Nowy semestr tuż tuż
Najlepszy panieński ever
Wczorajsze przekładanie opowiadania z czeskiego na polski było przerywane przez wiele czynników zewnętrznych. Po pierwsze – planowanie Diany panieńskiego (mojej siostry bliźniaczki –ślub 7 maja). –Nawet o tym nie myśl, mała! – Nic tu nie zdradzę… ona to czyta! W każdym razie gromadzenie środków i pomysłów na projekt pod tytułem: „ Najlepszy panieński EVER” (tytuł autorstwa Nusi, gdybym ja to wymyślała, stałoby zapewne „najlepsiejszy”, czy jakiś podobny nowotwór językowy. Jakkolwiek skończy się faza planowania, możecie być pewni jednego – to będzie NAJLEPSIEJSZY wieczór panieński w historii. Ale nic wam nie zdradzę. Musicie czekać do maja… Sama nie wiem czy trzymam tak długo w niepewności xD.
Koniec o tej imprezie, bo jeszcze się wygadam, a wtedy zostałabym raczej ukrzyżowana przez wspólniczki knowań… i sama bym sobie nie wybaczyła.
U nas znowu najpierw padał śnieg, potem grad, na samym końcu deszcz - ten już przez cały dzień. Aż boję się wyjść z domu, żeby pojechać na to spotkanie dotyczące praktyk.
Nawet dla psa spacer był traumatyczny.
Przetwarzanie piramidy Maslowa
Ciężko ogarnąć co się dzieje, gdy otworzę wino i przypadkowo właśnie z pracy wróci Michał. Stoimy wtedy po przeciwnych stronach, on przy łóżku, ja przy oknie, niczym dwaj bokserzy w przeciwnych narożnikach ringu i dyskutujemy.
Na celownik znów subiektywizm, obiektywizm, piramida potrzeb, definicje prawdy, dobra, zła. Jestem pewna, że to o czym dyskutujemy już ktoś wymyślił i opisał. Najpewniej. Dlatego wcale nie będę tego robić. Po to, musiałabym to wszystko nagrywać, a nie chce przesłuchiwać swojego pijackiego i irytującego wykładu.
Człowiek, który nie może przekonać swojego rozmówcy po godzinie do swojej opinii, co więcej wcale nie będący pewnym, czy rozmówca rozumie o czym się mówi, bardzo łatwo daje się wytrącić z równowagi. Ja nie daję, ale każde kolejne przykłady są wygłaszane donośniej i stanowczo. Zwykle dochodzimy do tego momentu, w którym stwierdzamy, że nie chce nam się już kontynuować (na sto procent to tylko antrakt) i rozchodzimy się do swoich pokojów lub przegania nas współlokator, któremu przeszkadza mój niosący się wszędzie głos o północy.
Co jest najważniejsze, teraz słuchając wykładów Chestertona („Orthodoxy”, można znaleźć na youtubie) robię przegląd pojęć i teorii, o których mówiliśmy wczoraj i widzę, że wiele sprzeczności w naszym rozumowaniu wynika z niezbyt dobrej znajomości pojęć, którymi operujemy i teorii. Do rzucania argumentami oboje powinniśmy się przygotować, zamiast improwizować. A ten Chesterton to tylko, żeby poznać Michałowy punkt widzenia. Widzicie ja wcale nie wykluczam tego, że ma rację, jakkolwiek oczywiście wolałabym tryumfować jak każdy (to jest chyba największy problem). Nawet gdyby miał rację, to bym się pewne ucieszyła, bo byłabym przekonana i nie byłoby wątpliwości. Tymczasem one są zawsze. Zbyt niepewna, by przyjąć czyjeś twierdzenia, zbyt niepewna, by twardo bronić swoich.
Dużo myślę o przeszłości i przyszłości, to co moglibyśmy zmienić i to co możemy zrobić. Bardzo łatwo przychodzi mi wydawanie osądów. Czasami się tego wstydzę, bo jak mówi Michał „Nie naszą rzeczą jest oceniać.”. Oczywiście dla niego to łatwe, bo niemal fanatycznie wierzy w Boga, który będzie go sądzić. Ja natomiast mimo, że wiem, że ktoś nieidealny nie powinien oceniać innych, nie wierzę w to, by wydawanie sądów było złe. Każda opinia na temat wszystkiego jest wydawaniem sądów. Nawet stwierdzenie, że pogoda jest ch***** jest jakimś osądem, wcale nieprawdziwym, bo ktoś inny może lubić zamieć – swoją drogą, znowu pada śnieg. Tu wracamy powoli do sporu o subiektywizm i obiektywizm. Można być obiektywnym sędzią na meczu tenisowym – sprawiedliwie oceniającym zgodnie z przepisami, ale jak można obiektywnie ocenić jaka pogoda jest „ładną pogodą”? Czemu słoneczna? Bo większości się to podoba? To nie obiektywizm, to demokracja (ostatnimi laty bardziej krytykowana, niż pochwalana).
