gape przy wyjsciu z metra.

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-

obiad-artystycznej-atmosferze-holesovie-


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!