Za miłość...

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-cz Erasmusowy blog Brno, Brno, Czechy

Po raz kolejny doba jest za krótka

Jezus, Maryja, Józef. Nie ogarniam. Taaaki, miałam plan na weekend. Dwie prace i dwa egzaminy. Oddało mi się, odesłać zaległą pracę z przekładu. W niedziele wieczorem walnęłam dwa piwa i odświeżałam seriale. A dziś to już chyba się czegoś nauczę. Póki co siedzę na seminarce z „skandynawskiej” literatury – w cudzysłowie, bo jak mówi Pan profesor, nic takiego jak skandynawska literatura nie istnieje – jest norweska, duńska, itd.

Nie wiem… Kojarzę Ibsena i Kierkegaarda (filozofiaaaa…), ale tamte literatury nie są tak popularne jak np. francuska. Co znaczy, że musisz coś przeczytać, żeby rozumieć, albo chociaż minimalnie ogarniać. Ten miły, rzeczowy Pan ma cały czas zamknięte oczy, albo przymknięte – takie szparki. Jezu, ciekawe kto będzie przeprowadzał egzamin. Sesja, sesja – nie daje rady.

I w pracy też się nie da. Niby jest nas więcej, a dziś mnie tak zakopało, że się do końca nie odkopałam. Już nie mówiąc o dogadywaniu się z informatykiem przez cały dzień. Muszę zrobić zakupy, wziąć prysznic, a jutro iść na trening. Matko, niech te zajęcia już się skończą, żebym mogła sobie wziąć więcej pracy i rozłożyć ją w ludzkich godzinach. Żebym ja mogła tylko pracować i kochać pracę…

Co ja tu robię, co ja tu robię. I jeszcze przydałoby się pouczyć jeździć na rolkach i planować wycieczkę. Marcel wyjeżdża na spotkanie jednostki – mam cały weekend, żeby oszaleć. Najgorsze jest to, że zaliczenia mam już w środę i czwartek. Boże, to za dwa dni. To prace napiszę w weekend. Cały weekend w bibliotece. Pójdę na piwo w sobotę, żeby mieć kaca w niedziele, nie będzie mnie kusiło, żeby się szlajać. Będę siedzieć w domu i pisać… Czy tam w tej bibliotece…

W dzisiejszy wieczór zdążę się nauczyć na pozytywizm i młodą Polskę, jutro sobie powtórzę, jak będę się zaczynać uczyć na przekład. W piątek i weekend biorę się za pracę. Nie dam rady. Ciekawe, czy zdążę po szkole do sklepu kupić wino. Dobrze, że gościu dał wydrukowane materiały – będzie co czytać w autobusie.

Kiedy ja mam usiąść i się relaksować.

No i koniec pracy

Zwolnili mnie…

Nie żebym do tego nie dążyła przez cały okres pracy – olewając wszystko, nie przychodząc do pracy, ale chyba nie byłam najgorsza, jeżeli chodzi o jakość. Dla samej jakości myślę, można by mnie trzymać. Najwyraźniej szef się wreszcie irytował, a poza tym powód, dla którego trzymał mnie tak długo, jest już nieaktualny – znalazł wreszcie polskich native speakerów i uzupełniono braki personalne. Mogę przynajmniej powiedzieć, że cały team odszedł… no, team leaderka została.

Nie jest mi specjalnie żal, bo przecież martwiłam się, że nie mam czasu dla Lokiego, ani żeby się przygotować do sesji, a było mi przykro zwalniać się po tym, jak dopiero co się zatrudniłam – więc w pewnym sensie mój problem został rozwiązany (w pewnym sensie się do tego przyczyniłam, więc jakby rozwiązałam go sama – widzicie jak sobie radzę z problemami?).

Z drugiej strony miałam już plan co do tego, co zrobię z tymi pieniędzmi, które miałam zarobić w tym miesiącu. Miały pójść na ostatnie małe, ale w końcu są, opłaty za mieszkanie. Jakieś tam dwa tysiące powinny przyjść. W końcu byłam w pracy aż całe trzy dni po osiem godzin. No i przyzwyczaiłam się do tych dzwoniących i biadolących ludzi. Wreszcie nauczyłam się co i jak mam robić i nawet zerwałam irytujące karteczki z mojego stanowiska i powiesiłam własne – ludzie piszą sobie na tych świstkach takie oczywiste rzeczy! No i odkryłam przerwę na fajkę, którą można sobie włączyć w systemie dzięki Mieszkowi, który mi ją pokazał.

