Spacer po Gdańsku - kilka miejscówek wartych uwagi.
Zgadnijcie, gdzie jestem pisząc tę notkę? To proste: na plaży. W końcu wiosnę czuć w całej Polsce. Brakuje mi witaminy D, dlatego swoje biurko wymieniam na koc na plaży. Skoro jestem w Trójmieście, o czym napiszę tym razem? O wartych odwiedzenia miejscach w Gdańsku. Skupiam się dziś głównie na miejscach, w których można się najeść, napić kawy, czy poimprezować. To będzie skrócona relacja z moich ostatnich kilku dni. Nie zabraknie też innej rozrywki. Zabiorę was do ZOO i na krótki spacer po pięknych, starych ulicach Gdańska. Otrę się o budowlę sakralną i zabytkowy symbol miasta. Jesteście gotowi na ten spacer ze mną w roli przewodnika? Zapraszam.
Numer jeden: coś słodkiego na początek
Wrzeszcz to jedna z dzielnic Gdańska, która (moim zdaniem) jest najwygodniejszą dzielnicą do mieszkania w tym mieście. Wszędzie z niej blisko, dużo sklepów wokół, wygodna komunikacja miejska, no i najlepsze: najlepsze knajpy w mieście mieszczą się na Wrzeszczu. Jest w nich taniej niż w tych na Śródmieściu, a i klimatem biją na głowę te z Centrum. Skoro zaczynam od knajp, to w poszukiwaniu super dobrego jedzenia warto wybrać się na ulicę Wajdeloty, gdzie znajdują się od niedawna fajne gastronomiczne lokale. Okolica ta niedawno przeżyła swój renesans. Z obskurnej zapomnianej miejscówki stała się nową, wyremontowaną i klimatyczną, modną częścią miasta. Sami zobaczcie, jak fajnie to wygląda:
Gdy zbliżą się ciepłe dni i knajpy wypuszczą klientów do ogródków, w ogóle będzie kosmos. Obiecałam sobie częściej odwiedzać okolicę i poznać wszystkie lokale. Tym razem trafiłam do chyba najsłodszego miejsca na świecie. I poszłam tam z premedytacją. Ile to można być na diecie bezcukrowej? W lokalu o wdzięcznej nazwie „Yummy” można zjeść posiłek, który zapewni ci dawkę miliona kalorii. Dwa tygodnie bez cukru by zjeść milkshake, albo pancake z toną czekolady? Czemu nie? Moja koleżanka wybrała milkszejka o smaku oreo, który ozdobiony był watą cukrową. Ja zamówiłam pankejki z cukierkami M&Ms i czekoladą nutella. Uwierzcie mi – dwa kęsy tego dania i jesteście zasłodzeni na cały miesiąc. Ode chciało mi się słodkiego na wieki.
Zaspokoiłam swój cukrzany głód za jedyne siedemnaście złotych. Ceny dań wahają się od dwunastu do dwudziestu złotych. Lokal jest malutki, ale całkiem uroczy. My usiadłyśmy przy oknie z widokiem na kamienice i uroczą uliczkę. Chyba będę bywać częściej na ulicy Wajdeloty. Polecam.
Numer dwa: Po słodkim coś gorzkiego – impreza z alkoholem
Nie będę się rozpisywać, co robię gdy imprezuję, ale chcę ułatwić wam imprezowy pobyt w Gdańsku. Ostatnio poznałam dwa nowe miejsca, do których można pójść na piwo. Pierwze z nich to pub o fajnej nazwie „Bosko”. Znajduje się niedaleko przystanku Brama Wyżynna, blisko Teatru Wybrzeże, a dokładniej pod tym adresem: Targ Drzewny 12/14.
Nie będziecie mieli problemu z jego odnalezieniem. Nie jest to wielki lokal, ale ładny w środku. Do odwiedzin zachęcają super barmani, którzy robią super szoty. Barmanka to najmilsza dziewczyna na świecie. Jedyny minus: kto zatrudnił i zapłacił Dj-ce, która grała tam cały wieczór? Już ja umiem puszczać muzykę z jutjuba (nawet jeśli to Britnej) z lepszym efektem.
