Niedaleko Huelvy znajduje się Pomnik Kolumba, po hiszpańsku nazywany Monumento a Colón lub Monumento a la Fe Descubridora. Często przedstawiany na pocztówkach i okładkach przewodników jest jednym z symboli tego niewielkiego regionu.
Zanim przyjechałam do Huelvy, myślałam, że pomnik znajduje się w mieście. Przez pierwsze dni chodziłam nad przystanie i rozglądałam się za tym charakterystycznym monumentem.
Jednak pierwszego weekendu, kiedy pojechałyśmy z Kamą do Palos de la Frontera i Moguer, przejeżdżałyśmy przez most na rzece Rio Tinto. Pomnik znajduje się tuż obok niego. Droga prowadzi dookoła niego, dzięki czemu mogłyśmy mu się dobrze przyjrzeć.
Postanowiłyśmy do niego wrócić, rowerem czy piechotą.
Przez prawie cały semestr brakło nam czasu czy motywacji, tak że zebrałyśmy się dopiero pod koniec stycznia.
Nie miałyśmy rowerów w mieszkaniu, a w mieście nie było jako takich stacji do wypożyczenia, więc postanowiłyśmy iść z buta.
W pewną słoneczną sobotę (a może niedzielę? ), po wcześniejszym obiedzie, spakowałyśmy butelki wody i ruszyłyśmy. Najpierw musiałyśmy dojść do Muelle del Rio Tinto, a potem odbić w lewo, w stronę oceanu.
Chodnik biegnie cały czas wzdłuż szerokiej drogi, ale po drugiej stronie zaczyna się nadrzeczna promenada, która często odbiega od ulicy i jest na niej dużo spokojniej.
Już na samym początku znajdujemy niewielką plażę, pół-piaszczystą i pół-skalistą. Para nurków musiała dopiero co wyjść z wody, bo na pobliskim kamieniu suszą się dwa kombinezony.
Poszłyśmy dalej. Na tym odcinku, co chwila mijałyśmy drewniane zadaszenia z ławkami, gdzie chociaż na chwilę można było się schować przed palącym słońcem.
Jestem jednak człowiekiem północy i nie dla mnie tropikalne klimaty :P
Wędrowałyśmy wzłuż rzeki i nacieszałyśmy oczy tymi fantastycznymi widokami. Uderzyła mnie miła myśl, że nie muszę wcale jechać do Kadyksu czy Malagi, żeby mieć ładne widoki (musiałam tam pojechać, ale było też wiele innych powodów :D).
Nagle naszym oczom ukazało się coś, co zupełnie nie pasowało do otaczającego krajobrazu. Wielka rura przechodząca nad jezdnią i wpadająca do rzeki. Kilka kroków do przodu, ominęłyśmy krzaki i zobaczyłyśmy wielkie budynki fabryk, których infrastruktura rozciągała się za jazdnią, nad jezdnią, a wielkie rury co chwila wpadały do rzeki.
Ciężko opisać słowami ten dysonans - z jednej strony błękitne niebo, niebieska (choć nie przezroczysta :P) woda i zielona trawa. Z drugiej - wielkie, szare, odrapane fabryki z dymiącymi kominami.
No cóż. Huelva. Miasto przemysłowe. Spodziewałam się jednak, że te fabryki będą jednak trochę dalej za miastem.
Postanowiłam się tym nie zrażać i po prostu nie patrzyłam w tamtą stronę.
W kilku miejscach ścieżka prowadzi nad wodą i przechodzi się przez drewniane mostki, które możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej.
Momentami musimy schodzić nieco na bok, bo przed nami pomykają rowerzyści.
My tymczasem przystajemy co chwila i patrzymy na to co przed nami i pod nami. Pod sobą widzę zaledwie trzciny i trawy zanurzone w mulistej wodzie, którą można wręcz nazwać bagnem. Nie przestraszcie się! Tak wygląda tylko kawałek wody, tuż przy brzegu.
Za to przed (i nieco na prawo) nami rozpościera się taki oto widoczek:
Przyjemnie, prawda? :)
Powoli dochodzimy do miejsca, w którym ląd, a przez to i ścieżka, zakręcają w lewo. W tym miejscu schodzimy na chwilę z drewnianych pomostów na betonowy chodnik, który prowadzi koło restauracji i przystani morskiej. Grupa nastolatków szoruje niewielką łódkę. Woda ze szlaufra spływa w stronę rzeki, przez nasze stopy.
W restauracji ciężko znaleźć wolny stolik. Jest weekend, więc całe rodziny Hiszpanów wyszły poza swoje cztery ściany, żeby się trochę zabawić.
Z drugiej strony oni robią to cały czas, więc dzień czy pora nie mają absolutnie żadnego znaczenia :D
Za restauracją znowu wchodzimy na kładkę i już widzimy cel naszej podróży, czyli Monumento a la Fe Descubridora. Zostało nam do pokonania raptem 500 metrów.
Pod samym pomnikem kilkanaście rodzin rozstawiło swoje grille, przenośne stoliki i krzesła. Nie widziałam, jakie pyszności tam przyżądzali, ale pachniały cudownie!
Dotarłyśmy do celu! Ten posąg, którego tak wypatrywałam od pierwszego dnia pobytu i który tylokrotnie mijałam w drodze do innych andaluzyjskich miejscowości...
Usiadłyśmy u jego (czytaj: Kolumba) stóp i tak trwałyśmy. Patrzyłam na monument, ląd i ocean i zastanawiałam się, że to dziwne - za miesiąc już mnie tu nie będzie. Spędziłam tutaj tyle czasu, ale jednocześnie to wszystko tak szybko minęło...
Ścieżka, od Muelle del Rio Tinto, ma długość około 4 kilometrów. Jej przejście, spacerowym tempem, zajęło nam średnio 1 godzinę w jedną stronę. Mimo, dużej ekspresówki i szarych fabryk warto się nią wybrać pod posąg Kolumba.
Wzdłuż río Odiel - w kierunku, gdzie rzeka uchodzi do oceanu... :)