Bile i miotanie tulipanami
Drugi wykład podczas erasmusowej przygody
To chyba dobre, że w trakcie studiów nie siedzi się tylko i wyłącznie na wykładach. Wszyscy krytykują kształcenie teoretyczne i wskazują na konieczność edukowania praktycznego. Ja nie narzekam. W pierwszym semestrze miałam jeden wykład (z Wstępu do języka czeskiego), na który chodziło może pięćdziesięciu studentów bohemistyki.
Dzisiaj byłam w szoku, bo myślałam, że prace redakcyjne dla niebohemistów będą się odbywały w małej grupce. Sala jest wielka. Nigdy jeszcze nie byłam na zajęciach z tyloma innymi ludźmi. Zapoznaję się z jakąś dziewczyną z bohemistyki i po niespiesznym kroczeniu na salę wykładową dostają nam się ostatnie miejsca w pierwszym rzędzie. Patrze na wielki, nowoczesny ekran i modlę się w duchu: „Oby nie puszczała żadnych prezentacji“. Na szczęście Pani trafia nam się cud, miód, malina – energiczna, potrafiąca utrzymać naszą uwagę i zainteresowanie.
Super. Zajęcia kończy odrobinę wcześnie, bo gardło niedomaga, więc łamię się i idę po białą czekoladę do automatu (stwierdzam też, że smakuje paskudnie i nie wiem, jak mogłam to pić do tej pory). Ehh, jak to napisałam to smakuje jeszcze gorzej. Natomiast mamy nową edycję kubeczków. Do niedawna były jeszcze Bożo Narodzeniowe, dziś już są wielkanocne.
Kolejne spotkanie polonistów
W Brniecyklicznie odbywają sięspotkania mniejszości narodowych, czy ogólnie rzecz biorąc obcokrajowców. Organizują je zainteresowane grupy lub na przykład organizacja Foreigners, która zdaje się, że taki spotkanie obcokrajowców urządza co miesiąc. Były też różne spotkania poloni, ale szczerze mówiąc wcale nie byłam pewna co miałabym tam robić. Zresztą samego brzmienia swojego języka mi nie brakuje. Rozmawiam przez telefon z rodziną, znajomymi, mam tutaj polskie koleżanki, na miłość boską filmy oglądam nawet z polskim lektorem raz na jakiś czas. Chociaż ostatnio to raczej z napisami... I raczej angielskimi... A przeważnie czeskimi... Bo jak wiedzą, że rozumiem, to już nie ma wymówki, więc co jakiś czas trzeba pociągnąć kogoś za rękaw i zapytać co znaczy to czy inne wyrażenie.
Do rzeczy – nie wiem czy macie to samo odczucie co ja, ale ten drugi semestr jest krótki. Mija jakoś strasznie szybko. I dużo w nim wolnego. Teraz już w ogóle to przeważnie mam pracę, więc czas szybko płynie. Znowu odchodzę od tematu.
Pisałam już wcześniej (wczeeeeśniej, wczeeeeeeśniej) o bożonarodzeniowym wieczorku polonistów, które zorganizowali wykładowcy z naszego instytutu wraz z doktorantami. Przyszło tam mnóstwo naszych studentów, tych których znałam i tych których nie znałam. Były przekąski, winko, piwko, program artystyczny i naprawdę miło się siedziało. Nie wiem, czemu wymyśliłam sobie kilka godzin później, że po prostu już teraz muszę lecieć na party do Fledy. Tzn. Impreza była boska! Ale stanowczo za dużo czasu strawiłam na bezsensowne skakanie, z którego też nie cieszyłam się jakoś niewiadomo jak, bo przecież byłam tam sama, a wspomnieniami po zawartych tam znajomościach są tylko niewiele mówiące buźki i nazwiska w znajomych na facebooku (chociaż z drugiej strony nie będę taka okrutna - niektóre znajomości całkiem prężnie sięrozwijają).
Kurcze, stale zbaczam z głównego tematu -> właśnie dlatego nie wydałam jeszcze żadnej książki. Wszystko mi się rozjeżdża, nawet gdy mam plan idealny. W każdym razie szykuje się kolejna impreza polonistów – tym razem wielkanocna. I to dokładnie w tym samym miejscu – domku ze szkła xD W jednej z najciekawszych herbaciarni w Brnie „Škleněna louka“. Może tym razem mogłabym się dogadać i poprosić o możliwość wzięcia psiura – w owym lokalu także jest futrzasty rezydent, olbrzymi pies właścicieli. Może by się nam udało, póki co nie posłano jeszcze zaproszeń, obym miała czas się dopytać.
