ZGUBIĆ TELEFON...I DUMĘ
IMPREZOWANIA SMAKI
Bawić się można kulturalnie, głośno, jak menel... Ja zawsze zaliczałam się do tych, którzy niespecjalnie się przejmują, czy imprezę skończą pod stołem, czy w rynsztoku, niemniej jednak rzadko doprowadzam się do takiego stanu, żeby rzeczywiście w nim skończyć. Istnieje fakt/mit, że my jakże dojrzali studenci Erasmusa wyjeżdżając za granicę tracimy hamulce, zarówno w kwestiach imprezowania, seksualności i w ogóle, bo przecież Party musi być HARD. Wówczas niczym piętnastolatki na pierwszym balecie w Sopocie latamy roznegliżowani, narąbani po ulicach oznaczając każdą płytę chodnikową zdartym naskórkiem, próbujemy zmusić bogu ducha winnych, obcych ludzi do bawienia się z nami czym w Rio na karnawale, rzucamy kartami kredytowymi w barmana i gotowi jesteśmy iść do ołtarza z pierwszym lepszym, dobrze wyglądającym kawalerem, nie ważne kim jest i skąd jest.
Nie wiem czy to fakt czy mit. Ja zawsze zaliczałam takie NIEkulturalne wpadki. Można jednak przypuścić, że gdy uda nam się uciec spod oka oceniających nas, wśród których przyszło nam żyć na codzień, wszystko co możemy robimy intensywniej. Kac też okazuje się silniejszy i bardziej okrutny, ale zawsze myślimy, że nas to nie dotyczy.Potem wydajemy mnóstwo hajsów na żarcie w restauracji, na które mamy ochotę, ale nie jesteśmy w stanie go zjeść. Do tego lampka wina albo kufel piwa, bo legenda głosi, że zabija to kaca. Rzeczywiście o wiele lepiej się go znosi, gdy się znów jest pijanym. Jeżeli chodzi o kaca to myślę, że to troszkę jak ciąża - masz huśtawkę nastroju i apetyt na wszystko (nawet rzeczy paskudne, albo takie za którymi zwykle nie przepadasz). Jednak wszyscy my, którzy żyjemy na kredyt wolimy kaca niż ciążę.
A wstyd rodzinie i kres w wierze w mocną głowę polaków przyniosłam w pubie NEKLID. Impreza połączona z rywalizacją tancerzy DANCEHALL. Miło i wesoło. Piwo się leje. Z współlokatorką. Jutro się wyprowadza, więc jest też okazja do wspólnego picia... a zresztą, czy okazja w ogóle jest potrzebna? Kończą mi się lody - nie wiem co zrobie, jak ich nie będzie. Chociaż jestem w stanie pisać i siedzieć, więc jest chyba lepiej. Michał otwiera szampana. Jest też sprawa kredytu, ale nie będę wprowadzała chaosu poprzez opisywanie tu swoich skrótów myślowych - pokolei. Party jest hard. Wkrótce będę latać w kółko i tańcować na środku, zawadzając wszystkim. Chwilkę później będę dalej próbować się napić - wiem już, że nie lubię tequili - i polecę razem ze stołkiem barowym. Pewnie dlatego tak bolą mnie plecy. Wówczas Zdeńka spojrzała na mnie i dała mi wybór (dobić się bardziej - czyli zginąć, albo wrócić do domu). Wystrzeliłam w stronę taksówki tak szybko, że zapomniałam się zatrzymać. Zatrzymał mnie chodnik i teraz już ciężko było mnie postawić do pionu. Pomógł w tym inny obcy chłopak poznany na ulicy. Taksówkarz zastrzegł, że za wymiotowanie trzeba dopłacić stówkę. W domu jak to się mówi "rozpiździel totalny" nasze rzeczy wszędzie, poprzewracane meble, szklanki, ja ze Zdeńką i psem w łóżku, w ciuchach, cuchnące wyraźnie nieszczęściem.
Pub bardzo fajny. Obserwacja - tu bardzo właścicieli kawiarni czy pubów trzyma własne pieski w miejscu pracy, w trakcie pracy. Biegają sobie. Fajna rzecz. Zwłaszcza dla samotnych, którzy chcą sobie akurat się przytulić. Mi to działa na nerwy o tyle, że tęsknię za moim Lokim. Moja trenerka ma psiura, którego zabiera go na salę, psiur śpi i tylko przy zmianach grupy rzuca się, by przywitać się z holkami (dziewczynami). Mogłabym chodzić do każdej pracy, gdybym wiedziała, że psiur nie siedzi cały dzień w domu sam. W Polsce to zjawisko raczej niespotykane, ale tutaj najwyraźniej ludzie uwielbiają spędzać czas ze swoimi pupilami.
