Ostatnie fotki z Woodstocku? Co robi się na festiwalu poza imprezowaniem? Gdzie warto pójść? Co warto zobaczyć?
Co właściwie robi się na Woodstocku poza chlaniem?
Z tym Woodstock kojarzą nawet ludzie, którzy od wielu lat jeżdżą do Kostrzyna i uwielbiają tą imprezę – koncerty, chlanie, ćpanie, jaranie, ewentualnie nieskrępowany seks z obcym w namiocie xD. Nie mówię, że każdy to robi, ale głównie polega to przecież na zabawie, no i ludziom puszczają hamulce. Jedziemy tam w końcu bawić się, a im bardziej liberalne środowisko, tym bardziej puszczają nam hamulce.
strefa graffiti na ASP nie jest co prawda tak imponująca jak na HIP HOPOWYCH festiwalach, ale ją mamy xD
Kilka lat temu przestałam przeżywać nocny Woodstock w takim stopniu. Zaczęłam się kłaść przed północą i budziłam się wcześnie rano – czasami nawet o godzinie szóstej rano i eksplorowałam Woodstock za dnia. Jeżeli spróbujecie wyjść z obozu, zobaczycie, że na tym festiwalu możecie zobaczyć mnóstwo nowych rzeczy i wiele się nauczyć.
Mały jam po burzy na polu
Co da się robić na Woodstocku?
Akademia Sztuk Przepięknych
Warsztaty, warsztaty i jeszcze raz warsztaty. Oczywiście co roku program jest inny, chociaż są warsztaty, które na stałe weszły do woodstockowej rutyny. Co roku możecie nauczyć się tradycyjnego lepienia naczyń z gliny pod okiem fachowca J. Poza wyrabianiem naczynia na kole, można sobie też usiąść przy stole i po prostu coś polepić. Nie jest to takie banalne, bo jeżeli namoczycie glinę za mocno, może wam się zacząć rozpadać, a porozrywanych ścianek naczynia nie idzie od tak zalepić. Po wyschnięciu mogą popękać. Ja ulepiłam sobie popielniczkę… Popękała w pięciu różnych miejscach xD. Obok mnie studentki ASP lepiły dinozaury xD.
Co roku też odbywają się warsztaty gitarowe – kilka lat temu śpiewałyśmy na nich z Dianą. Nawet wyposażono nas w mikrofon i było całkiem wesoło. Wyszło tak dlatego, że wszyscy znali kawałek, ale niestety nikt nie znał tekstu. Teraz niestety przez to gardło nic się już nie przeciśnie, chociaż powoli zdrowieję. Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia, żebym nie mogła śpiewać, a co dopiero ledwo mówiła, a jednak takie zwyczajne infekcje dotykają wszystkich na tym świecie.
Rok – dwa lata temu byłam na warsztatach z tańca brzucha, a rok temu chciałam dotrzeć na street dance, ale przyjechaliśmy za późno, bo musiałam być w pracy. Może się nie wydaje, ale sportowych zajęć jest całkiem sporo. Przydałaby się jakaś siatkóweczka i chyba nawet kiedyś na jakiejś strefie była plażówka. Obecnie jest wiele tańcowania, poranna joga o dziewiątej, no i joga na Krisznie (nie wiem, czy to nie ta sama joga), medytacje, relaksacyjne azjatyckie techniki, itd. Kiedyś chyba nawet była samoobrona dla pań, czy coś takiego.
Dla ludzi ze zdolnościami manualnymi są też zajęcia ze składania origami, a malowanie intuicyjne jest w sam raz nawet dla tych, którzy żadnych zdolności nie posiadają. Miła pani wciągnęła mnie do namiotu i powiedziała o co chodzi. Po prostu siadasz sobie na ziemi przy wielkiej (wspólnej) kartce, bierzesz farbki i malujesz łapkami. Możesz namalować co chcesz, nawet po prostu rąbać rękoma o kartę jak debil. Mój obrazek został uwieczniony przez Panią, która stwierdziła, że bardzo ciekawie dobrałam kolory. Nie jestem pewna, czy to nie była ironia… Niestety nie mam zdolności artystycznych. Na miejscu dostaniecie też do oporu chusteczek nawilżanych, którymi możecie się pozbyć kolorków ze swoich rąk.
