ERASMUSOWA ANKIETA
Dziennikarski niewypał
Pomyślałam sobie: „ach, zabawię się w dziennikareczkę. Ach, walnę sobie ankietkę, a będzie o czym pisać.”. Pod natchnieniem blogów polaków mieszkających w Czechach, chciałam sprawdzić co „cizincy” (pl. Obcokrajowcy) myślą o Czechach (Brnie – dokładniej), jak sądzą, co Czesi sądzą o nich i ich rodakach, itd. Wielokrotnie widziałam, jak ludzie robią na erasmusowych grupach ankiety na zaliczenia albo do prac – a co tam, pewnie w jeden dzień uzbieram chociaż odpowiedzi przedstawicieli pięciu państw. Mam trzy… Z czego czasami nie jestem pewna, czy ludzie dobrze zrozumieli pytania – może coś źle sformułowałam?
No więc, pierwsze pytanie brzmiało:
- „jak myślisz, jaka jest opinia Czechów o tobie i twoim państwie?”. Każdy kraj i jego reprezentant to jakieś stereotypy, często w gronie międzynarodowym przy piwku pada z pełnym przekonaniem pewne: „A bo przecież u was to wszyscy…”. Niekoniecznie. Jedna osoba odpowiedziała, że według Czechów jej nacja jest niesamowita (jednym słowem) – przy czym oczywiście nie podała swojej narodowości, chyba najistotniejszej dla tego pytania sprawy. Ktoś ze Słowenii nie jest w stanie się ustosunkować, a Tunezyjczyk/ka jest przekonana, że są uważani za bardzo religijnych, ale także ludzi mało otwartych o wąskich horyzontach.
- Jeżeli chodzi o ich opinię o samych Czechach tu już są zgodni, uważają Czechów za zimny, nieśmiały i mało rozmowny naród (naprawdę mówimy o tym samym państwie? XD), chociaż jedna osoba dodała, że po pewnym czasie się rozluźniają. Kolejna osoba – znowu poprawność polityczna – stwierdza, że są różni. I tyle.
- Jako swoje ulubione miejsca podają przeważnie kluby i puby. Pojawiają się nazwy miejsc, w których nigdy nie byłam Mandarin i carribic oraz bardziej znane jak Dum panu z Lipe i u dreveneho vlka.
- Dwie z trzech osób nie pracowały na terenie Czeskiej Republiki. Tunezyjczyk/ka tak i twierdzi, że wynagrodzenie jest dobre, jeżeli mieszkasz w Czeskiej Republice.
- KTOŚ z Słowenii twierdzi, że nie był zaskoczony stylem życia Czechów – nic dziwnego, pewnie u nas to wszystko wygląda podobnie. Osoba, która nie podała miejsca zamieszkania jest zaszokowana faktem, że piwo pije się tutaj jak wodę – to pewnie jakiś anglik…
- Na pytanie o plusy życia w Brnie ktoś odpowiedział „shared Flat” – jak bardzo się staram, tak i tak nie mogę wymyśleć, co ten ktoś mógł mieć na myśli. Największym atutem według badanych (nieszczęsnej trójki, która pomogła) jest transport miejski – fakt, jeden z najlepiej pomyślanych i skoordynowanych w Europie. Mówi się też o niskich kosztach życia – z drugiej strony co może być drogie, kiedy Unia Europejska i w większości przypadków rodzice sponsorują studia – ale przepraszam, Tunezyjczycy pracowali.
- Ludzie chwalą sobie także spokojną, niespieszną naturę Czechów, no i „drinking culture” – nie jestem pewna, czy chodzi o to, że pijemy grzecznie, czy o fakt, że pijemy dużo xD. Dla przedstawiciela Tunezji „for me, nothing interesting In Czech culture”. Troszkę przykre. Zwłaszcza, że przyjechał jednak z daleka i zwyczaje pewnie się różnią, chociaż troszeczkę.
- Jeżeli chodzi o jedzenie – oklaski zbiera smażony ser. A jakże! Z tatarką i frytkami. Zgadzam się. I niespodziewanie pojawia się svickova. Jest to potrawa z knedlikiem - sos warzywno- wołowy. Kto by powiedział, że Tunezyjczycy przepadają za ciężką, czeską kuchnią!
- Na pytanie co by można zmienić, wspominają o naprawie dworca kolejowego. Fakt, wygląda koszmarnie, koło niego znajduję się nawet wcale nie piękniejsza główna poczta, która też wygląda jak zabytek komunizmu. W Słowenii jest najwyraźniej więcej ścieżek rowerowych, bo to uznano za główny problem. Tu ludzie jeżdżą na wszystkim jak wariaci, może rzeczywiście brakuje połączeń z centrum miasta. Są wytyczone pasami linie na jezdni, ale nie jestem pewna, czy to do końca bezpieczne, zwłaszcza, że nie każdy kto na ulicę wyjeżdża, umie jeździć – tak, mówię o sobie. Tunezyjczycy chcieli by zwalić do Brna jeszcze więcej obcokrajowców – a i tak jest ich tutaj dosyć sporo. No cóż, mamy co chcieliśmy.
