Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Opublikowane przez flag-pl Monika Sikorska — 7 lat temu

Blog: Jeżdżę sobie
Oznaczenia: flag-hu Erasmusowy blog Budapeszt, Budapeszt, Węgry

Czas najwyższy spędzić swoje największe marzenie. Zawsze chciałam posługiwać się więcej niż jednym językiem obcym. Mówię po angielsku. Może nie biegle, bo bardziej slangiem niż językiem urzędowym, ale jednak żyłam za granicą przez rok i dałam radę. To jednak dla mnie za mało. Chciałabym umieć jeszcze posługiwać się jakimś innym językiem. I wiem że przydatny byłby niemiecki, albo rosyjski, ewentualnie hiszpański. Ja nie jestem jednak normalna i postanowiłam nauczyć się… węgierskiego. Dlaczego? To proste: kocham Węgry i mam do nich sentyment. Język Węgrów jest jednak szalony. Mówię po polsku – czyli znam jeden z najtrudniejszych języków na świecie. Dlaczego by nie nauczyć się kolejnego, który uznawany jest za niemożliwy do przyswojenia? Zapisałam się na prywatne lekcje i od następnego tygodnia zaczynam (wygrana w tym konkursie pozwoli mi za to zapłacić). A gdy będę chciała się poddać, bo uznam, że trzeba przyznać rację tym, którzy mówili, że nie węgierski jest niemożliwy do nauczenia – wejdę na tego bloga, zobaczę ten wpis i przypomnę sobie, co było moją motywacją. Co? Oczywiście mój piękny Budapeszt, do którego pojadę po raz kolejny, już umiejąc mówić coś więcej niż „két sört”, co oznacza „dwa piwa”.

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Za co ja tak kocham Budapeszt? Już raz o tym pisałam. Teraz czas na część drugą.

Kraj papryki, kraj dobrej kuchni

Zacznijmy pozytywnym akcentem (jeśli chodzi o Budapeszt to ciężko znaleźć mi akcent negatywny). To co wszyscy kochamy najbardziej: Żarcie. Jedzenie w Budapeszcie to raj dla naszych brzuszków. Oczywiście jeśli lubimy paprykę i mięso. Ja nie przepadam za papryką, jednak na Węgrzech pokochałam jej smak. W połączeniu z przepysznym gulaszem, z którego ten kraj słynie – mniam. Zupa gulaszowa, mięso do gulaszu, papryka, cebula, no nie ma nic lepszego. Jednak jeśli wspominam o jedzeniu, miejcie na uwadze, że nie wszystko w stolicy Węgier jest pyszne. Łatwo trafić na jedzenie słabej jakości. Najgorsze są kebaby. Koszt takiego przysmaku to od trzystu do siedmiuset forintów, czyli na nasze od około pięciu złotych do jakiś dwunastu. Nie warto tego próbować. Budek z kebabami jest tam setki, przynajmniej jedna na każdej ulicy. Podawane jedzenie jest już przygotowane wcześniej i w momencie gdy zamawiasz, albo je podgrzewają (w mikrofali! Sic!), albo zwyczajnie dostajesz zimne. Wiecie, że kebab był pierwszym jedzeniem, jakie zjadłam w Budapeszcie? Byłam na miejscu około godizny dwudziestej drugiej, nie chciałam oddalać się od mieszkania, które zajmowałam. Nie znałam ulic i miasta, poszłam więc do najbliższego miejsca z jedzeniem (umierałam z głodu), w którym można było płacić kartą. Szybko przekonałam się, że kebabów w Budapeszcie jeść nie warto. Warto za to udać się do knajpy z lokalnym jedzeniem i spróbować wspomnianego gulaszu.

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Do zup podają często robiony na miejscu, przepyszny chleb. Jadę tam i od razu idę do mojej ulubionej Drum Cafe, która mieści się w okolicach największej synagogi. Jest to restauracja z przystępnymi cenami, gdzie można zjeść naprawdę dobre węgierskie jedzenie. Jeżeli chcecie spróbować wszystkiego po trochu, jedźcie na przystanek metra Oktogon, znajdźcie tam restauracje typu „All you can eat”. Wstęp tam kosztuje około dwóch tysięcy forintów (na nasze to około trzydziestu złotych). Za tą cenę możecie siedzieć w środku dwie godziny i jeść wszystko co podane jest na szwedzkim stole. Ale za napoje płacicie oddzielnie. Nie kosztują fortuny, nie martwcie się. Spoko opcja oszczędnościowa. Na maksa oszczędnościowe jest też jedzenie pizzy na kawałki w Budapeszcie. Ta też pojawia się na każdym kroku. Kawałek pizzy kosztuje dwieście pięćdziesiąt forintów. Ale polecam takie jedzenie raczej po imprezach (moja i koleżanek tradycja – niektóre tego typu lokale otwarte sa tylko od późnego wieczora do godzin porannych, specjalnie dla imprezowiczów). Gulasz przebija wszystko.

