Piatra Craiului - refugiul Diana i punkt Belvedere
Piatra Craiului
Piatra Craiului jest jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałem dotąd w Rumunii, jak i najpiękniejszą granią na której byłem w życiu, dlatego postaram opisać się ją bardziej dokładnie. Tym razem za cel obrałem sobie refuigiul Diana, czyli schron w górach, w którym można przenocować za darmo. Chciałem przy okazji zerknąć z dołu na szlak, na którym straciłem swój plecak i aparat z myślą, że może uda mi się go odzyskać.
Podróż do Zarnesti
Do Zarnestii wyruszyłem ponownie pociągiem o godzinie ósmej z dworca Bartolomeu. Tym razem musiałem kupić bilet za cztery leje i czterdzieści bani. Po pół godzinie dotarłem do miasta. Jako że to była niedziela, można było spotkać znacznie więcej turystów niż w tygodniu, niektórych lepiej, niektórych gorzej przygotowanych do wędrówki po górach.
Tym razem ruszyłem drogą w kierunku muzeum Parku Narodowego Piatra Craiului, w stronę wsi Popasul Craiului. Przy wylocie z Zarnesti znajduje się fontanna z górską wodą, gdzie mogłem po raz ostatni uzupełnić zapas wody (na Piatra Craiului w niewielu miejscach można znaleźć porządne źródełka - jedno znajduje się na parkingu leśnym po drugiej stronie grani, jeżeli chce się iść przez Piatra Craiului, dwa znajdują się koło Cabany Curmatura, a trzeci który znam, to właśnie ten przy wylocie z Zarnesti).
Wędrówka Zarnesti - Manastirea Chiliilor
Przed nami szła para ewidentnie przygotowana na wypad w góry, za nami w oddali również widzieliśmy czterech mężczyzn z plecakami. Zastanawialiśmy się, czy może nie złapać autostopu i kawałek podjechać. Nasze wątpliwości rozwiała para, która szybko złapała stopa i zniknęła nam z oczu. Nam udało się złapać stopa koło muzeum Parku Narodowego. Podwieźli nas Węgrzy z Bukaresztu, którzy chcą kupić działkę gdzieś w okolicach Piatra Craiului. Razem z nimi zachwycaliśmy się pięknem Piatra Craiului, po czym po jakichś dwóch kilometrach wyszliśmy z samochodu, aby kontynuować marsz w stronę monastyru Chiliilor szlakiem niebieskiej linii (tak, znowu to przeklęte oznakowanie!).
Po wyjściu z samochodu roztaczał się przed nami piękny widok na Bucegi w tle, Zarnesti pośrodku, północną ścianę końcówki grani Piatra Craiului oraz pole, na którym pasterze paśli owce, a po którym samotny piękny koń biegł do samochodu naszych kierowców.
Zdjęcia: Bartosz.
Po jakichś piętnastu minutach wspinaczki polną drogą złapaliśmy na stopa Land Rovera, bardzo starego. Ale dał radę na naprawdę porządnych wertepach. Kierowca i starszy pan w środku akurat jechali do monastyru. Po około dziesięciu minutach jazdy i wpakowaniu do środka jeszcze dwóch starszych pań pędzących przez las do monastyru dotarliśmy na miejsce.
Monastyr był mały, całkowicie drewniany, położony na pochyłym wzgórzu u podnóża Piatra Craiului - przepiękna lokalizacja i widoki. Sama architektura drewniana i zdobienia również są warte obejrzenia, ale akurat trwała msza święta, więc nie chcieliśmy przeszkadzać.
Zdjęcia: Bartosz.
Wędrówka Manastirea Chiliilor - refugiul Diana
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy z monastyru do schronu Diana. Na samym początku trasy przybiegł do nas mężczyzna w średnim wieku w koszulce w paski, machając ręką. Na imię miał Marius, czekał na swojego kolegę Adiego i zaproponował nam, abyśmy udali się w górę razem. Przytaknęliśmy na propozycję, choć Adi i Marius mówili głównie po rumuńsku, niewiele po angielsku, więc rozmowa po krótkim czasie się urwała.
Stanowili ciekawą parę górskich wędrowców. Marius był przygotowany, miał plecak i dość dobre buty i niezłą kondycję, podczas gdy Adi, potężny facet, cały spocony co jakiś czas musiał się zatrzymywać na odpoczynek. Ale nigdzie nam się nie śpieszyło, więc na spokojnie robiliśmy sobie postoje i podziwialiśmy puszczę.