Poza tym oczywiście spotkania z dziennikarzami, podróżnikami, motywatorami – nigdy nie wiesz, z kim będziesz miał okazję pogadać. Czasami bywa naprawdę ciekawie, a obcy ludzie potrafią być bardzo inspirujący. W tym roku było dużo prelekcji dotyczących słowiańskiej kultury i religii, ze względu na wzmożone zainteresowanie wierzeniami rodzimymi. Ja wzięłam udział w warsztatom poświęconym politeizmowi i monoteizmowi, spełnianiu swoich marzeń i pracy aktorskiej, ale są także spotkania dotyczące planowania rodziny, seksu, zdobywania doświadczeń zawodowych, radzenia sobie z hejtem, itd. Wymieniać można bez końca, bo ciekawe tematy nigdy się nie kończą. Na ASP każdy znajdzie coś dla siebie. W tym roku byłyśmy z Nusią w namiocie WZW i uczyłyśmy się o wirusowym zapaleniu wątroby. Zrobiłyśmy sobie po zmywalnym tatuażu i uplotłyśmy z materiałowych tasiemek bransoletki, poza tym zrobiłyśmy też bransoletki. Na miejscu były dostępne koraliki i rzemyki. Przeprowadzono na nas ankietę dotyczącą możliwości zarażenia. Przez cały czas ktoś z nami rozmawiał, opowiadał, pytał. W kolejnym namiocie rozmawialiśmy z lekarzami, zapaliliśmy nawet fajeczkę i ruszyłyśmy dalej – ja na koncert a Nusia na ślub do Pastafarian.
Według mnie na ASP można się nauczyć wielu ciekawych i jednocześnie pożytecznych rzeczy. W tym roku z takich było lutowanie i programowanie. Serio, siedzieli w namiocie z komputerami. Myślę, że są to rzeczy, które w przyszłości rzeczywiście mogą się przydać. Jest też duża możliwość, że aktywność, którą podejmiesz na Woodstocku może zafascynować cię tak bardzo, że stanie się twoim nowym hobby. Na ASP spotkacie też dużo pozytywnie zakręconych ludzi, chętnych do dzielenia się swoimi doświadczeniami.
Himalayan Camp
Wiadomo nie od dziś, że sport to zdrowie. Na Woodstocku codziennie można zaliczyć kilka rodzajów aktywności fizycznej. Ścianka wspinaczkowa przy asyście doświadczonych instruktorów, slackline – potraficie przejść całą długość po luźniej naciągniętej linie? Poza tym w tym roku przygotowano specjalną trasę do jazdy na rowerze. Dostajecie profesjonalny jednoślad i ruszacie po małym torze, który macie tylko do własnej dyspozycji – żadnego grupowego zabijania się. Oceniają to instruktorzy, którzy dają wam pomocne wskazówki i prezentują, jak to ma właściwie wyglądać.
Jeżeli jesteście bardziej fanami deskorolek, to w tym roku Monster przygotował dla głodnych wrażeń rampę na ich strefie niedaleko dużego gastro.
Strefa PLAY
Muszę o nich wspomnieć z mieszanymi emocjami – możliwe, że już raz o tym pisałam, pozwólcie wobec tego, że jeszcze raz się powtórzę, bo wciąż czuję niesmak na wspomnienie zachowania ich prowadzącego. Wcześniej jeszcze nigdy nie zaszłam na Play’a, dlatego nie mam większego porównania co do lat poprzednich.
Na ich strefie jest dosyć wesoło. Puszczają dnb i dubstepy, ludzie skaczą, wariują. Równie radośni są prowadzący. No i co roku wychodzimy z pełnymi garściami gadżetów z tej strefy. Piankowe maty –tzw. Poddupniki robiły mi w tym roku za karimatę, a i nadają się na walnięcie pod tyłek podczas posiadówki w swoim obozie. Poza tym można zdobyć plażowe piłki i jakieś tam szmatki… chyba mają robić za chustki osłaniające głowę, ale nigdy nie rozgryzłam na sto procent ich przeznaczenia. Sposób ich rozdawania jest równie ciekawy jak wszystko co robią na PLAY’u – zostajecie nimi obrzuceni. Prowadzący w tym roku wraz z pomagierami ciskał na ślepo owymi pamiątkami ze sceny, wrzeszcząc w euforii „Gadżety! Gadżety! Rozdajemy!” itd. jakby co najmniej rzucał w ludzi pieniędzmi, a duża część ulega podnieceniu i wszyscy wyrywają sobie piankowe poddupniki, rycząc przy tym jak drużyna wikingów podczas starcia z wrogami.
