Przygotowania do podboju Budy

Opublikowane przez flag-pl Patryk Pańka — 7 lat temu

Blog: Budapest, złote miasto.
Oznaczenia: flag-hu Erasmusowy blog Budapeszt, Budapeszt, Węgry

Często od moich znajomych, głównie jednej znajomej słyszałem odpowiedz Budapeszt, jak pytałem się o jakieś fajne miejsce, które można odwiedzić w weekend przy tym nie wydając milionów monet. Coś dla mnie :3 Tydzień wcześniej była znajoma tam, ja akurat miałem urlop na który to nie miałem większych planów. Co najwyżej wyjazd w góry z przyjacielem, ale to opowiadanie na inną historię.

Przygotowania

I tak zdecydowałem, że jadę do Budapesztu siedząc już u znajomego w Poznaniu. Od słów do czynów minęło 15 minut, a kolejne 15 minut trwało ogarnięcie najważniejszych rzeczy:

  • transport,

  • hostel,

  • jakaś podstawowa mapa,

  • kilka podstawowych informacji o mieście.

Prawdę mówiąc zorganizować wyjazd do Budapesztu możemy sobie z dnia na dzień. W dobie internetu tak prosto i szybko jest wszystko ogarnąć, a same koszty małe. W moim przypadku ogarniałem wszystko 3 dni przed wyjazdem do Budapesztu z Wrocławia i sprawdzając koszt autobusu i hostelu, czy opłacił bym to teraz, tydzień temu czy w dniu wyjazdu to koszty wycieczki znacząco by się nie różniły.

Godzina zero

Moja podróż do Bratysławy rozpoczęła się w Wrocławiu. Zdecydowałem się, że wybiorę się tam za pośrednictwem Polskiego Busa bilet do Bratysławy kosztował 45 zł. Polski Bus w Wrocławiu odjeżdża z przystanku “Dworzec autobusowy POLBUS-PKS”, najłatwiej dostać się do niego przechodząc przez Dworzec Główny PKP we Wrocławiu, bardzo prosta droga. Chociaż sam przystanek… no cóż pozostawia wiele do życzenia, ale zauważyłem, że obok jest w budowie dworzec z prawdziwego zdarzenia.

Mój autobus odjeżdżał z Wrocławia o godzinie 21:00 i miał być na miejscu w Bratysławie o godzinie 7:45, czyli cała podróż miała trwać około 10 godzin i 45 minut, plus minus tyle trwała bo rano w Budapeszcie o tej godzinie możemy utknąć w korku i podróż trochę się przedłuży. Warto do autobusu zabrać ze sobą koc i poduszkę, uwierzcie mi da Wam to trochę komfortu, bo jednak miejsca na nogi jest dość mało i trudno jest pospać sobie, jeśli obok Was, jest zajęte miejsce.

Buda

W Budapeszcie Polskie Bus zatrzymuje się na przystanku “Kelenfold vasutallomas M” Więc tak naprawdę wysiadamy na przystanku autobusowym, przy którym jest stacja metra linii M4, dzięki której będziemy w stanie dostać się do centrum w parę chwil. Na każdej stacji metra na której będziecie istnieje możliwość kupna biletów:

  • Pojedynczy bilet – 350 HUF (około 5 zł)

  • Bilet przesiadkowy na dwa przejazdy – 530 HUF (około 7,5 zł)

  • Bilet 24 godzinny – 1650 HUF (około 25 zł)

  • Bilet 72 godzinny – 4 150 HUF (około 65 zł)

W moim przypadku darowałem sobie kupno biletów czy samą podróż do centrum, gdyż w późniejszym czasie chciałem sobie kupić Budapest Card na 24h, który nie dosyć, że działa jako bilet komunikacji miejskiej to jeszcze upoważnia do wielu zniżek w tym tej jednej najważniejszej… ;p A tym bardziej moją podróż po Budapeszcie chciałem rozpocząć od lewego brzegu i tym samym ruszyłem ku pierwszemu miejscu z długiej listy miejsc które to chcę zobaczyć, a mianowicie Gellért Gyógyfürdő és Uszoda czyli łaźni Gellért. Po drodzę też zachwycająć się innych charakterem miasta, tak odmiennym od Polskiego.

