UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-cz Erasmusowy blog Brno, Brno, Czechy

Kontrole graniczne na drodze do Polski

Niczym dobry dziennik podaję informację, że wjazd do naszego cudownego, dzikiego kraju dla obcokrajowców bez ważnych wiz (konkretne kraje) lub dowodów tożsamości będzie niemożliwe.

Kontrole zostały przywrócone tymczasowo przede wszystkim ze względu na wielką imprezę, którą są Światowe Dni Młodzieży oraz warszawskim szczytem NATO. Wspomina się, że granica była już kontrolowana na Euro w 2012 i nie było przy tym utrudnień komunikacyjnych. Zresztą kontrole będą wyrywkowe. Kontrola działa na granicach z Niemcami, Czechami i Słowacją, do tego na lotniskach i w portach.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

W końcu mi się tych treningów ostatnich użyć nie udało, ale nie ma tego złego. Muszę znaleźć jakiś czas, żeby trenować w wakacje.

Dlaczego o tym wspominam – przez moją matkę, która wpadła w panikę, w związku z tym, że mam pogryziony dowód osobisty. Zarówno matka jak i siostra twardo stały przy swoim, nawet gdy im tłumaczyłam, że to przecież zwykły bezsens, bo przecież jak mnie mają gdzieś cofać, to chyba raczej do własnego kraju, a nie do obcego, ale nie dały sobie przemówić. A przecież tłumaczę, że jak mam kiedykolwiek odzyskać dowód, to chyba przecież muszę jakoś wrócić (bo polski dowód da się wyrobić tylko w Polsce).

Ale porządnie mnie zestresowały, w związku z czym obdzwoniłam połowę znajomych, aby potwierdzili, że byłoby to nielogiczne, gdyby nie pozwolono mi wrócić do własnego kraju przez obgryziony dowód. Na koniec próbowałam się dodzwonić do ambasady, ale tam oczywiście nikt nie odbierał, więc pomyślałam, że w sumie najlepiej poinformowana w tym temacie będzie straż graniczna. Wybrałam więc numer na komendę główną i od miłej i rzeczowej Pani dowiedziałam się, że obywatel Polski może do niej wrócić nawet, jeżeli nie posiada ważnego dokumentu. Wdech… Wydech… Uff… Teraz już wiecie, jeżeli wasze koty, psy, czy świnki morskie poszarpały wasze dokumenty na strzępy i tak możecie wrócić do swojego kraju xD.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

A propos zaostrzonej kontroli na Woodstocku, tam również napisałam do organizatorów, aby otrzymać informację, czy czasami nie będzie jakiejś wyrywkowej kontroli, która może spowodować, że bez dowodu zostanę wyrzucona, czy nie wpuszczona na teren imprezy (co prawda „TEREN IMPREZY” to bardzo płynne pojęcie na Woodstocku, ale kto wie jak to będzie wyglądać w tym roku. Dostałam miłą, radosną informację o tym, że nie potrzebuję dowodu i że starczy mi tylko i wyłącznie pesel na wszelki wypadek, gdyby trzeba było mi udzielić pomocy.