Nie można im jednak odmówić inwencji. Prowadzą poranną gimnastykę. Nie wiem jakim cudem porwali do tego ludzi, ale wszyscy na około i ja także, leżymy na poddupnikach i nawalamy rowerek, później skłony, brzuszki i inne ćwiczonka. Rozciągamy się, rozgrzewamy. Dobra inicjatywna. Co prawda oberwałam w oko lecącą ze sceny matą, bo na czas ćwiczeń prowadzący nie zaprzestał też aktywności „Święty Mikołaj z gadżetami”. Gimnastyka poranna trwa, a ostrzał nie ustaje. W końcu jestem zmuszona cisnąć brzuszki, zasłaniając twarz rękoma. Po kilku minutach nudzi mi się to i podnoszę piwo, oczywiście zabierając gratisy – nigdy nie wiesz, gdy przydadzą ci się takie dziwne rzeczy.
Co jeszcze można zrobić na Play’u poza zakupieniem karty, doładowaniem telefonu i słuchaniem szowinistycznych dowcipów prowadzącego? Jest oczywiście tor przeszkód, kręcioła i tor przeszkód. Wygląda to bekowo i na pewno jest zabawne. Dlaczego nie spróbowałam i wyszłam stamtąd unosząc się honorem?
Widać wyraźnie w każdym tekście nieszczęsnego, niespełnionego prowadzącego imprezę na PLAY’u seksistowskie, chamskie podejście. Wszystkie jego gry i zabawy na scenie skupione były na seksie i rozbieraniu dziewczyn. Gra pod tytułem „zróbcie jak najdłuższy sznurek z ubrań, dziewczyny”? Serio? Jeszcze kurw* do tych staników i majtek tampony dowiążcie!
poza cyckami jest samba. Tutaj wręcz przeciwnie, wszystko w odpowiednio krzykliwy sposób pochowane.
Dalej wcale nie jest lepiej. Jest długa, wodna ślizgawa, na którą wskakujesz z rozpędu (kończy się basenikiem), pełne gąbek tory przeszkód, podczas przebiegania którego, wolontariusze próbują cię strącić, strzelają do ciebie z wodnych karabinów. Tu więcej mężczyzn, więc chamskie nagabywanie lasek kończy się na chwile. Potem jest jeszcze kręcioła. Olbrzymi ponton, na którym są podesty. Obraca się wielka, dmuchana wskazówka i trzeba przez nią przeskakiwać. Wygrywa ten, kto najdłużej się utrzyma.
Dlaczego seksista, szowinista, cham? Wróćmy do tej ślizgawki. Chodzi o to, że prowadzący do każdej narąbanej małolaty wołał przez mikrofon: „Ściągnij to!”, „Nie jest ci to potrzebne.”. Jedną ewidentnie przećpaną i narąbaną laskę, złapał za stanik i zaczął jej go „poprawiać”. I co każdą małolatę krzyczał, że mają coś zdjąć, używał sformułowań „pokaż cycki”, itd. Czy tylko mi to się zdaje niewłaściwe? I zawsze sądziłam, że to tylko niewinna zabawa, ale tam panowie naprawdę stali pod tymi telebimami i się ślinili. Diana przytoczyła podobną historię na Monsterze jednego roku, gdy za pokazanie cycków miała być koszulka. Więc pierwsza koleżanka przecierała szlaki. Pokazała piersi, wszystko fajnie. Dawać koszulkę. A tu ktoś zaczyna wołać, że : „idź na całość”, „pokaż wszystko” i widać, że laska już zażenowana i zabawa się skończyła. Koszulki nie ma, a laska nawet nie za bardzo może uciec z tej sceny. Z zabawy zrobiła się przykra prowokacja.
A na to odpowiedziały też wyraźnie media antyWoodstockowe, które nawet opublikowały w internecie fragment tego rozbierania. No i w sumie wyobrażam sobie, że ktoś wstawi dwusekundowy striptiz z moim udziałem i do końca życia będę na youtube. A to chwila bycia pod wpływem, czy ulegnięcia pokusie chwili, robienie sobie beki.
