Mamy weekend - coś trzeba w tym Gdańsku robić.

Opublikowane przez flag-pl Ola Noga — 8 lat temu

Blog: 46 państw Europy przed 30-stką.
Oznaczenia: flag-pl Erasmusowy blog Gdańsk, Gdańsk, Polska

(Uwaga, notka bez edycji, może zawierać liczne błędy - obiecuję, że następne notki będę sprawdzać, poprawiać i dopieszczać)

Obowiązki na pierwszym miejscu – czy to żart?

Często jest tak, że nie doceniamy tego, co mamy pod ręką. Dlatego właśnie, kilka dni temu spakowałam kota do walizki, zebrałam wszystkie drobniaki, jakie tylko miałam rozsypane po chacie, zatankowałam samochód i wyruszyłam w stronę Trójmiasta. Plan był taki, że w końcu, po dwóch latach mieszkania w Gdańsku, przejdę się po wszystkich muzeach i wam tu dokładnie opiszę, jak to wygląda w moim mieście (w sumie to już nie moim, nieważne). Jak wiadomo, plany są tylko planami, a ja słynę ze szczególnego lenistwa, w szczególności, gdy połączę się z Mo.

Nie pamiętam nawet jaki był dzień, chyba środa. W domu wytrzymać już nie mogłam. Bo co robić na wsi? Przywykłam do miasta. Życie bez pubów, klubów i dużej ilości ludzi jest dobre, ale na maksymalnie dwa tygodnie, tak tylko, żeby sobie odpocząć, pooddychać świeższym powietrzem, polenić u rodziców na łóżku i jeść (to przede wszystkim). Środę spędziłyśmy na śmiechach w mieszkaniu, dnia następnego jedna z nas miała egzamin, druga planował dogadać się w kwestii zaliczenia przedmiotów, które zostały jej do nadrobienia po Erasmusie. I właśnie, kilka słów o tym, co trzeba zrobić, gdy zakończy się piękny, wolny żywot erasmusa.

  • Po pierwsze, to trzeba przyzwyczaić się do normalnego życia. Koniec ze wstawianiem o trzynastej, zasypaniem o trzeciej w nocy, jedzeniem niezdrowego jedzenia. Ciężko, pierwsze tygodnie są powiedziałabym, że nawet tragicznie. Ja praktycznie od razu wylądowałam w pracy. Rozumiecie? Nagle musicie zmienić wszystkie swoje nawyki. Budzik zamiast na trzynastą, to na siódmą.
  • Po drugie, pożegnać się z ciągłym podróżowaniem. Erasmus to pieniądze i więcej czasu wolnego niż normalnie. Po powrocie jest ciężej, nawet  krótka wycieczka wydaje się kosztować fortunę. No tak, przecież stypendium już nie ma…
  • Po trzecie – to najgorsze – musicie zaliczyć niektóre przedmioty. U mnie nie jest tak źle, do ogarnięcia mam tylko język angielski i pracę roczną z literatury, ale wiem, że niektórym studentom zostaje nawet po pięć przedmiotów. Nie wiem, jaki sens ma wtedy erasmus. Rozumiem, pieniądze i możliwość zwiedzania, poznawania nowych ludzi, ale czy dla tego warto robić sobie tak spore zaległości na studiach?

Głównym powodem wycieczki do Trójmiasta było zaliczenia angielskiego. Faktycznie, powody wcześniej wymienione też się liczyły, ale priorytetem były moje studia. I jak to wyszło? Pisałam już, że środę prześmiałyśmy, a czwartek? Po sześciogodzinnym śnie wstałyśmy niewsypane, wypiłyśmy szybką kawę i poleciałyśmy na skmkę. Uwaga, ze względu, że jesteśmy bogatymi biedakami, to fundusz zmusił nas nawet (a w sumie to jego brak) na spacer do dworca, a nie wygodną podwózkę tramwajem. No cóż… Na uczelnie dotarłyśmy pół godziny spóźnione. I teraz niektórzy mogą się zastanawiać dlaczego do Sopotu, jeśli uczelnie mamy w Gdańsku. A wiecie, to jest tak, że ludzie lubią utrudniać życie innym i kiedyś ktoś zrobił jeden wydział Uniwersytetu Gdańskiego w odległym Sopocie. A tak sobie, żeby to studenci więcej podróżowali. Ale to nic, to nic… Poszłam pod wskazaną salę, i co? Drzwi były zamknięte. Zalogowałam się na mail, czytam go setny raz i dopiero zauważam, że miła pani napisała, że pojawi się na wydziale dopiero po piętnastym września. Nie sierpnia. Brawo! Ostatnio kazałam ludziom uczyć się czytać ze zrozumieniem, teraz sama popełniłam ich błąd. Nie, ja po porostu nie zauważyłam dziewiątki w dacie…

