HIP HOP ZIJE!!! cz.1
Przygotowania – start!
Ludzie różnie przygotowują się na imprezy – pakuje się z namaszczeniem walizki, składa rzeczy w drobne kosteczki, wykonuje się perfekcyjny makijaż, otwiera pierwszą butelkę whiskey, puszcza się dobrą muzę na cały blok, bierze odprężającą kąpiel.
Ja dzień wcześnie piekę muffiny i staram się pogodzić z faktem, że jutro zostawię psa obcym ludziom, gdzie będzie spał w boksie, a nie w ciepłym łóżku, przy moim boku. Następnego dnia odwiozę go rano do hotelu, a potem do 12:00 spróbuję wyleczyć swojego kaca, którego będę mieć po nerwowym meczu POLSKA – PORTUGALIA. Spotkałam się przez facebook’ową grupę „POLACY W BRNIE” z kilkoma Polakami i Portugalczykami w knajpie na Novych Sadach. Słuchajcie, nie ma nic lepszego niż zobaczenie szaleństwa, które wybucha w knajpie (Czesi, Polacy, Hindusi, Anglicy, no wszyscy poza Portugalią) i opanowuje kibiców Polski, gdy w drugiej minucie pada pierwszy gol. Smutne zakończenie, oznaczające dla nas koniec marzeń o super wygranej, ucisza też radosne okrzyki pod koniec meczu. Minutą ciszy i goryczy żegnamy się z Euro, a byliśmy tak blisko… No, ale nic… Przecież mamy jeszcze HIP HOP ŻIJE i Bratysławę i za chwilę wszystko nabierze kolorów na nowo.
Loki dosyć dobrze znosi rozłąkę. Na widok Pani z hotelu zaczyna radośnie merdać ogonem J. Więc i ja czuję się pocieszona. Daje, przekazuje – jedzenie, psa, kocyki i zaczynam płakać, wykładając co do czego, a jak i że dużo miłości… Mój zwykły pożegnalny bełkot. Pieseł potruchtał za opiekunką, kilka razy obrócić łepek, żeby popatrzyć dlaczego nie idę, ale generalnie zniósł to dobrze – po chwili się odwrócił i pobiegł z Panią bez oporu. Ja – zasmarkana – poprawiłam ciążący mi na ramionach plecak wypchany „WSZYSTKIM” i ruszyłam z powrotem na przystanek.
Cholerka – nie wiedziałam ile pieniędzy sobie wypłacić. Dochodzę do wniosku, że jestem durna – zamiast sobie wybrać konkretną ilość pieniędzy i przestrzegać limitu, to wymieniłam tyle, że dostałam 60 euro, potem za hotel (całe 66 euro – przerażające 350 zł za dwie osoby, sporo za spanie… chociaż, wcześniej nigdy nie opłacałam sobie takich rzeczy, więc nie wiem, ile powinna taka wycieczka wynieść) i za sushi płaciłam kartą, więc ostatecznie gotówki mi przybywało i od razu uciekała. Ale za to nic nie wypłacałam xD. Standardowo jak to ja, w oczekiwaniu skoczyłam sobie na mój ukochany krem pomidorowy z pieczywem i mojito. Kupiłam to, tamto, gazetę, tu posiedziałam, tam posiedziałam, opalałam się na chodniku, wróciłam po shake’a do starbucksa, obejrzałam rozkładówkę PLAYBOYA – Maan, chciałabym pisać dla takiej gazety. Ciekawe jakie trzeba mieć kwalifikacje, poza lekkim piórem i czy przyjmują laski (niektóre firmy są typowo męskie – np. sieć restauracji Sfinks xD –dlatego to moja ulubiona restauracja, jedzenie mają słabe, ale ci chłopcy w przepaskach…).
Po wygranej walce z przerażającym robalem, który zamyślił sobie na spaść mi prosto na głowę, gdy czytałam pisemko, dowiedziałam się, że mamy opóźnienie i mam sobie iść na kawę. Wzięłam owego shake’a. Padłam na chodnik przy parkingu w strategicznym miejscu, a potem modliłam się, żeby się nie rozpłynąć i nie spoić z chodnikiem. Gdy chłopaki dojeżdżają – okazuje się, że i tak jeszcze nie jedziemy, a mi strasznie kręci się w głowie i mam dość siedzenia w miejscu i już tak strasznie chcę ruszyć xD. Za nimi dojeżdżają Šárka i Miša, a gdzieś w tunelach pod Hlavni Nadrazi błądzi Marie – na powrót do Vankovki (już naprawdę nie mam siły na przejście przez tą galerię handlową po raz kolejny). Dziewczyny wybierają selfie sticka – nie mogę uwierzyć, że świat musiał dojść do momentu, w którym zaczęto produkować patyki do robienia foci z rąsi, a my idziemy po strój kąpielowy dla Marie, której udało się wydostać z poddworcowych mroków.