Przystanek Jezus
Kiedyś było takie miejsce, gdzie można było sobie pogadać z księżami, pomodlić, porozmawiać o wierze, pośpiewać gospel. Teraz już go nie ma. Ponoć zmarł ksiądz, który zajmował się Przystankiem i nikt nie podjął kwestii. A szkoda, było to ważne miejsce na mapie Woodstocku. Wielka szkoda, że w tym roku nas opuścili.
Lubuskie
O allegro w tym roku nie wspomnę, bo co roku jest to samo. Młyn, rowerki… no i tyle. W tym roku było jakieś spotkanie z youtuberami. Niby fajnie się tym Młynem przejechać i zobaczyć Woodstock z góry. Wesoło też pojeździć na rowerku, zwłaszcza, że nie robicie tego za darmo. Możecie otrzymać fanty takie jak koszulka allegro albo okulary przeciwsłoneczne, smycze. Do tego, gdy ja brałam udział w kręceniu kilometrów każdy otrzymywał paczkę z wodą, jabłkiem… i bułką chyba… Jest też strefa chillout, hamaki, słoneczko, muzyczka. Tylko zadajcie sobie pytanie, czy chcecie stać w godzinnej kolejce przed allegro drugiej godzinnej w allegro, a potem tam zejść do strefy chillout i obczaić, że wszystko jest zajęte. Do tego warsztaty w tym roku były bardzo słabo nagłośnione – przede wszystkim o tym mogli pomyśleć, zważywszy na to, że po jednej stronie jest duża scena, a po drugiej duża strefa Lecha, na której także odbywały się w tym roku koncerty (między innymi grali moi czescy znajomi – pisali potem, żeby mnie o tym uwiadomić XD Grupa Barbar Punk – polecam gorąco). W tym wypadku niestety głośniczek dla przewodnika wycieczki nie zda egzaminu.
Zamiast ich polecę więc w tym roku strefę Lubuskiego. W tym roku urządzili strefę edukacyjnie – na wstępie otrzymywało się kartkę, na której rozpisane były stacje. Do każdej trzeba było podejść, odpowiedzieć na jakieś pytanie po zapoznaniu się z dostępnymi materiałami i rozmowami z przedstawicielami konkretnych stanowisk. Byłyśmy tam z Nusią. Najpierw zapisałyśmy swoje marzenia na ścianie marzeń, byłam sobie też zrobić foteczkę u fotografa, który tworzył chyba jakąś bazę twarzy. Były namioty, w których trzeba było odpowiedzieć na pytanie, ja dowiedziałam się…- może i jest to coś banalnego, ale jednak nie wiedziałam- że mamy w Polsce dwa rodzaje bocianów. Bocian Czarny. Bocian Biały. A już się bałam, że to jakieś podchwytliwe pytanie xD. Trzeba było również ułożyć hasło promujące Lubuskie.
Nie wiem na ile ten konkurs, był konkursem. Bo gdy o 19:00 z grupką dzieci przyszłam na rozwiązanie. Wszyscy zostali nagrodzeni. Podeszłam sobie z zapytaniem: „a ja? Jak mi poszło?” i dowiedziałam się, że ja też wygrałam XD. Ale nagrody niczego sobie, bo koszulki z Logiem Woodstocku i Lubuskiego J. Myślę, że lepsza nagroda niż w Play’u.
Była tam też machina do wystrzeliwania człowieków XD. Ostatecznie się nie przejechałam, bo trzeba było się zgłosić na zapisy w konkretnych godzinach, w których gdzieś błądziłam xD. Ale było to w stu procentach darmowe i nie było wielkiej kolejki, bo Pani poinformowała mnie, że zdarza się też, że umówieni ludzie nie przychodzą i wtedy można się wstrzelić w okienko. No…, koniec końców nie poszło, ale co tam... A tak bardzo chciałam… L XD
Ale prawdziwą atrakcją w tym roku był MUD MAX! Czym jest? To bieg z hardcorowymi przeszkodami urządzany w całej Polsce. Z tego o wiem, ogólnie biegnie się na siedmiokilometrowym dystansie, co dla mnie i tak jest sporym odcinkiem, już nie mówiąc o wykańczających przeszkodach. Zastanawiam się, jaki jest średni czas z jakim się to pokonuje. Bo ja bardzo spokojnie przebiegnę pięć kilometrów w około 35 minut bez przygotowania. To dosyć długo, a teraz wyobraźcie sobie biec przez te wszystkie potwory! Ale te przeszkody to naprawdę spora frajda!
