Brno wita w nowym roku...

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: flag-cz Erasmusowy blog Brno, Brno, Czechy

...zaspami. Ale do tego przejdę za dłuższy moment. Przedstawić muszę wam typowy sylwestrowy schemat rodzinki z dzieciurami i psami i ich przyjaciół. Sylwestra spędziliśmy w przeuroczej kawalerce siostry i szwagra, gdzie zresztą mieszkałam przez dłuższą chwilę przed Erasmusem i po świętach (bo niby u mamy najlepiej, ale nie ma to jak Gdańsk).

Brno wita w nowym roku...

   Oczywiście z rańca wielkie zakupy, gdyż dzień wcześniej nikt nie miał siły zwlec się z kanapy. Michał do pracy a my z Dianką wariujemy: "mocarella na kanapeczki, ogóreczek do zagryzki,  szyneczka, sereczek":
-chipsy
-alkohole
-"Nie kupuj tylko żadnego słodkiego szampana"... no to nie kupuję, a koniec końców i tak wszystkim smakuje Asti i wychwalają pod niebiosa. Zrozum tu człowieku siostrę. Ostatecznie narzekamy na to, że nie mamy tego, nie mamy tego (wydajemy fortunę, ups jeszcze wiszę Diance stówkę), a potem po prostu wyciągamy telefon i resztę zakupów rozdziela się między gości. 
    Imprezka spoko. Kieliszeczki, talerzyki, wódeczka, szampany, piwka, wina, no wszystko po prostu. Kanapki schodzą w zawrotnym tempie - może dlatego, że mój pies ściąga je ze stołu, gdy jesteśmy zajęci dyskusją - więc idzie cała bułka paryska, a potem już hurtem, dwa całe chleby i w ogóle wszystko co w lodówce. Ciasta ze świąt także na stół, a jak!

Brno wita w nowym roku...


   Na palarnię została przerobiona sypialnia Diany i Michała. Mimo otworzonych okien przez cały czas unoszą się tam szare chmury, do tego można zamarznąć. Inni są bardziej odporni ode mnie. Ja popalam pod kołdrą. Fajerwerki jak zwykle piękne, ale tym razem z okien salonu. Mamy zresztą świetny widok z czwartego piętra (przypominam - bez windy).
   Zdaje się, że taki sylwester bez szału, ale jest wesoło. Sami znajomi ze starych czasów, przypominają się posiadówy z czasów liceum... Zwłaszcza, gdy wszyscy zapadają w sen w możliwych miejscach i pozycjach - na śpiworach na glebie, na krześle z nogami na drugim krześle, na kanapce na łóżku, w oparach alkoholu, pod siwą chmurką. 

Brno wita w nowym roku...

Brno wita w nowym roku...

   Ale przede wszystkim powrotem do wspomnień jest poranek, kiedy to próbujemy się jakoś zwlec z łóżka. Psiury chcą na spacer. Wszyscy śpią i nikt nie zamierza się ruszać. Jakimś cudem człowieki się zbierają. Ja wychodzę z psem, chłopcy szukają otwartego sklepu (no, o godzinie 12 nie powinno już być problemu). W końcu znów zostajemy w czteroosobowym składzie (+ dwa psy), ale nie na długo. Poświętować nowy rok wpadają też mama z bratem. Jakiś filmik w TV, ja przypominam sobie o marzeniu zostania pisarką i staram się coś skrobnąć w moim zostawionym w połowie pierwszego semestru opowiadaniu. Coś się udaje, ale potem przypominam sobie, że wcześniej mam sesję, która już tradycyjnie i tak nie idzie mi fantastycznie i sięgam po "cegłę" Brocketta. Teraz wcale nie jestem o wiele bliżej końca (egzamin za dwa dni), ale wtedy wierzyłam, że mi się uda pogryzając frytki i popijając winko, byłam bezpieczna, a egzamin był odległą przyszłością.

   Obecnie od tej przyszłości dzieli mnie jeden i pół dnia, a jestem na stronie 157/690, a została jeszcze druga książka, ale i tak przyspieszyłam. W Gda miałam tempo 20 stron/3 dni, w aucie przemiłego Pana Jerzego doszłam do ponad 100 na dzień, ale i tak jestem w głębokiej du*** 
...Może jeszcze mam jakąś szansę. No, ale fakt faktem książka zaczęła mi się podobać... możliwe, że coś zapamiętałam, ale nie robie już notatek, bo w ogóle nie zdążę.