Razem z przyjaciółką wypiłyśmy piwo i kilka szotów, by poznać kolejne miejsce w mieście. Poszłyśmy piechotą (jakieś piętnaście minut spacerem od „Bosko”) w stronę Starej Motławy, by znaleźć się w „Coolturalnej”. Jest to miejsce, gdzie się upijesz i potańczysz. Nie jest to wielki lokal, ale zapewniam – jeden z lepszych w Gdańsku. Nie idźcie do „Parlamentu”, w Coolturalnej jest fajniejszy klimat. I ludzie.
Po dordze możecie wejść na koło widokowe, taki gdański London Eye. Z tego co pamiętam wstęp na nie to koszt dwudziestu pięciu złotych. Byłam tam raz, ale w dzień. Muszę wybrać się raz w nocy. Z koła widać całą panoramę Gdańska, całkiem fajny widok. I nie jest strasznie. Koło kręci się powoli i nawet na chwilę zatrzymuje się w górze by każdy mógł przyjrzeć się miastu z dokładnością. Fajna opcja na randkę. Ktoś chce mnie tam zabrać?
Numer trzy: kto z was kocha zwierzątka?
Ja kocham i to bardzo, dlatego chyba powinnam być przeciwniczką trzymania ich w ZOO i tego typu miejscach. Wierzę jednak, że są dobrze traktowane i że są przystosowane do takiego, a nie innego trybu życia. Nie chcę wchodzić z nikim w dyskusję na ten temat, bo ile osób, tyle zdań. Moim zdaniem fajnie jest zabrać chrześniaka do ZOO by na żywo zobaczył zwierzęta. Sama też jaram się fokami i lwami, więc z chęcią wybrałam się w słoneczną sobotę do ZOO. I nie tylko ja. Pół miasta było na miejscu, o czym świadczył zapchany parking. Na szczęście miejsca do parkowania nie brakło – parking jest gigantyczny, jak samo ZOO.
Więc przygotujcie się na długi spacer, jeśli zabieracie się tam z jakimś maluchem, który koniecznie musi zobaczyć wszystkie zwierzęta. Ja zabrałam tam swojego chrześniaka, który ma dwa lata. Nie płaciłam za jego bilet, bo jest maluchem i ma darmowe wejściówki prawie wszędzie. Ja sama jako studentka zapłaciłam dychę. Bilety bez ulgi kosztują piętnaście złotych. Ale uwaga – te ceny obowiązują tylko do końca kwietnia. Od maja zaczyna się sezon turystyczny, w związku z czym ceny biletów rosną w górę (i tak jest w większości miejsc w Gdańsku).
Od maja w ZOO otwarte jest tak zwane „mini ZOO”, w którym można podejść do kozy i innych zwierzątek. My musieliśmy je ominąć. Poszliśmy prosto do moich ukochanych fok, które wygrzewały się na kamieniach przy swoich basenach. Cudne zwierzątka. W Gdańsku mamy foki Szare, są tu najpopularniejsze. Czasami wypływają na plaże z Bałtyku.Trzeba wtedy reagować i dawać znak odpowiednim organom, które ładują je z powrotem do wody i ratują im życie.
Niedaleko fok znajdziecie milion pingwinków. Biegają takie śmieszne, małe. Skaczą czasem do wody, co najbardziej radowało mojego niegrzecznego chrześniaka. Nie będę opisywać wam wszystkich zwierząt, bo chyba jesteście świadomi, co można zobaczyć w ZOO. W tym gdańskim znajdują się między innymi żyrafy, słoń, lwy, antylopy, różnego rodzaju gady, ptaki i małpy.
Wiecie co jednak najbardziej zainteresowało mojego dwulatka? Mała żabka, która znalazła się gdzieś na trawie. Krzycząc po swojemu „kapka” zaczął ją głaskać. Na ten widok zleciało się do niego kilka innych dzieciaków, które po kolei głaskały cierpliwą żabę. Inna rzecz, która zaintrygowała mojego bachorka to ciągnik z przyczepą, którym przemieszczali się pracownicy ogrodu zoologicznego.
