Miejsce, które kocham - Budapeszt!

Opublikowane przez flag-pl Monika Sikorska — 7 lat temu

Blog: Jeżdżę sobie
Oznaczenia: flag-hu Erasmusowy blog Budapeszt, Budapeszt, Węgry

Dziś jestem tu tylko na chwilę. Nie napiszę nic aktualnego, bo sesja i nie mam czasu na zwiedzanie i poznawanie miasta. Wzięło mnie za to na wspomnienia. A to dlatego, że znalazłam dziś na mojej uczelni pocztówkę. O taką:

miejsce-kocham-budapeszt-9bd81d39ca9d6c2

Budynek przedstawiony na niej to Uniwersytet Andrassy w Budapeszcie. Nie, to nie jest ten uniwersytet, na którym ja studiowałam. Tak, studiowałam w Budapeszcie, przez rok, literaturę na ELTE, czyli Eötvös Loránd Tudományegyetem. Brzmi przerażająco, co? Na początku mojego pobytu tam, nie potrafiłam tego wypowiedzieć poprawnie. Nigdy nie zapomnę, jak mój ulubiony Węgier Adam, próbował nauczyć mnie wymowy tego ostatniego słowa. Z opłakanym skutkiem, niestety. Próbowałam to wymówić nawet po kilku palinkach, bezskutecznie. Gdy spotkałam się ponownie z Adamem po dziesięciu miesiącach pobytu na Węgrzech, zaskoczyłam go piękną wymową nazwy mojego uniwersytetu i też znajomością węgierskiego alfabetu (który jest szalony, zapewniam) oraz węgierskich nazw potrzebnych do życia osoby ciągle imprezującej. Tak, nauczyłam się zamawiać piwo w języku węgierskim. To zdecydowanie najistotniejsza umiejętność w życiu, jaką kiedykolwiek nabyłam.

miejsce-kocham-budapeszt-8d734d9c323a705

Wracając jednak do kartki: fakt jej znalezienia wzbudził we mnie wiele emocji. Między innymi tęsknotę, wzruszenie, potrzebę powrotu i chęć przeprowadzenia się tam jeszcze raz. Nie wiem, jak to określić, ale w żadnym miejscu na świecie, nie czułam się tak bardzo „w domu”, jak właśnie w Budapeszcie. Po głowie zaczęły chodzić mi myśli, czy może nie studiować w Budapeszcie znowu? Czemu by nie spróbować? Jestem średnia w studiowanie (do tej pory poznałam cztery uniwersytety), ale tak bardzo chciałabym tam wrócić. Niestety mam prawie dwadzieścia pięć lat i czuję, że wypadałoby w końcu ogarnąć swoje życie, skończyć szkołę i pracować za tysiąc dwieście miesięcznie (witamy w Polsce). Mogę powrócić do Budapesztu wspomnieniami, które utrwaliłam na zdjęciach. A mam ich miliony. Pokaże wam miasto, które kocham z perspektywy, z której to ja na nie patrzyłam. Jest to mój sekretny Budapeszt, którego nie da się nie kochać.

Mój Budapeszt, mój dom

Niepozorne, ale ulubione miejsce

Zazwyczaj wszyscy mamy jakieś ulubione miejsca w mieście, wsi, miejscu zamieszkania, czy gdziekolwiek przebywamy dłużej. Wiecie co było moim ulubionym miejscem w Budapeszcie? Nie, wcale nie był to Fogasz Haz, ani Larm, ani nawet Corvin (kluby, w których dominowała muzyka elektroniczna). Moim ulubionym miejscem była (moim zdaniem) urokliwa uliczka, gdzieś pomiędzy drogą od Białego Mostu, czyli mostu Elżbiety nad pięknym Dunajem, do ulicy Rakoczi, na której mieszkałam. Wracając ze spacerów z Fashion Street (nigdy nie dociekłam, czy to oficjalne tłumaczenie z węgierskiego, czy tylko nadana przez turystów nazwa), na której zostawiałam miliony forintów w kasach wszystkich tych sklepów z ciuchami, zawsze maszerowałam różnymi uliczkami. I jedna zapada mi szczególnie w pamięć. Nie miała w sobie nic szczególnego, no może bluszcz na jednym z budynków, który kojarzył mi się wtedy z tytułem roboczym książki nad którą chciałam wtedy pracować (nieskutecznie, bo jestem leniem). Ulica ta mieści się w piątym dystrykcie, a jej nazwa to Vitkovics Mihály.

