Cinque Terre - pierwszy raz na erasmusowej wycieczce!
Cinque terre, czyli dosłownie tłumacząc "Pięć ziem". Miejsce we Włoszech, które na swojej liście miałam od jakiegoś czasu. Miejsce marzenie. Oto moja pierwsza wycieczka podczas Erasmusa.
Jak już wcześniej wspomniałam, wrzesień był cudowny. Codziennie ciepłe, słoneczne dni - doskonałe przedłużenie lata. Do Cinque Terre wybrałam się z jedną z Erasmusowych Organizacji, ISF. Decyzja była dość spontaniczna. Zobaczyłam na facebooku wydarzenie, było już dość późno bo dwa dni przed wycieczką, jednak z nadzieją napisałam do organizatorów z zapytaniem o dodatkowe miejsce.
Miałam szczęście. Okazało się, że ktoś zrezygnował. Po wcześniejszym zapisaniu się do organizacji ISF i wyrobieniu karty, otrzymałam wszystkie niezbędne informacje dotyczące wycieczki.
Późny wrzesień. Wczesna pobudka, zbiórka o godzinie 7:30. Pogoda jednak nie zwiastuje pięknego dnia. Otwieram oczy, a za oknem widzę... deszcz. Stwierdziłam jednak, iż istnieje nadzieja że w La Spezii- miasteczku oddalonego około 2h od Florencji- nie pada deszcz. Z trudem zwlekłam się z łóżka. Znacie te deszczowe poranki?
Na miejsce zbiórki dotarłam punktualnie, już tam zdążyłam poznać kilka osób. Super, towarzystwo na cały dzień zoorganizowane. Teraz tylko kwestia pogody. Wyruszyliśmy o godzinie 8:00 w kierunku miasteczka La Spezia. Tam za około 15/20 euro kupiliśmy "Cinque Terre Card", która umożliwiała nam swobodne podróżowanie pociągiem między pięciomia miasteczkami "Cinque Terre". Wygodne.
Pociągi w kierunku miasteczek odjeżdżają praktycznie co kilkanaście minut. Pierwszy przystanek Rio Maggiore. Oczywiście po wyjściu z pociągu mój wzrok od razu kieruje się ku morzu. Uwielbiam je. Zdecydowanie się przejaśniło. Miasteczka w Cinque Terre są malusieńkie - potrzebujesz około 20 minut by je obejść w całości. Zazwyczaj podchodzi się cały czas pod górkę - warto. Widoki są nieziemskie.
Wspominałam, że Cinque Terre to było moje miejsce marzeń z listy. Nieco bardziej to sobie sprecyzowałam. Oglądając w internecie włoskie krajobrazy, wielokrotnie mój wzrok przykuł widok kolorowych domeczków "upchanych" ciasno razem na tle lazurowego morza. Pierwszy raz ujrzałam to zdjęcie jakieś 3 lata temu i obiecałam sobie, że tam kiedyś pojadę. Po moim internetowym "dochodzeniu" dowiedziałam się, że ten krajobraz to miasteczko Manarola, czyli drugie miasteczko w Cinque Terre. Emocje sięgały zenitu. Znacie to uczucie kiedy wasze marzenie się spełnia? To było dokładnie to.
Cieszyłam się jak małe dziecko. Zwłaszcza, że zrobiło się przepięknie, wyszło słońce. Żeby jednak ujrzeć ten piękny widoczek trzeba trochę napracować się nóżkami... Widzicie te zielone pagórki po prawej stronie zdjęcia? Tam jest Wasz cel. Idźcie tam, a nie pożałujecie. 10 minut spacerkiem po uprzednim wdrapaniu się na szczyt miasta. WARTO.
Na mój wyśniony widok gapiłam się dość długo. Nie pamiętam dokładnie ile czasu minęło, ale podejrzewam że około godzina. Nic, tylko patrzyłam. Nie mogę tego opisać słowami. Pocztówka stała się rzeczywistością.
Wstyd się przyznać, ale ominęłam następną stację - Corniglię. Słyszałam, że na tle wszystkich miasteczek wypada najgorzej, więc udałam się od razu do Vernazzy. W każdym miasteczku macie piękną marinę, jednak w Vernazzy jest zdecydowanie najpiękniejsza i najokazalsza. Każde kolejne miasteczko jest coraz bardziej "przyjazne" turystom. To właśnie w Vernazzy napiłam się lampki białego wina i zjadłam pyszne gelato.
Tam też trafiłam na cudowną grotę, za którą znalazłam o taki właśnie widoczek. Morze tego dnia było dość niespokojne. Być może nie powinnam była wchodzić za znak "VIETATO" (czasem lepiej udawać, że nie znacie włoskiego), ale było zdecydowanie warto. Cała plaża tylko dla mnie. A do tego jakie widoki...
Mój ostatni przystanek na mapie Cinque Terre to najbardziej turystyczne ze wszystkich Monterosso, gdzie znajdziecie plażę ( w pozostałych czterech miasteczkach nie ma plaż sprzyjających opalaniu i kąpaniu się, raczej same skałki). Tam spędziłam ostatnie trzy godziny wycieczki opalając się i kąpiąc w cieplutkim morzu. Kto by pomyślał, że koniec września może być taki upalny?
Wycieczka była cudowna. Kosztowała mnie niecałe 30 euro i nie żałowałam ani centa. Cinque Terre to miejsce, które trzeba zobaczyć. To istny cud włoski.
A dopo!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)