Konstanca#2
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. Dzisiaj zwiedzamy wybrzeże Konstancy i docieramy do Mamai, po drodze zwiedzając park z greckimi ruinami oraz będąc świadkami, jak wygląda "prawdziwa Konstanca".
Meczet, kasyno i greckie ruiny
Po zwiedzeniu muzeum historycznego oraz obejrzeniu akcji strażaków udaliśmy się bezpośrednio w stronę wieży meczetu. To jest właśnie bardzo duży plus Konstancy - można w tym mieście zobaczyć współistniejące obok siebie świątynie wielu różnych religii, od katolickich i protestanckich kościołów począwszy, na prawdosławnych cerkwiach i meczetach skończywszy.
Za drobną opłatą mogliśmy wstąpić do środka muzułmańskiej świątyni oraz wspiąć się na wieżę, skąd rozciągał się wspaniały widok na całą Konstancę.
Po wyjściu z meczetu udaliśmy się obejrzeć park pełen grackich rzeźb i pozostałości kolumn oraz na spacer nadmorską promenadą, podziwiając fale rozbijające się w słońcu o kamienne wybrzeże oraz architekturę kasyna - dość znanego, ze względu na lokalizację, cel istnienia oraz właśnie wygląd budynku w Konstancy.
Zdjęcia: Kamil
Prawdziwa Konstanca
W trakcie zwiedzania Konstancy mieliśmy okazję przypadkiem wejść do jednej z "zamkniętych" ulic w mieście, zabarykadowanych częściowo po obu stronach, z policją czuwającą przy wejściu.
Tam zobaczyliśmy prawdziwe oblicze tego miasta - biedę. Po obu stronach ulicy rozstawione były dziesiątki namiotów, zbudowanych z najróżniejszych szmat i materiałów, z matami, gazetami i kartonami w środku służącymi do spania.
Zdjęcia: Kamil
Mamaia
Jako że powiedziano nam, iż po sezonie, z powodu remontów i budów na plażach Konstancy nie można pływać w morzu ani przebywać, ruszyliśmy miejskich autobusem na obrzeża Mamai - największego tego typu hotelowego kurortu nad Morzem Czarnym w Rumunii. To najstraszniejsze miejsce, jakie dane nam było zobaczyć w Rumunii - totalnie skomercjalizowane wybrzeże, symbol konsumpcjonizmu naszych czasów. Przez prawie dziesięć kilometrów szliśmy wzdłuż wybrzeża, po swojej prawej i lewej mijając dziesiątki hoteli. Ale udało nam się dopiąć celu - wykąpaliśmy się w ciepłej wodzie Morza Czarnego. Po czterdziestu minutach stwierdziliśmy jednak, że nudzi się nam i ruszyliśmy w poszukiwaniu noclegu. Ceny były jak z kosmosu. Zwykłe produkty żywnościowe kosztowały trzy, cztery razy więcej niż w normalnych sklepach.
W końcu doszliśmy na sam koniec Mamai, gdzie było już znacznie mniej hoteli i więcej przyrody - tam rozbiliśmy się namiotem nieopodal głównej drogi w krzakach.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)