Wycieczka do Poznania miasta dwóch koziołków!
Poznań ciąg dalszy!
Nie tylko na targi designu Arena pojechałam do Poznania. Jak już wspominałam w poprzedniej notce, nie byłam nigdy wcześniej w tym polskim mieście. Nie miałyśmy jednak za dużo czasu by je poznać i zwiedzać, ale próbowałyśmy. Gratisowo padał deszcz, przez co musiałyśmy skrócić nasz wyjazd. Zanim jednak dojechałyśmy do domu postarałyśmy się wyciągnąć z tego miejsca jak najwięcej się da.
Zakwaterowanie w mieście koziołków
Po pierwsze nocleg. Tym razem nie mogłam skorzystać z AirBnb, ponieważ żaden gospodarz nie chciał nas przyjąć. Nie rozumiem, po co ludzie wystawiają ogłoszenia, zaznaczają wolne terminy w kalendarzu, a później odpisują, że sorry jednak nie, nie można. Sama wynajmowałam pokój na AirBnb, wiem jak to działa. Jeśli nie było mnie na miejscu, zaznaczałam, że ten i ten termin jest niedostępny i nie miałam zbędnych problemów. No ale, ludzie w Poznaniu, chyba nie do końca wiedzą, jak ten portal działa. Musiałyśmy jednak gdzieś spać, więc poszukałam taniego hostelu. Nie chciałyśmy płacić miliona dolarów za to, bo jesteśmy nad wyraz oszczędne. Znalazłam hostel na starówce za dwieście siedemdziesiąt złotych za dwie noce dla dwóch osób. Cena niska, niewiele większa niż ceny pokoi na AirBnb.
W tym budynku mieścił się nasz hostel. Mało zachęcająco, co?
Gdy dotarłyśmy na miejsce (po pierwszym dniu targów) okazało się, że hostel nie jest szczytem naszych marzeń o noclegu w mieście, ale przynajmniej miałyśmy do niego blisko. Dlaczego nie był fajny? Umiejscowiony był w starej kamienicy, co akurat nie było jego wadą (kocham kamienice), ale przez to było w nim zimno. Właściciele wyłączali ogrzewanie na dzień… Niby było tam czysto, ale tak nie do końca. Miałyśmy za to pokój dwuosobowy, z dwoma oddzielnymi łóżkami, co było wielkim plusem. Postarałyśmy się nie narzekać. Próbowałyśmy nie zwracać uwagi na pomarańczowe ściany i czerwone zasłony – szczyt gustu. Mogłabym założyć swój hostel, chyba urządziłabym go inaczej, też po kosztach, ale ze smakiem. Było tam też głośno, no ale, to tylko dwie noce. Gdybym chciała spać w wygodach, musiałabym zapłacić więcej, za hotel, nie zwyczajny hostelik jakich wiele.
Pierwsze wrażenia w Poznaniu
Poznań to miasto zupełnie inne niż Gdańsk, w którym mieszkam. Inny też niż stolica Polski. Nie spodziewałam się, że będzie tak wyglądał. Stare kamienice z secesyjnymi dodatkami. Trochę obdrapany, ale przez to uroczy. Niestety miasto jest brudne. Zupełnie inaczej niż Gdańsk. Zdziwiłam się, że w Polsce mamy syf na ulicach. Pierwszy raz się z tym spotkałam. No ale, przymknijmy na to oko.
Poznań jest ładny. Ma swój urok. Pierwszego dnia wybrałyśmy się na spacer po starym mieście. Dotarłyśmy na Rynek, który bardzo chciałam zobaczyć. Ten poznański przypomina mi rynek wrocławski. We Wrocławiu jest większy, ale oba są ładne. Poznań wygrywa jednak pod względem ratusza. Budowla w Poznaniu pochodzi z czasów renesansu. Jego autorem jest Giovanni Battista di Quadro. Codzinnie o dwunastej możemy usłyszeć tam hejnał, ale też zobaczyć koziołki stykające się rogami (mi nie udało się tego zobaczyć : (( ). O koziołkach napiszę za chwile, bo to chyba dosyć ważna kwestia, jeśli chodzi o to miasto.
Poszłyśmy dalej, zachwycone ratuszem. Następnym pięknym poznańskim budynkiem w okolicach jest kościół farny. Ciężko go sfotografować przez to, że wejście do niego znajduje się na bardzo wąskiej uliczce. Dodaje to mu uroku. Chciałyśmy wejść do środka, ale odbywało się w nim nabożeństwo, nie chciałyśmy przeszkadzać. Kościół jest barokowy, powstał w 1651 roku. Weszłyśmy na jego dziedziniec, który w dzień musi wyglądać niesamowicie.
Poznańska legenda o koziołkach
Dalszy spacer doprowadził nas do brązowych koziołków. I to jest czas na legendę o koziołkach poznańskich. Legenda głosi, że dawno, dawno temu, gdy odbudowywano ratusz, zamówiono do niego też i zegar. Z tej okazji, odsłonięcia dzieła, postanowiono zrobić wielką ucztę (zawsze jest dobry pretekst do melanżu). Za jedzenie na imprezce odpowiedzialny miał być kuchcik Pietrek, który był przy okazji bardzo ciekawski. Gdy pilnował by mięso się nie spaliło, zostawił je na chwile i postanowił podejrzeć nowy, cudowny zegar. W tym samym momencie mięsko spadło i się spaliło.