PORCJA SMAKÓW
Czerwone winko wcale nie pomaga zabić kaca, ale to może właśnie przez niego najzwyklejsze deserowe winko (wiecie, że w restauracjach takie wino jest zwykle w kartonikach z kranikiem? Przynajmniej takie zamawiano w jednej z restauracji, w których pracowałam) było wyjątkowo delikatne. Po godzinnej rozmowie na skraju wyczerpania z siostrą po telefon i ryczeniu ze śmiechu do słuchawki na środku Svobodziaka mam ochotę na krem z pomidorów. W Polsce w wielu restauracjach można dostać taki krem z kawałkiem mozzarelli albo śmietanką. Dobra rzecz. W Czechach mało popularna. Jeszcze tu nie jadłam kremu z pomidorów. Popularne za to są grzybowa (pieczarkowa), cebulowa i czosnkowa (chyba tradycyjna). Inną odsłonę zupy czosnkowej (cz. cesnekova kremova polevka s krutony s slaninkou) proponuje mi restauracja LAGUNA.
Długo biegałam i nie mogłam się zdecydować, ale w końcu idąc w stronę wydziału doszłam do wniosku, że tam spocznę. Eleganckie, staromodne miejsce, wszystko w ciemnym drewnie, pięknie. Wejście na bar i dwie sale. W jednej palenie dozwolone, ach Czechy i niech mi nikt nie mówi, że nie mają swojego klimatu. Chociaż z tym kacem palić i tak nie będę, siadam na sali dla kurzących (xD język czeski). Można płacić kartą.
Nie wiem jak zrobili tą zupę krem, ale muszę poszukać na to przepisu. Gęsta, biała, parująca zupka z chrupiącymi kawałeczkami przesmażonego boczku i grzaneczkami. Pycha! Palce lizać! Przyrzekam przepis znaleźć, spróbować i zaserwować.
Na drugie tanie wyśnił mi się Tatarsky biftek (czyli po prostu tatar). U nas podawany na przystawkę, tu był taki wielki, że ni
e dałam absolutnie rady. Ale to nie problem, bo można przecież zapakować. Szybciutko. Rachu, ciachu. Miły kelner pyta skąd jestem, a ja pytam czy aż tak słychać, że nie jestem Czeszką. Najwyraźniej tak.
SZTUKA NOWOCZESNA
Zdeńka nie jest w stanie mi tego wytłumaczyć, czy jest to jakieś nawiązanie do czeskiej historii? Może jakiś król? Ale ktoś mi musi wytłumaczyć po cholerę to paskudztwo (wiem, wiem, to kwestia gustu) w postaci jeźdźca (może jakiegoś króla) na koniu (którego długaśne nogi przywołują skojarzenie z jakimś dziwnym stworkiem czy robotem z Gwiezdnych Wojen) został zamontowany w centrum starówki Brna.pasuje tam jak kuternodze rolki a w pijackim ogłupieniu (jak moje wczorajsze) młodzież urządza zawody pt. "wyskocz co najwyżej i dotknij ogona".
Ale ja naprawdę lubię sztukę nowoczesną, chociaż oczywiście nie we wszystkich wydaniach. Lubie psychodeliczne obrazki, mieszanie akcentów ludowych z dźwiękiem gitary elektrycznej i w ogóle przepadam za wszystkim co piękne, inne, zaskakujące. Jak na przykład wystawa zwariowanych rysunków porozwieszanych na całej ścianie pubu DESERT. i już od dłuższego czasu chciałam sobie coś takiego sprawić, ale wiecie jak to jest - piękne rzeczy zwykle są drogie. Zafascynował mnie na przykład rysunek dziewczyny z obnażonym kręgosłupem, w którym brakuje kręgów, które odlatują na wszystkie strony i przypominają motyle, a może wlatują na swoje miejsce. Nie zauważyłam nigdy, że kręgi mają kształt motyli
Dziś dzień darków i pojednania. Dostałam obraz autorstwa Zdeńki (zdolna jest bestia) i rum od Jozka. A teraz siedzimy i pijemy. Wódeczkę. Tak polsko... Będę za nimi tęsknić.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)