Złoża ropy... w Czechach?

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: Ogólnie

Kolorowe Brno

Macie czasami wrażenie, że gdy idziecie przez miasto, co krok wpadacie na jakichś dziwaków? Ja też. Jedziesz sobie spokojnie o dziewiątej rano na zakupy tramwajem i widzisz: kobietę w długiej do ziemi czerwonej sukni z rozszerzonymi rękawami, jakiegoś Shinigami, a potem laskę ze skrzydłami w parze z facetem w fraku i cylindrze. Przechodzą sobie najspokojniej w świecie przez pasy na jezdni w okolicach centrum kongresowego. Za mendlakiem wcale nie jest lepiej, czy może właśnie jest.

Złoża ropy... w Czechach?

A całe to poruszenie z powodu Animefest 2016. Wydarzenie trwa w brneńskim kongresowym centrum od 29.04 do 1.5. Szkoda, że nie uda mi się w nim uczestniczyć.

W programie gry planszowe ( z dopiskiem cały dzień/cała noc xD), gry na konsole, wystawy obrazów, warsztaty walki (dla niezaawansowanych – samoobrona, walka mieczem i szablą, itd.). Są też zajęcia z japońskich sztuk walki, a także turniej walki – na zasadzie każdy z każdym.

Będą też gry taneczne – zaczynając od skakania „tak jak się zaświeci”, a także testowanie wirtualnej rzeczywistości na specjalnym sprzęcie.

Zdaje się, że znajdzie się tam nie tylko wszystko dla fanów fantasy i anime, ale także miłośnicy Science Fiction mogliby znaleźć coś dla siebie.

Wycieczka krajoznawcza

Zawsze, gdy jedziemy na walkę, musimy dojechać do kolejnej małej wioseczki oddalonej o pół godziny lub godzinę od  Brna. Sama podróż to zwykle całkiem niezły fun. Za każdym razem wcale nie jesteśmy pewni czy dojedziemy. Dzisiejszy dzień w ogóle obfitował w spóźnienia, nieporozumienia, wypadki, wybite szczęki, itd.

Po pierwsze jedziemy według instrukcji ze świętego notesika. Nie dajcie się zwieść pozorom – każdy początkujący biznesman musi mieć swój święty notesik. Niektórzy mają wielkie kalendarze, inni małe zeszyciki, ale muszą mieć coś w czym będą skrzętnie notować – w końcu są tacy zorganizowani. Najbardziej dziwią gryzmoły nie do rozczytania napisane ręką mojego mistrza napisów. Komuś się nie chciało postarać? Ale żeby charakter pisma aż  tak różnił się od Marcelowego ułożonego, eleganckiego pisma?

Zeszycik jednak zawodzi i trzeba zdać się na mapę. W roli nawigatora JA – czyli ta, która nigdy nie wyprowadziła nikogo z nikąd, co najwyżej ta, która dodatkowo gmatwa proste ścieżki. Po piętnastu minutach miauczenia, że nie działa i się nie da, a na tej mapie to nic nie widać udaje mi się odnaleźć interesujące nas miejscowości. Jeszcze tylko ostatnia próba Marcela zawiezienia nas w pole: „Ups…. tutaj jednak drogi nie ma.” I docieramy do celu.

Ale wracając do zalet wycieczek krajoznawczych, wiecie, że Czechy posiadają swoje złoża ropy naftowej? Firma to Moravske Naftove Doly. Nie wiem jak się te wszystkie fabryki, procesy i takie rzeczy fachowo nazywają, ale na naszej ścieżce płonęła dosyć wymowna pochodnia.

Złoża ropy... w Czechach?

Druga rzecz to liczne winnice w tej okolicy. Jeszcze uśpione, ale i tak robią wrażenie. Czy tylko ja wyobrażałam sobie winnice zupełnie inaczej?

No, ale dzięki nim przynajmniej mogę teraz sączyć Modrego Portugala, który jest jednym z najbardziej odświeżających win, jakie kiedykolwiek widziałam.

Złoża ropy... w Czechach?

Walka

Ja panikuję, że jesteśmy na ostatnią sekundę, a chłopcy z klubu Marcela dojeżdżają na miejsce po nad pół godziny spóźnieni. Na szczęśnie na tych turniejach wszystko jest tak zorganizowane, że ważenie przeciąga się aż do pojawienia chłopaków. Do tego czasu ja zdążę zlokalizować klubowy bar. W czas walk sprzedają napoje przekąski, zestawy obiadowe – przede wszystkim dla sędziów i pozostałych zatrudnionych, a ja kupuję sobie pierwsze piwko (tylko 20 koron - przy tym warte podkreślenia, bywalcy tych imprez często sączą sobie piwko, a w klubowym barze nie jest problemem takowe zakupic)..

Złoża ropy... w Czechach?

U nas w Brnie majówka zdaje się będzie słoneczna. Dziś jest gorąco, więc w aucie dosyć się podgotowaliśmy, dlatego też po szybko wypitym piwku zdążyło mi się zakręcić w głowie i gdy siadam i patrzę na walkę najmłodszego z naszych chłopaków, zastanawiam się czy jest tu tak ciepło, czy dzieje mi się coś oczami. Marcel pomaga trenerowi jako sekundant i ledwie Młody wchodzi na ring słyszę wielki plask i tuż przede mną pada chłopak z niebieskiego rogu. To była mocarna bomba! Leży. A potem moja damska natura musi się objawić z cała swoją słabością. Chłopak dostał nieszczęśliwie na szczękę. Takiego wycia jeszcze nie słyszałam nigdy w życiu. Słyszałam żony płaczące za mężem, matki za synem, córki za ojcem, ale takiego dźwięku wydostającego się z gardła człowieka jeszcze nigdy. Chłopaka po dłużej chwili udało się poskładać do kupy, uspokoić, porozbierać z ochraniaczy i ściągnąć z ringu, ale niepokój pozostał na dłuższą chwilę, mimo epickiego zwycięstwa naszego młodzieńca.

