Podróż do Helsinek (2/3): Miasto
Witajcie znowu, "Erasmusi" z całego świata! Tak oto, jak tylko zakończyliśmy przygotowania do podróży, nadszedł dzień, żeby z niej skorzystać. Zdecydowaliśmy, że spotkamy się bardzo wcześnie rano na przystanku autobusowym Päivänpaiste, aby uniknąć problemów przy zakupie biletów na pociąg do Helsinek.
Jeśli się nie mylę, umówiliśmy się na mniej więcej 8 rano, żeby wsiąść najpierw do autobusu do Kauppatori, a stamtąd poszliśmy pieszo na dworzec kolejowy, choć nie miałem pojęcia, jak tam dojść; jednak ktoś z naszej grupki dobrze nas prowadził. Muszę tu wspomnieć pewnym zdarzeniu, które potem zawsze już brałem pod uwagę. W Finlandii banki są otwarte w soboty, ale od 10:00. Uświadomiłem to sobie, bo potrzebowałem pieniędzy, a kiedy miałem zamiar iść je wybrać- bank był zamknięty i musiałem jechać zaraz do Helsinek; ) Na szczęście koledzy byli w porządku i pożyczali mi tak długo, aż mogłem zdobyć pieniądze.
Zaskoczyło nas to, co zastaliśmy na dworcu: nie byliśmy tam sami! Natknęliśmy się na grupę, jadącą do Tallina, a z Turku do Helsinek pojechaliśmy razem z Alejandrem i Razvanem, którzy podróżowali w większej grupie "Erasmusów". Ciekawostka: kupując bilety musieliśmy uważać, z kim będziemy mieć do czynienia w momencie zakupu; mam na myśli okienko. W Finlandii studenci korzystają z 50% zniżki na przejazdy, ale trzeba oczywiście udowodnić, że jesteś studentem; jedni proszą o okazanie legitymacji, inni nie. Chodziło o to, że żadne z nas nie miało przy sobie legitymacji, uciekliśmy się więc do fortelu i ustawiliśmy się do tej kolejki, gdzie wystarczyło powiedzieć, że jesteś studentem, żeby sprzedali ci bilet studencki. I tak wyszło 30 € za bilet w dwie strony, bez problemu.
Mimo wszystko, już wewnątrz pojazdu, konduktor, widząc bilet studencki, też prosił o legitymację, więc poczuliśmy się jak kanciarze. Jednak nic się nie stało; byli sympatyczni i powiedzieli nam, żebyśmy następnym razem mieli przynajmniej jeden dokument poświadczający, że jesteśmy studentami.
Podczas trwającej około półtorej godziny podróży nie tylko rozmawialiśmy, ale podziwialiśmy też przepiękne fińskie krajobrazy; powtarzanie tego nigdy mi się nie znudzi: to po prostu trzeba zobaczyć, bo jest rewelacyjne! Poza tym przejeżdżaliśmy przez różne miasta i miasteczka, m.in. Espoo- miejsce, w którym znajduje się słynne jezioro Bodom; od związanych z nim przerażających wypadków (sprawa do tej pory niewyjaśnionego morderstwa) wywodzi swoją melodyjną nazwę fiński deathmetalowy zespół "Children od Bodom". Po przyjeździe do Helsinek (stacja na szczęście znajduje się w centrum) pożegnaliśmy się z jadącymi do Tallina, złapaliśmy tramwaj w kierunku naszego czterogwiazdkowego hotelu (Radison) "z widokami na Zatokę Fińską" (to zdanie, które bardzo nas ucieszyło wyskakując w ogłoszeniu, podczas rezerwacji biletów on-line i powtarzaliśmy je przez całą drogę, aż wreszcie stało się wnerwiające).
Kiedy znaleźliśmy się w hotelu, poinformowano nas, że na ten moment mogą zaoferować nam tylko jeden pokój, a drugi udostępnią nam później; w rezultacie zostawiliśmy wszystkie bagaże w pokoju, który przeznaczyliśmy na pewno dla dziewczyn (Any, Lourdes i Nurii) i nie traciliśmy więcej czasu, bo pragnęliśmy już zacząć wędrówkę po mieście. Jak tylko zdobyliśmy w hotelu jakieś mapy i ustaliliśmy prowizoryczną trasę, ruszyliśmy w drogę.
Z hotelu wyszliśmy w kierunku centrum. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, że centrum Helsinek oznacza miasto samo w sobie; nie jest zbyt duże i z łatwością można je przejść pieszo, dokładniej: to przedmieścia i dzielnice mieszkaniowe determinują wielkość Helsinek. Z drogi do centrum, a właściwie do portu, w którym znajduje się Kauppatori i inne zabytki, zeszliśmy na plac targowy. Potem zrobiliśmy przystanek przy głównej drodze, przypominającej madrycką Gran Vię (tylko, że w Helsinkach). Był to wielki i szeroki bulwar, na niektórych odcinkach którego znajdował się deptak i który prowadził prosto do portu. W porcie znajdował się nie tylko Kauppatori, ale też inny bazar, gdzie również handlowano świeżymi produktami; można było stamtąd zobaczyć ratusz i podziwiać majestatyczne sylwetki dwóch katedr w Turku (luterańskiej i prawosławnej), w których kierunku ruszyliśmy potem. Bytność w porcie wykorzystaliśmy na zakupu biletów na prom do fortecy Suomenlinna, którą zamierzaliśmy zwiedzić następnego dnia. To stara wojskowa forteca, na współczesne potrzeby przekształcona w atrakcję turystyczną.