Ostatni dzień w Bratysławie

W końcu udało nam się uporządkować wszystko w pokojach, popakować się. Od rana ktoś do nas pukał – ktoś się żegnał, szukał kogoś, pytał o coś. Ekipa wesoła J. Ostatecznie na zwiedzanie Bratysławy został pierwotny skład, z którym podróżowałam – Ja, Marie, Lucas i Bobby. Rzeczy popakowane, wszyscy gotowi w aucie, żeton do otworzenia szlabanu na parkingu zdobyty…, a my siedzimy w aucie pod wejściem do hotelu i usiłujemy jeszcze złapać WIFI, żeby jakkolwiek zaplanować trasę.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Ostatecznie staje na tym, że idziemy do centrum, a potem znajdziemy coś na śniadanie. Nie myślę jeszcze o tym, że na lekkim kacu głód jest dokuczliwy, ale zjedzenie czegoś to trudniejsze zadanie. Tego dnia ludzie jakoś przed nami uciekają. Wjeżdżamy autem do miasta i nie do końca wiemy, gdzie zaparkować, w którą stronę zwiedzać i tak dalej. Pierwsza grupka macha głowami, że angielski, angielski. Patrzymy się na siebie ze smutkiem przez ułamek sekundy, przez który kilku ziomków zdąży odejść, dumając nad nieszczęsnym angielskim… Po chwili nam się przypomina, że wszyscy po angielsku mówimy i rozumiemy xD, ale goście już odeszli. Nie ma to jak Czesi w Bratysławie w wielkim szoku…, ale w końcu przez dwa dni ciężko imprezowaliśmy. W końcu jakaś Słowaczka informuje nas, że jak zostawimy auto na ulicy, na której akurat byliśmy, to do centrum mamy pięć minut pieszo.

Poszukiwanie restauracji

Jednak wcale nie jest tak prosto. Krążymy, krążymy. Głosujemy za różnymi uliczkami. Teoretycznie cały czas posuwamy się do przodu, ale nic nie znajdujemy. Głód zaczyna rosnąć, a my się irytować. Pojawiają się głosy za MacDonaldem xD. Mijamy jedną restaurację – szału nie robi i nie zachwyca wyglądem, więc jeszcze zaciskamy zęby i maszerujemy dalej. I znowu… maszerujemy, maszerujemy, maszerujemy, maszerujemy.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Lądujemy na jakimś takim placyku, przy którym jest centrum handlowe, a na górze jakaś restauracja. Nie jest to może to, o czym marzymy, ale dłużej już nikt nie wytrzyma. Knajpka jakaś taka rzeczywiście mało stylowa i bardziej w charakterze jadłodajni z zachowania kelnerek i wyposażenia. Nie chodzi o to, że ktoś był niemiły. Ale kelnerki poruszające się bez uśmiechu, robiące krzywą minę  na fakt, że chcemy zapłacić każdy oddzielnie ( argumentując, że nie możemy, bo ona nie ma tyle drobnych na wydanie xD), no i te takie boksy jak w takich szybkich barach przy drodze szybkiego ruchu na amerykańskich filmach nie robią najlepszego wrażenia.

Za to już menu mieli imponujące, dużo rodzajów makaronów, pizze, ryby, smażone jedzenie, zupy, duża oferta śniadaniowa. Cieszę się, już zacieram ręce na myśl o bagietce, jajeczku sadzonym i paróweczkach z świeżym sokiem grejpfrutowym (zestaw na kaca idealny – polecam). I gdy przychodzi Pani kelnerka zirytowana faktem, że raczymy być w tak wielkiej, radosnej i porozwalanej po całym stole grupie, dowiaduję się, że śniadaniowe menu nie jest serwowane już o 11:00. Niby czemu, Jezus? O 10:50 mieli parówki, a o 11:30 już nie?