Witamy w strefie Euro xD
Fajnie się mieszka tu w okolicy państewek malutkich i niezawisłych, które właściwie w dupie mają wszystko, bo ich inni też mają w dupie (ci więksi). Ale idzie o rozmiar generalnie – wsiadasz to auta w Brnie o 13:00, a w Bratysławie jesteś około… Myślę, że dwie godziny starczą. Mówi się, że Brno to europejski teleporter xD (idealne miejsce wypadowe w Europie), ale żeby w dwie godziny przenieść się do stolicy drugiego kraju autem? To robię po raz pierwszy – świetne! Zatrzymujemy się na jakiejś stacji – już tu mówią nieco inaczej. My po czesku, oni po Słowacku i nikt się niczym nie przejmuje. Żadnej bariery. Ale nie jest to nawet problem w Czechach, gdzie Słowacy normalnie na uniwersytetach zdają egzaminy czy piszą pracę po słowacku w wielu przypadkach. Na trasie, którą podróżujemy jest zastraszająco dużo polskich rodzin (rodzice z dziećmi i babciami, itd.). Czyżbym nie ogarnęła jakiegoś nowego trendu, czy coś? Ta strona Europy zrobiła się modna, jeżeli chodzi o wakacyjne wyjazdy? Na HiP HOP ZIJE nie znalazłam żadnego Polaka, chociaż… słowacki jest tak podobny do polskiego, jeżeli chodzi o niektóre zwroty i wyrażenia, że czasami pytałam się ludzi skąd, co i jak.
Najwięcej to stoimy w godzinnych korkach – niestety, piątek wieczór – wakacje, z pracy, na party, na grilla, na HIP HOP ŻIJE… Jesteśmy nawet świadkiem przejazdu kordonu VIP. Policja, ochrona, wielkie, przerażające auta, helikopter i panowie w czerni. Czyżby to prezydent? Śmiejemy się także z Słowaków, którzy stojąc w korkach dziobią sobie twarze pazurkami (wygniatają pryszcze), dłubią w nosach, itd – hmm, własne auto daje jakieś takie poczucie bezpieczeństwa, jakby się było w zamkniętym pokoju – trzeba jednak pamiętać, że nawet gdy okno jest zamknięte, jednak ktoś patrzy. Można się oczywiście nie patrzeć…, ale obrzydliwe rzeczy mają w sobie coś takiego, że chociaż człowiek by chciał, to ciężko się odwrócić. To takie spojrzenie zafascynowanego badacza – nie myślisz już „fuuuuuuuuj fufufufufufufuj […] fufuj”, ale bardziej „czy ten człowiek miał jakiś ciężki wypadek, który uszkodził mu mózg?”. W końcu udaje nam się dojechać. Jesteśmy! Jesteśmy!
Hotel Prim
Hotel nie ma wysokiego standardu, jednak wszyściutko jest świeże, czyste i zadbane. Łazienka w pokoju. Dostaniecie ręczniczki – większy, mniejszy – i mydełko, cztery szklanki, klucz i pilot do telewizora, którego w trakcie tego festiwalu na pewno nie użyjecie! Za pokój na dwie noce dla dwóch osób płacę 66 euro wraz z parkingiem. Moja karta kredytowa mówi mi, że to 321,98 zł, a mi zdaje się, że to jednak dość sporo, zważywszy że w tej kwocie nie ma żadnego wyżywienia. Ogólnie z przelicznika 4 zł = euro wychodzi mi, że powinniśmy zapłacić o około 60-80 zł mniej. W Warszawie miałam hostel za 50 zł za noc. Ponoć w naszym lokalu jest restauracja, ale nigdy jej nie widziałam i nie mam bladego pojęcia gdzie jest. Jest dostęp do wifi, w każdym pokoju czy na każdym korytarzu xD – tam gdzie ewentualnie zaginiecie.