Przepraszam, czy my jesteśmy może w Nowym Jorku?

Nie, te wszystkie żółte taksówki, to wcale nie oznaka Nowego Jorku. Jesteśmy w Europie, dokładniej na Węgrzech. Żółte taksówki to znak Budapesztu, nie tylko Wielkiego Jabłka.

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Nie wiem czemu, zawsze gdy dodawałam na jakieś portale społecznościowe swoje zdjęcia z Budapesztu, na których było widać żółte taksówki, wszyscy pytali czy jestem w NY. To takie ładne estetyczne, gdy przeznaczone na przewóz ludzi samochody mają jeden kolor. Zróbmy tak w Polsce oki?

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Gdzie spotkasz ulubionego pisarza?

W Budapeszcie oczywiście. Co roku w tym mieście odbywają się europejskie targi książki. Jaki jest mój ulubiony pisarz? Na bank nie Paulo Coelho. Kocham prozę Szczepana Twardocha i zawsze chciałam poznać go osobiście i poprosić o podpis na książce jego autorstwa. Mieszkałam w Budapeszcie, gdy wydał „Dracha” i mogłam sobie pomarzyć o wizycie na jednym z organizowanych w Polsce spotkaniach autorskich z autorem tej książki. Ale na Targi Książki w Budapeszcie poszłam. Zabrałam na nie nawet mamę, która akurat wtedy mnie odwiedzała. Odbywały się one po stronie Budy, tej stronie miasta, którą znałam słabiej. Z chęcią się tam wybrałam. I wiecie kogo spotkałam na miejscu? Szczepana Twardocha, który promował tam wydaną w języku węgierskim powieść „Morfina”. Onieśmielona podeszłam do niego (mama musiała mnie popchnąć, zachowywałam się jak nastolatka widząca Justina Biebera). Zdobyłam swój wymarzony podpis, na ulubionej książce, od ulubionego pisarza w ulubionym europejskim mieście. Marzenie spełnione! I to w jakim stylu?! Węgierskim!

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Wielkie napisy w całym mieście

Czemu w Gdańsku nie ma nigdzie takiego wielkiego napisu „Gdańsk”. Robiłabym sobie miliony zdjęć z czymś takim. W Budapeszcie raz na jakiś czas pojawia się wielki napis „Budapeszt”, w rożnych częściach miasta. Różne rodzaje napisu z nazwą stolicy Węgier. I turyści kochają te napisy. Chce już zobaczyć nowe, te które sterczą gdzieś na ulicach Pesztu. Być może na placu Bohaterów? Albo przed Bazyliką Świętego Stefana? Kupuję bilet, kto leci ze mną? A to jeden, z którym zrobiłam sobie zdjęcie rok temu (stał przy Deak Ferenc ter, czyli w samym centrum):

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Tanie i ładne tatuaże

Ludzie, którzy pragną zrobić sobie tatuaż, często piszą gdzieś ogłoszenia o treści: szukam studia tatuażu, które wykonuje ładne prace. Tanio!. Kluczowe słowo „tanio”. Odpowiedzi są zazwyczaj jednogłośne: nie licz na ładny tatuaż, jeśli będzie tani. A jednak można na taki liczyć. Tylko trzeba go zrobić przy okazji odwiedzania Budapesztu. Chciałam wrócić z jakąś pamiątką ze stolicy Węgier. Postanowiłam zrobić sobie tatuaż. Nie było to trudne. W Budapeszcie jest sporo salonów, wystarczy wejść, zapytać czy mają czas i nawet po godzinie można mieć ozdobę na ciele. Popytałam węgierskich znajomych o najlepszy salon, dostałam odpowiedź. Wybrałam się na ulicę Molnár 5 (niedaleko białego mostu), gdzie znajduje się studio tatuażu o nazwie „Queen of Hearts Tattoo”. Pracują tam przesympatyczne Węgierki (tak, tylko kobiety!).