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Zamawiamy z Marie po zupce pomidorowej, przekonane, że będzie to taka mini miseczka w jakiej Bobbiemu podano rosół, ale nie – dostajemy wielkie misy gęstej zupy z posiekanych pomidorów (ze skórką niestety), zawalonej tartym serem (na obiecaną w menu mozzarelkę to nie wyglądało). Ale generalnie zupa dobra, wyjątkowo słodziutka, ale dziwnym trafem mi to nie przeszkadzało. Po połowie miski zaczęło już być irytujące. Zupa dostała się też chłopakom, bo przypomniałyśmy sobie, że mamy drugie dania. Jeszcze zanim mi ten smażony ser z frytkami podano (heh, śniadanie w wersji light, co?) wiedziałam, że nie dam rady. Teraz oczywiście wciągnęłabym bez problemu. Wczoraj na piwku z Karoliną, gdy wcinałam opływający olejem nakładany hermelin, stwierdziłyśmy, że w Czechach na tradycyjnym jedzeniu naprawdę tyłki muszą rosnąć. Tu wszystko rzeczywiście jest cięższe i tłuste. Nawet zakąski do alkoholu. U nas to ogóreczek, kawałek kabanoska, może już teraz w czasach nowocześniejszych jakieś nachosy czy chipsy xD. U nich to caaały marynowany kawał sera, albo smażony ser (caaaaały kawał sera, który normalnie my w Polsce na kanapki kroimy przez tydzień dla całej rodziny), kiełbaski. Druga rzecz, że ich jedzenie smakuje nieziemsko! Nieziemsko! Może smażonego sera, aż tak często w PL  robić nie będę, bo nie cierpię obtaczać rzeczy w panierkach, ale nakładany hermelin się nauczę robić i będę serwować na alkoholowe wieczorki, tego możecie być pewni.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Za takie śniadanie zapłaciłam… 8,5 euro chyba, jakoś tak, bo w końcu coś tam w zestawach i nie wiadomo co xD Marie za carbonarę i tą samą zupę, i jakiś rozwodniony sok zapłaciła aż 10! W Brnie i w Polsce zdaje mi się, że byśmy tyle nie zapłacili, chociaż generalnie ja nigdy nie mam siły na dwa dania, a tamtego dnia takie pragnienie wytworzył mój jeszcze pijany mózg.

No, to idziemy spacerować. Na początku głosy pół na pół „ale oglądajmy”, „nie przepadam za Bratysławą”. Pierwsza obserwacja: jak tu strasznie mało ludzi jak na stolicę. Druga rzecz, która mnie zaskakuje to fakt, że zarówno Bratysława, jak Brno, a nawet Praga wyglądają dla mnie na mało nowoczesne w porównaniu z naszą taką Warszawą, gdzie wszędzie piętrzą się nowe wieżowce.

W końcu wkraczamy między jakieś stare kamienice, ale wcale to wszystko nie wygląda specjalnie zabytkowo. Na placach nie da się za bardzo rozgościć, no bo przecież narodni svatek (pl. Święto narodowe) i wszędzie barierki, policja, wojsko.  Robimy więc fotki rzeczy dziwnych i ciekawych, bo na wiele pamatek (pl.zabytków) z pewnością nie wpadniemy. Miasto ma wiele zamków – jeden nawet widzimy w oddali, ale nie chcemy marnować czasu, żeby tam dojeżdżać autem, zresztą nawet nie wiadomo, czy w święto zwiedzanie będzie możliwe, a przecież budynek widzimy nawet z daleka.

Jeżeli chodzi o architekturę – dużo kamienic, zupełnie jak w Brnie i także bogato przyozdobione statuami. Niektóre są nawet tak dziwaczne jak w Brnie. Natykamy się także na liczne opuszczone budynki, wydając opinię, że byłyby idealne na squotowanie. Szukaliśmy nawet możliwości, jakby tam wejść i pospacerować, ale okna zakratowane, drzwi pozamykane, a nasz czas w stolicy Słowacji dobiegał końca. Oczywiście po dłuższym spacerku znaleźliśmy coś na kształt centrum, gdzie roiło się od super restauracji, uroczych kawiarenek i bardzo taniego sushi Fast food i zaczęliśmy przeklinać na siebie za to, że ulegliśmy małemu głodowi i zjedliśmy w tej nieszczęsnej restauracji w centrum handlowym.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Przez szybę obejrzeliśmy także całkiem ciekawą wystawę sztuki nowoczesnej w Kunsthalle Lab (bratysławskim domu sztuki). Była to wystawa Kristofa Kintera pod tytyłem „Prirodzena nervozita” (wrodzona nerwowość).  Widzicie te suche badyle, na ich szczycie jest globus – model świata. Dalej mamy grupę jakichś stworzeń, których ciała składają się z cienkich nitek – dla mnie mogłoby to symbolizować układ nerwowy. Poza tym w dalszej części są obrazy, niestety nie wiem, czy jest tam coś więcej, bo nie wchodziliśmy do środka, ale wygląda to bardzo ciekawie.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Podobnie jak w Czechach, wszędzie możecie się natknąć na takie małe, jednoosobowe firmy, sklepy projektantów, itd. Oczywiście mnóstwo ozdób – ceramika, rzeźby, ale także np. meble – wyroby z drewna do domu, a by zobaczyliśmy piękną i wielofunkcyjną kuchenkę, która kosztowała – UWAGA! UWAGA!