Okolica to hotele, sklepy i różne rzeczy xD. Nie ma tu zabytków i zbyt wielu mieszkań. Jest za to wielkie TESCO 24/H, kilka restauracyjek i najlepszy ośrodek sportowo-rekreacyjny ever! Zlate Piesky – macie kąpielisko, woda w jeziorze jest tak czysta, że widać dno… to swoją drogą jest z początku najeżone drobnymi kamieniami. Za wstęp na tą plażę płaci się różnie, my puszczamy oczko do Pana stojącego przy bramce i płacimy mu 3 euro za głowę – o chuj, na polskich plażach to chyba tyle nie kosztuje. Możecie na tą plażę wracać, gdy chcecie (aż do zamknięcia, a jak zamkną, to znam takich co przełazili o czwartej rano przez ogrodzenie), nie wiem jak ci Panowie zapamiętują kto był, bo nie ma żadnych opasek ani pieczątek. Mamy tu naprawdę sporo do roboty, korty do tenisa, siatkówki plażowej, wynajem rowerów wodnych, kajaków, i innych dzikich odmian desek surfingowych, do różnych odmian surfingu xD. Dostaniecie też kolbę kukurydzy, mohito, radlerki, piwka, lody, langosze i w ogóle wszystko (bardzo elegancka knajpa przy samej furtce podaje sushi).
Drugi plus tego hotelu? Jak to na festiwalach – jest pole namiotowe i stamtąd macie tak naprawdę najbliżej do akcji. Jeżeli wybierzecie ten hotel, będziecie w drugim miejscu w Bratysławie najbliżej akcji. Przechodzisz przez wiadukt nad torami tramwajowymi i już jesteś – gdziekolwiek idziesz, czy to „na areal” (jak się tutaj mówi), czy smażyć się na plaży.
No, i najważniejsze – nie stracisz kluczy w imprezowym szaleństwie, bo te zostawiasz w recepcji na dole przy wyjściu z hotelu, nie ma kolejek, idzie to sprawnie. Przychodzisz. Mówisz numer pokoju i nazwisko i voila! Schodami lub windą na górę. Hotel posiada własny parking. Poza tym wszystkim, gdy burza łamiąca drzewa przerywa festiwal drugiego dnia, recepcja będzie na to przygotowana. Kozel w ilościach hurtowych w kantorku na mopy – może i nie jest idealnie schłodzony i droższy niż z TESCO, ale kiedy wyjście z hotelu grozi utopieniem, ratuje to życie wielu niedopieszczonym uczestnikom festiwalu!
Zapraszamy do kolejki „ACREDITACE”
No, tak… Dowód osobisty musiałam już zaprezentować w hotelu i zastanawiałam się, czy ktoś nie wezwie wojska, żeby eskortować tą podejrzaną Polkę z powrotem do jej dzikiego kraju xD. Jednak nie, po raz kolejny Pani roześmiała się, obejrzała ją ze wszystkich stron i bez problemów dała mi klucze do pokoju. Wspominałam wam, że ostatnio byłam w czeskim banku, rozwiązać umowę z bankiem i też nie było żadnego problemu? Wyobrażacie sobie to w Polsce? Bo mi Pani z banku, w którym jestem od czterech lat nie chciała założyć lokaty, bo dowód pogryziony, a inna Pani w Polsce nie chciała mi nawet piwa sprzedać, bo mam dowód pogryziony xD. Tutaj na akredytacji także trzeba tym dowodem machnąć, aby dostać opaskę. Dowody mają też inne znaczenie – opaski są podzielone na wejścia dla pijących, niepijących (czyli młodzież), a także podzielone na różne podgrupy VIP-ów, organizatorów, itd. Ja tam VIP nie potrzebuję. Znalazłam sobie własne VIP, ale o tym później. Ogólnie rzecz biorąc VIP polega na tym, że możesz sobie wejść na backstage, chociaż oczywiście nie wszędzie, możesz sobie też leżeć plackiem na pustej, przygotowanej dla was plaży i ogólnie siedzieć w gronie ludzi z branży. Ułatwia to wiele rzeczy, jak fotografowanie, a nawet zastanawiam się, czy posiedzenie „na tyłach” nie jest dobrą strategią dla dziennikarzy, którzy mogliby wydrzeć jakąś minutkę czasu, żeby przedstawić pracę festiwalowej machiny, zapytać „gwiazdy” o kilka rzeczy, czy po prostu