Przygotowania do podboju Budy

Po drodzę napotkałem też na niecodzienny sklep, bar trudno to nazwać, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem :D piwo na wynos. Pierwsza myśl koleś żyje w 2117, gdy my wciąż 2017. Niecodzienne znalezisko, ale bardzo mnie rozbawiło.

Przygotowania do podboju Budy

Po niecałej godzinie udało mi się dojść do pierwszego punktu wycieczki i sam obiekt zachwycił, nawet za dnia. Widać przepych w budownictwie, ale także widać ze budowlane, które są nawet mniej interesujące, jak łaźnia któraś tam w Budapeszcie, są w bardzo dobrym stanie i nie widać by ząb czasu je nadgryzł. Od razu po lewej od łaźni znajduje się kościół wykuty w skale zwany Gellérthegyi Barlang, prawdę mówiąc nie jestem fanem kośiołów, więc i ten zbytnio nie wzbudził mojego zainteresowania, ale gdy wejdziemy na skwer przed kościołem jeszcze lepiej widać łaźnie po prawej.

A także zrobiliśmy pierwszy krok :D by wejść na  Górę Gellerta, która nie wydaje się wymagająca, ale potrafi dać w kość. Na górę prowadzi kilka tras, ja wybrałem tą prowadzącą od kościoła.

Przygotowania do podboju Budy

Góra jest cała zielone z dużą ilością tarasów, które wraz z wchodzeniem pozwalają nam zobaczyć prawy brzeg miasta w pełnej okazałości, a sama wspinaczka zostanie zwieńczona możliwością zobaczenia cytadeli zbudowana przez Habsburgów oraz Pomnika Wolności – kiedyś poświęcony Armii Czerwonej, dziś już jego przesłanie się zmieniło i bardziej stanowi relikt przeszłości. Nie tyle co cytadela, a pomnik robi piorunujące wrażenie. Tak samo mniejsze pomniki, które są bliżej ziemi.

Przygotowania do podboju Budy

Z samej góry gdy już nacieszymy się widokami : ] mamy do wyboru dwie drogi, ale by się nie nudzić zawsze polecam tą drugą. Może mniej fajną, gdyż przyjeżdżają tą drogą autobusy na górę i fale Chińskich, Japońskich turystów wylewają się i mogą wybić nam oko kijkiej selfi. Ale jest to najkrótsza droga by dostać się do Zamku Królewskiego w Budapeszcie, a także by zobaczyć pomnik świętego Gellerta, który w pewien sposób wygląda jakby błogosławił miasto.

Schodząc dalej z góry warto się kierować już w stronę wody, będziemy mieli dzięki temu sposobność zahaczyć o pierwszy most łączący oba brzegi miasta, a mianowicie Erzsébet híd, most Elżbiety. Most do którego najszybciej się dostaniemy, a zarazem najmniej interesujący. Więc fajniejszą opcją jest podążanie brzegiem, aż dotrzemy do widny :D tak windy, która pozwoli nam dotrzeć bliżej zamku. Chyba, że wolicie zaoszczędzić sobie trochę kasy, to polecam wejście drogą i później schodami, bardziej męczące, ale widoki podczas podróży na Parlament wynagradzają trud.

W moim przypadku był tylko jeden mały szczegół :D podróże samemu mają plusy, ale czasami łatwo przegapić drogę, która prowadzi tam gdzie ma prowadzić i zamiast zobaczyć zamek z bliska jako pierwszy to trafiłem do Baszty Rybackiej. Nie powiem, gdy później dotarłem do zamku, to i tak czułem, że Baszta Rybacka zrobiła na mnie wiekszę wrazenie. Z samym opisów na miejscu dowiedziałem się, że nazwę zawdzięcza rybakom, którzy bronili Dunaju. Chwała im, chwała że obronili basztę. Biel i szarość wspaniale się komponują i nadają uroku temu miejscu, przy samem baszcie też znajdują się pomnik króla oraz kościół.

