Przyłapani przez straż miejską
PORADY Z CYKLU: JAK ŻYĆ?
W tym rozdziale jak wykorzystać każdą okazję, żeby płacić jak najmniej za zakupy.
Na pewno znają to Polacy, natomiast troszeczkę inaczej wygląda to w Brnie, nie wiem czy to samo można robić w innych państwach (baaa, to mój pierwszy wyjazd za granicę), ale to o czym chcę mówić to skup butelek! Wprawdzie jest to rzeczą ludzką, chociaż nikt o tym nie krzyczy na lewo i prawo - ludzkim szaleństem i problemem jednocześnie są pieniądze. Raz je mamy - częściej nie. Co więc się dziwić, że niektórzy nawet w trakcie zakupów spożywczych liczą każdą koronkę, złotówkę, euro.
W Polsce w sklepach (u mnie na wsi, czy mniejszych sklepach osiedlowych) można oddawać do sklepu butelki (po np. piwie). Są one odkupowane za równowartość kaucji, normalnie wliczonej w cenę piwa ( 30-50 groszy w Polsce, w Czechach 3 koronki). Nigdy nie widziałam jednak, żeby ktoś oddawał butelki w biedronce albo Tesco. Za to możliwe jest to w Czeskich supermarketach Albert.
W ścianie zamocowane okienko, a za okienkiem nibyszyna, która rusza "z kopyta", gdy kładziesz na niej butelkę i wciąga ją do magazynu, równocześnie naliczając każdą, włożoną do mechanizmu.
Po prawej stronie widnieje ekranik, który pokazuje ile butelek już oddałeś. Gdy torba wreszcie pusta, należy nacisnąć duży, zielony przycisk (jedyny, co ułatwia sprawę) i niczym pokwitowanie z bankomatu wyskakuje biały papierek, który opisuje liczbę oddanych butelek i ilość kasy jaka nam się należy. Z owym kwitkiem możemy udać się do kasy i zapłacić nim za zakupy (ogólnie, najczęściej stać nas pojedyncze artykuły, ale masz już mleko, bułki, czy jogurt).
Człowiek jest finansowo do przodu, a procedura trwa minutkę i nie trzeba prosić upartej Pani w sklepie, żeby odkupiła.
PRAWDA I FAŁSZ NA TEMAT KARTY EKUZ
Czyli co się z nią da, a czego nie?
Jeżeli chcecie się czuć jak u siebie pod względem opieki zdrowotnej (a jeżeli jesteście Polakami to wcale nie chcecie) to polecam dokupienie dodatkowego ubezpieczenia. Faktem pozostaje, że EKUZ przyda wam się tylko, jeżeli ewentualnie ulegniecie wypadkowi, złamiecie coś, zostaniecie zaatakowani przez szalonego nożownika. Jest ona respektowana tylko, gdy bezwzględnie ta pomoc jest konieczna.
Jeżeli chcecie tu iść do dentysty, ginekologa, dermatologa i innego szalonego specjalisty, do którego w Polsce wystarczy wam skierowanie ,tutaj musicie przygotować pieniążek. Ceny są porównywalne z polskimi. Na samym początku swojej przygody z medycyną w Czechach musiałam lecieć do dentysty. Wyrzynające się zęby mądrości to nic przyjemnego. Za pantomografię i czyszczenie dziąsła z jednej strony ( cz.daseń - dziąsło) zapłaciłam wówczas 700 koron z tego co pamiętam, więc troszkę ponad 100 zł.
Ginekolog sprawa zdaje się łatwiejsza, kiedy tylko potrzebujesz recepty. Tym razem zwrócę się do Pań, wiecie jak to jest, co nie? Chcecie tylko pigułki od nowego ginekologa, a ten chce wam zrobić kompleksowe badania za niewiadomo ile, na które będzie trzeba czekać kolejny miesiąc - "a tak w ogóle teraz to ma Pani okres, więc proszę przyjść za miesiąc". Ano :D
Też miałam mały problem, bo oczywiście dowiedziałam sobie, że moją cudowną EKUZ to sobie mogę w tyłek wsadzić, a za wizytę muszę zapłacić, po czym Pani doktor zaczęła wymieniać niekończącą się listę zabiegów, którym mogę się poddać i ich ceny xD. Uprzejmie przerwałam, pytając ile za receptę. I tu mnie zdziwiła, mówiąc że za to nie muszę płacić, wystarczy, że podejdę do byle jakiego lekarza i on mi wystawi. Na to ja: "ale, ale... i tak bez żadnych badań?".
No więc do współlokatorki - "No dobra, Zdeńka... dzwoń tam do tego twojego lekarza". Po krótkiej rozmowie kazano mi wziąć stóweczkę (100 koron) i stawić się w godzinach przyjęć bez umawiania. No to poczekam na hajs i zamierzam się tam udać. Jestem jednak przepełniona wątpliwościami i obawami, ale nie będę taką pesymistką.