Kuchcik się przeraził i zwiał na łąkę, z której ukradł dwa koziołki. Chyba chciał je upiec, by nie dostać kary. Koziołki bały się tak jak kuchcik i nawet mu zwiały. Zwiały na wieżę ratusza, gdzie ze stresu zaczęły uderzać się rogami. To widowisko rozbawiło cały Poznań, dlatego postanowiono upamiętnić tę scenę i dobudować koziołki do zegara. Jeśli kogoś to ciekawi, to ostatecznie koziołków nie zjedzono, a kuchcikowi Pietrkowi się upiekło.
Czy ja znowu jestem w Kalifornii?
Po przejściu miliona kilometrów, wróciłyśmy do naszego „cudownego” hostelu i szybko zasnęłyśmy, by następnego dnia, znów biegać po targach, a później znów zwiedzać Poznań. Jest w Poznaniu jedno ciekawe miejsce, do którego pragnęłam iść. Plan był taki: od razu po targach tam się udajemy. Oczywiście chodzi mi o palmiarnie! Kocham kaktusy i palmy, jak miałam odpuścić zwiedzanie poznańskiej palmiarni? Znajduje się ona na ulicy Matejki 18, czyli blisko Targów. Dokładnie jakieś dziesięć minut, no może piętnaście spacerem.
Palmiarnia znajduje się w dużym parku, którego urok został zakryty przez brzydką pogodę, jaka była tego dnia. W słoneczny dzień na pewno wygląda lepiej. Wtedy był szary. No i zaczynał padać deszcz. Nie chodziłyśmy zbyt długo po tym parku, bo pragnęłyśmy, jak najszybciej się ocieplić i ochronić nasze wełniane płaszcze przed skurczeniem pod wpływem wody deszczowej. Weszłyśmy do palmiarni, zostawiłyśmy swoje rzeczy w szatni (koszt jeden złoty od sztuki) i kupiłyśmy ulgowe bilety za siedem złotych (bilet normalny kosztuje dziewięć złotych).
I moim zdaniem warto tam wejść. Nie widziałam tylu palm i kaktusów naraz chyba nigdy. Byłam w swoim małym raju. Nie tylko roślinki możemy tam zobaczyć. Są też piękne, kolorowe papugi, ale ku naszemu rozczarowaniu, nie latają one nad głowami, a są zamknięte w klatkach.
Selfie z Ewą w Palmiarni.
I zdjęcie czubka mojej głowy na tle palmy.
Są też w oddzielnym pomieszczeniu akwaria, w których pływają najobrzydliwsze ryby, jakie w życiu widziałam. W terrariach znajdziecie tam dwa węże (nie pamiętam jakiego gatunku, gapiłam się na nie dziesięć minut, a nie zapamiętałam nazwy.). W stawiku pływają kolejne brzydkie ryby, które otwierają pyszczki w oczekiwaniu aż je nakarmisz. I jest tam ciepło, jak to w palmiarniach bywa. Super miejsce (Gdańska palmiarnia przy tej wysiada.).
Na koniec…zakupy (no oczywiście)
Kto z was nie słyszał o Starym Browarze w Poznaniu? Jest to Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu. Powstał w miejscu starego Browaru Huggera, stąd nazwa tego miejsca.
Powiem wam szczerze, nigdy wcześniej nie byłam w tak ładnej, tak ciekawej architektonicznie galerii handlowej. Wpadłyśmy tam tylko na chwile, na szybkie zakupy (zabrakło mi t-shirta na zmianę), ale obie podziwiałyśmy budynek. I te świąteczne króliki na środku. No po prostu super. Możecie tam zajść pod pretekstem zwiedzania i przy okazji wydać pieniądze na (najczęściej zbędne) ciuchy. Polecam, Monika Sikorska.
Podsumowanie dwudniowej wycieczki do Poznania
Poznań ma swój urok. Trochę przypomina mi Budapeszt, czyli ma w sobie to, czego brakuje mi w Trójmieście. Jestem zła, że nie zdołałyśmy zobaczyć więcej. Byłyśmy zmęczone targami, chodzeniem i niebardzo miałyśmy siły by chodzić dalej. Odłożyłyśmy zwiedzanie na następny dzień, na sobotę. Nie przewidziałyśmy jednej rzeczy… że ulewa zepsuje nam plany. Zjadłyśmy śniadanie i wróciłyśmy do Trójmiasta, marnując dzień. Ewa powiedziała mi, że ma pecha do Poznania, bo za każdym razem, gdy przyjeżdża do tego miasta, to w nim pada. Muszę chyba wybrać się tam sama, przy najbliższej okazji. Mimo wszystko i tak jestem zadowolona, wyjazd był super. Chętnie tam wrócę. To był fajnie spędzony czas.
Ewa żegna się z Poznaniem.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)