Tam w oddali macie super tramwaj, a tutaj najpopularniejszy przystanek w Brnie :)
Dzięki Bogu – Czesi to nie służbiści
Polacy z drugiej strony, to już chyba bardziej, ale może to po prostu kwestia konkretnych przypadków – za Tunezją: ludzie są różni. Nie zmienia to faktu, że ze swoim obżartym dowodem osobistym odebrałam paczkę z poczty, udało mi się przedłużyć konto w bibliotece. Za każdym razem oczywiście jego widok i związana z nim historia wywoływała ryk śmiechu i przekazywanie sobie nieszczęsnego plastiku z rąk do rąk w celu bliższych oględzin, ale jednak udaje mi się załatwiać sprawy niezbędne do życia, wchodzić do klubów, pubów, kupować fajki, bilety miesięczne. Ludzie się nie czepiają, bo każdemu nieszczęście się wydarzyć może.
A co w Polsce?! W Polsce nie mogę piwa w Lidlu kupić, nawet gdy macham babie przed nosem dwiema legitymacjami studenckimi, kartą kredytową i nieszczęsnym dowodem.
No, i nakrzyczałam się. Starczy.
Tu macie - O - wewnętrzny ogródek na PIĘTRZE!!! Moravske zemske knihovny
Można? Można.
Na szczęście, dzięki super Pani z biblioteki mam już konto, potrzebne książki i mogę spokojnie uczyć się do sesji. Lepiej późno niż wcale. Egzamin w poniedziałek. Nie wiem jak to zrobię, ale jak dobrze wiecie, najwięcej człowiek potrafi zdziałać na dzień przed egzaminem. Postaram się dać radę, a jak nie, to cóż… przecież tak świetnie improwizuję.
Urodzinowo
Na urodziny Marcela dotarłam okrężną drogą, ale mimo to dobre półtorej godziny przed czasem. Kupiłam mu więc urocze ciasteczko z karmelem, w które wbiłam świeczkę tak, że ciastko niemal się rozpadło – cóż za finezja. Poszłam sobie na piwko do na stojaka. Miałam nawet fotkę kolejki ciągnącej się przez cały pub, ale nieopatrznie pousuwałam, w związku z czym musicie poczekać do… jutro, albo popojutrze. Czuję już nadchodzący przedegzaminowy głód alkoholu (mamo, jeżeli to czytasz, to proszę, nie wstydź się mnie xD).
A tak swoją drogą wszystkie najlepszego dla mam. Dzięki wam istniejemy, żeby wam przynosić ból, strach i cierpienie. Także najlepszego xD.
Na stojaka jest tak popularne, że w środku nigdy w lecie nie da się usiąść… Ha ha, robię was w konia, nie da się usiąść, bo nie m siedzeń, bo to… NA STOJAKA. A tak serio, w środku nawet się nie da stać – kolejka wypełnia cały pub. Za to na placu jest już od cholery miejsca i tam też ustawiają się klienci okolicznych lokali. Serio, ludzie siedzą na ulicy, na krawężnikach. Wszyscy świetnie się bawią. Są tłumy – jak na jakimś flash mobie xD.
Marcel dociera tradycyjnie spóźniony – nietradycyjnie pięć minut, a nie dwadzieścia. Myśli życzenie, stwierdza, że i tak się nie spełni i końcowo i tak nie wiem co sobie życzył, bo doszłam do wniosku, że nie spełni się, jeżeli mi powie. Ostatecznie, jeżeli i tak ma się nie spełnić to może mi powiedzieć. CO TO BYŁO ZA ŻYCZENIE?
Otrzymuje prezent – jak zwykle koszulka w złym rozmiarze. Teraz dla odmiany za duża. I weź tu bądź mądrym. Napisałam też wierszyk na karteczce, która była w opakowaniu, ale o nim nic nie wspominał. Przypuszczam, że wierszyk mógł przypadkiem wraz z opakowaniem wlecieć do kosza na śmieci…, ale szczerze mówiąc był pewnie bardzo słabo widoczny w tym opakowaniu. Może to zresztą dobrze? Wszystkie zwrotki były spoko, ale ostatnie dwa wersy zrymowałam do słowa „grób”. Nie wiem, czemu mnie to napadło. To mało optymistyczny akcent, zwłaszcza dla osoby, która uważa otwarcie mnie o tym informując, że urodziny to żaden powód do świętowania.
Urodzinowy burger jak zwykle przepyszny, no i potem na piweczko.
Psiur w akcji
Tak… pies w Jeseniku podłapał pchełki od jakichś podwórkowych kociaków. Trzeba jak najszybciej iść do weta. Do tego czas najwyższy urąbać temu wariatowi pazury. Nie wiem, czy to się robi i ja na pewno tego nie zrobię – mam dosyć krwawiących łap od wypadku na ruchomych schodach w warszawskim metrze. Dziś na przykład prawie straciłam rękę. I to bolało. To bolało w ch**. Normalnie tylko miauknę „auu” i bawię się dalej. Teraz jak nie wrzasnę, nie rzucę smyczą. Aż widziałam strzępki naskórka. Może w lekkim szoku, ale chwyciłam psa i ruszyłam do podwórkowego weterynarza z krwawiącą ręką z zamiarem urąbania mu tych pazurów tu i teraz.
Na szczęście wet był na przerwie obiadowej, a ja nie miałam kasy. Pójdziemy po ostatniej, maleńkiej wypłacie.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)