No nic, live is brutal a ja na szczęście zaoszczędziłam zarobione pieniądze. Teraz mogę sobie spokojnie chodzić na rolki, uczyć się, a i pies będzie szczęśliwszy.

Jedyne co mnie ciekawi, to co zadecydowało końcowo o moim zwolnieniu… W sensie, wiem, że na nie zasłużyłam, ale zastanawiam się jak by mi to wyłożył szef. Moim zdaniem w ogóle zwalniając człowieka powinien podać powód. Tak dla zasady… A ja byłam zbyt w szoku, jednocześnie rozdarta między szczęściem a zaskoczeniem, żeby się zapytać. Poza tym tylko raz zostałam zwolniona, ale to też zrobiłam naumyślnie, żeby jechać z Dianą na Woodstock, także… nie wiem czy się liczy… Xd Ale to w sumie chyba nie ważne, jak dla mnie oczywiste xD. Może jak mi wróci humor, to zapytam.

O samotności i takie tam melancholie

Na sam początek porcja literatury. Zamieszczałam już ten wiersz z okazji walentynek, dziś jednak nastraja mnie inaczej i chciałabym go przedstawić jako preludium do tej części notki, zresztą spora część czytelników z pewnością nie zna starych postów, więc…

Bílým šátkem mává,
kdo se loučí,
každého dne se něco končí,
něco překrásného se končí.

Poštovní holub křídly o vzduch bije,
vraceje se domů,
s nadějí i bez naděje
věčně se vracíme domů.

Setři si slzy
a usměj se uplakanýma očima,
každého dne se něco počíná,
něco překrásného se počíná

I właściwie teraz, gdy już go sobie po raz kolejny przeczytałam przy tej sposobności, jeszcze bardziej odeszły mi siły na cokolwiek. Chcę iść spać i spać, i spać, ale wiem, że nie zasnę łatwo, a sama myśl o przewracaniu się w pościeli sprawia, że jest mi gorzej – jeszcze bardziej niż jest, jeżeli to możliwe.

Może te wszystkie nieporozumienia to moja wina. Dużo się stało ostatnimi czasy. Od rzucenia studiów, śmierci taty, jednego za drugim nieudanego związku, aż w końcu ucieczki do Brna w najtragiczniejszym w sumie momencie swojego życia – z tych momentów, które dane mi było przeżyć- byłam przekonana, że muszę coś zbudować od zera i że jeżeli ucieknę od tego co było, będę mogła mieć coś takiego, co ludzie nazywają „fresk start”. Sami możecie sobie wyobrazić, jak ważne jest zbudowanie czegoś nowego i stałego, dla kogoś, komu wszystko się zawaliło. Nie można się cofnąć do tyłu, bo za plecami są już tylko dymiące ruiny.  Człowiek potrzebuje miłości i bezpieczeństwa, stabilności i planów, tego od czego inni – którzy zawsze to mieli i mieć będą – chcą uciec, bo uważają, że ich ogranicza.

Bardzo mało ludzi chce dzisiaj tej stabilności i bezpieczeństwa. Wszyscy chcą żyć z dnia na dzień i nie chcą nikogo innego, za kogo musieli by brać odpowiedzialność. A ja bardzo chciałam być dla kogoś potrzebna, chciałam żeby ktoś nie mógł beze mnie żyć, bo też potrzebowałam kogoś takiego. W tym biegu po to zamknęłam oczy, przestałam widzieć, że to co zdobyłam to tylko złudzenie, że nic z tego nie istnieje. Mówiłam sobie, że jestem dla kogoś ważna, bo bardzo chciałam być

Wszystko co stworzę, umiera.

Jak mogłabym myśleć o skończeniu studiów, napisaniu książek, posiadaniu firmy i rodziny, skoro wszystko rozpada mi się w rękach, nim zdąży rozkwitnąć. Dziwne, że pies mi żyje i ma się dobrze, skoro ja gniję od wewnątrz. Nic nie jest piękne, chociaż kilka godzin temu nawet szare ściany mojego pokoju, w którym każdą nocą męczą mnie zjawy, były znośne.

Spanie z zapalonym światłem… nie jest takie złe, bo wiem, że następnej nocy… Ach, nie…. A więc módlmy się, żeby nie padła żarówka w nocy…

Za miłość, ludzie! Za miłość! Pijmy, aż będziemy mogli zasnąć...


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!