Przechodząc do katedr (protestanckiej, a następnie- prawosławnej) muszę przyznać, że obie zrobiły na mnie wrażenie, ale prawosławna może nieco większe. Prawdę mówiąc obie bardo się różnią. Podczas gdy luterańska znajduje się na wielkim placu, u szczytu schodów i jest niezwykle biała; biała i neoklasycystyczna, prawosławna prezentuje raczej styl typowy dla rosyjskich kościołów. Jest zdecydowanie bardziej kolorowa i ma więcej elementów dekoracyjnych, więcej obrazów. Jest jednak mniejsza, a żeby się do niej dostać, również trzeba wejść pod górkę. Obie zostały zbudowane na wzniesieniach, co dało mi do myślenia. Później spędziliśmy też chwilkę na placu katedry protestanckiej, na środku którego znajduje się dosyć ładny pomnik ku czci... sprawdź sam, jakiego króla/ cesarza/ prezydenta czy kogoś innego. Przypominam sobie dobrze, że zobaczyliśmy kondukt ślubny, wychodzący z katedry protestanckiej; jak świetnie wszystko wyszło XD. Tu macie kila fotek, które wtedy pstryknęliśmy.
Po zwiedzeniu katedr, skierowaliśmy się do dzielnicy handlowej. Tak naprawdę również można zliczyć ją do centrum, bo nie jest oddzielona wyraźnie od katedr; w zasadzie znajduje się tuż obok, ale- jak już powiedziałem - jest raczej handlowa, niż turystyczna. Dosyć mi się tam podobało. Przy niezwykle szerokich ulicach stało mnóstwo sklepów; wszędzie mnóstwo sklepów ze wszystkim, również centrów handlowych, całe hale handlowe... cała komercyjna działalność miasta wydawała się tam skupiać, więc tam poszliśmy. Sklepy, banki, restauracje, hotele... nawet Wall Trade Center! Było tam wszystko! W związku z tym postanowiliśmy zatrzymać się na chwilę, żeby zjeść coś -w miarę możliwości- na naszą kieszeń. Wybór był więcej niż rozsądny: McDonalds.
Po posiłku (podczas którego żarty, ciekawostki i głupie dowcipy sypały się jedne po drugich) ruszyliśmy do znajdującej się również w centrum dzielnicy, otaczającej dworzec kolejowy, na który przybyliśmy tamtego ranka. Był tam bardzo ładny park z jeziorem, który zobaczyliśmy tylko z daleka, bo woleliśmy pospacerować w pobliżu Akademii Muzycznej Jeana Sibeliusa, słynnego i uznanego fińskiego kompozytora. To bardzo piękne malownicze miejsce, gdzie chwilkę odpoczęliśmy, bo czas sprzyjał. Stamtąd zdecydowaliśmy się iść do kamiennego kościoła, a następnie- do innego parku, nieco bardziej oddalonego od centrum (bardziej na północ) i wrócić do hotelu, żeby przygotować się do wieczornego wyjścia. Kamienny kościół już był zamknięty, więc obeszliśmy się smakiem. Oczywiście nie możliwe, żeby zamknęli park XD. Był bardzo ładny i duży; w dodatku znajdował się niedaleko od morza, a znany jest z jednego z najsłynniejszych pomników w mieście (Jeana Silbeliusa).
Jak tylko przemierzyliśmy park, bardzo zadowoleni z naszej całodzienniej wycieczki po stolicy, postanowiliśmy wrócić do hotelu, a po drodze kupić coś do jedzenia. I właśnie wtedy zdarzyło się coś, co stanowiło temat naszych rozmów i żartów aż do końca podróży i przez większą część naszego Erasmusa: domy z "Harrego Pottera"; ), tj. Eloy zaczął opisywać archetyp członka każdego z nich, żeby zobaczyć, do którego byśmy przynależeli. Doszliśmy do wniosku, że wszyscy członkowie wykazują inne cechy, przymioty... XD.
W hotelu poszliśmy do swoich pokoi: chłopaki do swojego, a dziewczyny- do swojego :D dziewczynki- z dziewczynkami, chłopcy- z chłopcami XDD, teoretycznie, żeby przygotować się do kolacji, zjeść razem w jednym z pokoi i wyjść. Nie wiem, co robiły "dziewczynki"... my, wariaci, zaczęliśmy pić piwo, słuchać muzyki, pić piwo i... (dlaczego by nie? ) prać się i we trzech demolować pokój; zdarzenie sfilmowane, ale materiał nie został opublikowany. Kiedy dziewczyny przyszły już przygotowane i nas zobaczyły- zamarły. One, całkiem gotowe i wystrojone, miały siadać do kolacji, a jak mogliśmy wyjść my: pijani, spoceni, brudni, do połowy nadzy i nieprzytomni...? Wyobraźcie sobie resztę.
Po kolacji, sprzątaniu i przyszykowaniu się, w końcu postanowiliśmy wyjść, ale nie udało się tak, jak wcześniej myśleliśmy. Skoczyliśmy tylko do pubu na piwo i wróciliśmy. Byliśmy już zmęczeni, a został nam przecież jeden dzień zwiedzania Helsinek.
I taki był dzień pierwszy! Dzięki za przeczytanie. Do następnego razu!
Treść dostępna w innych językach
Podziel się swoim Erasmusowym doświadczeniem w Helsinki!
Jeżeli znasz Helsinki, z perspektywy mieszkańca, podróżnika lub studenta z wymiany, podziel się swoją opinią o Helsinki! Oceń różne aspekty tego miejsca i podziel się swoim doświadczeniem.
Dodaj doświadczenie →
Komentarze (0 komentarzy)