wzbogacić swój tekst w ten sposób. No cóż… Może kiedyś, gdzieś… Swoją drogą może powinnam się rozejrzeć za jakimiś zleceniami w tym guście. Pisanie krótkich form jest bardzo rozwojowe. To mi idzie. Lepiej czy gorzej, ale idzie. Moja wielka forma – forma mojego życia – jest do co najmniej połowy pustą formą, bo nie mam czasu jej wypełnić. Co z krótkimi formami? Świeżość. Możesz pisać w jednym temacie, ale każdy ten artykuł to inne spojrzenie, inna historia, zwięzła, mająca koniec i początek tu i teraz – często w ciągu tego samego dnia, często na jednej stronie, czasami (łącznie z obrazkami) może zapełnić kilka stron. Opaski dostajemy – w kolejce możecie posiedzieć od 20 minut do godzinki, zależy od godziny i jest to tak naprawdę jedyna poważna kolejka, w żaden sposób nie porównywalna z Woodstockowymi. Chociaż na Woodstocku z roku na rok jest coraz lepiej. Kolejki do gastro już nie. Tzn. ludzie stoją, ale nie godzinami, jest to o wiele lepiej zorganizowane. Z obłożeniem borykają się jeszcze tylko atrakcje (wiadomo, miliony ludzi a bungee tylko jedno xD) no i nieszczęsne prysznice, z których woda często cieknie po kropelce , a jedynym luksusem jest fakt, że można się na chwilę rozebrać do naga i zająć kwestią śmierdzącego ciała. To kwestia istotna – doceniam za to hotele, chociaż oczywiście uważam, że jak Woodstock to tylko na polu xD. Płatne imprezy są mniej… przypałowymi w sensie umierających z przepicia ludzi, śmierdzących jak żule spod monopolowego. Ludzie też śpią – pewnie. Jeden Pan spał pod płotem już jak przyjechaliśmy – wcale nie było późno… 17:00? I wiele ludzi potem też spało, w różnych pozycjach i miejscach. Doszłam jednak do wniosku, że jeżeli człowiek jest w stanie wydać pieniądze na imprezę zamkniętą, która stoi tyle co HIP HOP KEMP (jakieś 300 zł za same wejścia, a VIP cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem) to są też ludźmi skłonnymi zapłacić za hotel, a to jednak jest plus. Jak będzie lać, to nie utopisz się ze swoim namiotem na polu, weźmiesz prysznic, ogrzejesz się, wyschniesz. Nie wiem, w jakim stylu jak przeżyje HIP HOP KEMP, ale po przeżyciu burzy tego lata na HIP HOP ŻIJE, mogę stwierdzić, że miło jest wkroczyć do hotelu i zrzucić z siebie to wszystko, opróżnić buty z wody i przebrać się w suche rzeczy.
W „arealu”
W końcu wchodzimy. Grupa z większej zmienia się w pary i każdy gdzieś błądzi. My ruszamy za Lucasem, który przekonany o tym, że mamy wejścia VIP, znika gdzieś na backstage’u xD. My patrzymy się na siebie śmiejąc się jak wariatki – „ to co? Główna scena?”. Do wszystkich, którzy rapu i hip hopu nie słuchają w domu, dlatego na takowy festiwal w ogóle się nie wybierają, ani nawet o jego istnieniu nie wiedzą – to grzeje! Grzeje, rozgrzewa, wykręca lepiej niż dropsy, a do tego wszystkiego – jest legalne. HIP HOP jest specyficzną muzyką, pasującą do piwka na ławce pod blokiem, koncertu, klubu, a jego niesamowita energia sprawia, że plączesz się i nie możesz przestać. No i zresztą wcale nie chcesz przestawać. Lucas nas odnajduje w tłumie – „to wy nie macie VIP?”. Heh, no… xD Podejmujemy decyzję o rozejrzeniu się po okolicy. Nie jest to niemal spora wieś jak w przypadku milionowego Woodstocku. Ale masz kilka sklepików z T-shirtami, bluzami, wszystkim do ganji xD. Podejmujemy także inne dosyć istotne decyzje – np. o zakupieniu alkoholu. Mamy tu jakieś lane piwka, no i Urpinera (ponoć znane Słowackie – ciemne mają całkiem dobre), a także stanowisko redbula, na którym leją także rum i wódkę. Ja poproszę Cuba Libre.
