Kraków – oszuści i MOCAK.
Jadę oglądać!
Pisałam już o tym kilka razy, ale teraz lekko was przestrzegę prze nieuczciwymi Polakami, który w Krakowie spotkać można wielu (podobno, ja dopiero poznałam jedną oszustkę).
W sobotę wieczorem pojechałam na chwilę do Alternatywy (klub w Malborku ->https://www.facebook.com/ALTERNATYWAKLUB/?ref=nf), grzecznie jak na mnie nie przystało, wypiłam wodę z cytryną i jakoś o pierwszej wróciłam do domu, przecież miałam rano wyjeżdżać. O szóstej wstałam, a o ósmej siedziałam już w pociągu – jechałam po mieszkanie! Super się trafiło, bo miałam Inter City (pociąg pośpieszny) o dobrej godzinie. Kupiłam sobie bilet dzień wcześnie na www.pkp.pl. Zapłaciłam jakieś osiemdziesiąt złotych. W Krakowie miałam być o trzynastej trzydzieści.
Wyszłam z pociągu całkiem zadowolona, zaraz miałam mieć klucze od mieszkania! Dojście do nowej chaty zajęło mi jakieś dziesięć minut (lokalizacja idelana!). Mijałam sklepy, przychodnie zdrowia, stare, śliczne kamienice i w końcu trafiłam na Krowodarską. Z minuty na minutę cieszyłam się coraz bardziej, wszystko było jak w bajce. Weszłam na klatkę, która wcale nie śmierdziała szczochami. Na klatkę, która pięknie była oświetlona (ogromne okna z żółtą szybą). Weszłam na ostatnie piętro, drzwi otworzyła mi kobieta w średnim wieku (około czterdziesty pięciu lat).
Co ja widzę?
Przedpokój wyglądał dobrze, skórzana kanapa i jakiś stół. Weszłam dalej. Kobieta ruszyła chwilę przede i szybko zamknęła drzwi pokoju, który podobno będzie wynajmowany komuś innemu. Mój miał mieć trzydzieści metów kwadratowy i balkon. Okej, balkon był, ale te metry, to chyba policzone razem z przedpokojem. Nie znam się na mierzeniu pomieszczeń, matmie itp., ale na bank aż takiej powierzchni tam nie było. Nieważne, nieważne. Okno prawie na całą ścianę wynagradzało wszystko. Już widziałam, jak tam sobie leżę na materacu w zimowy wieczór, z lampą wina w ręku, świeczkami pozapalanymi wszędzie dookoła i książka na nogach – bajka! Płacić miałam niecałego tysiaka (wiem, dużo, ale chcę mieć już spokój, spakować bagaż i jechać, i mieszkać, i studiować), a gdy płaci się takie pieniądze, to można wymagać swobody i wygodny. Zapytałam więc kobiety, czy mogę przestawiać meble, byłam pewna, że się zgodzi. I zaczęło robić się dziwnie, coś tłumaczyła, że przecież tak jest ładnie, że po co, że szkoda mojego czasu. No dobra, co mi tam, przestawię i tak, przecież kontrolować mnie nie będzie. Przeszłyśmy dalej… jedna sofa – okej, tylko się nie rozkłada – wersalka – okej, ale się nie skałda. No dobra, znowu machnęłam ręką, przecież i tak miałam przywieźć swój materac, a wersalkę schować do schowka. I co? wszystko było na tak, ale…
Życie ze zwierzakiem.