Ja tak sobie myślę, że może te wszystkie pojęcia nie są wcale specjalnie istotne. Nie chce mi się czasami dyskutować, bo przecież nie przeszkadza mi, że wierzysz w święte drzewa, jeżeli nie przeszkadza nam to żyć obok siebie.
Zamieszanie na UG
To że na mojej uczelni w pewnym sensie panuje chaos to nic nowego. Ja nikogo nie winię, bo dużo jest rzeczy do ogarnięcie i człowiek ma prawo się motać, ale póki co mamy problem z ustaleniem podstaw razem z koleżanką, która przyjeżdża z mojego kierunku na drugi semestr na MUNI.
Piszą jej na przykład, o konieczności przystępowania do egzaminów w Polsce z przedmiotów, które będzie zaliczać w Brnie. Co prawda jej sytuacja jest troszkę inna, bo każdy semestr rozlicza według ocen z innych uniwersytetów. Jednak panika udziela się również mi, gdy słyszę urywki różnych przesłanek i już nie wiem, co się dzieje. Powinno to funkcjonować tak: jeżeli masz znaleziony ekwiwalent dla swojego przedmiotu z domu i zaliczysz go na Erasmusie, jest on zaliczony na uczelni macierzystej. Koniec kropka. Po to jest LA. Jeżeli wykładowca uważa, że wybrany przedmiot nie jest dobrym zamiennikiem, nie zatwierdza go, natomiast na podstawie Transcript Of Records wpisywane są zaliczenia w uczelni macierzystej i nikt nie może wymagać od ciebie dodatkowego egzaminu z JUŻ ZALICZONEGO przedmiotu.
Kasia więc stara się wszystko zaliczyć. Życzę jej szczęścia, bo wiadomo – jak coś pójdzie nie tak to zdani jesteśmy na łaskę i niełaskę wykładowców, którzy zwykle są dobrzy, ale nigdy nie wiadomo, kiedy nasza głupota wytrąci ich z równowagi.
Mogłabym zostać taką koordynatorką Erasmusa. Mimo wszystko bawi mnie papierkowa robota i przynajmniej teraz jestem biegła w tym co i jak, w jakich terminach – przynajmniej od strony studentów.
Ja staram się nie stresować. Póki co mam sytuację klarowną- w domu muszę zaliczyć tekstologię i napisać pracę roczną (jeszcze nie wiem dla kogo), no i czekam na ocenę z opracowania redakcyjnego. Nie martwię się. Oczekuję stypendium.
Nowy plan zajęć - chaos nowego semestru
No to pojechałam… Dodatkowe praktyki, zajęcia w domu dziecka, oferta pracy, tłumaczenie opowiadań i pisanie zajęło mnie tak bardzo, że wyleciał mi z głowy trening. O treningu zapomniałam. Niesamowite. Po raz pierwszy w życiu mi się to zdarzyło. Zapisałam się więc na spiny jutro, żeby do odrobić. Troszkę się rozstroiłam. A tak narzekałam, że nie będę miała czasu odpocząć.
Jestem wszędzie, tylko nie tam gdzie powinnam. Wraz z końcem semestru Kszczanowicz zaczyna się udzielać wszędzie. Fotka zrobiona przez fotografa współpracującego z biurem współpracy zagranicznej. Na zdjęciu z chłopakami z fundacji Mise Nadeje.
Teraz czas poukładać wszystko na swoje miejsca. Mam póki co wolne co drugie poniedziałki, wszystkie wtorki i piątki, ale czekamy jeszcze na dwa przedmioty (nie podano godzin). Wtedy muszę wypełnić i wysłać changes. Mam nadzieję, że takie dni mi już zostaną – to by znaczyło, że miałabym trzy dni na pracę. Plusem jest przedłużony o piątek weekend, który mogłabym poświęcić na podróżowanie z psiurem. Będę w ten sposób mogła pojechać wcześniej o trzy dni do Polski i wrócić dopiero w poniedziałek. Brzmi dobrze. Treningi zamierzam wkomponować w dni nauki. Czwartek kończę przynamniej póki co na tyle wcześnie, że mogłabym dalej douczać dzieciaki, ale nie mówię hop – jeszcze dwa przedmioty.