Zastanawiamy się jak jest z paleniem. Paleniem, paleniem. W końcu moja towarzyszka stwierdza, że u nich to chyba działa tak, że nie możesz mieć wielkich ilości, ani częstować kogoś. Co oznacza, że jeżeli sobie siedzisz i położysz magiczną fajurkę na brzegu palety na przykład, to nie jest to przestępstwo, bo nikomu tego nie wciskasz w rękę, więc nikogo nie zmuszać do palenia. Za ten więc podajnik owa paleta nam i posługuje. Zastanawiam się, czy ten pomysł nie był jednym z najbardziej niedorzecznych rzeczy, w jakie kiedykolwiek pozwoliłam sobie uwierzyć. Działałoby to więc w ten sposób. Palenie jest beee, dlatego nie częstuj nikogo ty degeneracie! Więc idziesz, upuszczasz blanta i czekasz aż twój kumpel go podniesie, żeby potem zapalić i znowu walnąć na ziemię… Z źródeł internetowych wiem, że na Słowacji palenie marihuany jest dozwolone do celów medycznych. Co innego Czeska Republika, w której posiadanie, palenie i uprawianie marihuany jest częściowo zdekryminalizowane (do 10 gram, do 5 roślinek). No i w Czechach nikt specjalnie nie ukrywa jointa za plecami. Na Słowacji póki co posiadanie i użycie małych ilości podlega karze do 8 lat więzienia, chociaż w 2012 roku „The Wall Street Journal” podał informację, że Robert Fico (premier) może naciskać na chociaż częściową legalizację. W Polsce działa to wesoło – na zasadzie, że prawo zakłada, że właściciel małej baczki nie musi być dilerem, ale posiadanie dalej jest nielegalne. Sprzedaż dużej ilości może skończyć odsiadką 12 lat. Możecie być jednak pewni, że jeżeli tutaj coś wam upadnie, w większości ludzie to podniosą, bo...
Wiecie co wam powiem? Palacze chyba to mają w dupie…
Let’s go na parkiet
Mała scena to w tym przypadku niewielki namiot i impreza DJ-ów, ale za to kilku mikserów bardzo ambitnych i ciekawie podchodzących do sprawy. Przydałaby mi się jakaś rozpiska koncertów. Na różnych imprezach lubię sobie zapisać to na co chcę iść, albo chociaż to co mi się podobało, żeby potem pościągać sobie kawałki, czy ewentualnie powtórzyć imprezę.
Chodzimy to tu, to tam. Odnajduje nas Bobby i wreszcie, po długim rozwiązywaniu problemów ze wstępem, sam zaczyna się odprężać. Strzelamy sobie piwka, jest całkiem wesoło. Fast foody tu wyglądają troszkę inaczej niż w Czechach. Są oczywiście langosze, ale nie ma smażonego sera, tzn. jest ale nazywa się serem wyprażanym… A tak właściwie, to w końcu go tam nie znalazłam, więc poszedł Langosz – nie byłam też w szczególnej kondycji do znajdywania czegokolwiek.
Jeżeli chodzi o party – to bawimy się jak kurde nigdy, jak na żadnej imprezie w moim życiu. Ale w pewnym momencie zaczynam czuć, że w mojej głowie zaczyna wirować o wiele za szybko, oddycha mi się ciężej i w sumie taki zielony zawał. Dużo zresztą też piłam. Macham ręką, że muszę odpocząć i naprawdę chwiejnie wytaczam się z tłumu. Na uginających się nogach dochodzę do namiotu, po jakimś sponsorze, który zrobił wyjazd. Wiecie, te wielkie, nadmuchiwane altanki. Pacnęłam tam sobie spokojnie o ziemię… Na kamyczki. Walnęłam się na plecy i leżę. Kumacie, leżę sobie. To bardzo wygodne, bo nikomu nie przyszło na myśl, że można tak się tam walnąć. Miałam swoją NO TOUCH, VIP strefę xD. Ludzie przechodzili i patrzyli, niektórzy mogli myśleć, że zaliczył się wesoły zgon… no i w sumie mieli rację, bo odpocząć musiałam a machałam wesoło. Fajnie słuchało się tego wszystkiego, leżąc z piwkiem i fajką na plecach, patrząc na niebo… czy też sufit namiotu. Po jakiejś wieczności dotarli do mnie Bobby i Marie, którzy też docenili urok mojej VIP strefy xD. Zapaliliśmy jeszcze, a wtedy już w ogóle straciłam możliwość porozumiewania się i przyjmowania komunikatów. Marie chciała wódkę, ktoś sugerował, żeby coś zjeść. Bobby wmusił we mnie Langosza, dosłownie wmusił, bo nie chciało mi się jeść. Średnio też już w tym stanie szło mi przekazanie co chcę, a także rozumienie słowackich pytań.
