Witamy w Istambule

Opublikowane przez flag-xx Małgorzata Filiczkowska — 6 lat temu

Blog: Filifionka w Turcji
Oznaczenia: Stypendium Erasmus

Na lotnisku w Berlinie przyglądałyśmy się Turkom z przerażeniem. To właśnie ci ludzie będą nas otaczać, ich język będziemy słyszeć, ich wzrok będziemy czuć na sobie. Nie zdawałyśmy sobie sprawy z tego co nas czeka.

Z lotniska odebrał nas Türker, średniego wzrostu Turek o zielonych, mądrych oczach. Kasia poznała go przez internet. To właśnie on był pierwszym źródłem informacji odnośnie praktycznych rzeczy związanych z miastem.

Byłyśmy pewne, że przyjedzie po nas autem. Niestety okazało się, że pomoc jaką nam zaoferował miała się ograniczać do jego towarzystwa, a my i nasze 30-sto kilogramowe bagaże czeka podróż autobusem, promem, a na końcu tramwajem, żeby tylko dostać się na europejską stronę miasta. Podając w wątpliwość wspaniałomyślność tego planu stwierdziłyśmy, że wydamy więcej, bo jakieś 6 € zamiast 3€ i bezpośrednio autobusem  dojedziemy do centrum.

Tam już czekał na nas Mehmet. To dzięki niemu udało nam się znaleźć mieszkanie w Istanbule, jeszcze przed naszym przyjazdem. Uzgodniliśmy, że odbierze nas z centrum i zaprowadzi wprost do drzwi naszego mieszkania.

Tutaj nastąpił moment, kiedy zaczęłam się zastanawiać co ja tu właściwie robię.

 Mehmet, młody, niewysoki, wątły chłopak z przydługimi włosami i sporym zarostem, łamanym angielskim miał nam do przekazania jedną wiadomość:

- Pojedziemy teraz do mojego mieszkania.

- Jak to do Twojego mieszkania? – zapytałam starając się ukryć wzmagającą we mnie irytację - Chcemy jechać do naszego, tego ze zdjęć, które nam wysłałeś.

- To dzisiaj niemożliwe. W waszym mieszkaniu są obecnie inni ludzie.

Mehmet wiedział od miesiąca, że przylatujemy 6 lutego i tego dnia wprowadzamy się do naszego mieszkania. Taka była umowa. Niestety mówił bardzo cicho i niezbyt dobrze po angielsku, dlatego jacy ludzie i dlaczego nadal tam byli, pozostało dla nas zagadką.

W tej sytuacji,  nadwyrężając dobrą wolę Türkera, zapytałyśmy czy mógłby nas przenocować u siebie. Wolałyśmy spędzić noc u kogoś, kogo zdążyłyśmy już poznać i choć to zbyt duże słowo na tą okoliczność, zaufać. Nie było to jednak możliwe, bo Türker zatrzymał się w Istambule tylko na kilka nocy i spał u swoich znajomych.

Mehmet, przeprosił nas za zaistniałą sytuację i zapewnił, że mieszka sam, więc w jego domu możemy się czuć bezpiecznie. Pomimo przyjaznego i wzbudzającego zaufanie usposobienia był jednak obcy. Nienawidzę sytuacji w których jestem uzależniona od okoliczności lub od ludzi. W  tamtym momencie jednak nie miałyśmy innego wyjścia. Było późno w nocy, a w portfelach włączony ‘tryb oszczędzania’ dlatego zdecydowałyśmy się z nim pojechać.

Ja, Kasia i nasze 60 kilogramów bagażu pożegnałyśmy się z Turkerem i zdałyśmy się na łaskę kolejnego nowopoznanego człowieka. Czekała nas kolejna godzina podróży w zatłoczonym metrobusie. W tym czasie próbowałam nawiązać rozmowe z Mehmetem, ale gwar i jego zdławiony sposób mówienia skutecznie uniemożliwił przeprowadzenie sensownej rozmowy.

W końcu dojechaliśmy do ostatniego przystanku tej linii metrobusa, a zgiełk metropolii zastąpił bezgłos śpiącego miasta. Miejsce to w ogóle nie przypominało gwarnego Taksimu, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nadal jestem w Istambule.

Mehmet zaczął szukać taksówki, a w mojej głowie powstawały coraz okrutniejsze scenariusze zakończenia dzisiejszego dnia.

- Kaśka, a co jeśli on ugadał się z jakimś mafiozą, który wywiezie nas teraz do haremu, wykorzysta, a potem poćwiartuje na kawałki, żeby ukryć ślady zbrodni? – zapytałam całkiem poważnie.

- Szczerze? W ogóle by mnie to nie zdziwiło. Już nic mnie dzisiaj nie zdziwi. – odpowiedziała obojętnie Kasia wsiadając do taksówki.

 

Kiedy dotarliśmy na miejsce, Mehmet wysadził nas i nasze walizki w ciemniej uliczce, a on sam wsiadł ponownie  w taksówkę.

- Czy możecie tu na mnie chwilę poczekać? – zapytał bezgłośnie.

Jako że nie chciałyśmy prowadzić kolejnej dyskusji zaczynając od „ale jak to?!”, przytaknęłyśmy zdezorientowane, a Mehmet wsiadł w taksówkę i pojechał dalej.

- Nie wierzę, że zostawił nas tu same. – powiedziałam.

- Jeśli zostaniemy u niego na noc, przecież może nas okraść – odpowiedziała po chwili Kasia jakby oderwana z transu. – Może zapytamy kogoś o jakiś hostel? Teraz kiedy ochłonęłam wiem, że chciał nam jak najbardziej ułatwić drogę do domu,

Nie czekałyśmy długo na okazję, bo akurat  przechodziły koło nas dwie starsze kobiety. W połowie po angielsku, a w połowie na migi wytłumaczyłyśmy, że szukamy zakwaterowania. Co zaproponowały gościnne Turczynki? 

Nocleg we własnym domu!

Wróciłyśmy do punktu wyjścia, a po naszych minach domyśliły się, że nie takiej oferty szukałyśmy. Niewzruszone przekonywały nas nadal. Jedna z nich nawet kładąc rękę na sercu wypowiedziała kilka razy słowo ‘Allah’. Wyglądało to jakby chciała nas przekonać, że możemy jej zaufać. To była moja wolna interpretacja, równie dobrze przecież mogła modlić się do Allaha, żeby nas trzymał w opiece, bo rzeczywiście, mogłyśmy już w tym momencie wyglądać całkiem mizernie.

Nagle wrócił Mehmet. Jego widok szczerze nas ucieszył, bo wybawił z tej dość żenującej sytuacji. Zabrał nas do swojego lokum, które okazało się całkiem przyjemnym, choć mało zagospodarowanym mieszkaniem.

Noc miałyśmy spędzić na jednym jednoosobowym łóżku. Przynajmniej miałyśmy dach nad głową.

Mehmet oprócz noclegu, taksówki, pomocy przy dźwiganiu bagaży na ostatnie piętro budynku zaoferował nam kolację składającą się chipsów, ciastek i tureckiej herbaty. Mieliśmy w końcu okazję poznać się lepiej. Trochę już spokojniejsze o nasze życie, o ironio, spałyśmy jak zabite. 


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!