Pierwsze wrażenia po wycieczce do Grecji - Ateny, część pierwsza.
Ostatnio usłyszałam od koleżanki taką to rzecz: moja siostra podróżuje po całej Europie i powiedziała mi, żebym nigdy nie jechała do Aten. Podobno w brzydszym miejscu nigdy nie była. I wiecie co? Totalnie się z nią nie zgadzam. Okej… może Ateny to miasto baaardo brudne, no ale bez przesady! Nie byłam w żadnej innej części Grecji (ale bardzo chcę to nadrobić, jak najszybciej), byłam tylko w Atenach. I co? Stolica tego kraju pozwoliła mi zakochać się w Grecji. Już nie mogę się doczekać, kiedy polecę na greckie wyspy takie jak Mykenos, albo Santorini. Bo Grecja jest jednym z ciekawszych miejsc, w jakich byłam. Może to nie Meksyk, o którym marzę, ale inna tania opcja na podróż.
Spędzamy urodziny za granicą
Razem z moją przyjaciółką Kaśką postanowiłyśmy w zeszłym roku, spędzić nasze urodziny gdzieś za granicą. Moje są wcześniej, więc wyjechałyśmy do Madrytu. Kaśka urodziny ma w czerwcu, pojechałyśmy więc do Grecji. Wybór tych miejsc był przypadkowy. Weszłyśmy na stronę internetową tanich linii lotniczych Ryanair i sprawdziłyśmy, gdzie w maju i czerwcu można polecieć za jak najtańszą kwotę. Leciałyśmy z Budapesztu (tam wtedy mieszkałam, Kaśka mieszkała w Czechach w Brnie, więc też miała blisko). Za bilety do Aten zapłaciłyśmy około dwustu złotych w dwie strony od osoby. Kupowałyśmy bilety z wyprzedzeniem, ale z tego co wiem, loty z Polski do Aten też nie są drogie, nawet jeśli nie planuje się wycieczki kilka miesięcy wcześniej. Wyjazd zaklepany, bilety kupione. Pora planować wyjazd i czekać na czerwiec!
Planowanie w wykonaniu Moniki Wiśniowej
Zawsze przed wyjazdem obiecuję sobie tym razem zaplanować wyjazd. Chcę usiąść przy biurku, sprawdzić przewodniki, miejsca godne uwagi, przypomnieć sobie coś z lekcji historii sztuki. Chcę być gotowa na wyjazd. Przydatne przed wyjazdem okazują się blogi, na których podróżnicy opisują miejsca, w których można tanio zjeść, dają wskazówki co warto zobaczyć. Z internetu można dowiedzieć się wszystkiego. Wystarczy poświęcić na szukanie tego wszystkiego kilka godzin. Ile razy przygotowałam się do wyjazdu? Aż raz. A wiecie, co jest w tym najśmieszniejsze?
Ostatecznie nie pojechałam na dokładnie zaplanowaną wycieczkę. Cała ja… Do Aten jechałam znowu bez odrobionych lekcji. Wiedziałam jedno: chcę zobaczyć Erechtejon (moje odwieczne marzenie – zobaczyć na własne oczy kariatydy) i zjeść słynnego greckiego kebaba. I jak tu podróżować ze mną? Kaśka miała ochotę pare razy mnie zabić na tym wyjeździe. Chociaż sama też się nie przygotowała (też miała takie plany, które oczywiście nie wypaliły). Ostatecznie bawiłyśmy się świetnie, ale o tym po kolei.
Sama podróż
Jak już wspomniałam, leciałam do Aten z lotniska Liszt Ferenc w Budapeszcie. Po dwu godzinnym locie wylądowałyśmy na lotnisku w stolicy Grecji. Po wyjściu z samolotu od razu uderzyło nas ciepłe powietrze. Zanim dotarłyśmy do centrum, zdążyłyśmy się mega spocić. Jak dojechać do centrum z lotniska? Metrem, albo autobusem. Autobus jest tańszy, a studenci mają zniżkę studencką. Za bilet w jedną stronę zapłaciłam trzy euro, czyli jak na transfer z lotniska – bardzo mało.
Jechałyśmy i jechałyśmy, podziwiając widoki. Osuszone pola niczym nie przypominały Polski ani Węgier. Dotarłyśmy do głównego placu, z którego musiałyśmy trafić do naszego wynajętego pokoju. Zdecydowałyśmy się na najtańszą opcje, czyli AirBnb, o którym wielokrotnie już tu pisałam. Za trzy noce zapłaciłyśmy dwieście trzydzieści złotych – za dwie osoby. Czyli tyle, ile zapłaciłam za dwie noce w hostelu w Poznaniu. Airbnb się opłaca co? Mieszkałyśmy u przesympatycznego Greka, który na wstępie poczęstował nas arbuzem i przygotował dla nas wszystkie udogodnienia: ręczniki, kosmetyki, prześcieradła. Po zameldowaniu od razu wzięłyśmy prysznic i pobiegłyśmy zwiedzać. Jedyny minus noclegu: trochę daleko od centrum. Piechotą jakieś pół godziny, ale tramwajem bliżej. Tramwaje w Atenach są śmieszne. Bilet studencki kosztuje sześćdziesiąt centów, ale czasami ciężko go kupić – przegrzane maszyny od słońca przestają działać. Podobno kontroli biletowych zbyt często tam nie ma. Ja jestem jednak uczciwa i nie lubię nie kupować biletów. To a cena komunikacji miejskiej w Atenach jest śmiesznie niska, po co więc próbować dostać mandat na siłę?
