Mistrz call center

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-cz Erasmusowy blog Brno, Brno, Czechy

Nigdy nie siedziałam tu na słuchawce, nie licząc odsłuchów mojej team leaderki. Jestem tu drugi dzień. Systemy się zawieszają. Nie mam umowy. Nie dostałam kodów dostępu. Wszyscy mają mnie gdzieś, a ja sprawdzam, czy klienci nie zdobywają punktów w sposób nielegalny.

Udało mi się napisać kilka maili, chociaż większości nie wysłałam, bo było konieczne wysłanie załączników, które mam na telefonie, a niestety wifi tu nie łapie. Łapało ledwo, ledwo, gdy siedziałam bliżej drzwi. No cóż... Większa swoboda, mniej internetu.

Dodzwoniłam się nawet do księdza. Nie był zbytnio zadowolony, ale zgodził się spojrzeć na mój nieszczęśliwie rozerwany na kawałki dowód. Po powrocie do domu muszę mu posłać maila z fotkami. Strasznie dużo muszę zrobić jak wrócę do domu. Iść na spacer z psem. Jechać jak dzika na zajęcia. Poczytać co nieco do pracy semestralnej, znaleźć artykuł na MT i jeszcze do tego wszystkiego dokończyć notatkę na analizę. 

Zaplanowałam też treningi inaczej. Wczoraj doszłam do wniosku, że chcąc podróżować, spędzać czas z Marcelem i od czasu do czasu się zabawić, muszę uwolnić swoją niedzielę.  Ostatnio tak dużo się dzieje, że nie mogę oddychać. A może to wina niezdrowego trybu życia i stresu. Cieszę się, że wyjeżdżamy w ten weekend. Przez chwilę będzie można zapomnieć o Erasmusach, szkołach, pracach, Brnie - będziemy daleko od zmartwień.

STUDENCKIE SMAKI - FAST FOOD Z PIERWSZEGO ZDARZENIA

Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam raz na jakiś czas porozpieszczać się niezdrową i wypchaną po brzegi, pękatą kanapką. Wyruszamy z Marcelem na burgera! 

Niedaleko od centrum. Wsiadamy w dwunastkę lub trójkę i śmigamy na Konecneho Namesti. Należy cofnąć się kilka kroków, mijając pizzerię i już jesteśmy na miejscu. Restauracja Immigrant Pub jest dziś zatłoczona, zresztą pewnie dosyć często, zważywszy na to, że jest bardzo niewielka (jak większość lokali w Brnie). Ale jest tam około ośmiu stolików, więc udaje nam się odnaleźć jeden niezarezerwowany przy samych drzwiach. Marcel zamawia dla nas najlepszą lemoniadę na świecie. I zdradza jej sekrety. Teraz już wiem jak wyczarować podobne cuda na upalne popołudnie. Ale nic nie zdradzę ;P zostawmy taką magię na lato. Teraz wciąż mam większą ochotę na gorące wino lub czekoladę.

Mistrz call center

Zapraszamy na świetną kanapkę Pulled Pork BBQ Sandwich. Powoli pieczona wieprzowina uwalnia niesamowity smak, a do tego sos barbecue (słodki i ostry jednocześnie). Dodatki to frytki (chips) i colesław. Niebo w gębie. Miałam nadzieję, że przygotujemy sobie coś podobnego w domu, ale Marcel uświadamia mi, że wolno pieczona wieprzowina, to wolno pieczona wieprzowina. Kilkugodzinnie pieczona... Ale już w weekend typowo weekendowa kuchnia - wręcz jak na weekend na dacze - szaszłyki. Poza słówkiem podobnym do naszego szaszłyka, Czesi mają jeszcze inne, kompetnie odmienne - gdy sobie przypomnę, dam wam znać. 

Mistrz call center

Tymczasem w stołówce chyba ktoś podgrzewa jakieś mięso. Boże jak pachnie. Jadłam tylko bułkę i wafelka (wciąż nie mogę przywyknąć do wstawania o szóstej rano) i ssie mnie w żołądku. Na szczęście za godzinę koniec zmiany. Może uda mi się zjeść chociaż jogurt. Jak nie, to przynajmniej już nie będę czula tego apetycznego zapachu. To tortura.

Z dawna planowany wieczór filmowy

Czas na Aloisa Nebela! W pokoju wreszcie został postawiony wielki telewizor  (chociaż znając wymagania chłopaków, powinien być co najmniej na całą ścianę), podłączony do komputera i jedyne czego nam w tym momencie brakuje to popcorn i piwko. Wcześniej miałam kilku znajomych, których jedynym przejawem dbałości o dietę, było nie jedzenie niezdrowych rzeczy (chipsów, słodkości, itd. przy kompletnym braku ruchu). Dzięki bogu Marcel raz na jakiś czas nie odmówi sobie piwka i dobrej przekąski, dzięki czemu nie trzeba stale gotować zdrowo, a i na smażony ser znajdzie się miejsce w jadłospisie.

Dziś to wieczór z herbatą. Piję ją nałogowo także w domu, więc może wstawię im jakąś puszkę z zapasem na kilka miesięcy, bo zaraz zostaną bez niej. 

Ciekawie ogląda się coś, co wcześniej widziało się w postaci komiksu. To zupełnie inne uczucie usłyszeć głosy postaci, widzieć akcję płynną - nie przeskakującą jak klatki od wydarzenia do wydarzenia, ale tworzącą całość.

