Trochę z innej strony o podróżowaniu - nie cel, a miejsce wyjazdu. Dworzec Główny we Wrocławiu.
Bez zmian, ciągle jeżdżę sobie
Niedługo koniec roku, czyli czas podsumowań. Jest to też czas, w którym jadę do domu rodzinnego. Mam więc trochę więcej czasu niż zwykle na odpoczynek i lenistwo. Podsumowuję cały rok, ruszam z kolejnego dworca, kolejny raz gdzieś jadę. Nie bez powodu wybrałam na nazwę bloga „jeżdżę sobie”. Często się przemieszczam, mam jakąś chorobę podróżowania. I nie mówię tu o wielkich podróżach do Azji, czy Ameryki Środkowej. Na takie niestety nie mogę sobie jeszcze pozwolić. Póki co jeżdżę z miasta do miasta. W tym miesiącu zrobiłam dopiero 640 kilometrów, jakieś sześćset kolejnych przede mną (tak daleko mam do domu Mamusi). W tym roku byłam na co najmniej piętnastu lotniskach i minimum dwudziestu dworcach. Siedząc za kierownicą mojego samochodu pokonałam tysiące kilometrów. Mogłabym spróbować policzyć wszystkie kilometry, które musiałam przejechać, by zawsze trafiać do swojego celu. Jest to jednak syzyfowa praca, której nie będę nawet próbowała się podjąć. Jak to jest, że nie lubię siedzieć w domu?
Dworzec, który ma urok
Kilka dni temu w podróż do pięknego Krakowa (tak, znowu) ruszałam z wrocławskiego dworca. Z tego samego miejsca, jutro o szóstej rano ruszę najpierw w stronę Warszawy, by tam przesiąść się do busa, który pojedzie do miejscowości, w której się urodziłam, w której mieszkałam pierwsze szesnaście lat swojego życia. Będę miała trzy godziny przerwy między przesiadką, dlatego pójdę do Pałacu Kultury i Nauki! W końcu. Wiecie, że w wakacje pomieszkiwałam w Warszawie? Miałam klucze do mieszkania przy metrze Wilanowska, spędzałam tam sporo czasu, a nigdy nie poszłam do Pałacu Kultury. Okej, byłam w nim raz, aż raz. Nie w celach poznania budynku, a w celach obejrzenia, jak się później okazało, słabego filmu, w kinie, które tam się znajduje. Widziałam chociaż tyle. Nadrobię resztę przy okazji wyjazdu do domu na święta. Obiecuję!
Ruszę w każdym razie z dworca we Wrocławiu, o którym chciałabym wam trochę napisać. W końcu to z tego miejsca, o ile nie decyduję się na podróż samochodem, ruszam w każdą drogę od trzech miesięcy. Jeszcze przez jakiś czas, później wracam do Trójmiasta (w końcu!).
Przy ulicy Józefa Piłsudskiego mieści się ten piękny budynek przypominający dawny zamek. Jest to jeden ze starszych w Polsce dworców zaprojektowany przez niemieckiego architekta Wilhelma Grapowa. Powstał w połowie XIX wieku.Od tamtych czasów budynek był oczywiście przebudowywany. Jest jednak jednym z nielicznych w naszym kraju, który ma tak piękną halę peronową. Ciekawostka na jego temat: podczas drugiej wojny światowej pod dworcem powstało dużo podziemnych schronów przeciwlotniczych, składów amunicji i żywności. Pod nim znajduję się również siatka tuneli, które służyły do transportu najróżniejszych rzeczy, w tym broni. Podziemne pomieszczenia zostały zamknięte przez milicje, tunele zalane przez wielką powódź z 1997 roku. Dziś ponownie są otwarte i nie służą jakimś specjalnym celom, a szkoda. W jednym tunelu od ulicy Piłsudskiego mieszczą się sklepiki z odzieżą, nic ciekawego.
Budynek dworca dostał od miasta prezent w postaci remontu i dziś nie straszy swoim widokiem. Od 2012 roku może być prawdziwą ozdobą miasta. Mi osobiście bardzo podoba się wnętrze budynku. Sami spójrzcie na zdjęcia, jak tam przyjemnie. Zawsze na dworcu jest wiele ludzi, gdy odjeżdżam do domu z jednego z peronów, czuję się trochę jak w amerykańskim filmie, gdzie dworce zawsze pełne są podróżnych, jest w nich dużo przestrzeni. Dodatkowo zakochałam się w tym pięknym neonie nad kasami biletowymi. Nigdy nie kupuję biletów w kasach, by nie tracić czasu na stanie w kolejkach. Zamawiam uprawnienie na przejazd przez internet, ale we Wrocławiu mogłabym postać w kolejce po to tylko, by pogapić się w ten neon. Nie jest to jedyny neon na dworcu. Po wyjściu z pociągu ujrzałam kolejny, napis Główny, nie wiem czy był przed nim napis Wrocław, w każdym razie, ten który widziałam ładnie wkomponował się w moje zdjęcie.
