Szum morza w Brnie

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-cz Erasmusowy blog Brno, Brno, Czechy

Nie mam nawet czasu, żeby myśleć o swoich pracach zaliczeniowych. A to miało być coś wielkiego! Naprawdę nie mogłam się doczekać jak usiądę, przeczytam i zaczną mi wpadać do głowy po prostu genialne pomysły. Musiałam się super spiąć, żeby przeczytać krótkie opowiadanie na poniedziałkowe zajęcia – „Olga” Damira Karakaša chorwackiego pisarza. Nie w moim guście, chociaż odważne. Rzeczy, które są tak żałosne i rozpaczliwe, że nawet czytanie o nich w zaciszu własnego pokoju, wywołuje zażenowanie, sprawia, że rozglądamy się dookoła czy nikt nie patrzy i nie podejdzie zapytać o czym czytamy. Bo jak to opisać? Historia kobiety tęskniącej za miłością, czy może obrzydliwe wyobrażenie skrywanych w sobie emocji, paskudnych obrazów masturbacji i wzbudzającego mdłości przesytu i obfitości?  Wszystkie te opisy mogą określać „Olgę”, interpretacja zależy jak zwykle tylko i wyłącznie od czytelnika.

Ja tymczasem znów mam blokadę. Pewnie mogłabym napisać tysiąc wierszy i opowiadań, ale wszystkie były by płytkie, nudne, bez wyrazu. Gdzieś kiedyś słyszałam, że dobry pisarz musi cierpieć. Dlatego staram się szukać głębszej mnie i… robi mi się chwilami słabo, czuję wstyd i chciałabym wymazać pewne wspomnienia i słowa – mimo, że wszystkie, które ostatnimi czasami padały, były prawdziwe. Czemu więc? To przez ten brak kontroli.  To on jest winien wszystkiemu, no  i Marcel, który doniósł mnie domu, dzięki niemu żyję i mam kolejny rozdział do dopisania do projektu „Nierządnica”. Robię więc przerwę w opowiadaniach i wracam do powieści. Pora ją zredagować i skończyć.

Szum morza w Brnie

Szum morza w Brnie

Ten pan miał gorszy dzień - ściana zjadła mu rękę.

Zajęcia

Serce mi pękło na analizie ostatnio. Szykowała się super praca domowa. Przeanalizować tekst pod kątem stylu, napisać krótki fragment takim to stylem i zapisać swoje przemyślenia na ten temat. Moment w którym wyciągnęłam rękę po zadanie i otrzymałam odpowiedź, że ja to nie, bo nie umiem czeskiego sprawił, że poczułam jakby mi ktoś złapał serducho, szarpnął i porozrywał na kawałki.

Najgorsze jest to, że w dalszym ciągu to jest racja. Rozumiem teksty i słowa. Dogaduję się po czesku. Ale nie chodzi już o to, że często coś źle odmienię, czy nie wiem jak sformułować zdanie. Nie jestem w stanie wysłyszeć, czy używany język jest potoczny, czy może styl jest wysoki, czy coś zostało niezręcznie przetłumaczone, czy może użyto jakichś slangów.  Takie analizy czeskich tekstów są jeszcze poza moim zasięgiem.

Co nie znaczy, że się nie staram. Czytam literaturę piękną po czesku, uczę się coraz więcej każdego dnia. Tymczasem wszyscy już mają swoje zadania i deadline, a ja przy tym samym deadlinie, będę miała czasu mniej.

Pracownicza niedepresja

Jak wczoraj się rozkleiłam, tylko nieliczni wiedzą. Ale o ile pomysł, żeby trenować w niedziele (który wytrzymał ponad pół roku) był głupi, to pomysł, żeby po dziewięciu godzinach pracy, absolutnie żadnym pobycie w domu iść na trening o dwudziestej pięćdziesiąt jest jeszcze bardziej pomylony (w ten sposób tracę kolejną lekcję i wracamy do domu – plus jest taki, że Marcel oferuje się, że mnie zawiezie, w związku z tym nie muszę się błąkać nocnymi autobusami po 23:00).

Kłamstwem byłoby powiedzieć, że pracuję jakoś wyjątkowo dużo. Mam trzy dni, z reguły od godziny ósmej do szesnastej. Biuro. Call center. Głośno?  Może troszkę. Dużo do roboty?  Można tak powiedzieć, ale przede wszystkim trzeba przyznać, że tragedii nie ma.