3500 euro.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Dunaj

No i co to by była za wycieczka po Bratysławie, gdybyśmy nie zawitali nad główną Bratysławską rzekę? W Porcie są zacumowane dwa, mega cudne statki. Wiecie, te w stylu basen na górnym pokładzie, przeszklona duża część ścian, elegancka restauracja, mini kasyno i kelnerzy w eleganckich uniformach. Lucas zastanawia się nad dostaniem się na pokład, żeby się rozejrzeć, ale zgodnie stwierdzamy, że nie ma szans. Status VIP skończył się nam w sobotę wraz z zakończeniem imprezy xD.  Podejrzewamy, że owa wodna forma limuzyny stacjonuje tu ze względu na święto państwowe i, że przypłynęli nią ważni goście. Chcę się wybrać na taki rejsik J All inclusive. Trzeba ogarnąć jak taki trip wygląda. Zrobiliśmy z brzegu fotki restauracji UFO – jest taka w Bratysławie, zainstalowana na moście. Ja chciałam tam zjeść, ale nikt nie podzielił mojego entuzjazmu. Innym razem… np., w przyszłym roku. Jechaliśmy również tym mostem przy wyjeździe z miasta i mieliśmy ten cudowny spodek nad sobą – chcę zobaczyć stamtąd miasto.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Gdzieś podczas spacerku Marie wyrywa się ta sentencja, że „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”, było to chyba jakaś metafora odnośnie naszego poszukiwania auta, bo nie byłam pewna, gdzie mamy iść. Po podejściu nad rzekę, wszyscy zgodnie stwierdzili, że zwiedzanie to jednak jest to i zaczęliśmy iść, iść, iść i nie oglądać się. Na szczęście od czego mamy GPS. Do czego dążę, doszliśmy do restauracji „Rim” (pl.Rzym), więc rzeczywiście najwidoczniej wszystkie ścieżki do owego Rzymu prowadzą xD. Natknęliśmy się także na wydział filozoficzny (filozoficka fakulta to tam i w Brnie to samo jak nasz wydział filologiczny, do tego mają te wszystkie filozofie i estetyki), także już wiem, gdzie moi Polscy koledzy studiują, jeżeli dostali się na Słowację…, chociaż nie jestem pewna, czy tutaj mają polonistykę.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Oczywiście zasnęłyśmy zaraz po wyjeździe z Bratysławy. Obie. Obudziłyśmy się dopiero, kiedy urządziliśmy postój, gdy zostało nam jakieś 30-40 minut drogi do Brna. Mówiłam już, że Polacy są wszędzie? Spotkaliśmy ich na stacji naprzeciwko, gdy jechaliśmy na Słowację, w centrum Bratysławy na jakimś placu, a jeszcze tutaj, czekając na hot-doga także spotkałam polaków. Wszędzie, są wszędzie. W końcu udało nam się wrócić, odebrać psa… no i nareszcie sweet Home. To jeden z najbardziej udanych wyjazdów, które zaliczyłam. Ekipa idealna. Super zabawa. Żałuję, że tak zgranych ludzi nie spotkałam wcześniej!

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Vida!

Nie przyszło mi nawet na myśl, że w Brnie i to pod moim nosem może być coś takiego jak Vida. Wystarczy wysiąść na przystanku Vystaviste, jeden przystanek za Mendlovo Namesti, a miejsce, którego szukamy, mieści się w jednym z obrzeżnych budynków brneńskiego Centrum Kongresowego. Czym jest Vida? To coś w stylu takiego naukowego placu zabaw/ muzeum.

