"Niemoc" nadchodzi
Nemoc (pl.choroba) - taka właśnie niemoc opanowała spokojnie z połowę brna, ale jestem pewna, że podobnie jest w Polsce. Prawda jest taka, że sami jesteśmy sobie winni. Po tej jakże skąpej i niewyrazistej zimie z rozpaczą wdychamy każdy ciepły powiew wiatru, który może być zwiastunem odległej jeszcze wiosny. Skończyło się tym, że nawąchałam się tego powietrza i teraz ledwo co mówię, biegałam w letniej kurtce i dobrze mi, że przemarzłam. A już na pewno nie należało tyle palić.
PROBLEM TRANSAKCJI BEZGOTÓWKOWYCH
To chyba najcięższy problem, który leży na mojej głowie ze względu na jedną, często wspominaną komplikację związaną z nieprzemyślanym przedłużeniem semestru. W Gdańsku niemal wszędzie można jednak było płacić tą nieszczęsną kartą, może nie w każdym osiedlowym sklepiku (ale w wielu od 20 zł już tak xD), ale z całą pewnością w klubach, pubach i restauracjach.
W Brnie radzę się zapytać, czy lokal posiada terminal, bo w wielu barach nawet w centrum, naokoło Namesti Svobody, możecie zostać poinformowani, że niestety jedyna możliwość płatności to gotówką. Słabo... i całkiem długo można tak biegać i pytać. W klubach z reguły zapłacicie kartą za drinki, tu raczej nie ma żadnego problemu. Za to w niektórych hostelach (nawet nie najmniejszych, a całkiem popularnych wśród turystów) możecie również terminala nie znaleźć. Proponuję zawsze być przygotowanym, jeżeli zamierzasz wybierać się gdzieś bez gotówki.
REZERWACJE
Weekend w Brnie bez rezerwacji? I może jeszcze w większej grupie? xD Dobre sobie. W tygodniu można nie znaleźć miejsca w pubie, a co dopiero w weekend. Od czwartku do niedzieli większość popularnych lokali (czyli większości) może być obsadzonych. Nawet w herbaciarniach nie zawsze dostaniecie stolik na konkretną godzinę danego dnia. Jeżeli robicie sobie jakieś większe PARTY (pl. impreza), nawet jeśli to zwykłe wyskoczenie na kilka piw, warto zadzwonić lub napisać maila i zrobić rezerwację na konkretną liczbę osób. Byłam już na dziesięcioosobowym zebraniu w gronie Erasmusowiczów, w trakcie którego musieliśmy się podzielić na dwie grupy i latać po mieście w poszukiwaniu wolnego miejsca.
ZDAŁAM
Ten Uvod do studia ceskeho jazyka (pl. wstęp do nauki o języku czeskim) zaliczyłam i już nigdy więcej nie zapiszę się na zajęcia dotyczące obecego języka, którego nie znam, w owym języku, którego nie znam. Myślę, że to było dosyć ryzykowne. Eksperyment się udał, kosztem złamanych nerwów studentów i profesorów i raz starczy. Szczerze mówiąc dalej zastanawiam się, czy studenci to aż taka bezwładna masa, z której nie wydziela się jednostek, że mogłam jakoś przejść przez cztery przedmioty po czesku, na początku nie potrafiąc wymówić ani jednego zdania w tym języku. Co tylko potwierdza wiarę w to, że najlepiej uczyć się przez praktykę. Ciągle wszyscy powtarzają mi, że już całkiem nieźle nawijam po tym czesku, a ja cały czas myślę się przy odmienianiu przez przypadki.
PORA NA SHOW
My tu gadu-gadu, a ja wykorzystuję nieszczęsną siostrę do załatwiania swoich spraw w Polsce na uczelni. Odwdzięczyłabym się przynajmniej samodzielnie kserując swoje papiery, gdyby nie problem, że nie mam absolutnie żadnej gotówki, nawet cholernej koronki w gotówce, a przecież w ksero jak znam życie kartą nie można... Swoją drogą jest taka grupa na facebooku Polacy w Brnie (pewnie wiele nacji ma taki swój odpowiednik takich grup po całym świecie), napiszę tam i dowiem się, żeby nie było, że z zimną krwią oskubuję siostrę z ostatnich miedziaków.
Co oczywiście się okazuje, że kartą kredytową nie mogę też zapłacić na trening, więc muszę chwycić za flet i iść pograć na Czeskiej, jeżeli nie znajdę ksero z terminalem to może przynajmniej zostaną mi koronki za te cholerne drukowanie. Tyle drzew zabijamy tą biurokracją. Podoba mi się to jak to funkcjonuje na MASARYKU, mi nawet na trzy przedmioty nie kazali prac drukować, tylko posłać wszystko w formie elektronicznej. Mi się to podoba. Tzn. o tyle wygodniej, szybciej i sprawniej (no i taniej, bo śmiać się możemy, ale drukowanie kosztuje). Już o dawna myślałam o sprawieniu sobie drukarki do domu, ale najpierw nowy komputer.
Gdyby udało się zdobyć jakąś nagrodę w tym konkursie, to poszłaby na sprzęt.
DALSZA WALKA
Dla wszystkich na Masaryku to już ostatnie dogrywki w tych dniach. Ja mam już tylko zaklady prekladatelstvi i zaklady tlumocnictvi, specjalnie odłożone na sam koniec, bo w połowie sesji nie miałabym w ogóle czasu, żeby o tym pomyśleć, a co dopiero się uczyć. Na szczęście udało się zdać ostatni przedmiot po czesku i została tylko translatologia. Czemu się tego nie boję? Bo to jednak język w praktyce, a do tego (mimo oblanych dwóch egzaminów xD) jednak mam dryg.
Uruchomiłam nawet "kontakty" xD i koleżanka posłała zebrane przez siebie materiały, których mi brakowało. Teraz muszę dać radę, nie ma bata. Będzie dobrze... jestem tak optymistycznie nastawiona, bo to ostatnie próby i już nie mogę ich położyć (tzn. nie ostatnie, bo mam trzy, a to będzie druga, ale nie ma już więcej przewidzianych terminów, więc...)
Jutro wieczorem wybieram się do tego domu dziecka. Muszę zaplanować sobie lekcje i przygotować jakieś materiały. Zupełnie nie mam pojęcia jak się za to zabrać. Zupełnie nie...
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)