No, ale w poniedziałek wróciłam tylko, żeby wyprowadzić psa i leciałam na zajęcia. We wtorek to samo  - tylko, że na kolację i trening. Jeszcze się spóźniłam do pracy. Chwała psu, za to że chciał wyjść na spacer. Dzisiaj udaje mi się nawet zjeść śniadanie, ale zaraz muszę mknąć na zajęcia. Poza tym jeszcze trening. Muszę przyznać, że jestem zmęczona. Nie tylko tym, co robię, ale też faktem, że tak wiele się dzieje i muszę to ogarnąć. Póki co, mam przed sobą wielki chaos. Nie wiem jak poukładać wszystko. Nic nie jest na swoim miejscu. Nie mogę dobrać trzeciego dnia na treningi. Ten wtorek w nocy odpada. W poniedziałek już nie mam miejsca. A w piątek nie ma dla mnie treningu o dobrej godzinie. Zostaje ta cholerna niedziela, która swoją drogą chamsko nie jest ani rano, ani wieczorem, tylko o 17:20.

Fish and chips

Żeby nie było – ja tylko zapytałam, czy jest w Brnie rybny i czy przepadają za rybami w Czeskiej Republice, no i zostałam zaproszona na kolację. Restauracja znajduje się niedaleko przystanku Jungmmanova – dojedziecie tam tramwajami 1 lub 6. Krótki spacerek w stronę przeciwną od Hlavni Nadrażi i już jesteśmy.

W ogóle co wam przychodzi na myśl, gdy słyszycie Fish and chips? Ja zawsze wyobrażałam sobie najzwyklejszy bar z Fast foodem (tylko rybnym). Ciemny, pachnący mocnym piwem, może w drewnie z jakąś cięższą muzyczką. Nawet nie wyobrażacie sobie jak zaskoczył mnie ten widok.

Marcel wprowadza mnie do dobrze oświetlonej restauracji. Wszystko jest pięknie wystrojone, zdjęcia z różnych gastronomicznych imprez (letniego grillowania), pięknie urządzona wystawa, wysokie krzesła z jasnym obiciem, lekka muzyka. Przed nami najczystszy na świecie bar, za którym uwijają się wystrojeni w biel kucharze ( jak bardzo trzeba uważać, żeby po całym dniu pracy, być tak białym?) i schludna kelnerka w zapasce. Szczęka mi opada. Zamawiamy. Siadamy.

Szum morza w Brnie

Jak tu pięknie!

I smacznego

Szum morza w Brnie

To dziwne – jestem znad morza, ale nie znam się jakoś super na rybach. Chodziłam z tatą na ryby, widziałam jak je czyści i smaży, ale u mnie w domu nie jadało się ich jakoś wyjątkowo często. Nie jadało się też jakoś super wykwintnie. Ot. Polski dom – schabowy, gołąbki (mniam) domowe zapiekanki mamy (pycha!). Dopiero, gdy przeprowadziłam się do Gdańska i zaczęłam pracować w restauracji, rozpoczęłam eksperymenty a także próbowanie nowych rzeczy Ale cóż ja takiego spróbowałam? Krewetki na kilkanaście sposobów, sushi?

Szum morza w Brnie

Na przystawkę kelnerka przynosi ostrygi. Patrzę na wielką, twardą muszlę (Jezus, to jest takie wielkie?) i zastanawiam się, jak to zjeść. Na szczęście Marcel pokazuje. Jak smakuje ostryga? Jak się ją je? Nie połykajcie od razu! Pokropcie sokiem z cytrynki i pozwólcie, aby uwolniła swój smak? Jaki smak? Smak morza. Siedzimy naprzeciwko siebie i zachodzimy w głowę jak opisać to co czujemy. Marcel w końcu rzuca owy „smak morza” i muszę stwierdzić, że ma rację. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do dobrego sklepu ze świeżymi rybami nad morzem. Czujecie już ten zapach? Tak jak ten zapach smakują właśnie ostrygi. Wiem, że to troszkę abstrakcyjne, ale to kolejna rzecz, której tak naprawdę nie da się opisać, więc należy spróbować. Ja gorąco zachęcam.

Szum morza w Brnie

No i danie główne.

Nie jest to filecik, a podłużne kawałki rybki w panierce (palce lizać) i frytki. Do tego podano (jem po raz pierwszy) puree z zielonego groszku. Jeszcze dziś rano pamiętam smak tej rybki  i już mam ochotę na lunch. Dziwnie mało tłuste danie, jak na smażone w głębokim tłuszczu. Szkoda, że tak mało tego groszku xD. Niedrogo. Do tego bierzemy jeszcze cały dzbanuszek wody z miętą i zamykamy się w kwocie poniżej 400 koron. Polecam. Co prawda, trzeba wybrać się w tą podróż, żeby skosztować przysmaków, ale to niecałego dwadzieścia minut, to wcale nie tak dużo, jeżeli mamy zafundować radość swoim oczom, węchowi i smakowi.