Warto było tam iść. ZOO gdańskie znajduje się na Oliwie i łatwo tam trafić poruszając się samochodem. Pokierują was tam znaki. Nie wiem, jaki autobus dojeżdża w okolice, ale z pewnością jakiś jedzie. Tramwajem do celu nie dojedziecie.
I na sam koniec kolejne odkrycie w ZOO. Jeśli czytacie moje wpisy, to wiecie, że odkrywam brązowe lwy w Gdańsku, które kojarzą mi się z wrocławskimi krasnalami. Odnalazłam właśnie kolejnego (już czwartego). Gdzie? Oczywiście w oliwskim ZOO. Teraz jestem już pewna, że w mieście musi być ich więcej. Od dziś jestem poszukiwaczką gdańskich lwów. Ile lwów podobnych do tego widzieliście wy?
Numer cztery: najwyższy gotycki kościół w mieście
Uczyłam się o nim na lekcjach historii sztuki, teraz mam go zaledwie dwadzieścia minut spacerem od swojego mieszkania. Czasami wpadam do niego się pomodlić. Jest to kościół znany jako Mariacki. Właściwa jego nazwa to Bazylika konkatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wybudowany w czasach gotyku (rozpoczęto budowę na początku czternastego wieku, zakończono w 1502 roku). Jest podobno najwyższym kościołem w Polsce (nie jestem pewna, bo nie umiem odnaleźć źródła tej informacji, tyle kiedyś usłyszałam).
Nie jest najpiękniejszy. Jego bryła jest masywna, ale nie efektywna. Kościoły we Wrocławiu mają w sobie więcej uroku. W bazylice warto zwrócić uwagę na piękne sklepienia, które rozsławiły gdańską architekturę sakralną tamtych czasów. Gwieździste, sieciowe i kryształowe gotyckie sklepienia robią wrażenie i są wyjątkowe.
Szkoda tylko, że ściany świątyni są bielone i nie robią efektu wow. Zwiedzający może zachwycić się w kościele chyba tylko wielką przestrzenią, niczym specjalnym. Ewentualnie dawny kalendarz i ołtarze rzeźbiarskie. Mnie się nie podoba tak bardzo jak inne kościoły, które miałam okazję zwiedzić między innymi w Belgii, czy na Węgrzech. Ale to moje miasto, więc musiałam wam o tym kościele napomknąć.
Jeśli pragniecie zobaczyć Gdańsk z góry, a szkoda wam dwudziestu pięciu złotych na koło widokowe, możecie w kościele mariackim wejść na wierzę. Kilka lat temu wdrapałam się po tych przerażających schodach i weszłam na samą górę. Ale jak pewnie wiecie z innych moich postów, mega boje się takich schodów i nie miałam odwagi zrobić tego po raz kolejny. Nie zadowolę was więc fotorelacją z takiej wycieczki. Musicie sprawdzić to sami, koszt takiego spacerku to zaledwie kilka złotych, nie macie nic do stracenia. Kościół znajduje się na ulicy Podkramarskiej, niedaleko Piwnej, ale nie będziecie musieli go szukać. Widać go z daleka. Nawet z obwodnicy trójmiasta na jednym z jej odcinków.
Numer pięć: dawne miejsce składowania broni
Jeden z najładniejszych budynków na Starym Mieście w Gdańsku. Jeden z najczęściej fotografowanych budynków w Gdańsku to… Arsenał, czyli dawny magazyn broni. Wybudowany w 1605 roku budynek mieści się niedaleko wspominanego w notce Kościoła Mariackiego. Musicie podejść na Targ Węglowy i zobaczycie cudo, o którym piszę. Jest to Wielka Zbrojownia, którą zaprojektował Antoni van Obberghen. Znam te dane na pamięć, bo budynek ten jest mi bliski. Miałam okazję kiedyś studiować na uczelni, która ma w nim swoją siedzibę. Tak, mam na myśli Akademię Sztuk Pięknych.
Co fajnego mieści się tam oprócz artystycznej uczelni? Jak się pewnie domyślacie galeria sztuki. Specjalnie dla was weszłam do środka, by sprawdzić, co teraz możecie tam podziwiać. Aktualnie nie ma żadnej wystawy (przygotowywana jest nowa), więc możecie tam tylko wypić kawę w kawiarni w Zbrojowni – całkiem fajne miejsce.