Wciąż nie mam oceny z podstaw tłumaczenia. Będę czekać spokojnie do jutra. Potem poślę maila. Nie wysłali mi też umowy z pracy, też zadzwonię jutro. No i stypendium… Czekam…
Wszystko się mota. Ja też się motam. Nie ogarniam specjalnie co się dzieje. Jest 11:00 a czuję się, jakby był już wieczór. Cholera, człowieka trafi. Już w przyszłym tygodniu ruszamy na zajęcia. Nie mogłam się tego doczekać, a teraz bym jednak to odwlekła. Semestr się zaczyna, a ja wciąż nie mam hajsów. Składanie o stypendia socjalnie do 20, a CCIG nie raczyło mi jeszcze wysłać umowy.
Zadzwoniłam do urzędu paszportowego. Muszę zrobić paszportową fotencję i ruszać do Rybnika, niestety nie wiadomo, czy zaakceptują mój nieco obżarty dowód, a jeżeli Pani uzna, że się nie nadaje, będę musiała bądź co bądź wyrobić dowód. Wtedy to mnie chyba jasny chuj strzeli – bez cenzury. To jest stresujące i kosztowne, i bardzo, bardzo mnie denerwuje. Jeżeli pojawię się tam ze studencką legitymacją, zgodnie z przewidywaniem mamy, będę musiała zapłacić jedynie 70 zł.
Przekład czesko-polski
Nawet nie wyobrażacie sobie, jak mnie to bawi. Czystą radość sprawia mi szukanie ekwiwalentów dla czeskich wyrażeń, a także poznawanie czeskich figur. Ten język… ahhh…! Jest zupełnie inny. Używa się innych wyrażeń, słowa tak podobne do naszych, mają inne znaczenia. Niesamowite jest, gdy z początku nie rozumiesz o co chodziło, a przekładając, zastanawiając się nad wypowiedzią nagle doznajesz oświecenia, spływa na ciebie cały sens myśli autora i już to masz!
…Teraz jeszcze pół godziny i może wymyślisz, jak powiedzieć to po polsku.
Póki co spłynęło na mnie co najmniej to, że nie powinno się pisać „plusk, plusk”, jeśli bohater mija kałuże bezszelestnie xD. W owych momentach zadaję sobie pytanie: poprawiać, czy tłumaczyć? W tym wypadku tłumaczę tylko dla własnej zabawy, więc mogę zostawić. Chociaż mogę też zmienić… A może po prostu przeczytam do końca bez tłumaczenia? xD W innym wypadku obawiam się, że jedna strona A4 mogłaby zająć mi tydzień. Ciężka robota.
W każdym razie wybieramy się niedługo na prezentację dotyczącą tworzenia komiksów. Powrót do starych zajawek. Dobrze jest mieć kogoś, kto uwielbia to samo co ja. Odbędzie się w Brnie (Dum panu z Kunštátu ) 24 lutego w godzinach od 16 do 18. Będę musiała poprosić o możliwość wcześniejszego wyjścia z morfologii. Wejściówka za 20 koron.
Chillout
Czuję, że całym swoim stresem zasłużyłam dziś sobie na pizzę. Chyba zaraz wstanę i pójdę do Alberta xD. Pozwolę sobie relaksować się ostatnimi dniami sesji, podczas której już nic nie muszę robić. Czasami, gdy zaczynamy wpadać w taką panikę jak ja przed chwilką, należy po prostu poszukać swojego spokoju.
Ja w takich momentach mówię sobie, a co z tego, że wszystko się wali. Ja nic nie muszę. Czy muszę dziś iść na spotkanie dotyczące praktyk? Gdzie tam. Przecież sama chcę. Czy muszę lecieć jutro na rozmowę kwalifikacyjną? Nie. Ale chcę pracować. Nie poszłam na trening? Zdarza się. Odrobię to jutro. No i jeszcze trzeba przygotować testy dla dzieci… cholera, wpadłam jak śliwka w kompot.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (2 komentarzy)
Diana Kszczanowicz 8 lat temu
czyli jak zwykle niczego si nie dowiem. Jeszcze zmiękniesz
Usuario Anónimo 8 lat temu
Nie zmięknę. Ci zmiękną nogi na wieczorze panieńskim...