miejsce-kocham-budapeszt-91805f69c0515d0

Michał Witkowicz to węgierski, urodzony w Egerze poeta i tłumacz. Ha, nauczyłam się na tyle węgierskiego, że umiałam to przetłumaczyć z węgierskiej Wikipedii (tak serio, to każdy ma dostęp do google translatora). Przechodziłam tą ulicą możliwie jak najczęściej, bo miałam do niej sentyment. Przypomniała mi się nawet sytuacja, gdy wpadłam tam na chłopaka, który trzymając kartkę papieru w ręku czytał z niej jakąś mowę, wyraźnie ją trenując. Nie rozumiałam co mówił. Do dziś nie mam pojęcia, dlaczego tak strasznie się skrępował i zawstydził, gdy w końcu zauważył, że nie jest tam sam. Szkoda, że nie wiedział, że lepiej rozumiem po polsku niż po węgiersku.

miejsce-kocham-budapeszt-c454a967e83bc04

Kiedyś znów przejdę tą ulicą, mam nadzieję, że możliwie jak najszybciej, nie mogę się doczekać.

Sztuka, Pop Art, Warhol

miejsce-kocham-budapeszt-26091e8fdccb938

Tak, wiem że już o tym kiedyś pisałam. Przez przypadek w Budapeszcie odkryłam jedną z najlepszych wystaw, na której w życiu byłam. Oczywiście mam na myśli wystawę Ludwig Goes Pop w Ludwig Muzeum, która dawno już nie jest aktywna. To ta, na której wystawione były dzieła Andiego Warhola i innych popartowych artystów. Teraz zapewne odkrywałabym aktualną ekspozycję. Niestety, siedzę aktualnie w mroźnym Wrocławiu i nie mogę pojechać na Komor Marcell utca 1 w Budapeszcie. A bywałam tam przynajmniej raz w miesiącu. Lubiłam tam chodzić. Mój Budapeszt to był właśnie dojazd tramwajem o numerze dwa z przystanku Borárosz tér na Közvágóhid, raz na jakiś czas. Krótka trasa, ale piechotą było jednak za daleko. Stolica Węgier zawsze będzie mi się kojarzyć z tym właśnie muzeum. Nie tylko ze względu na świetne wystawy. Kilkukrotnie wyjeżdżałam z Budapesztu. Powrót do siebie, do domu, był jednak najlepszą rzeczą w każdym wyjeździe. Cieszyłam się zawsze na widok pięknego Dunaju. I o ile nie podróżowałam samolotem, a autobusem, albo samochodem, to widok muzeum zawsze sygnalizował mi, że jestem już prawie na miejscu. Dodatkowo musicie zobaczyć na własne oczy, jak pięknie świeci się ten budynek w nocy. Nie miałam wtedy bloga, nie myślałam o tym by fotografować dosłownie wszystko. Niestety, nie pokażę Wam tego na fotografii. Widok jest cudowny, musicie uwierzyć mi na słowo.

Dla zainteresowanych podróżników informacja: bilety do Ludwig Muzeum kosztują 2 400 forintów od osoby, czyli na nasze około trzydziestu pięciu złotych. Studenci zapłacą jednak o połowę mniej, czyli 1200 forintów (około siedemnastu złotych). Cena ta dotyczy dwóch ekspozycji: wystawy stałej i tych czasowych.