Dziewięcioelementowy tor został w tym roku rozstawiony na strefie Lubuskiego. Przebiegnięcie totalnie darmowe i koszulka Mud Maxa zdobyta J - a zdobyłam ponoć dlatego, że byłam pierwszą laską, która pobiegła na tego dnia (zresztą nie wiem, czy to nie był pierwszy dzień). Przybyłam przecież zwabiona licznymi, obnażonymi, ponętnymi ciałkami młodych mężczyzn uwalanych w błocie i prężących muskuły i męskości prężące się pod bokserkami – żeby nie było, że tylko prowadzący z Play’a jest świnią…, no ale ja nie zmuszam nikogo do słuchania moich myśli.
- Fotki zostały wykonane przez fotografów z Mud Max'a, przywłaszczone na potrzeby bloga :)
Były ścianki do przeskakiwania, wspinaczka po siatce, po drabince, przeciąganie opony, wielki dół z błotem, z którego trzeba się było wydostać po linie, czołganie pod siatką i pod oponami (paszczą prosto w błocko moi państwo). I co? I ja tak radośnie patrzę i myślę „ja nie dam rady? No niech mi kto piwo potrzyma”. Generalnie myślę, że gdyby to nie był wyścig, tylko by był czas, żeby sobie wymyślić jak to się przechodzi wszystko, to bym ogarnęła. Ale niestety owego czasu nie miałam, bo uparłam się, że ja chcę biec teraz. Nie było dla mnie laski do pary, bo panowie właśnie w parach biegali, ale przyszedł do mnie kolega świeżo po biegu i powiedział, że ze mną pobiegnie, bo on chce znowu (potem biegł jeszcze raz – ten to był pełny energii… aż trudno uwierzyć, że taki człowiek nie leci na fecie xD). Okazał się prawdziwym gentelmanem, bo ja dobiegłam do pierwszej ścianki i okazało się, że wygląda ona tak łatwo do pokonania jedynie z daleka, po gdy już dobiegłam to sięgała mi do nosa. Kolega podłożył mi rękę pod stopę i pomógł się przedostać. Wielka, wysoka siatka, która ,mnie z racji wysokości przerażała okazała się banalnie wielka, a drabinka tak poplątana, że nie mogłam z niej zejść (nie mówiąc o tym, że latała niczym huśtawka), leniwca jakoś przeszłam. Oponę przeciągnęłam niestandardowo, bo zamiast stojąc do niej przodem, to ciągnąc jak naczepę xD. Jeszcze tylko troszkę błocka. Znowu wyjście po linie się nie powiodło, więc kolega mnie za tyłek i w górę. Ja to jednak byłam chamska, bo za każdym razem, gdy mi pomagał, ja nie oglądając się na niego biegłam dalej. Naprawdę…, aż mi wstyd. Zdaje się, nawet gdy się patrzy na filmiki z takich biegów, że ludzie sobie pomagają i przykro mi, że nie miałam takiego odruchu wobec chłopaka, który powyciągał mnie z tylu dołków xD. Chociaż z drugiej strony, co takie małe dziewczę jak ja mogłoby zrobić, aby mu ten bieg ułatwić?
W każdym razie gorąco, gorąco polecam! Zawsze się troszkę rozruszacie. Ja osobiście chciałabym pobiec całe siedem kilosów, chociaż nie wiem kiedy nadarzy się okazja.
Pasaż i Bungee
Dla pozostałych miłośników ekstremalnych wrażeń jest również skok na Bungee z 70 metrów. Kolejka – dwu-trzy godzinna, koszt 100 zł + 20 zł za fotki robione przez fotografa. Pogłoska, że nago można skoczyć za darmo to tylko mit. To znaczy można skakać nago. Ale i tak musicie zostawić hajs.