ZŁAPANI NA GORĄCYM UCZYNKU
Kolejna rzecz w Polsce raczej powszechna - lecimy na szybkie zakupy do osiedlowego. Wiecie, bułki, piwko, ziemniaki - naprawdę pięcio-, może dziesięciominutowa sprawa. Zimno nie jest, wszystko topnieje. Pies nie zamarznie przecież przez chwilkę - mówi to osoba, która w metrze na ruchomych schodach nosiła psa na barana, żeby nie urąbał sobie pazurów, więc okrutną właścicielką to ja nie jestem, wręcz na odwrót.
Wchodzę po uwiązaniu psa do ławki, poklepaniu, pogłaskaniu i ze łzami w oczach pędzę przez sklep, bo przecież psiur czeka! Wychodzę i... niech to... Tyle razy już to robiłam, a tu stoi dwoje przedstawicieli straży miejskiej i mam coś wrażenie, że czekają na mnie. "Pies, coś ty znowu przeskrobał?". I wychodzę... Pies się cieszy, merda do mnie ogonem... Cholera...teraz już nie mogę udać, że to nie mój xD Witam się z rozkosznym uśmiechem i dowiaduję się o popełnionym przez siebie wykroczeniu. Psiurów nie można zostawiać bez opieki, okazuje się też prawdą, że jak spuszczone to tylko w kagańcu. No dobra, ale to tak błacha sprawa, że szczerze mówiąc na początku bez zastanowienia walę: "O jejku nie wiedziałam", po czym dodaje, że jestem z Polski, mając nadzieje, że to mi tyłek uratuje.
Ratuje. Dostajemy tylko pouczenie. Spędzamy jednak przed owym sklepem 15 minut, przez które miła Pani, z miłym Panem, który pyta o wymianę, skąd jestem w tej Polsce i jak długo tu jestem (Pan mówi nawet po angielsku bardzo płynnie, czym mnie szczerze zaskakuje), starają się rozszyfrować zagadki polskiego dowodu osobistego. Przez chwilę nie są pewni co jest moim nazwiskiem, a co imieniem (imiona w dowodzie dwa), prostuję, że jestem katoliczką stąd się wzięło drugie. Przy tym zupełnie niewinny komentarz Pana policjanta "Oni w Polsce tak tam mają", kiwa przy tym głową ze zrozumieniem, a ja nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem. Potem nie są pewni odnoście numeru PESEL, bo ich numery (cz. rodne čislo) z tego co wiem na pewno jest przedzielone ukośnikiem i chyba ma troszkę więcej cyfer (miałam przez to problem z zarejestrowaniem się o federacji pole dance). Na sam koniec przepisując adres zameldowania, Pani policjantka pyta mnie a co to ta kreska przy L (chodziło jej o "Ł" nasze polskie). Z rezygnacją zwieszam ramiona i odpowiadam: "wy tu tego nie macie" xD, bo co więcej mam jej powiedzieć. Ogólnie rzecz biorąc żadna baza danych nie odnalazła mojego adresu zameldowania, nie wiedziałam też jak im wytłumaczyć, że Rywałd to nie wielkie miasto, tylko wioseczka na Kociewiu, malutka i bez znaczenia. Zapomniałam czeskiego "vesnice", które oznacza wioskę. Wyrwało mi się bezsilne "KUR**". Wszyscy wybuchli śmiechem, zrobili fotkę mojego dowodu.
Sprawa zakończyła się oddaniem mi dowodu.
-To już teraz wiecie, że psa nie można wiązać i że kaganiec, nie?
-Taak, to... to wszystko? (zdumiona, z ulgą)
-Wszystko. Miłego.
-DZIĘKUJĘ! PRZEPRASZAM! DO WIDZENIA! (I w te pędy do mieszkania, upiekło się!)
ZE SPRAW ERASMUSOWYCH
Pewna osoba na forum erasmusowiczów, poszukiwała osoby, która w miarę płynnie, komunikatywnie dogada się z dziećmi z brnieńskiego Domu Dziecka. Sprawa polega na tym, że potrzebują wolontariuszy do uczenia dzieci języka angielskiego od podstaw. Aż takie dzieci to nie są, bo 13-15 lat to raczej młodzież. Zgłosiłam się, powołując się na zdane (jeszcze nie całkowicie) egzaminy w czeskim języku i słowiańskie pochodzenie i zostałam zaakceptowana. Akcja ma ruszyć w połowie lutego. Muszę zacząć jakoś przygotowywać materiały. Będzie to nie lada wyzwanie zważywszy na to, że tak naprawdę nie jestem native speakerem żadnego z tych języków, mimo że angielskim posługuję się bardzo dobrze, a po czesku z reguły nie mam już problemów, żeby się dogadać. Jednak nigdy nie uczyłam języków i zawsze byłam przekonana, że nie nadaję się do pracy z dziećmi. Nic mi nie szkodzi jednak spróbować i dać z siebie wszystko
Nigdy też do tej pory nie nęcił mnie udział w wolontariatach. Zawsze uważałam to za jednak przygnębiające w jakiś sposób, a nawet za niepotrzebne tracenie czasu. W tym przypadku mogę jednak nie tylko pomóc komuś, kogoś czegoś nauczyć, ale sama zdobyć jakąś wiedzę (na temat pracy z ludźmi, dziećmi, w czym doświadczenie szczególnie mi brakuje), zrobić coś nowego, dać coś od siebie.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)