Muzyka stworzona przez Petra Kruzika i Ondreja Jezeka tworzą niesamowitą atmosferę, przy tym nie jest to nastrój oderwany od rzeczywistości. W dziele Jaromira 99 uderza coś znajomego, coś czego na pierwszy rzut oka/wytężenie ucha nie jesteśmy w stanie zrozumieć, ułożyć na swoje miejsce. Spokojny niepokój nie daje widzowi oderwać wzroku od ekranu, mimo że nie jest to sensacja i podskakujemy w momentach, w których zdaje się, że emocje wcale nie kumulują się, aż do ostatniego słowa, ostatniego ruchu postaci - w nich zdajemy sobie sprawę, że ktoś podszedł nas swoim wyczuciem, że zostaliśmy lekko oszukani wszechobecnym w produkcji zwodniczym spokojem.

 Żywiołowa rozrykwa

Przerzucamy się na sport. Robimy zaledwie jedną przerwę na uwolnienie zmysłów, po wymagającym seansie i zmieniamy reperturar. Fakt, że to pasja mojego mężczyzny i jest w tym rozeznany sprawia, że ja także chcę się dowiedzieć, na co się właściwie gapię. Z całą pewnością stwierdzenie, że tłukli się i było troszeczkę krwawo, i aż by się chciało tam użyć różnych chwytów z mojej dziedziny... No cóż, to nie wystarczy.

Oglądamy pojedynki Conora McGregora i Holly Holm. Swoją drogą czy to nie zabawne, że obie gwiazdy, które się pojawiły przegrały  walki ze swoimi przeciwnikami?  Nie mniej jednak było co oglądać, a ja z zadowoleniem zauważam, że możliwości wykonania różnych chwytów, które widziałam dobre siedem lat temu, kiedy jeszcze sama trenowałam zapasy, widzę wciąż i dalej niesamowitą przyjemność sprawia mi oglądanie walk. 

Podekscytowana dobrym wieczorkiem usiłuję urwać głowę Marcelowi, ale skubana zbyt mocno trzyma się szyji, a ja po chwili muszę prosić o łaskę. Przypominam sobie jak kilka lat temu, udało mi się z pomocą Diany i Tristana przewrócić tatę, wieszając się na jego nogach i rękach. Wreszcie chwila na wygłupy.

Czuję się dobrze. Czuję się młoda, wolna i szczęśliwa.

Nareszcie.

Aż znowu zaczęłam słuchać Irlandzkiej muzyki.

A propos. Już 17-20 marca w różnych pubach i restauracjach w Brnie będzie się obchodzić Świętego Patryka. Pora na zielone piwko. I my spróbujemy.

Podczas kolacji Marcel znowu nie pozwala mi gotować. Muszę go wyrzucić na spacer z psem i sama coś zrobić, gdy ich nie będzie. Ale muszę mu oddać sprawiedliwość, od czasu pracy na kuchni w restauracji nie spotkałam faceta, ktory potrafiłby pokroić czosnek szybciej i sprawniej ode mnie. Na kolację też nie mogłam narzekać: makaron spaghetti z anchois i czosnkiem. Jezu... To ja biorę moje piwo i będę czekać spokojnie, podziwiając go w kuchni. Jest coś seksownego w gotującym mężczyźnie...

Ach co za praca

Bądźcie dumni z mojej radości. Żebyście widzieli moją zrezygnowaną minę. Już mnie bolą oczy. Skaczę między blogiem i dwoma systemami. Padam z nudów. Plus jest taki, że dalej nikt nie zwraca na mnie uwagi. Za plecami mam samych czechów, a polaków słyszę przed sobą, jeszcze gdzieś w oddali głosy węgrów - jaki  to piękny język.

Mistrz call center

czuję się jak bizneswoman - poranek w korku ... :/

Jestem konsultantką, która słuchawki miała na uszach tylko i wyłącznie po to, by słuchać jak inni rozmawiają. Za to wiem co, gdzie i jak szukać. Na niewiele mi się to przyda, jeżeli nie będę rozmawiać, ale też niespecjalnie chce mi się rozmawiać. 

To wygląda tak - mi wcale nie zależy. W momencie, w którym założę słuchawki i będę jeszcze miała pracę administracyjną, a do tego maile, skończy się słodka wolność. Jestem na szkoleniu. Nie liczy się ani jakość, ani wydajność. Zdaje się, że liczy się jedynie to, że tu jestem, chociaż i to nie zdaje się być ważne.

Raczej nie prędko się to zmieni. Pytam szefa, kiedy dostanę umowę i otrzymuję mało wyraźnią odpowiedź, w której stało coś o przyszłym tygodniu, czy o końcu tygodnia. Zamierzam dalej rozglądać się za robotą. Chciałabym mieć odpowiedzialniejszą robotę, tworzyć coś. Cokolwiek. Nawet zwykły copywriter. Przynajmniej będę pracować nad warsztatem. Call center to nudna i monotonna praca i nie da się w niej długo wytrzymać, podziwiam ludzi, którzy są w stanie pracować w takich miejsach dłużej niż rok. Mnie to męczy. I nie lubię gadać z klientami.

Mistrz call center

Dopiero dwa dni, a ja już tęsknie za siedzeniem w domu z psiurem. Nastał nam kolejny semestr na "nie mam czasu". Muszę zarobić na nowy tatuaż i kupić łyżworolki. To wszystko.

Na szczęście zdążyłam do domu. Zdążyłam nawet wysłać fotki dowodu do księdza. Udało się wyjść na spacer z psem i zjeść miseczkę musli, a teraz przepraszam. Muszę biec do szkoły, pies to po mnie widzi i się wkurza.

Mistrz call center


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!