Iiii tyle z bilardu…
Tak myślałam, bo gdy wzięłam się za robienie rezerwacji, okazało się, że w Utopii wszystkie stoły są zarezerwowane, a Paulina uległa niemocy i musiała zostać w domu. Ja się załamałam i już byśmy poszli na piwo, gdyby Marcel nie podtrzymał mnie w mojej decyzji. Idziemy na bile i tyle. I co miałam powiedzieć? xD Z radością napisałam, że koleżanka mówiła coś o klubie bilardowym na Šilingraku (Šilingrovo Namesti) a Marcel na szczęście już tam był.
Zupełnie to nie wygląda jak wielka utopia. Wchodzimy do kamienicy. Starym korytarzem ruszamy i wchodzimy po schodach, na każdym piętrze mijając zakratowane drzwi. Ostatnie drzwi są uchylone – przytłumione światło -> czyli wyzierająca z lokalu ciemność witają nas jeszcze przed przekroczeniem progu. Głośno puszczona muzyka rozrywkowa ( radio i to co puszczało się kiedyś na dyskotekach), chociaż jest to generalnie miks – odzywa się też rok, coś cięższego, ogólnie jest wesoło.
Jest tam około dziesięciu stołów i gdy w chodzimy, mimo że kilka stołów już „chodzi” kilka jest jeszcze wolnych. Poza tym na środku Sali jest całkiem sporo luźnych stolików, przy których siedzą grupki, gadają, popijają piwko. Jeden pan z grupy wyglądającej, jak ściągnięta z Harleyów, śpi z nosem na stole. Tzv. Śmierć na melanżu, tylko że w dzisiejszych pubach czy klubach taka osoba została by przebudzona i wyproszona, tu nikt, łącznie z jego kolegami, nie zwraca na niego uwagi. Przechodzi mi przez myśl, że może dawniejsze czasy były mniej brutalne. Ja wolałabym odespać, niż zostać przebudzona, a zresztą… nikomu przecież nie przeszkadzał.
Za godzinkę gry wystarczy zapłacić 90 koron, czyli około piętnastu złotych. Marcel oświadcza, że dawno nie grał i wygrywam kilka pierwszych rund, po czym szczęście przechodzi na jego stronę i końcowo przegrywam. Do klęski, tak samo jak do gry, najlepiej smakuje piwko. Popijamy sobie pszenicznego Feniksa przystrojonego kawałkiem pomarańczki. Robimy przerwę na szlugę. Lokal cały dla palących. Uwagę przykuwa długi, staromodny, drewniany bar. Cudeńko.
Za spóźnienie (nie moje, oczywiście) dostaje mi się pączek z kremem i konfiturą. Pyszka. Zjadłam dziś na śniadanko. Pychotka. Ale musiałam je oczywiście dobić kawałkiem pizzy, bo mimo wypicia wczoraj przed snem całego dzbanka wody, czuję wczorajsze dwa piwka. To jest dopiero dziwne… Ale miałam wrażenie, że szlugi zawsze pogłębiają ten efekt.
Z Silingraka na Mendlovo Namesti idziemy spacerkiem. Jakaś grupa wesołków z tramwaju rzuca w nas kwiatkiem xD. Cóż za romantyzm – otrzymuję tulipana, który po zderzeniu z chodnikiem ma już tylko jeden listek. Trzeba go było chwycić w locie XD.
Wiooos… nie, nie będę krakać – drugi semestr trwa
Dzisiaj zaskakuje mnie na przystanku tłum ludzi. Aż mi szczęka opada i nie wiem jak podejść. W końcu staje z boku. Rzeczywiście świeci słoneczko, wszyscy zrzucają kurtki, ale żeby zaraz tak wylegać na ulicę? xD Chyba wpadam na szkolną wycieczkę. W drzwiach autobusu zostaje stratowana przez dzieci. Nie wiem, czy się nie da, czy może nikt nie chce, w każdym razie Panie opiekunki nie robią nic, by zapanować nad dzikim, rozwrzeszczanym tłumem poniżej 1,5 metra.
Mam już tematy dwóch prac. Dzisiaj zapytałam o pracę na MT (machine translation), bo teoretycznie zajmujemy się tylko przekładaniem tekstów funkcjonalnych, jako że nie sposób przekładać teksty artystyczne komputerowo. Znalazłam artykuł (Cholerka… przez otwarte okno słychać śpiew ptaków i stukanie dzięcioła, tak cudownie by było teraz siedzieć na dworze plackiem) pod tytułem The automatic al translation of fil subtitles” autorstwa Martina Volka (Stockholm University and University of Zurich) opublikowany w 2008 roku, a wykładowca wyraził zgodę, żebym się tym zajęła.