Urodzony morderca na Baszcie Rybackiej

Kto z was wie, jaki jest ulubiony film Moniki Wiśniowej? Wiem, że nie wiecie. Jestem słabo rozeznana w filmografii, ale „Natural Born Killers” podbił moje serce. Marzy mi się w życiu scena ślubu, jak ta, w której Mickey Knox, prosi o rękę Mallory. Przecina swoją, jej dłoń, łączą krew, która leci do rzeki i na zawsze już są w oceanie, tak metaforycznie. Musicie to obejrzeć, jeśli nie widzieliście. Film z rodzajów tych chorych. Dlaczego wspominam o ulubionym filmie, gdy pisze o Budapeszcie? Nie, nie dlatego że scena ta rozgrywa się na moście, a w Budapeszcie mostów nie brak. Chodzi o odkrycie w Budapeszcie, którego dokonałam również przy pomocy ulubionego Węgra Adama. Pokazał mi on w pierwszym tygodniu mojego pobytu na Węgrzech, Basztę Rybacką, czyli punkt na mapie turystycznej Budapesztu, którego nie da się ominąć. Każdy turysta przyjeżdża do stolicy Węgier, właśnie po to by zobaczyć górę Gellerta, Cytadelę, zamek, kościół Macieja i mieszczącą się obok niego Basztę Rybacką właśnie. Halászbástya (jej węgierska nazwa) jest piękna i godna podziwu, ale nie będę się o niej tutaj rozpisywać. Zrobiło to przede mną tysiąc osób, w przewodnikach, na swoich blogach, na Wikipedii. To Budapeszt widziany moim okiem, a mnie najbardziej zainteresowały rzeźby rycerzy, które znajdują się przy schodach na baszcie. Jeden z nich do złudzenia przypomina (moim zdaniem i zdaniem mojego Ulubionego Węgra Adama) Woody’ego Harrelsona,czyli aktora, który genialnie odegrał rolę Mickeya Knoxa. No przyjrzyjcie się!

miejsce-kocham-budapeszt-57d6ebd45b7a0e1

Najlepszy widok w mieście

Mam słabość do muzyków, co jest dla mnie zgubne. Dlatego teraz, gdy słyszę, że ktoś gra w kapeli, jest jej menadżerem, albo gra elektronikę i jest DJ-em, uciekam, nie mówiąc nawet „pa”. Właśnie dzięki tej mojej słabości, poznałam najlepszy punkt widokowy w mieście. Super DJ z Węgier, pokazał mi kiedyś taki fajny punkt widokowy, z którego można było zobaczyć całe miasto zamieszkałe przez ponad dwa miliony ludzi (czyli gigantyczny widok). Super obrazek, ale dotrzeć tam najłatwiej jest samochodem. Dlatego znalazłam zupełnie inną opcję, może nie z widokiem na cały Budapeszt, ale za to na Dunaj i Peszt. Wystarczy wejść na górę zamkową po stronie Budy i mijając zamek (w którym mieści się fajne muzeum ze sztuką między innymi renesansu) skierować się w stronę Statuy Mari Wiecznej Dziewicy. By tam trafić nie potrzeba Super DJ-a, samochodu, ani specjalnego wysiłku. Wystarczy wejść na murek i usiąść obok Maryjki. Miejscówkę tę pokazała mi taka Magda, co się teraz do mnie nie odzywa (bo nie ma czasu i interesu? :D) i jak była we Wrocławiu olała mnie całkowicie (Meg Ty głupia … sama wiesz co), ale dzięki niej, odkryłam najlepszy punkt widokowy. Nielegalny niestety. Bardzo możliwe jest, że jeśli tam wejdziesz to znikąd zjawi się ochroniarz i będzie kazał Ci stamtąd zejść. Nic dziwnego. Nie jest tam do końca bezpiecznie. Ja się bałam, bo spojrzałam w dół. Magda pozostała niewzruszona. Sami popatrzcie, jaki piękny jest i Dunaj i moje ukochane miasto:

miejsce-kocham-budapeszt-292c04119d1f921

Dlaczego wino i dlaczego akurat pod parlamentem?