A propos rzeczy przerażających – pasy masz tylko na nogach i są zapinane na rzepy. Nigdy, ale to nigdy nie widziałam, żeby ktoś leciał centralnie na ten ich wielki dmuchany materac. Myślę, że jakby to puściło, to ktoś rąbnął by raczej obok XD. Ale z tego co wiem, nikt nigdy nie spadł. Ja też nie spadłam. Chociaż w połowie drogi musieliśmy się zatrzymać, bo lina nie była odplątana. Mówiłam panu „Przepraszam pana, ale mnie coś jakby ściąga xD”. Wówczas mnie oświecił i po wieki trwającym przystanku w połowie drogi na górę ruszyliśmy dalej. Miałam już wtedy pełne majtki. Dla tych co nie wierzą, da się skoczyć źle. Nie zabija to, ale nie jest super przyjemne. Ja upadłam jakoś śmiechowo, ni to bokiem mi poziomo, z ugiętymi nogami. Jezus, Maria, Józef – takie to krótkie i długie jednocześnie i takie straszne, co widać było na mojej minie. Fotki z tamtego roku do wglądu, łącznie z filmikiem z lotu na moim facebook’u.
Jeżeli nie wiecie co z sobą zrobić, możecie poszukać pamiątek dla siebie i bliskich na Woodstockowym pasażu, na którym poza kilogramami śmieci i zdychających panczurów, możecie też spotkać wielu ciekawych ludzi, a nawet swoich znajomych. Ja ich a oni mnie najczęściej znajduje właśnie tam – przez przypadek W tym roku aż ośmiu ludków zgarnęłam stamtąd, albo zostałam zgarnięta. Pasażem dojdziecie do Pokojowej Wioski Kriszny, gdzie również możecie kupić orientalne podarki, biżuterię i ubrania oraz wziąć udział w warsztatach – rozmowach na temat wierzeń indyjskich, uczestniczyć w zajęciach jogi, czy też obserwować program artystyczny na scenie Viva.
Co przed HHK?
A co robię, gdy nic nie robię? Jestem człowiekiem rodzinnym, co oznacza według mojej siostry, że rozpijam szwagra, wiecznie gram w gry i jej nie słucham i wyżeram im jedzenie xD. Dziś nawet jestem katalizatorem dobrej zabawy. Idziemy na lekkiego drinka rozkoszować się młodością do Małego Piwka. Jeżeli kiedyś będziecie w Starogardzie Gdańskim gorąco zapraszam. Powstał on na miejscu legendarnej już Zebry, na której imprezach praktycznie wyrosłam. Zmieniony design z bardzo undergroundowego na jaśniejszy i schludniejszy sprawia, że nie jest to klimat tylko i wyłącznie na wieczorne chlanie, ale także na popołudniową kawkę. Atutem są młodzi, ambitni i pomysłowi właściciele Sebastian i Martyna, oraz młody barman, który wyczarował mi ostatnio naprawdę dobrego drina.
Siostra u Adaś
Zaraz obok jest przecież także pizzeria i restauracja „U Huka”. Pizza rewelacyjna, a ja ostatnio jadłam naprawdę dobry żurek. Ciekawe było to, że podano go z jajkiem sadzonym, a nie na twardo. Ja chyba wolę tą tradycyjną wersję, ale co ja tam wiem xD. Fakt, że jest inaczej, nie oznacza, że jest źle i jestem najedzona i zadowolona ze smaku. Zaletą restauracji jest też duży ogródek, gdzie spokojnie i wygodnie może siedzieć cała szalona rodzinka. Kasia, Pati, Ja, Diana, Michał, dwoje dzieci i psy, które usiłowały poodgryzać Sebie palce, gdy przyszedł poczęstować je mięskiem xD. Jest trampolina dla dzieci i ogólnie rzecz biorąc wszyscy są tam weseli i wyluzowani.
Ja tymczasem gotuję. Obiady, kolacje, śniadania xD. Nauczyłam się robić ogórkową. Chociaż sama za nią nie przepadam, Diana i Michał twierdzą, że była smaczna J. Już niedługo dalsze kuchenne rewolucje xD Mam nadzieję, że wprowadzę was w więcej smaków Czech, bo już niedługo lecę z mamą w góry a potem prosto do Hradce Kralove na Hip Hop Kemp J.
moja popisowa ogórkowa
No i oczywiście nowy wystrój w nowej knajpie "Małe Piwko", zapraszamy :)
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)