Numer sześć: najpiękniejsza uliczka Gdańska
Wiecie, że zawsze zakochuję się w jednej ulicy bardziej od drugiej. W Gdańsku jest jedna taka ulica, która robi wrażenie nie tylko na mnie. Jest to ulica Mariacka, która sąsiaduje z bazyliką Mariacką. Ulica ta zachwyca nie tylko mnie. Jest to wąska dróżka przy starych kamienicach.
Klimat dodają jej wystawki ze sklepów, które mają tam swoje miejsce. Na przykład wystawy z bursztynami, biżuterią, rękodziełem. Warto przejść się tą ulicą nie tylko by kupić sobie jakąś pamiątkę. Warto przypatrzeć się detalom na kamienicach, na schodach prowadzących do wejść do kamienic. Ozdoby, reliefy, stare armaty – wszystko tam jest piękne. Jest to zdecydowanie ulica jak z bajki. Uwielbiam ją.
Numer siedem: kawiarnia na najpiękniejszej uliczce Gdańska
Skoro już mowa o mojej ulubionej ulicy Mariackiej, to warto wspomnieć, że można tam się zatrzymać na dobrą kawę w fajnym lokalu o nazwie „Drukarnia”.
Jest to miejsce, które zdobi nic innego niż typografia. Pewnie artyści odnajdują się w nim doskonale. Klimat tego miejsca jest ciekawy, nowoczesny.
Ja lubię iść tam na kawę by usiąść tam w spokoju, zamówić kanapkę i latte i pisać moje wypociny, które kiedyś mam nadzieję staną się książką (niedoczekanie). Nie podoba mi się tam tylko jedna rzecz – samoobsługa. Trzeba sobie zejść z antresoli (jeśli akurat tam zajmie się miejsce), zamówić kawę przy kasie i zanieść ją na górę. A ja jestem przecież taka wygodnicka i lubię mieć wszystko podane na tacy. Nie no. To tylko małe nieudogodnienie, które da się przeżyć.
Numer osiem: Stara Motława
Rzeka w Gdańsku to nie piękny i potężny Dunaj, to nawet nie namiastka Wisły, ale jednak też ma swój urok. Jest super zagospodarowana, można udać się na spacer wzdłuż jakiejś jej długości. Możecie usiąść w ogródku jednej z knajp (nie tylko w czasie wakacji, w zimę restauracje ustawiają specjalne, ogrzewane i przezroczyste namioty) i patrzeć na rzekę pijąc kawę, czy jedząc obiad.
Motławę zdobią statki parkujące obok, jeden stylizowany na dawny statek piracki inne mniej atrakcyjne jak tramwaje wodne. Jest też Sołdek – muzeum, o którym być może napisze jutro.
Dziś napiszę o zabytku, który jest symbolem miasta Gdansk i znajduje się na większości pocztówek, które możecie kupić na stoiskach ustawionych wzdłuż ścieżki turystycznej. Żuraw Wielki to dawna Brama Portowa. Na ulicy Portowej w 1444 roku powstał drewniany dźwig, który stoi tam do dziś. No może nie do końca oryginalny… oczywiście druga wojna światowa zniszczyła prawie wszystko, co cenne w Polsce. Został jednak odbudowany i dzięki temu możemy go podziwiać. A podziwiać jest co. Przez siatkę widać cały mechanizm. Można też wejść do środka. Żuraw dziś to siedziba Centralnego Muzeum Morskiego, które mam zamiar odwiedzić w ciągu najbliższych dni. Pokażę wam wszystko ze szczegółami – nie bójcie się o to.
Na dziś to wszystko. O Gdańsku mogłabym pisać i pisać. Jest to miasto, które niby dobrze znam, a i tak ciągle odkrywam od nowa. I chyba nigdy mnie nie zanudzi. Wszystko w nim intryguje. To niesłychane ile miejsc jeszcze musze tu odkryć. Jutro kolejna wycieczka zapoznawcza! Do usłyszenia.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)