Węgrzy słyną oczywiście z papryki, gulaszu, ale też i z dobrego wina. Kto nigdy nie próbował Tokaju? Ja osobiście uwielbiam. Jednak jeśli nie przepadacie za słodkim, białym winem, a chcecie spróbować węgierskiego wina, polecam wam Egri bikaver. Egerska bycza krew, którą ja zwyczajnie nazywam winem z Egeru, jest winkiem wieloodmianowym, czerwonym. I jest super. Super też jest to, że w Polsce sprzedają je w żabce za piętnastka, więc raz na jakiś czas mogę wziąć łyk winka i powspominać, czasy w których wypijałam wino w Budapeszcie. A gdzie najlepiej pije się wino w Budapeszcie? Oczywiście nad Dunajem. I nie, nie mówię tu o jakiś fancy restauracjach, winiarniach, kawiarniach, czy innych miejscówkach. Pierwsze wino w Budapeszcie wypiłam z koleżanką w nocy siedząc zwyczajnie na schodkach przy rzece. Później już razem z taką super Aśką rozpoczęłyśmy naszą tradycję picia wina nad ranem pod Parlamentem. Parlament, wiecie to ten taki duży, piękny budynek, podobno największy tego typu w Europie. Na pewno najwyższy w mieście. Architektoniczne cudeńko.

miejsce-kocham-budapeszt-dc6f90f7332b8e4

A wiecie jak smakuje wino pite przy takim widoku? Wyśmienicie. I nie, nie ma obaw, nie dostanie się tam za picie pod parlamentem mandatu. Węgierskiej policji zwisa, czy pijesz pod kamienicą, w klubie, barze, na ulicy, czy pod parlamentem. Nie mają tam tego śmiesznego zakazu picia alkoholu w miejscach publicznych. Ja zazwyczaj piłam wino z kulturą. Z kieliszka, który miałam w plecaku, zaraz obok otwieracza (pierwszy zakup z Ikei haha). Pamiętajcie, jeśli wybierzecie się na wino pod parlament, kupcie je wcześniej w jakimś sklepie po drodze. Przy Dunaju wszystko jest droższe. A za wino w Budapeszcie nie zapłacicie dużo. W zależności od tego, jakiej jakości trunek chcecie pić. Można kupić Fiestę za pięćset forintów, czyli na nasze siedem złotych. Są też tańsze za trzysta, są też droższe za tysiąc forintów(piętnaście złotych) i wyżej. Do wyboru, do koloru. A jeśli nie macie otwieracza, nie martwcie się. W sklepie jeśli ładnie poprosicie, otworzą wam te winko bez problemu. Jak nie kochać tego miasta?

miejsce-kocham-budapeszt-75a3982d6f6b433

Jest jeszcze opcja, dla osób niepijących alkoholu (na Węgrzech tacy nie istnieją, serio). Z Joanną chodziłyśmy pod Parlament też po to by napić się kawy. Już bardziej w południe, nie nad ranem. W celach ożycia na świeżym powietrzu. Ten Parlament nas do siebie przyciągał po prostu.

Siedem mostów w Budapeszcie

Budapeszcie nad Dunajem wznosi się siedem pięknych mostów, nie licząc tych kolejowych i stoczniowych. Łańcuchowy, Małgorzaty, Elżbiety, Wolności, Południowy i dwa których nazwy znam tylko po węgiersku (i nie są tak ładne jak pozostałe). W każdym razie w Budapeszt słynie z tych mostów. Okej, popularniejszy jest Tower Bridge z Londynu, czy Most Karola w Pradze, ale to w Budapeszcie organizowane są imprezy na jednym z tych siedmiu mostów, nie w Londynie, czy Pradze. W zeszłą wiosnę Most Wolności (ten zielony) był kilkukrotnie miejscem, w którym spotykali się młodzi ludzie by wspólnie się bawić, wypić alkohol, porozmawiać i różne takie. Na zielony most można się trochę wspiąć i posiedzieć na nim. Na wiosnę pewnie znów będą zbierali się na nim ludzie w celach rekreacyjnych. A jeśli nie, to i tak warto przejść się nim by trafić na Górę Gellerta. Jego okolice są zresztą bardzo urokliwe, właśnie ze względu na tę górę. Idźcie tam koniecznie na spacer, jak już zdecydujecie się pojechać do Budapesztu!