Pytałam się przed wyjazdem z domu tej kobiety, czy mogę wprowadzić się z kotem. Nie widziała przeciwwskazań. No cóż, miało być tak wspaniale! Jak się pewne domyślacie, o wiele ciężej jest znaleźć mieszkanie na odległość, o wiele trudniej jest też, gdy ma się zwierzaka. Już prawie tańczyłam kanka ze szczęścia, że we wtorek przeprowadzę się do Krakowa, już prawie chwaliłam się wszystkim owocnymi łowami, aż nagle… Babeczka mówi, że ma przykrą wiadomość, że chwilę temu dostała smsa o mojej przyszłej współlokatorki, ze ona ma uczulenie na kota. NO BOMBA! Wkurzyłam się, bo przejechałam taki kawał wyłącznie dla tego mieszkania, a ona nagle wyskakuje z taką gadką…Ale dobra, jakoś się dogadałyśmy. Miałam przyjechać kotem, wprowadzić się normlanie, ale kot miał siedzieć tylko w moim pokoju i na balkonie. Jeśli współlokatorce nadal by coś przeszkadzało (jakieś objawy alergii), to miałam pomyśleć nad oddaniem kota rodzicom lub odczulaniem dla tej laski. Kurczę, byłam w stanie zrobić wszystko, wydać siano na odczulanie, na leki, żeby tam mieszkać, ale nie…
Mam kluczę, wracam do domu!
Podpisałyśmy umowę, wpłaciłam kaucję i poszłam na dworzec, za chwilę miałam wracać do domu. W połowie dorghi otrzymała telefon, że się okazało, że… ona ma astmę i kota na bank nie może być w mieszkaniu. No halo, umowa była inna! Rozłączyłam się, chwilę pomyślałam i oddzwoniłam. Zaproponowała kobiecie, że wrócę się, oddam jej klucze, przedrzemy umowę i jeszcz jej pomogę kogoś znaleźć na moje miejsce. Ale nie, ona nie! Zaczęła wyjeżdżać, ze umowa już podpisana, że on chce tylko jedną osobę na ten pokój, żadnych dwóch (chociaż tak wcześniej było w ogłoszeniu), że kot mam oddać itp. Wkurzyłam się. Co to za baba. Załatwiłyśmy wszystko w ciągu dwudziestu czterech godzin, nie trzymała specjalnie dla mnie tego mieszkania jakiś czas, przyjechałam z Gdańska, to ona wprowadziła zamieszanie (przecież najpierw było mówione, że nie ma przeciwwskazań, żeby trzymać kota w domu), a teraz utrudnia… co za baba razy dwa! Nic na tym nie straciła, chciałam jej jeszcze pomóc szukać, a ona twardo, że nie, że ja mam, tam mieszkać.
Pociąg razy dwa!
Dobra, ugadałyśmy się, że jeśli do wtorku znajdę jej zastępstwo za mnie, to spoko, to odda mi kaucję i wszystko będzie okej. Klucze sobie zostawiłam i poszłam na pociąg. Chciałam wracać jak najszybciej, bo choroba mnie niszczyła. Katar, kaszel, gorączką i ciągły ból głowy. Podchodzę do kasy, mówię, że na Pendolino albo jakiś ekspres do Malborka bilet poproszę, a ona, że nie ma. Jak to nie ma?! Nie mam już miejsc w pociągach, w dwóch. Dobra, a kiedy mam trzeci? O dwudziestej pierwszej dwadzieścia. Zegarek pokazywał mi czternastą trzydzieści, super…
To poczekalnia…
Wzięłam ten bilet, w sumie nawet nie przeszkadzało mi tak bardzo, bo miałam zaoszczędzić czterdzieści złotych (Tanie Linie Kolejowe, nie Inter City). Pomyślałam sobie, że jeśli mam tyle czasu, to odwiedzę MOCAK (pisałam już kiedyś o nim, znajduje się na Lipowej). Kupiłam bilet i wsiadałam do tramwaju, po jakieś sześciu minutach byłam na miejscu. Zapłaciłam za wstęp (pięć złotych dla studentów) na wszystkie wystawy) i poszłam oglądać. Zobaczcie, co nowego i starego w muzeum zobaczyłam. Na sam początek stała wystawa:
Uwaga, ten pieso-człowiek został wykonany z prawdziwej skóry, jest autorka studiuje coś, co związane jest z upychaniem zwierząt (o ile dobrze pamiętam). Niestety na zdjęciu nie widać tego, co w realu. Cała ta „rzeźba” jest bardzo realistyczna, ma nawet łozy na dłoniach – jakby żywa ręka. Szczerze mówiąc jest to moje ulubione „dzieło” z całego MOCAKA (ze stałej wystawy).