Szum morza w Brnie

Twarze Brna

GASTRONOMIA

Po ponad półmroku spędzonym w tym mieście, w tym kraju jest już kilka rzeczy po których da się je kojarzyć.

Przede wszystkim cajovny (herbaciarnie). Są w Czechach na każdym kroku. Co ciekawsze, nawet w małych miejscowościach czy odległych osiedlach można znaleźć małe lokale gastronomiczne. Czasami zdarzy nam się przejść obok takiego przybytku, nawet go nie zauważając. Nic dziwnego. Z zewnątrz czasami potrafią wyglądać jak osiedlowe sklepiki. Mogą to też być herbaciarnie w stylu Utopi, w której zmieściły by się z trzy pełnowymiarowe baseny z trybunami i hotelem, które oferują wiele ciekawych rozrywek jak gry planszowe, bilard, sziszę, itd.

Jedno jest oczywiste – Czesi nie lubią siedzieć bezczynnie w domu. Dobry obiad? Wyskakujemy do jakieś super knajpy lub gotujemy dla przyjemności przy dobrej muzyce dla gości. Piwko? Gdzie tam w domu! Pójdźmy do „hospody”. 1,5 godziny przerwy między zajęciami? Posiedzimy pod drzwiami z kanapką i będziemy się uczyć? Może czasami, ale z reguły skoczymy na kawę albo ciastko do kawiarni, których jest tutaj po prostu multum! Gdzie nie spojrzysz oferują się właściciele małych knajpek – ciekawe oferty śniadaniowe, niskie ceny, zestawy typu kanapka, sok, woda, herbata, ciastko za 80 koron. W Brnie nie trzeba specjalnie szukać, bo gdy wychodzimy na ulicę w godzinach lunchu, są tu tysiące barów, pubów, kawiarni, restauracji, które zapraszają w swoje progi.

HANDEL

Co jest ciekawe, w Polsce macie markowe sklepy. W większości idziemy po nowe spodnie czy koszulę do H&Mu, Reserved i innych wielkich sklepów. Czemu nie? W końcu nie są najgorszej jakości – jak te cholerstwa z chińskich sklepów, które wytrzymają tydzień. Mało jest jednak małych sklepów, w których możecie znaleźć produkty stworzone umysłem i rękoma osoby, która stoi przed wami za kasą lub doradza, czasami opowiada historię produktów. W Brnie wiadomo, są sklepy droższe i tanie. A to co oryginalne nigdy nie jest tanie. Jeżeli jednak chcecie mieć coś wyjątkowego, Brno oferuje tysiące małych i większych sklepików, galerii i wystaw, na których możecie znaleźć coś dla siebie.

Szum morza w Brnie

Dobrze też mają się sklepy sportowe. Do czego zmierzam?

SPORT

Tu ludzie są nie tylko aktywni, gdy chodzi o kosztowanie wina czy popijanie piwka. Nie musi być piękna pogoda, żebyście zobaczyli nie tylko młodzież, ale ludzi w każdym wieku śmigających na hulajnogach, rowerach, rolkach, albo biegających.

No i sklepów jest mnóstwo, a można w nich znaleźć nie tylko najcudowniejsze twory rąk ludzkich na świecie, ale także cuda z kosmicznych statków. Czekając na Marcela, przechadzam się ulicą i patrzę na witryny. Widzę najdziwniejszy na świecie różowy rowerek – już w Kwietniu na szczęście dostanę wypłatę  i będę sobie mogła kupić superaśne rolki. Jak myślę, że trzeba mi czekać do kwietnia, to już czuję na karku jakby oddech śmierci, czy cięcie kosy – już tak mało zostało, do powrotu do Polski, a zdałoby się, że semestr dopiero się zaczął. Tak mało czasu już mamy.

Szum morza w Brnie

Wracając do rzeczy – niespotykane, ale są tu sklepy z ciuchami i akcesoriami do gimnastyki artystycznej i akrobatyki. Zamierzam odwiedzić to miejsce i kupić sobie coś na rurę. Poza tym najwyższa pora, aby wreszcie pokupować jakieś prezenty dla tych, których na tak długo zostawiłam w Gdańsku. Najgorsze jest to, że najchętniej w ramach prezentu wzięłabym Brno z jego wszystkim zaletami do domu. Chciałabym wszystkim pokazać to miasto, ludzi, język – wszystko.