miejsce-kocham-budapeszt-3a049c0c7787b00

W Budapeszcie jest wszystko

W Budapeszcie jest milion miejsc do zobaczenia. Rok to za mało by poznać wszystko w mieście. Mimo tego że mieszkałam tam tylko rok i nie znam go doskonale, myślę że spokojnie mogłabym robić za przewodnika po mieście. To w końcu moje miasto, moje miejsce. Jestem trochę zakochana i nie do końca obiektywna ale uważam, że nie ma lepszego miejsca na wyjazd na wakacje (pomijając Malediwy i Tulum).  Poprawię się: nie ma lepszego miejsca niż Budapeszt, na wyjazd w wakacje, jeśli nie chce się na to wydać fortuny. Ludzie często pytają mnie, jakie są koszty utrzymania w stolicy Węgier. Są podobne do kosztów utrzymania w stolicy Polski. Ceny są różne. Mieszkania na wynajem są drogie, dopóki nie znasz węgierskiego i jesteś obcokrajowcem (taki sam pokój dla Węgra kosztuje jakieś sto euro mniej). Jedzenie jest jakieś dwadzieścia procent droższe niż w Polsce. Alkohol za to jest tani jak barszcz. Jeśli jesteś turystą i chcesz znaleźć nocleg, uda ci się wynająć pokój w siódmej dzielnicy (centrum miasta po stronie Pesztu, tam mieszkałam) lub okolicach, za pięćdziesiąt złotych od osoby za noc. Czyli nie jest to duży wydatek. Nie przekonałam was do wyjazdu? Może przekonam was informacją o tym, że węgierski gulasz to jedno z najlepszych dań, jakie w życiu jadłam i które koniecznie trzeba spróbować? Przynajmniej mnie można łatwo przekupić jedzeniem. Mam nadzieję, że bez przekupywania was, Budapeszt was oczaruje. No jest piękny, sami się przekonajcie.

miejsce-kocham-budapeszt-f6fe8fbc86de9a6

Ok, mogłabym tej notki nigdy nie skończyć, pisać i pisać o Budapeszcie. Jednak wspominając miasto, które kocham, przypominałam sobie o tym egerskim winie. I musze teraz wyjść i napić się lampki na mieście. Na koniec jeszcze, przekażę wam kilka informacji o mieście, które mogą wam się przydać.

Budapeszt w pigułce:

  • Miasto podzielone jest na dystrykty. Nie wiem ile ich jest dokładnie, ale jeśli szukacie konkretnego adresu, upewnijcie się, w której dzielnicy mieści się miejsce, do którego chcecie trafić. Nazwy ulic się powtarzają, dlatego to ważne. Inaczej zamiast na Nyár utca w siódmej dzielnicy, znajdziecie się na Nyár utca, tyle że w zupełnie innej części miasta, na przykład w dystrykcie dwudziestym.
  • Jeżeli planujecie zakup alkoholu, zróbcie to przed godziną 22. Na Węgrzech obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu po tej godzinie. Jest to jednak zakaz umowny, który do końca nie jest przestrzegany. Czasami sprzedawca odmówi wam sprzedaży, czasami przymknie oko, jednak lepiej zrobić zapasy wcześniej.
  • Jeżeli palisz, papierosy kupisz tylko w specjalnych sklepach. Tabaco Shopy znajdują się stosunkowo w wielu miejscach. W nich również kupuje się alkohol (ale nie tylko w nich). Nie wejdziesz tam nie mając osiemnastu lat. Moja koleżankę kiedyś wylegitymowali, gdy chciała kupić coca-colę. Takie zasady.
  • Nie przeraź się na widok bezdomnych. Szczerze – jest ich tam cała masa i na stałe wpisali się w obraz miasta. Kiedyś przeczytałam na jakimś blogu, że jeśli nie zauważasz bezdomnych w Budapeszcie, to znaczy, że mieszkasz w mieście już za długo. Naprawdę do ich widoku można się z czasem przyzwyczaić. Jest ich najwięcej w podziemnych przejściach na metro. Nie są szkodliwi, nie wadzą. Tylko raz zdarzyło mi się, że jedna, starsza kobieta, bez powodu chciała uderzyć mnie w twarz. Nie patrzyłam na nią, nie prowokowałam jej. No ale to jeden przypadek, na milion. Nie obawiajcie się. Ja im nawet współczułam. Wśród nich jest wielu młodych ludzi, w moim wieku. A już najbardziej rozczulający widok, to bezdomny czytający książkę. Jest to obrazek, który wielokrotnie widziałam na mieście. Swojego czasu by ulżyć im w cierpieniu oddawałam im swoje jedzenie. No ale, dowiedziałam się któregoś dnia, że miasto zapewnia im wyżywienie. Może stąd ich aż tylu…
  • Przy metrze nie ma bramek. Nie oznacza to jednak, że możecie nie kupować biletu. Kontrole w metrze są bardzo częste. Jeden przejazd to koszt trzystu forintów, czyli około czterech i pół złotego. Nie ma też zniżek studenckich na jednorazowe bilety. Jeśli chcecie częściej podróżować metrem przez kilka dni, to bardziej opłaca się bardziej kupić bilet miesięczny, niż za każdym razem kasować pojedyncze bileciki. Miesięczny dla studenta na nasze kosztuje około pięćdziesięciu złotych.
  • Nie powtarzaj usłyszanych głupot, że Budapeszt to połączone dwa miasta Buda i Peszt. Prawda jest taka, że Budapeszt to miasto z trzech miast: Budy, Obudy i Pesztu. Węgrzy doceniają, jeśli wie się coś więcej o ich mieście. No i skoro mowa o trzech miastach, o ile Bude i Peszt warto zwiedzać, tak na Obudzie jest wielkie nic (według przewodników znajdują się tam zabytki z czasów starożytności, owszem są, ale nie robią wrażenia na turystach –byłam świadkiem). Szkoda czasu by tam jechać, jeśli jest się w mieście na chwilę.
  • No i najważniejsze. "Na zdrowie" po węgiersku to: egészégedre (wymawia się EgeSzegeDre z akcentem na pierwszą sylabę). Jest to jedno słowo, mimo że brzmi jak trzy. Warto też wiedzieć, że dziękuję to: köszönöm (wymowa coś w stylu: kosynum, znowu z akcentem na pierwszą sylabę). A Węgrzy kochają, gdy używa się ich języka. Doceniają starania, nawet jeśli köszönöm brzmi zupełnie niepodobnie.
  • Prawie bym zapomniała! Gdy usłyszycie coś w stylu angielskiego See ya, to znaczy że ktoś mówi wam właśnie "cześć". Szia to po węgiersku przywitanie, które jest mniej oficjalne niż "dzień dobry" (jó reggelt), można je używać w stosunku do wszystkich (w sklepie, na ulicy, wszędzie), no za wyjątkiem ludzi starszych (tak mi powiedzieli kumple Węgrzy). 

I to by było na tyle. Na pewno jeszcze kiedyś o Budapeszcie napiszę! O samym mieście i więcej przydatnych wskazówek. Nie da się tego miasta nie pokochać! Polecam, Monika Wiśniowa


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!