Piatra Craiului - Salvamont
Przejdźmy do bardziej niebezpiecznej i ponurej części naszej wyprawy na Piatra Craiului...
Szlak "niebieskiej linii" z Padina Popil do refugiul Diana
Na szczycie Padina Popil, po wejściu na niego z cabany Curmatura, pozostaliśmy przez jakieś pół godziny, podziwiając widoki, pstrykając sobie nawzajem zdjęcia oraz ciesząc się czekoladą. Na szczycie było trochę śniegu nawianego przez wiatr, ale niewielka jego ilość nie utrudniała marszu po ostrej grani.
Według mapy mogliśmy zejść drugą stroną w stronę refugiul Diana, czyli schronu w którym można przenocować w rumuńskich górach, najszybciej szlakiem czerwonego krzyża, niebieskiego krzyża lub szlakiem oznakowanym niebieską linią, tak jak ten, którym weszliśmy na szczyt. Niewiele się zastanawiając zeszliśmy w dół szlakiem niebieskiej linii, pokrytym śniegiem, ale starym, mokrym, zapdającym się, niewyglądającym na niebezpieczny.
To ten szlak po lewej. Zdjęcia: Bartosz.
Na początek pokonaliśmy niewielki, pokryty lodem ustęp, po czym zaczęliśmy przebijać się przez śnieg w kierunku świerków widocznych w oddali. Potem musieliśmy ześlizgnąć się po dość stromym odcinku. Następny etap okazał się dość niebezpieczny, dlatego pokonaliśmy go od lewej strony, schodząc w dół po kamienistej ściance przykrytej korzeniami świerków. Kolejny etap kamienistej ścianki pokonaliśmy delikatnie się z niej ześlizgując. To już było około 200 metrów w dół od szczytu. I to okazał się być koniec naszej wędrówki w dół.
Wypadek
Nie byliśmy pewni szlaku, ponieważ oznaczenia mogły być przykryte pod śniegiem. Ale wydawało nam się, że dobrze idziemy, była to główna trasa w dół. Tyle że natrafiliśmy na uskok, na oko czterometrowy, który trzeba było pokonać, w tych warunkach, w śniegu i częściowo oblodzony, poprzez skok. Skok w dół w śnieg byłby głupotą, tak samo jak podążanie na siłę w dół szlakiem, który robił się coraz trudniejszy, był niebezpieczny i nie wiadomo, jak wyglądał niżej.
Zdecydowaliśmy się więc na powrót na szczyt i zejście tym samym szlakiem, którym weszliśmy. Było po siedemnastej, mieliśmy jeszcze około dwóch godzin słońca, czyli już wiedzieliśmy, że do Curmatury dojdziemy już po ciemku... Ale nie było innego wyboru.
Po pokonaniu pierwszej ścianki zaczęliśmy wspinaczkę przez drugą, gdzie, pomimo założolnych raków, poślizgnąłem się i upadłem na śnieg, przejechawszy po nim kilka metrów. Niestety mój plecak poleciał znacznie niżej w dół szlaku. Byliśmy już zbyt zmęczeni, aby myśleć o ponownej wspinaczce w dół i wejściu na górę z plecakiem. Cała sytuacja natomiast na tyle nas przestraszyła i była niebezpieczna, że zadzwoniliśmy na Salvamont. Mieliśmy problem z zasięgiem, dlatego najpierw udało nam się dodzwonić do Klary, która z Braszowa poinformowała Salvamont o całym zajściu. Po jakimś czasie udało nam się znaleźć zasięg i samemu skontaktować oraz podać naszą lokalizację.
Numer do Salvamont: 07 25 826 668
Zejście z góry
Na szczyt Piatra Craiului praktycznie się wczołgaliśmy już o ciemku. Czołgaliśmy się nie tyle z braku sił, choć tych brakowało, co ze strachu, aby ponownie nie poruszyć śniegu i nie zsunąć się w dół.
Widok na rozświetlone Zarnesti, Braszów, Vulcan, Ghimbav, Cristian, Codleę (wszystkie te wsie z warownymi kościołami, które niedawno odwiedziłem), białawe, ciągle przykryte śniegiem szczyty Bucegów oraz, z drugiej strony Piatra Craiului, Fogaraszy, był nieziemski. Szczególnie zachód słońca.
Zachód słońca nad Fogaraszami. Zdjęcia: Bartosz.
Wycieńczeni rozpoczęliśmy mozolne schodzenie z latarkami po ciemku w dół. Prowiant i herbatę miałem w plecaku, który leżał jakieś dwieście pięćdziesiąt metrów za nami w dół stoku. Bartek szedł przodem i zostawiał głębokie ślady w śniegu, ja podążałem trop w trop w torowaną przez niego drogę. Z daleka zobaczyliśmy już latarki czwórki ratowników, którzy ponownie do nas zadzwonili, potwierdzić, czy to na pewno my i czy daliśmy radę wydostać się z wąwozu na szlaku niebieskiej linii.
Salvamont
Ratowników spotkaliśmy w połowie drogi do Curmatury. Dali nam lepsze czołówki, kijki trekingowe dla zachowania balansu oraz czekoladę na szybkie wzmocnienie, po czym kontynuowaliśmy wędrówkę w dół, posłusznie słuchając się ratowników, gdzie stawiac stopę, czego się przytrzymać, jak przejść przez przeszkodę. Po jakichś trzydziestu minutach dotarliśmy do Cabany Curmatura, gdzie porozmawialiśmy z ratownikami o całym zajściu oraz podaliśmy swoje dane osobowe jako dowód udzielonej nam pomocy. W następnych dniach powiedzieli, że zerkną na szlak i obejrzą go, może przy okazji znajdą plecak.
Czekał nas jeszcze około czterdziestominutowy marsz przez las w stronę samochodu Salvamontu, którym przejechaliśmy przez kanion i dotarliśmy do Zarnesti. Tam jeden z ratowników zgodził się przewieźć nas pod Braszów, gdzie autobusem bezpiecznie i cało zakończyliśmy po piętnastu godzinach chodzenia naszą niebezpieczną wędrówkę.
Dwa dni później jeszcze zadzwoniliśmy do ratowników, aby już na spokojnie podziękować im za szybko udzieloną profesjonalną pomoc.
Galeria zdjęć
Podziel się swoim Erasmusowym doświadczeniem w Brasov!
Jeżeli znasz Brasov, z perspektywy mieszkańca, podróżnika lub studenta z wymiany, podziel się swoją opinią o Brasov! Oceń różne aspekty tego miejsca i podziel się swoim doświadczeniem.
Dodaj doświadczenie →
Komentarze (0 komentarzy)