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Umówilam się z nimi wcześniej przez stronę na facebooku. Przyszłam o ustalonej godzinie. Dziewczyny niestety nie mówią po angielsku, ale specjalnie dla mnie, moja tatuażystka Katia, poprosiła swojego chłopaka by był dla nas tłumaczem. Zrobiłam sobie baaardzo mały tatuaż na nadgarstku, za który zapłaciłam baaardzo mało. Kosztował mnie sześć tysięcy forintów. To około dziewięćdziesięciu złotych – znajdźcie mi w Polsce salon tatuażu, który ma tak niską cenę minimalną i przy okazji bardzo dobrą jakość swoich usług. Mój tatuaż jest naprawdę mały, ale większe też nie są drogie. Ja akurat chciałam mieć małą siódemkę, która symbolizuje siódmą dzielnicę, w której mieszkałam w Budapeszcie. Miałam ochotę zrobić przed powrotem coś jeszcze, ale ostatecznie się nie zdecydowałam. Na pewno, jeśli wrócę kiedyś do Budapesztu, zrobię coś nowego. Koniecznie. Nie wiem jak wy, ja lubię takie pamiątki z podróży.

Zakupy na Węgrzech

Budapeszt to miasto, w którym kupisz absolutnie wszytsko. No może nie będzie łatwo znaleźć aktualnych trendów… żartuje, węgierki z modą są parę lat wstecz, ale sklepy mają i tak dobrze zaopatrzone. Możecie wejść do vintage shopu z super ciuchami (kilka najlepszych mieści się w centrum miasta), ale też do chińskich dyskontów, w których wszystko jest tańsze niż przykładowo w drogeriach. Jest ich pełno. Jedyna ich wada – można w nich płacić tylko gotówką. Kupicie w nich alkohole, słodycze, różne przyprawy, rzeczy z różnych części świata (z Polski też), chemie, kosmetyki, no wszystko. Zabraknie wam czegoś w mieszkaniu? Idźcie do chińskiego dyskontu. Jeśli jednak chcecie poszukać dziwnych niepowtarzalnych przedmiotów idźcie do sklepów ze starociami. Tych w Budapeszcie też nie brakuje. Znajdują się w nich najdziwniejsze i najróżniejsze rzeczy. Na przykład stare polskie banknoty, świece w kształcie głowy Stalina, stare lapmy, guziki i wiele, wiele innych. To fascynujące miejsca.

A gdzie się ubrać? W second handach. Najtańsze sklepy odzieżowe w mieście. I najlepiej zaopatrzone. Serio. I nie drogie. Tak, ubierałam się w lumpeksach, mieszkając w Budapeszcie. I z tych sklepów mam swoje najlepsze sukienki. Polecam. Oto przykład outfitu, który chciałyśmy kupić na imprezkę w Kuplungu z moją Aśką (uprzedzam pytania: ostatecznie się nie zdecydowałyśmy):

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

I jeśli mowa o zakupach, to nie mogę zapomnieć o słynnej budapesztańskiej hali targowej. Kupicie w niej świeże przyprawy, papryczki, mięso, owoce, warzywa, ale też najtańsze pamiątki, które możecie zawieść swoim znajomym. Nie kupujcie tych wszystkich rzeczy na głównych ulicach. Zapłacicie za nie dwa razy więcej niż na hali. Hala targowa w Budapeszcie mieści się na Vámház 2 tuż przy Zielonym Moście Wolności. Idąc tam nie tylko zrobicie zakupy, możecie tam coś zjeść, no i też zobaczyć piękną mozaikę i ceramikę, która zdobi budynek. To przykład tureckich pozostałości na Węgrzech.

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Te widoki

No nie ma nic piękniejszego niż ciepłe węgierskie, wiosenne powietrze i widoki na Dunaj. Wieczory spędzane na zamku, mostach, czy pod parlamentem. Tego nie trzeba opisywać. Wystarczy, że pokaże wam kilka zdjęć:

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Za co kocham Budapeszt! Część Druga.

Tyle na dziś. Drugi odcinek już jutro! O Budapeszcie mogę pisać godzinami, nie męczy mnie to, a wręcz przeciwnie – cieszy. Nigdy nie odkocham się w tym mieście. No nie ma na to szans.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!