Później mamy oto to:
Zdjątka (czy co tam w ogóle jest) tworzono przez siedem lat. Cały ten obrazeczek ma nam – nie wiem – uświadamiać, pokazywać? Że lęk przed śmiercią ukrywany jest pod dekoracją ciała, która jednak jeszcze bardziej „uwypukla” śmierć.
Tu widzicie coś, co opisuje mój wczorajszy dzień idelanie…
Trochę obrzydlistwa…
I w końcu małe realistyczne obrazeczki (farby olejne), którą są jakby cyklem, który odbiorca ma sam interpretować, wymyślać im własną historię. Tak przynajmniej to zrozumiałam. O ile do pierwszej, i drugiej bardzo łatwo było mi dopisać scenariusz, o tyle do ostatniej nie miałam żadnego pomysłu (może wam się uda, jeśli odwiedzicie kiedyś MOCAK).
Po zobaczeniu tego obrazu (niżej), była lekko – hymmm – załamana? Gdzie w tym jest sztuka? Rozumiem, że ktoś miał pomysł, ideę, ale to chyba nie powinno wystarczać, co?
Mona Lisa (niżej patrzymy) lekko przerobiona przez japońskiego artystę Yasumasa Morimura. Wiem,wiem coś z jej twarzą jest nie tak. Słuchajcie, istnieje od dłuższego czasu taka plotka historyczna, że Monka podczas pozowania do obrazu była w ciąży, aleeeee, to nie wszystko, druga głosi, że dzieło jest kryptoautoportretem Leonadra. Mnie to śmieszy, jak co… i ogólnie obraz też mi się podoba. No, ale dobra, chodzi o to, że ten Japończyk nawiązuje do tej plotki. W twarz Monki wstawia swoją, a w brzuchu umieszcza bachora. Taka sztuka jest spoko.
Teraz coś, co kompletnie mi się nie podoba, ale idea jest mega. Poczytajcie sobie, nie będę wam streszczać skoro mam zdjęcie.
Zdjęcie niżej też nie wydaje mi się czymś, co powinno wisieć w muzeum, no, aleeee, czymś ściany trzeba zapełnić. Zdjęcie ma pokazywać, co w dzisiejszych czasach dzieje się w mózgach ludzi. Są one przepełnione chęcią posiadania… rzeczy markowych, uznawanych za trendi itp. Pani ma bardzo ladne cycuszki, oczy i usta, blizna też niczego sobie. Oceniam zdjęcie na piątkę, ale dalej nie wierzę, że to wisi w MOCAKU.
Aha, no tak, ja o głównej i największej wystawie jeszcze nie napisałam. Jakoś mnie nie zachwyciła, ale popatrzcie sobie:
Wracam do domu!
Jakoś czas minął, trochę się naczekałam, trochę nowego pokoju szukałam… Pociąg podjechał, wsiadłam i zadowolona, że zaraz podładuję sobie wszystkie sprzęty usiadłam, żeby odpocząć przez chwilę. Puf! Bańka prysła i ogólnie znowu zrobiło się szaro. Kontakty nie działały. Cóż… położyłam się spać. Budzik zadzwonił o zerowej, stwierdziłam, że jeszcze na chwilkę zamknę oczy… Obudziłam się godzinę później, przestraszona, że przespałam swoją stację. Ale halo, ktoś przez głośnik mówi, że -zaraz stacja Dęblin, a u nas przecież takiej nie ma. Wyjęłam swój bilet, spojrzałam jeszcze raz, i co się okazało? W domu będę dopiero o piątej rano, nie żadnej zerowej. Brawo! Jakoś wytrwałam, jakoś dojechałam…
Po deszczu zawsze wychodzi słońce!
Dobra, wczoraj było tragicznie i w sumie dziś też, ale chwilę temu dowiedziałam się, że mam zastępstwo na pokój, który wynajęłam. Teraz tylko się pakować, wsiąść jutro w samochód i szukać mieszkania już na miejscu…
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)