A trasa z drugiej strony Piatra Craiului, oznakowana niebieską linią, była wspaniała - prowadziła przez gęstą, ciemną puszczę, przez którą czasami przebijało się słońce.
Jak podeszliśmy już trochę wyżej, miejscami zaczął się śnieg i lód - ale przebiliśmy się przez przeszkody (z kilkoma postojami) i około godziny od wyjścia z terenu monastyru Chiliilor dotarliśmy do refugiul Diana - miejsca, gdzie można w razie konieczności przenocować. Schrony takie postawione są w wielu miejscach w rumuńskich górach i zazwyczaj oznakowane są również na mapie.
Zdjęcia: Bartosz. Nie sądzę, aby w takim metalowym schronie było bardzo ciepło w nocy, ale na pewno chroni przed wiatrem i opadami atmosferycznymi. W środku znajdują się zazwczyaj ławy drewniane lub metalowe, na których można rozłożyć śpiwór i zasnąć. Raczej rzadko kiedy są sprzątane, dlatego bardzo ważna jest postawa turystów z nich korzystających.
Punkt Belvedere, to znaczy Dobrego Widoku
Zerknęliśmy na szlaki oznakowane niebieską linią oraz niebieskim trójkątem, prowadzące ostro w górę Piatra Craiului, na sam szczyt. Nadal spoczywał na nich ciężki, stary, mokry śnieg, było zbyt niebezpiecznie aby nawet myśleć o podejściu pod górę.
Zadowoliliśmy się więc punktem Belvedere w okolicach refugiul Diany, skąd rozciągał się oszałamiający widok na pokryte śniegiem szczyty Piatra Craiului oraz, po prawej, Popasul Craiului. Punkt Belvedere koło refugiul Diany jest jednym z tych miejsc, gdzie będę studiował w trakcie sesji egzaminacyjnej.
Zdjęcia: Bartosz.
Powrót do Braszowa
Spędziliśmy w punkcie Belvedere ponad godzinę, ciesząc się słońcem, życiem oraz czytając książki i zajadając rumuńską chałwę. Nadszedł czas na powrót, więc ruszyliśmy. Po drodze podziwialiśmy ponownie pola usłane kwitnącymi krokusami oraz przebiśniegami, trochę kwiatów zerwaliśmy też aby udekorować mieszkanie.
Po drodze oprócz dużej grupy młodzieży, która wybrała się na weekend poodpoczywać na pobliskiej polanie, spotkaliśmy ponownie starsze panie oraz, co gorsza, pseudoturystów, którzy idąc przez te piękne okolice słuchali na głos jakieś cygańskiej muzyki, zakłócając ciszę lasu.
Jedna z kobiet widząc kwiaty w moich rękach zapytała się, czy to dla niej. Dałem jej część, po czym umiejętnie prowadząć rozmowę załatwiłem sobie i Bartkowi autostopa do Zarnesti. Usiedliśmy w BMW pomiędzy dwiema bardzo starymi babcinkami z koszykami pełnymi kwiatów. Coś wspaniałego. Po drodze babcinki zachwycały się, jakie to jesteśmy super chłopaki.
W Zarnesti na drodze do Braszowa po pięciu minutach stania złapaliśmy na stopa byłego policjanta, który nie miał zapiętych pasów przez całą drogę i tylko kiwał mijanym (około trzech razy minęliśmy po drodze!) policajntom, swoim znajomkom. Ponadto po drodze do Braszowa pokazywał nam wszystkie atrakcje turystyczne, począwszy od warownych kościołów w Vulcan i Codlei, Samotnego Wzgórza Magura Codlei, po Postavaru z Poiana Brasov. Był zszokowany, gdy po każdym pokazie i opowieści, co możemy tam zobaczyć i przeżyć mówiliśmy mu, że już te miejsca odwiedziliśmy. Było to dość zabawne, w każdym razie po jakichś trzydziestu minutach dotarliśmy do Bartolomeu. Cała trasa z Zarnesti do refugiul Diana zajęłaby nam pieszo około trzech godzin (ale złapaliśmy po drodze dwa autostopy, więc minęła trochę szybciej).
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)