Nie sądziłam, że to możliwe, ale Brno mnie uspokoiło. A myślałam, że już zawsze będę walnięta, nieszczęśliwa – rozpadający się człowiek, a teraz mimo trudności, które pojawiają się zawsze i wszędzie, jestem spokojna i jest mi dobrze.

KOMUNIKACJA MIEJSKA

Nie sprawdziłeś tramwaju, autobusu? Nie ma czym się martwić. Brno to świetnie skomunikowane miasto. Jeżeli uciekł ci jeden tramwaj, za pięć minut maksymalnie będzie kolejny. Wszędzie można się dostać bez większego problemu, a komunikacja miejsca nie jest droga.

Za około 700 koron możesz jeździć po niemal całym Brnie przez trzy miesiące. W ramach tego podstawowego biletu można się poruszać w Zonach 100 i 101, a to zwykle wystarczy, żeby dojechać na najistotniejsze miejsca i nie tylko.

Dodatkowo Brno jest jednym z najlepszych miast wypadowych, gdziekolwiek nie chcesz jechać. Połączenia z Niemcami, Pragą, Bratysławą, Wiedniem – można jechać praktycznie wszędzie! Inny też niż w Polsce jest standard jazdy. Jeżeli nie masz wykupionej miejscówki w pociągu w Polsce, często masz miejsce stojące w zatłoczonym korytarzu, przez który nie da się przejść. W Czechach Pani konduktor zaprasza nas do przedniej części, w której jest mnóstwo mięciutkich foteli i całkiem dużo przestrzeni. Siadamy. Cichutko, cieplutko. Ciemny dywan i niebieskie obicia foteli uspokajają i ułatwiają relaks.

ENDORFINY

Uwolniły się… Byłam na treningu. Wreszcie udało mi się dotrzeć, a już dwa treningi opuściłam. I wiecie co? Znowu latałam i nic nie mogło mnie powstrzymać. Tzn. dobra, bez przesady xD Bariery ciała i psychiki rzecz jasna, ale szło dobrze. Czułam się pewnie. Dużo rzeczy wychodziło. Póki co pierwsze podejścia do Dragon Tail – ale będzie wyglądał dziesięć tysięcy razy lepiej, gdy już go wyćwiczę i rozciągnę lepiej nogi. Nie będzie już żadnego uciekania z treningów. Wreszcie czuję się lepiej.

Szum morza w Brnie

Dzisiaj kroi się bilard. Co najgorsze nikt nie chce ze mną grać, wymawiając się, że grali dawno, albo nie potrafią i bla, bla, bla… W najgorszym razie po prostu wyciągniemy jakąś planszówkę i będziemy pić piwo.

Tymczasem ja raczę się jabłuszkiem i jogurtem na szkolnym korytarzu w budynku L i staram się poskładać resztę mojego życia do kupy. Np. siostra przesyła mi fotki z Sali fortepianowej i przypominam sobie jaki miałam plan. W budynku N jest kilka sal z pianinami i fortepianami. Strasznie chciałabym poćwiczyć. Zastanawiam się, czy można je wynajmować na godziny i kogo mogłabym o to zapytać, bo jak na cholerę właśnie tam nie ma żadnej portierni, ani nic. Tak dawno nie grałam na klawiszach, że pewnie musiałabym sobie wyjąć jakąś etuidkę dla pierwszych klas albo „W ogródeczku”… Ale nie oszukujmy się, wychodząc z szkoły muzycznej grałam na pianinie gorzej niż niektórzy pierwszoklasiści. Nigdy nie miałam czasu ćwiczyć. Jak już będę miała mieszkanie, stanie tam pianinko.

Zaczyna się ten cudowny ból pleców. Prawa łopatka. Zawsze. Cholera niech strzeli skrzywienia kręgosłupa. Za każdym razem tak samo. Aż przywykłam. To coś wyczekiwanego po każdym treningu. Może nieco masochistycznie, ale nie mogę się doczekać tego bólu, nie tylko pleców, ale każdej innej części ciała, zakwasów, które będą mi mówić: „Stara, to było dobre. To było w c*** dobre.”.

Ale nie rozpływajmy się tak w zachwycie. Za chwilkę pozytywizm, a potem pierwsze w tym semestrze (Nareszcie!) prace redaktorskie dla tych, którzy nie studiują bohemistyki. Odliczam. Pierwsze zajęcia będą dotyczyć rynku książki. Było… Pisałam o tym pracę w poprzednim semestrze. Już nie mogę się doczekać.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!