Wejściówki kosztują odpowiednio:

  • 130 CZK studencka (konieczne jest okazanie legitymacji)
  • 190 CZK normalna

Wchodzisz przez bramki, przykładając swój bilecik do skanera. I jesteś w dziecięcym raju. Ogólnie jest część przeznaczona dla dzieci i ta dedykowana większym dzieciom, ale trudno się połapać w tym co co jest dla kogo. Wystawa jest podzielona tematycznie: człowiek, planeta, cywilizacja i mikroświat. Na każdej części znajdziecie zarówno ciekawe prezentacje, które sami możecie sobie przełączać na dotykowych ekranach, „Skrzynkę Pandory” oraz „Ścianę nadziei” – do których możecie wrzucać kolejno karteczki ze swoimi obawami i pozytywne przesłanie dla innych. Poza tym jest wiele urządzeń, na których musisz coś zrobić, żeby coś zaczęło się działać. Na przykład pedałujesz sobie na rowerku, obserwujesz zmiany ciśnienia i temperatury na zamontowanych urządzeniach, a przez rączki roweru przelatuje woda – przez jedną zimna, przez drugą ciepła.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Możecie też wejść w dwie lub więcej osób do specjalnej komory, którą po zamknięciu można uruchomić – zacznie się szybko obracać wokół własnej osi. Zadaniem jest trafić materiałową piłką do kosza, ale jest to tak łatwe, że w końcu wszyscy się zaczynają tymi piłkami okładać, a im więcej ludzi, tym łatwiej się przewrócić o siebie, także generalnie jest zabawnie. Jest kilka bujawek, na których kręcisz się w kółko i musisz rzucać do siebie piłkę. Zagadki na łamanie szyfrów – ja i Bobby jesteśmy kiepscy, nawet nie udało nam się zrozumieć więcej niż jeden banalny kod xD. Można poprzeciągać linę przy użyciu bardzo niecodziennej konstrukcji. Zmierzyliśmy sobie tętno. Bobby obiegł całą strefę „człowieka” z manekinem w rękach xD.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

A na górze, niespodziewanka! Kącik muzyczny, moi drodzy. Nie tylko zagracie na olbrzymich strunowych, dzwonkach, a także największym flecie jaki w życiu widzieliście, ale możecie też zabawić się w DJa na sprzętach małych, acz całkiem profesjonalnie wyglądających. Są też trzy różne modulatory głosu – całkiem niezła zabawa. Po jednej przejażdżce krytą zjeżdżalnią – rozmiary dziecięce toteż guz na głowie- wracamy na górę, by pobawić się jeszcze chwilę bębenkami oraz namazać na karteczce własny rytm. Specjalną karteczkę naznaczoną kreskami przepuszczasz przez maszynkę i dzwonek oraz kołatka odtwarzają wasz zapis. Do tego oczywiście przejażdżka na podniebnym rowerku na lince rozwieszonej przez szerokość hali. Pod tobą siatka i ludzie, nad tobą sufit. Pasy zapięte? Jedziemy! Najciekawsze jest to, że ten rowerek wcale się nie kołysze, mimo że jest zamontowany na pojedynczej, stalowej linie.

Najzabawniejsze jest chyba obserwowanie wytworzonego za przyciśnięciem jednego przycisku tornada, które można rozwiać włożeniem ręki do maszyny, albo zabawić się w pogodynkę, w którą wycelowana będzie prawdziwa kamera – będziecie się widzieć na ekranie na tle mapy Czech xD.

