Ski Jumping w Rasznowie
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać międzynarodowe zawody w skokach narciarskich kobiet.
Podróż do Rasznowa
Profesor i intsruktor narciarski z wydziału wychowania fizycznego, który uczy Martę jeździć na nartach (ma za darmo karnet codziennie przez cały luty, sic!) jest również trenerem kobiecej reprezentacji Rumunii w skokach narciarskich. Stąd dowiedzieliśmy się, że w weekend będą odbywały się gdzieś w Rasznowie międzynarodowe zawody w skokach narciarskich kobiet. Gdzieś, ponieważ było dla nas niezłym zaskoczeniem, że Rasznów, takie małe miasteczko, słynne ze swojego chłopskiego zamku na wzgórzu, ma własną skocznię narciarską.
Wybraliśmy się tam w niedzielę przed południem. Zawody rozpoczynały się wpół do dwunastej, więc umówiliśmy się o wpół do jedenastej na autogara 2, jednym z czterech dworców autobusowych w Braszowie, skąd o godzinie za piętnaście jedenasta miał odjechać autobus rejsowy firmy Transbus Codreanu do Rasznowa. Idąc z Coliny, trzydzieści siedem minut po dziesiątej dostałem telefon od Donato - okazało się, że autobus pojechał sobie wcześniej, a on z Martinsem i ekipą zagranicznych studentów z Memorandului (spędzających w Braszowie sześć miesięcy w ramach jednego z projektów Aiesec) w ostatniej chwili do niego wskoczyli.
Rumunia... :)
Transbus Codreanu
Ale, jako że studentowi Erasmusa do niczego się nie śpieszy, poczekałem jakieś piętnaście minut na następny autobus, tym razem jadący trasą Braszów - Bran, ale przejeżdżający przez Rasznów. Bilet do Rasznowa kosztuje cztery leje. W samym autobusie łamanym rumuńskim dogadałem się z kierowcą, aby wypuścił mnie jak najbliżej skoczni.
Około dwudziestu minut później kierowca autobusu dał mi znak i, gdy wychodziłem, wskazał kierunek w którym jakoby miałem znaleźć skocznię. Dla pewności zapytałem się po drodze mijanej kobiety o drogę, a ta wskazała małą przełęcz między górami, oddaloną o jakieś trzysta metrów od miejsca, w którym staliśmy. Dopiero później miało okazać się, że pomyliła góry...
W międzyczasie Donato i Martins dzwonili ze wskazówkami, jak dojść do skoczni. Po drodze minąłem flagi wielu różnych państwa oraz kordony policji, co się zgadzało z ich opisem. Jedyne co było nie tak, to opinia, że jest to duże wydarzenie i rozgłośnione, więc mnóstwo ludzi podąża na miejsce. Ja tymczasem znajdowałem się w małej wsi, koło tartaku, w dolince pomiędzy pagórkami. Po drodze minąłem chłopów przerzucających siano i gromadkę dzieci z wielkimi worami, chyba też z sianem, które wskazały mi drogę przez pagórki do miejsca, gdzie podobno ta wielka skocznia i tłumy ludzi miały się znajdować. Inne dzieciaki za naszymi plecami w tym samym czasie tarzały się w śniegu i zjeżdżały na sankach. W cienkich bluzkach. Koksy. Ruszyłem więc przez śniegi. I tak, na szczycie pagórka, zobaczyłem po raz drugi w życiu skocznię narciarską (pierwsza była w Zakopanem).
Wtedy zauważyłem też główną drogę, którą rzeczywiście szły tłumy ludzi. Tą drogą też co jakiś czas jeździł darmowy autobus podwożący ludzi z Rasznowa pod skocznię.
Skoki narciarskie
Skocznia nie była długa. Obok stoku stała platforma dla kibiców, naprzeciwko, po drugiej stronie stoku, było wzgóze z dobrymi widokami - tam właśnie stali Donato i Martins oraz członkowie Aiesec - Alejandro z Meksyku, Asu z Jordanu, dwie dziewczyny z Malezji i jedna z Tajlandii. Po kilku próbnych skokach konkurs rozpoczął się na całego.
Długości skoków wahały się od siedemdziesięciu (saptezece) do dziewięćdziesięciu sześciu (nouazeci si sase) - z Martinsem mieliśmy okazję powtórzyć liczebniki rumuńskie. Najlepiej skakały Japonki, w czołówce plasowały się również Niemki i Austriaczki - Polek niestety nie było, za to przy skokach dwóch Włoszek Donato bił gromkie brawo, sam jeden przekrzykując tłumy Rumunów. Niestety Włoszki również nie znalazły się na podium, chociaż były w pierwszej dziesiątce.
Przed drugą turą wyszło słońce, odbyła się również półgodzinna przerwa. W trakcie tej przerwy puszczano z głośników wszelkiego typu muzykę - na tyle głośno, że prawdopodobnie w Bucegach powodowała ona lawiny. Leciał nawet Dire Straits, ale chwilę po nim puszczono Gangnam Style - i wtedy policjant zaczął tańczyć. To znaczy chyba się rozgrzewał, ale jakoś tak do rytmu.
Na wzgórzu i platformie było w sumie dość sporo kibiców Japonii, ich flagi powiewały zewsząd, a jeden z nich nawet przeleciał przez barierkę prosto w ramiona tańczącego policjanta.
Ale i tak najlepsi byli narciarze, którzy poprawiali śnieg na stoku. Będąc w połowie stoku, gdy usłyszeli Gangnam Style, zaczęli na nartach zsuwać się w dół w rytm muzyki.
Wracając, pomimo głodu, postanowiliśmy ominąć stanowiska z fastfoodem koło skoczni i pójść do miasta. Jako że jednak była niedziela, mimo odbywających się zawodów, wszystko było pozamykane. Nie mogliśmy też znaleźć przystanków autobusowych, na których wysiedliśmy w Rasznowie. Ostatecznie Donato, Martins i członkowie Aiesec zauważyli z daleka starszych państwa, z którymi przyjechali rano do Rasznowa, stojących na wcześniej minionym przystanku. Starsi państwo radośnie potwierdzili nam, że autobus do Rasznowa zatrzyma się w tym miejscu i zaczęli nas po rumuńsku wypytywać o nasze przygody i wrażenia po skokach narciarskich.
Pierwszy w życiu bałwan Alejandra
Alejandro w czasie oczekiwania na autobus zrobił małą bitwę na śnieżki z dziewczynami z Malezji - po raz pierwszy właśnie tu, w Rumunii, zobaczyli i poczuli na żywo śnieg. To tak jak niektórzy Turcy przebywający w Braszowie na Erasmusie. Po pewnym czasie zdecydowali się zrobić swojego pierwszego w życiu bałwana.
Jako że średnio im szło, starsi państwo postanowili im pomóc. W najlepsze toczyli kule śniegu i zbierali gałązki, aby wspólnymi siłami poczynić bałwana:
Starsza pani znalazła mnie jeszcze na facebooku i zaprosiła do grona swoich znajomych, abym później mógł przesłać jej zdjęcia. W trakcie robienia zdjęć samemu bałwanowi przyjechał w końcu nasz autobus i ruszyliśmy w stronę Braszowa. Mili starsi państwo wysiadając na obrzeżach miasta jeszcze stanęli, aby nam z szerokimi uśmiechami, radośnie pomachać. Byli genialni.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)