Co do naszego noclegu: mogłyśmy korzystać z salonu i balkonu. A na balkonie co? Widok na Akropol. Odległy, ale jednak. Dziś za oknem mam gdańskie żurawie, też nie jest najgorzej.
Pierwsze wrażenia
Wyszłyśmy z wynajmowanego mieszkania i z mapą w telefonie ruszyłyśmy w kierunku centrum. Pierwsza rzecz, która mnie zachwyciła to… palma. Kocham palmy i bardzo żałuję, że nie mamy takich w Polsce, no ale. Palma ta nie była zwyczajna. Przypominała wielkiego ananasa. Miłość od pierwszego wejrzenia. Było gorąco, a my błądziłyśmy po ciasnych uliczkach pełnych bloków mieszkalnych. Nie widziałyśmy zbyt wielu sklepów, ciężko było nam kupić jakiś zimny napój. Ostatecznie się udało, ale na bocznych uliczkach sklepy otwierane są o dziwnych porach. Raz otwarte, raz zamknięte. Chyba zależy to od humoru właścicieli. Topiłyśmy się w upale. I nie tylko my. Na ulicach Aten leży dużo śmieci. Ich odór od ciepła maksymalnie odpycha. No ale, da się to przeżyć. Dotarłyśmy do centrum, które było jakby ładniejsze.
Pierwszy dzień w Atenach
Zmęczone upałami darowałyśmy sobie zwiedzanie. Postanowiłyśmy pierwszy dzień poświęcić imprezowaniu. My zawsze na jakimś wypadzie oprócz zwiedzania musimy zaszaleć. Skoro było to urodziny Kaśki, dałam jej prawo do decyzji. Ta pragnęła obejrzeć odbywający się wtedy mecz Euro Polska – Ukraina. Długo szukałyśmy pubu, baru, gdzie mogłybyśmy ten mecz obejrzeć. Gdzieś tam w necie przeczytałam, że w Grecji trzeba uważać na naciągaczy. Zazwyczaj starsi panowie zapraszają cię na drinka do ich restauracji/baru oferując go za darmo. Po tym jak wypijesz darmowy trunek, wystawiają ci za niego rachunek… miałyśmy takich zaproszeń co najmniej dziesięć. Dobrze, że wiedziałam o co chodzi i na nie nie przystawałam. Dlatego miałyśmy problem ze znalezieniem swobodnej miejscówki.
W końcu się udało. Obejrzałyśmy mecz, wypiłyśmy piwo, zjadłyśmy przekąski (w Grecji nawet jeśli zamówisz sam sok, dostaniesz coś do schrupania – Polsko ucz się od Grecji) i cieszyłyśmy się z wygranej naszej polskiej drużyny. Później wybrałyśmy się na plac Sindagma – to główny plac (przy którym zatrzymywał się nasz autobus z lotniska). Usiadłyśmy na schodkach i podziwiałyśmy tańczących małolatów. Fajnie sobie radzili z brakedancem i innymi tego typu ulicznymi tańcami. My wyjęłyśmy piwko z siatek (kupiłyśmy je w pobliskim kiosku) i raczyłyśmy się trunkiem. Nie wiem, czy w Grecji można pic piwo w miejscach publicznych, ale tylko my piłyśmy alkohol. Trochę wstyd. Później pojechałyśmy do dzielnicy klubowej. Żeby nie odstawać od reszty. Byłyśmy w całkiem fajnym miejscu z imprezą na dachu. Uwielbiam sky bary. No ale, impreza imprezą. Uczciłyśmy urodziny Kaśki i wróciłyśmy do mieszkania by zbierać siły na zwiedzanie następnego dnia.
Plaża, czyli to co Monisia lubi najbardziej
Jak się pewnie domyślacie: alkohol równa się kac. Nie miałyśmy siły by zwiedzać. Ale nic straconego. Jesteśmy w Atenach, które leżą nad Zatoką Sarońską. Jaki pomysł? Lecimy na plażę. Kupiłyśmy sobie śniadanko, wodę i arbuzy i poszłyśmy na tramwaj. Podróż komunikacją miejską na najbliższą plażę trwała około czterdziestu minut. Jednak było warto. Z placu Syntahagma jadą tam dwa tramwaje. Na rozwidleniu torów jeden skręca w lewo, drugi w prawo. Oba jednak zawożą pasażerów na plaże. My udałyśmy się na Marinę Flisvos. I to była miłość od pierwszego wejrzenia. Od dziecka kocham się w morzu, dlatego wyprowadziłam się do Gdańska. Jednak woda w Grecji bije na głowę brudny Bałtyk. Plaże mamy lepsze, bo piaszczyste nie kamieniste. Jednak piękna czysta i ciepła woda w Grecji to mój powód do zazdrości. Od razu poszłyśmy pływać!
Reszta opowieści, w następnym odcinku, już jutro!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)