Przygotowania do podboju Budy


Pomnik przedstawia Szent István szobra, pomnik Świętego Stefana, pierwszego chrześcijańskiego króla Węgier. Pomnik wygląda bardzo masywnie i czuć w nim moc. A wraz z kościołem Mátyás Templom, kościołem Macieja daje nam obraz Węgrów, jako ludzi wierzących oraz o bogatej historii, jak i Polska. Chociaż może o lepszym guście co do budownictwa, bo biel kościoła wspaniale komponuje się z murami baszty. Oczywiście nieodzowną częścią zwiedzania :D były niezliczone zastępy Azjatów, czasami miałem wrażenie, że może tak naprawdę jestem na wycieczce w Chinach.

Po dokładnym obejrzeniu Baszt postanowiłem w końcu wybrać się na prawy brzeg Dunaju. Do tej bardziej interesującej części i wabiącej mnie, za każdym razem kiedy pojawia się miejsce gdzie można się zatrzymać i popatrzeć na Parlament. Wycieczka w stronę wody była już bardziej przyjemna : ] z samej Baszty możemy wrócić wzdłuż drogi, którą jeżdżą samochody lub możemy odbić w lewo i starać się dostać do Dunaju wąskimi ścieżkami, którymi to poruszają się mieszkańcy miasta oraz dzieci. Nie uświadczyłem na mojej drodzę nikogo, kto mógłby wyglądać na potencjalnego turystę.

Moje przeciskanie się wąskimi, stromymi uliczkami doprowadziło mnie do ciekawego miejsca, którego nie było na mojej liście, ale zbiegiem okoliczności trafiłem na Felsővízivárosi Szent Anna-plébánia és templom, kościół Świętej Anny. Przed nim znajduje się skwer z którego to obojętnie w którą stronę się odwrócimy zobaczymy coś interesującego. Nawet centrum handlowe, które na pierwszy rzut oka wyglądało mi na jakiś ważny budynek, a okazało się sklepem. Pozory mylą. Z samego placyku jest rzut beretem do “bulwaru” nad Dunajem, wystarczy przejść przez jezdnię i możemy po raz pierwszy zobaczyć Parlament za dnia, gdzie to żadne budynki, lampy czy inne rzeczy nie zasłaniają nam widoku na niego. I wtedy doszedłem do wniosku, że jest monumentalny oraz w pewnym stopniu przypominał mi szkołę magii z Harrego Pottera, nie wiem czemu. Może miał coś magicznego w sobie, w tym momencie.

Magia powoli pryskała dlatego chciałem go zobaczyć z bliska i udałem się brzegiem Dunaju do drugiego, a zarazem najważniejszego, najstarszego i naj, naj mostu w Budapeszcie. A mianowicie Széchenyi Lánchíd, czyli Mostu Łańcuchowego. Sam most wygląda niezwykle, potężnie, tony stali, tony betonu, nie jestem wstanie sobie wyobrazić ile czasu musiało pochłonąć jego zbudowanie. Tym bardziej nie jest to goły most. Wstępu na niego, jakby strzegły dwa lwy. Na jednym i drugim brzegu, a filary, które trzymają cały most nad wodą są zdobione w ornamenty. Robi to piorunujące wrażenie, nie pomyślałbym, że ten most podczas wojny został zniszczony przez niemców. Tak naprawdę nic na to nie wskazuje, gdyby nie stare zdjęcia, które były w jednej z galerii nawet o tym bym nie wiedział.

Przygotowania do podboju Budy

Środek Mostu Łańcuchowego o to miejsce gdzie łączy się Buda i Pesz oraz na chwilę obecna kończy też historia Budy, a zacznie Pesztu.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!