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Przejście tego zajęło nam jakieś dwie godziny, więc wsiadamy w auto i lecimy do centrum zaspokoić głód i pragnienie. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pokazała mieszkańcowi Pragi naszego punktu widokowego i nie skonsumowała na górze swojego ulubionego drinka. Na obiad skoczyliśmy do restauracji Budda znajdującej się w pasażu koło Komercni Banki na Namesti Svobody. Odnaleźliśmy wreszcie restaurację, gdzie na spokojnie można dostać chipsy papadam z właściwymi sosami oraz palak paneer (mój ukochany kozi ser w szpinaku), menu jest naprawdę bogate, więc będzie w czym wybierać. Jedyny minus – nie ma ogródka, no i jest w piwnicy. Nie wiem, czy to jakiś tutejszy trend, ale wiele indyjskich knajp znajduje się w piwnicach. Ktoś? Coś? Może jakieś wyjaśnienie? Bo jest chłodniej, czy co? xD

Odwiedziny Bobby’ego zakończyliśmy spacerem po lesie z psiurem, jeszcze jedną lemoniadą na mojej dzielnicy, no i oczywiście do domu na kolację wzięłam sobie porcję hermelinu. Skoro zaraz wracam do Polski, to chociaż się porozpieszczam. W planach było, abym jeszcze jutro jechała do Holesova w odwiedziny do Bobby’ego, ale chociaż autobusem student agency jest to niecała godzinka, to aby dotrzeć z powrotem około 17:00 albo 18:00 (najpóźniejsza wersja), żeby wyprowadzić psa, musiałabym wyjechać o 16:00. Czyli kumacie, jestem tam o 11:00 a wracać mam już o 16:00? Niby pięć godzin, ale jednak troszkę mało. Z jednej strony bardzo chciałabym jeszcze zobaczyć Bobbiego, a z drugiej tłumaczę sobie, że między Woodstokiem a Hip Hop Kemp będzie jeszcze mnóstwo czasu na podobne wycieczki. Ale jednak… szkoda L Już myślałam, że to pójdzie. Gdyby to student Agency jeździło tam częściej. To tylko pokazuje jak wielka jest konieczność, żebym wreszcie zrobiła prawo jazdy i kupiła auto.

 

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

UFO w Bratysławie i park zabaw naukowych

Ostatnie papierkowe sprawy

Pani Vicarova na szczęście wróciła na Masaryka dwa dni przed moim wyjazdem, więc dzisiaj o trzynastej jako pierwsza wkroczyłam do jej gabinetu z prośbą o podpisanie Confirmation of the study period i wydanie Transcript of Records. Z przyjemnością chcę wam i całemu światu oznajmić, że mam wszystko co potrzebuję, do zaliczenia swojego drugiego roku Akademickiego. Wreszcie na drugim roku. Mamo, tato, Diano, bracie – wiem, że nikt (łącznie ze mną) w to nie wierzył, ale w pierwszym roku będę bronić swoją pierwszą pracę na szkole wyższej. „Uau”? Uau. Trzeba pamiętać, żebym tym razem złożyć podanie na magisterkę. A kiedy właściwie te prace licencjackie i tak dalej? xD

Mam na myśli konkretne daty.

Co do rozliczenia mobilności, koordynatorka Erasmusa z Masaryka wspomniała o serii maili, w których wykłócałyśmy się na temat learning agrement – czy też jego braku, a konkretnie części CHANGES za obie miesiące. Obie sobie wszystko wytłumaczyłyśmy i się poprzepraszałyśmy. Jej stwierdzeniem, obie miałyśmy rację… Nie zamierzam więcej o tym myśleć, skończyło się – szczęśliwie – tak, że mam wszystkie dokumenty i poza tygodniem czy dwoma nerwów nie jestem w żaden sposób pokrzywdzona. Jak to mówi Marcel, trzeba zapamiętać to co było dobre i nie myśleć o złych chwilach (wygodne, czyż nie?) xD.