I wiecie, teraz tak sobie siedzę, w tą lekko kacową sobotę i zaczynam się przejmować, że mogę mieć problem z tym całym angielskim. Oceny po Erasmusie musimy mieć wystawione do końca sesji poprawkowej (ta kończy się siedemnastego września), piętnastego dopiero spotkam się z panią kierownik. Możliwe, że nie zgodzi się na moją prośbę (zaliczenie angielskiego w ramach przedmiotów prowadzonych po angielsku w Brnie). I co wtedy ze mną, co? Będę mieć dwa dni na napisanie testu. Pewnie zdążyłabym się nauczyć, ale problem jest trochę bardziej rozbudowany. Test powinien dać mi mój lektor, który zapewne nie zdąży odpisać na maila i przygotować egzaminu… Ehhh, pomyślę o tym w poniedziałek, teraz niech weekend trwa. Nie! Poczekajcie, jeszcze o tej mojej pracy rocznej wam napiszę. Widzicie, powinnam już dawno ją napisać, ale, że ja wiecznie czasu nie mam, to jakoś tak wyszło… Tydzień temu pojechałam po materiały, wydałam ostatnie dwa złote na bilet, a tam, najmilsza pani powiedziała mi, że dziś (i przez najbliższy tydzień) nie wypożyczają książek. Mam szczęście, co? Jak już się zebrałam, to oni prowadzą jakąś inwentaryzację, czy jak to tam się nazywa…

Znowu w Gdańsku mi nie wyszło…

Dodatkiem do Gdańska miał być Sopot. Niestety, sześć godzin snu pozwoliło tylko na spacer do plaży, godzinne odpoczywanie na pisaku i powrót do domu. Ta notka, o Sopocie jeszcze kiedyś się tutaj pojawi, ale teraz… Teraz macie fotkę Monciaka nocą i widok z plaży zaraz przy Sfinks700 około trzeciej w nocy, a może raczej nad ranem.

gdzie-sc-weekend-gdansku-98f468485b698b8

gdzie-sc-weekend-gdansku-dc952000e208fb0

I czemu mi ten Gdańsk znowu nie wypalił? Wiadomo, jak spotykają się dwa diabły, to nie ma szans, żeby przeżyć chociaż jeden dzień grzecznie i spokojnie. Kiedyś miałyśmy taki zwyczaj, tradycję, że w każdy czwartek wychodziłyśmy pić do Pijalni Wódki i Piwa, która znajduje się na Długim Targu 35 (niedaleko sławnego Neptuna). Lokal nie należy do najlepszy, ba, można by powiedzieć, że jest tragiczny. Wiecie, to takie miejsce, gdzie zbiera się najbiedniejsza cześć mieszkańców Gdańska i również spora liczba zagranicznych turystów (co oni tam robią?!). Piwo i szoty kosztują cztery złote – tanizna. Zawsze, potarza, zawsze pijalnia jest przeludniona. W toaletach panuje syf i malaria, bar lepi się do łokci, nie ma gdzie usiąść i śmierdzi. Mimo to, warto tam iść. Przesiedziałyśmy z Mo wiele czwartków w tym syfie, zawsze coś śmiesznego się działo. Jak nie oświadczyny jakiegoś gościa, to pożyczanie sznurówek od butów, bo spodnie spadają. Pijalnia jest tania, brzydka, śmierdząca, a i tak zostanie w naszych sercach… (amen).

gdzie-sc-weekend-gdansku-dd773690e208263

I właśnie, to pijalnia tym razem nas załatwiła. Następnego dnia ciężko było wstać z łóżka i wyjść z domu. Utknęłyśmy na łóżku bez sił do życia, mój materiał do notki „się nie robił”, ale za to pojawiały się plany na wieczór…

Kocham taki klimat – tak to się zaczyna.

Dziś mamy długo wyczekiwaną sobotę. Niestety, często jest tak, że gdy ciągniesz melanż od kilku dni, to na ten najbardziej wyczekiwany dzień nie masz siły – ale my damy radę! Wczoraj poszłyśmy w miejsce, które zdecydowanie jest warte uwagi każdej osoby lubiącej kreatywność. Nie wiem, dlaczego wcześniej tam nie trafiłam. Gdzie mianowicie? Na Patio Layup (tutaj krótki wywiadzik:  http://noweidzieodmorza.com/8726-patio-layup-nowa-przestrzen-w-stoczni-dedykowana-kulturze-miejskiej). Wiedziałam, że dobrze tam grają, że ładnie wszystko wygląda, ale nie oczekiwałam aż tak wiele, ile zastałam. Patrzcie na zdjęcia:

gdzie-sc-weekend-gdansku-704a1bb87e1f3fe

gdzie-sc-weekend-gdansku-0c837b97ccb4ebc

gdzie-sc-weekend-gdansku-1579fed5a13f63d

Patio pracuje kilka dni w tygodniu, zaczyna od czwartku, kończy w niedzielę. Raz na jakiś czas organizuje grubszą imprezę – O.S.T.R, czy ostatnio Jacek Sienkiewicz. Wstęp wczoraj był darmowy, ale wiem, że czasami trzeba zapłacić (co wydaje mi się normalną sprawą). Ceny na barze nie zaskakują i nie załamują, płaci się jak w większości miejsc w Trójmieście (przykładowo, piwo Łomża – osiem zł). Oprócz słuchania muzyki mamy możliwość obejrzenia filmów, podziwiania wystaw, zjedzenia czegoś dobrego, kupienia ciuszków, tańczenia, czy ogólnie leżenia na leżaczkach i nic nie robienia (ja to wczoraj preferowałam). Ludzie, którzy tam przychodzą wydają się bardzo „klimatyczni”, nie ma żadnego bydła i wrednych panienek w za krótkich spódniczkach. Naprawdę, żałuję, że tak późno wybrałam się na stocznie. Macie tu adres Patio, może jeszcze uda wam się zajrzeć – ulica Niterów 29.  


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!