   Do Brna śmigałam właśnie z owym wyżej wymienionym Panem Jerzym, który odstawił pakiet: ja, walizka, psiur pod sam dworzec w Katowicach. Do tej pory nigdy tam nie byłam, natomiast z tego co widziałam w tym centrum całkiem niezłe miasto. Nie ma tu jeszcze zasp, chociaż zimno jest. Ale na około wszędzie nowe budynki, restauracje, sklepy, kawiarnie, kantor na kantorze. Kolejny uprzejmy Pan sprzedaje nam bilety do Ostravy i informuje co i jak. Dworzec jest bardzo nowoczesny i duży plus oprócz odgrodzonych lokali, są kawiarnie, piekarnie na holu, więc możemy spokojnie usiąść z psiurem i uraczyć się kawą.

Brno wita w nowym roku...

W Gdańsku nie uświadczysz - sama hala jest przecież mała, jest jeden fast food, McDonald i kawiarnia na dole (za muffinkę od 5 do 7 zł). Z jednej strony peronu schody ruchome, z drugiej zwykłe (super, możemy oszczędzić pazurki i nerwy psiura). 

    Pociąg polska - niby czyściutko i cichutko, i super, ale  zawsze musi się coś zdarzyć. Zawiana kelnerka najpierw pyta mnie czy dostałam poczęstunek, potem mi go nie przynosi, bo zapomina, nie wie jakimi walutami można płacić za posiłek. Oblewa mnie herbatą. Na koniec przynosi mi sałatkę na dwadzieścia minut przed przyjazdem do Ostravy i chce skasować 300 koron zamiast 130. Dostaję też wreszcie herbatę i dowiaduję się, że dzięki o łaskawym kolejom polskim za oblanie mnie wrzątkiem dostanę dużą herbatkę gratis (nie miałam siły przypominać jej, że poczęstunek, czyli owa herbata, powinna i tak być gratis).
   W Ostravie na szczęście już bez przebojów, czekamy pół godziny, wsiadamy do pociągu i o 20:00 jesteśmy w naszym, dobrze znanym i bezpiecznym Brnie. Jeszcze tylko tramwaj, autobus, dom. Pies do dziś jest padnięty.
   Ja swoją drogą też. Pobyt w Polsce obfitował w spotkania z przyjaciółmi, co często w moim przypadku kończy się imprezowaniem, a to wiąże się z uszczupleniem finansów. Nie wiem, kiedy będziemy podpisywać aneks do umowy (tj. kiedy dostanę kolejny przelew), a więc do tego czasu (tj. pewnie około miesiąca) zostało mi niecałe 3 tys. koron, a muszę jeszcze zapłacić za treningi. Siłownia musi poczekać do przelewu. Muszę też poprosić o przedłużenie okresu najmu.

Brno wita w nowym roku...

Brno wita w nowym roku...


    Tymczasem brodzę w zaspach i czytam o teatrze. Modlę się, modlę aby zdać to wszystko, bo jak nie to kaplica. Kaplica. Chciałabym, żeby ten Erasmus jakoś mi się pozaliczał zgodnie z tą tabelą ekwiwalentów. Po raz kolejny czuję, że wybranie wszystkiego po czesku mogło być błędem.
    Byłam też na pierwszym treningu na wyższym levelu. Jest hardcore. Nie mam jeszcze tyle siły. Pod koniec byłam tak zmęczona i rozkojarzona, że kręciło mi się w głowie. Nie skupiłam się i na figurze, którą robię bez trudności zrąbałam się na dół z rury, niby nie z wysoka, ale jak rypnęłam kolanem w parkiet, to myślałam, że już nie wstanę. Trenerka kazała się nie zabić na początku treningu, ale jej mina pod koniec świadczyła o tym, że już nigdy nie pozwoli mi na żadne swobodne improwizacje. Zakręciło mi sięw głowie i o mało nie zemdlałam, ale nie jestem pewna czy ze zmęczenia, czy z bólu. W mistrzostwach nie wystartuję, zbiegają się z ślubem siostry... a już się nakręciłam, ale co tam. za rok będą kolejne.

 Na zakończenie gdańska COOLTRUKA 

Brno wita w nowym roku...


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!