Ja odesłałam już kartę ekwiwalencji i TOR do swojej koordynatorki – mam nadzieję, że tym razem z wystarczającą ilością podziękowań, przeprosin i tytułów – zawsze miałam wrażenie, że jestem osobą, która korespondencję prowadzi w lepszy sposób niż wszyscy dookoła, zwłaszcza w codziennym mailingu z wieloma osobami, czy też gdy ktoś o coś pytał, miałam wrażenie, że w przeciwieństwie od innych ja jakąś taką większą uprzejmość mam wrodzoną. Okazuje się, że nie. Najpierw nie wyczuwam, że mam dziękować, potem, że przepraszać, ostatecznie nie mam pisać „Szanowna Pani X”, bo to w polskim języku obraźliwe, za to powinnam używać tytułu „Szanowny Panie Profesorze”, itd. Ile zwykła korespondencja  z wykładowcą uczy. Przez myśl by mi nie przeszło, że używanie czyjegoś nazwiska, może kogoś urazić – w jaki sposób to obraźliwe? Ktoś nie lubi własnego nazwiska? Gdybym miała spamiętać wszystkie tytuły, zabrakło by mi miejsca w głowie na historię teatru, czy coś innego xD. Czy powinnam pisać tylko „Szanowna Pani”? Czy byłoby to mniej obraźliwe niż „Szanowna Pani X”?  Zawsze miałam wrażenie, że użycie nazwiska czy imienia zmniejsza troszkę dystans między ludźmi. W końcu odnosimy się wówczas to bardzo konkretnej osoby.

Chyba wszyscy zgodzimy się co do jednego, gdy wykładowca czy urzędnik bardzo długo podczas kontaktu, np. długiej korespondencji pisze do nas bardzo tak… codziennie i normalnie, zapomina się o dystansie, który dzieli te dwie osoby np. studenta i profesora, jednakże jeżeli pozwalamy sobie zapomnieć o tym dystansie, to może tak naprawdę on z biegiem czasu zaczyna zanikać. Za to wiele ludzi zdaje się tego nie zauważać. W moim liceum uczył taki bardzo fajny Pan – uczył historii, WFu i WOSu. Upierał się, że profesorem go mamy nie tytułować, mimo że wielu magistrów życzyło sobie tego (wręcz tego wymagało) w mojej szkole. Uczyłam się w miejscu, w którym wszyscy byli z czegoś dumni. Z faktu, że w swoim gimnazjum śpiewali, byli najlepszymi uczniami, najlepszymi sportowcami, najlepszymi nauczycielami, Liceum ma największą średnią i najlepszych studentów w swojej historii, ludzie byli nawet dumni z tego, że są w tej szkole i mogą się tym chwalić ( jak ja – tylko, że mój jedyny sukces polegał na tym, że w niej byłam, ale poza tym nienawidziłam tego liceum, do którego zresztą ku irytacji mojej wychowawczyni i całej –najlepszej – klasy bio-chem nie chodziłam, zaniżając średnią). A o bycie najlepszym tam naprawdę chodziło – profesor od chemii, też bardzo równy gościu dał mi czwórkę z tego co pamiętam na ostatnim roku, jeżeli zgodzę się nie podchodzić do rozszerzonego egzaminu…, może chodziło o to, żeby nie zaniżyć im średniej. Nie podeszłam. Nie wiem, czy bym oblała.

Ale wracając do Pana od historii – tego lubiłam, bo chociaż wszystkich straszył (lubić tworzyć wokół siebie taką aurę… niczym kat, podczas odpowiedzi ustnych), to wcale nie był przerażający, a miał to do siebie, że dopuszczał ewentualność, w której uczeń też miał coś do powiedzenia. Mało który z nadętych „profesorów” jest w stanie sobie to wyobrazić. O czym ja to…? O pokorze. Ja też jestem niesamowicie dumna z siebie i przekonana, że jestem najlepsza na świecie. Także ja zacznę dziś, a wy zacznijcie, gdy chcecie. Nie musicie stawać się dorosłymi, ale miejmy więcej pokory w sobie, a świat może się stać piękniejszy.


Galeria zdjęć


Komentarze (1 komentarzy)

Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!