Przeczytać dobrą książkę w drodze
Jeśli lubicie czytać książki, tak jak ja, to mam dla was kolejną dobrą informację. Nawet jeśli nie czytacie zbyt często, ale przed wami długa droga z Wrocławia, a nie macie żadnej ciekawej książki w zanadrzu, możecie skorzystać z opcji Bookcrossingu na Dworcu Głównym we Wrocławiu.Na czym to polega? Ludzie, którzy przeczytali swoje książki mogą zostawić je w specjalnym miejscu na dworcu, tak by ktoś inny mógł z niej skorzystać. W zamian za to, może zabrać książkę, którą ktoś wcześniej tam zostawił. Ja niesamowicie przyzwyczajam się do swoich książek, dlatego nie korzystałam z tego cuda, ale w przyszłości pewnie poświęcę jedną ze swoich książek, by przeczytać coś innego w drodze. Lubię takie inicjatywy. Po za tym fajnie to wygląda. Wydzielone na dworcu miejsce służące do tego, wygląda ciekawie i widać je z daleka. Przyciąga czytelników do siebie. Łatwo tam trafic, mieści się to niedaleko kas biletowych. Zauważycie na pewno.
Parowozem w siną dal
Tak, parowozy dalej istnieją. I znajdziesz je we Wrocławiu! W całej Polsce zostało dwadzieścia sprawnych parowozów, w tym tylko kilka z nich nadal porusza się po torach. Trzy z nich mają swoją trasę we Wrocławiu. Dlatego raz na jakiś czas możesz usłyszeć piszczałkę tego pojazdu. Odnowiony renowacją parowóz Tkt48-18 raz w roku 15 września porusza się trasą z Wrocławia Głównego do Krzyża Rudno i z powrotem. Można kupić na niego bilet i przejechać się tym historycznym pojazdem. Kolejny Hefajstos uruchamiany jest w dniu Parady Parowozów w Wolsztynie. Jedzie on wtedy na trasie Wrocław Główny – Wolsztyn. Powstał on 1939 roku, dawno co? Kursuje pod koniec kwietnia, również można kupić bilet na ten przejazd. Ostatnim parowozem, który zobaczymy we Wrocławiu jest Wolsztyn Experience, który rusza się częściej niż pozostałe, kilka razy w roku. Mogą nim poprowadzić kursanci, oczywiście pod okiem mistrzów maszynistów. Jego trasa to Wolsztyn – Wrocław Główny. Nie wiem jak wy, ja kupię kiedyś bilet, albo chociaż popatrzę na unoszącą się nad nim parę, gdy będzie przejeżdżał w okolicy. Ostatnio z moją Kaśką oglądałyśmy zdjęcia Wrocławia, na jednym z nich był właśnie parowóz jadący mostem przy Arkadach. Byłam pewna, że to photoshop, teraz wiem, że jednak nie. Chciałabym zobaczyć obrazek ze zdjęcia na własne oczy, na żywo.
Żeby dojechać do celu, trzeba udać się na dworzec
Tym razem jechałam do Krakowa, którego dworca szczerzę nie znoszę. Po pierwsze mieści się w galerii handlowej co wiąże się z tym, że jest tam milion ludzi, ciężko jest przez niego przejść. Po drugie sam dojazd tam, wygodny jest tylko tramwajem. Podjazd taksówką zazwyczaj kończy się wjazdem na parking na górę (tak jest wygodniej kierowcom), jak też ze staniem w korkach, które są wiecznie w jego okolicach. Dodatkowo, nie wiem jak wy, ale ja zawsze się tam gubię. I gdyby nie fakt, że odebrała mnie z niego Kaśka, która już zna drogę, to pewnie motałabym się po nim jakieś piętnaście minut, zanim znalazłabym drogę do wyjścia. Dlatego jeżeli jedziecie pierwszy raz do Krakowa – uzbrójcie się w cierpliwość i patrzcie na wszystkie znaki nad głowami.
Jako ciekawostkę mogę wam napisać jeszcze, że bilety studenckie między Wrocławiem, a Gdańskiem kosztują tylko dwadzieścia dwa złote. Można sobie pozwolić na taki tani wyjazd. Polecam.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)