Znowu zaledwie na chwilkę się obróciłam od tablicy, na chwilkę spojrzałam na komputer a tam chłopaki z magisterki razem z wykładowcą mówią o jakimś kodowaniu i piszą na tablicy jakieś znaki. UTF-8 mówią o systemach kodowania. Bladego pojęcia nie mam o co chodzi i to nie tylko dlatego, że jest to w obcym języku. Wychodzi na to, że jak chcesz napisać ě i zrobisz jakiś błąd w kodowaniu to skończy się to pojawieniem się w tym miejscu na przykład Á. Czy coś tym stylu… Informatyka. Kto by powiedział, że niedoszły technik rentgenografii, studentka specjalizacji edytorskiej pójdzie na zajęcia do informatyków? Otwieram wikipedie. Pod w miarę zrozumiałym opisem rzędy zer i jedynek :
/
=
00101111
11000000 10101111
11100000 10000000 10101111
I wszystko staje się jasne. Zawsze wiedziałam, że nadaje się do przedmiotów ścisłych xD. Na pierwszym roku studiów po jakimś przerażającym wykładzie o historii informatyki ćwiczyliśmy już tylko pakiet Office (oczywiście pisząc o jakichś ciężkich, rzeczach, ja dostałam temat z fizyki – jeszcze pamiętam jak opiekunka roku posyłała mi materiały). Na studiach humanistycznych (tj. filologicznych) chyba w ogóle się tego nie przewiduje. W ogóle żadnych ścisłych przedmiotów. Nawet matmy. U mnie wszyscy się z tego cieszą, a mi zawsze było z tego powodu smutno. Jak można nazwać kogoś człowiekiem z wyższym wykształceniem, skoro nie potrafi myśleć wszechstronnie.
Cieszę się, że na MU mam możliwość studiowania różnych przedmiotów, jakiś swój wybór. Właśnie dlatego chciałabym tu wrócić na magisterkę. Tutaj studiowanie nie jest dla mnie męczące w najmniejszym stopniu. Mam dużo pracy, ale to co studiuję ciekawi mnie – w końcu sama to wybrałam.
Čokofest
Dziś na Campus Square odbywa się festiwal czekolady. Przykry jest fakt, że teraz siedzę w szkole, a potem musze jechać na trening. Wstęp jest darowy, więc mogłabym tam wkroczyć. Niestety raczej nie dam rady.
Festiwal zaczyna się dziś i trwa przez cały weekend. Niestety godziny są bardzo źle pomyślane – w każdym razie ja tak sądzę. Festiwal trwa od 14 do 16 każdego dnia (przynajmniej według zapisków na facebookowym wydarzeniu). Beznadziejna pora zważywszy na to, że normalni ludzie w tych godzinach pracują. Jak się promować to przez cały dzień, a nie wyjść i się schować. Takie moje zdanie. Spróbuję tam zajść, ale raczej nic z tego nie będzie. Dziś kończę o czternastej trzydzieści i jak dojadę do domu, to z całą pewnością nic tam nie będzie. Tym bardziej, że nie wzięłam pieniędzy, więc musiałabym najpierw obrócić jeszcze do domu. Jutro już w ogóle nie, bo o szesnastej kończę pracę, a potem od razu śmigamy. Cholerka. Muszę rozwiesić pranie i nas spakować.
Ale chętnych zapraszam, bo program ciekawy. Wystąpi folkowy śpiewak z Kanady Drew Sweetwood. Kucharze będą uczyć jak do dań takich jak pierś kurczaka czy łosoś uszykować czekoladowe sosy. Będzie także pokaz capoeiry i mażoretek , zaprezentuje się też studio jogi. Ja byłam najbardziej zainteresowana wielkim wyborem słodyczy i pralinek. No cóż, skoro zamierzają to organizować popołudniu, to pewnie w tyłku mają ludzi pracujących (czyli zarabiających i wydających), a to szkoda.
Treningi
Dziś idę na pierwszą lekcję exotic Dance. W Polsce znane w studiach pole Dance bardziej jako „sexi” przynajmniej tak mi się zdaje. Miałam nadzieję, że będzie tam contempole, ale nie w tym tygodniu. Dawno nie tańczyłam w szklankach, ale oczywiście trening znowu późno. O 19:40. Przynajmniej posiedzę z psem i zjem obiad. Chwila dla mnie.
No i przynajmniej dziś wyszła studencka gazeta, będzie co czytać w autobusie.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (1 komentarzy)
Diana Kszczanowicz 8 lat temu
Ja miałam ti na pierwszym roku w pierwszym semestrze