Dużo osób mówi mi, że ma ten problem. Na festiwalach (im dłuższe, tym to straszniejsze) sporo się pije. Jak się pije to nie chce się aż tak jeść. Jak się nie je, to teoretycznie nie powinno się srać. Ale po gazowanych napojach, piwie i innym świństwie w siebie wrzuconym brzuszek boli. Na to w międzyczasie, rzeczywiście na siłę wmusisz w siebie coś szybkiego i ciężkiego – bo ponoć ciężkie dobrze sobie dać i potem kac nie aż taki i człowiek tak nie pada. Tylko- moi drodzy – działa to jeżeli zjesz przed piciem, a nie w trakcie. Chyba, że jesz o 4 rano „przed” tym piciem, które będzie trwać do ósmej rano… Ale wtedy tym bardziej nie pomoże. Kac kupa, moi drodzy. W kolejce do TOI TOI pewnie można się narąbać oparami takiej wydzieliny, może nawet to jest jakoś toksyczne?
Do czego dążę – zauważyliście, że ludzie bardzo mało jedzą na festiwalach? xD Tak…, ten cały wywód o kupie, był tylko po to, żeby dotrzeć do tego pytania…
Myjjki jak na Woodstocku, hardcore, przedsmak, nie wiem, jak wyglądała higiena na polu namiotowym.
Ale party było hard xD Skończyło się zresztą dopiero między 4 a 5 rano, świetnym koncertem – DJ premier. To było szaleństwo. Jeżeli chodzi o wyspanie się, to raczej ciężko, nawet gdy mieszkasz w hotelu – o dziwo. Pierwszego dnia rozwałki jeszcze takiej nie ma. A na recepcji siedzą miłe panie. Więc na ganku muzyka nawala do ósmej rano…, a właściwie nie przestaje lecieć xD Ludzie siedzący na tym ganku, to w większości ci, którzy w ogóle jeszcze nie byli w swoim pokoju i w ogóle jeszcze nie spali. My też nie spaliśmy, bo gadali całą noc… Z drugiej strony jest tak gorąco, że i tak nie da się spać.
Możecie mi mówić Pani Sport
Nie wzięłam stroju kąpielowego, bo nikt mi nic nie wspominał o jeziorze. Było coś o piłce plażowej i plaży, ale nie myślałam, że chodzi o piasek, o wodzie i pływaniu nikt nic. Pływam więc w jeansowych spodenkach i koszulce, no bo przecież nie będę świeciła tyłkiem w stringach. Tymczasem, gdy już cała mokra wytarzałam się w piasku, itd. okazało się, że właściwie to moja koszulka jest tak długa, że nikt zadka by nie zobaczył, a w sumie niektóre panie na plaży mają bardziej skąpe stroje niż te nieszczęsne majtki. Człowiek jest mądry po szkodzie. W hotelu musiałam się przebrać, a rzeczy wypłukać, ale następnego dnia i tak wyglądały jak przeżute i wyplute, ale co tam… Po ciemku i tak nikt nie widzi. Gramy też w siatkówkę. Nie doszliśmy w końcu na to boisko, nie wiem czemu, ciężko było się podnieść. Ale sporo poklepaliśmy sobie na piasku na samej plaży. Co prawda dzieci i ludzie pod nogami to ciężka sprawa, ale było całkiem przyjemnie i na tyle intensywnie, żeby rzeczywiście czuć to w nogach następnego dnia, potem w niedzielę, i pewnie jeszcze jutro. Do tego przepłynęliśmy z Bobbym na drugą stronę jezioro– wszerz niż wzdłuż, ale i tak się liczy! Nasze oddanie dla sportu to i tak nic! Koleżanka przelazła przez trzymetrowe ogrodzenie, żeby o czwartej rano sobie popływać… xD
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)