Klub ma z tego dnia dwa epickie nokauty na swoim koncie. Jeden z młodzików, a drugi z wagi do 75 kg. Marcel niestety dziś przegrał na punkty, ale spokojnie przeboksował całą walkę. Do następnego spotkania czeka go masa treningów, no i wiadomo nad czym trzeba pracować.

Złoża ropy... w Czechach?

Kolejne wypadki czekały na nas podczas tradycyjnego spotkania na kawkę, kofolę, piwko w restauracji dla zmotoryzowanych po drodze. Trener stawia piwko, no więc piwkujemy, czekając na chłopaków, zastanawiając się, gdzie na litość boską się podziewają – pojechali w innym kierunku niż my i ich nie ma… nie ma… nie ma…

W końcu Marcel wstaje i idzie ich szukać. Okazało się, że zaparkowali z jakiejś zupełnie innej strony i cały czas czekają na nas, kiedy my spokojnie czekamy na nas. Czekali na tyle długo, że połowa kompani się już rozjechała. Spotkanie w uszczuplonym gronie dochodzi do skutków i przy śmiechach, chichach i dyskusjach deklaruję, że chcę spróbować i po powrocie z Polski zamierzam dołączyć do treningów. Marcel mój pomysł traktuje sceptycznie, ale nie broni mi spróbować swoich sił, zapewne z przekonaniem, że gdy dostanę wreszcie na nos lub znudzą mnie podobne pomysły dam sobie spokój. Zobaczymy. Po długaśnej przerwie od zapasów, gdy zaczęłam jeździć z Marcelem na walki odkryłam, że gdzieś głęboko tęsknię za atmosferą zawodów i chciałabym znów poczuć podniecenie przed walką – to które czuje się przed własną walką, a nie Marcela. Może będzie mi to dane jeszcze kiedyś poczuć.

Złoża ropy... w Czechach?

Na chwilkę przed wieczorem panieńskim

To już pojutrze, a to co będę miała z jutra to oczekiwanie na autobus i czternaście godzin podróży. Już jestem zmęczona, a przecież proces jeszcze się nie rozpoczął. Dziś poszłam na otwarcie nowej kolekcji do Orsaya – przywitał mnie miły, niealko drin z blue curacao J. Bony zniżkowe (20%) na całość zakupów, dostawały nie tylko stałe klientki, ale także każda z Pań, które w ten dzień odwiedziły sklep. To co się tam działo przed dziesiątą to było szaleństwo. Panowie przy stoliczku na sofach siedzieli i pilnowali drinków dam, a te przymierzały przy nich, czy też biegały po sklepie w poszukiwaniu nowych ciekawostek. Ja wpadłam na szybko. Chciałam wykorzystać bon, w głębi serca myślałam też o załatwieniu sobie jakichś damskich, ładnych łaszków i eleganckiej marynarki do szkoły i do pracy. Marcel ma swoje koszule i marynarki, i eleganckie buty,  a ja mam rzeczy, które pokupowałam co najmniej dwa lata wcześniej w secondo handach. Nie chodzi o to, że moje rzeczy są słabej jakości, ale są stare. Codziennie otwieram szafę i widzę to samo, i wiem, że ani mnie nie zaskoczy w co się ubiorę, ani nikogo innego, a przecież nie każda dziewczyna, ale każdy człowiek w ogóle lubi dobrze wyglądać i dobrze się ubierać – być docenianym. Zawsze patrzyłam na modnisie i im zazdrościłam, nie tego że ubierają się modnie, ale tego, że ich ciuchy są stosunkowo nowe, wyglądają świeżo i pasują jakoś do pory roku. Moje czarne bluzy i  koszulki pasują do wszystkiego, co sprawia, że właściwie do niczego specjalnego.

Znacie to: „jak wszyscy są super, to nikt nie jest” i to samo odnosi się do moich rzeczy: „jak wszystkie są uniwersalna, to w zasadzie nie są… żadne”. To nie do końca parafraza wcześniejszego cytatu, ale wszyscy wiecie o co chodzi.

Szofer

Marcel w roli szofera woził trenera wieczorem po mieście, po pieska, a potem został zaproszony na podwieczorek, a my się pakujemy i czekamy…czekamy…czekamy…

Tu znowu – nie boję się zostawić Lokiego mamie i babci Marcela, po prostu fakt, że mam tak długo być z dala od niego paraliżuje mnie. Wiem, że uwielbia mnie i Marcela i wiem, że przez ten czas będzie bardzo za nimi tęsknił. Zna mamę i babcię, ale przecież nie będzie z nimi spał w łóżku, tak jak z nami. Będzie sam jeden biedny, zostawiony na przedpokoju. I będzie tęsknić. Serce mi tego nie wytrzyma. Tęsknię za Polską – tj mamą, bratem, Dianą i szwagrem, i Adasiem, i Babcią, ale wiem jak będę tęsknić za Marcelem i Lokim.

Marcel właśnie szkoli Lokiego.

Na kolację spaghetti z owocami morza. No i oglądamy walki.

Złoża ropy... w Czechach?


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!