To obcy kraj daje ci wolność.
Twoje więzienie
Większość z nas całe życie czuję się w czymś uwięziona. Najczęściej, uwięziona w sobie. Rodzice, przyjaciele, znajomi, nauczyciele, czy rodzeństwo każą nam udawać. Nie, nie robią tego wprost, nie mówią „masz udawać inteligentnego, bystrego, czy ładnego”. Robią to nieświadomie (choć i czasami świadomie). Chcą dla nas dobrze, ale tak, to się nie kończy.
Już w najmłodszych latach mama mówi, że nie wolno trzymać palca w buzi. Nauczyciele każą się uczyć, czy wyrażać inaczej, niż mamy w zwyczaju. Później chłopak, czy dziewczyna chcą, żebyśmy się zmieniali, jeśli nam zależy. Szybciej zdejmowali ubrania, więcej pracowali lub po prostu bardziej kochali. Na studiach profesorowie śmieją się, gdy przekręcimy jakieś słowo na egzaminie. Ten śmiech nie jest jednak takim, który nas rozwesela, nieee. To poniżenie, danie nam do zrozumienia, że jesteśmy głupsi, gorsi.
Zmieniamy się, a raczej udajemy zmiany, bo chcemy być dobrze postrzegani – banał. Uważacie, że jeśli ktoś wam powie, że macie kochać mocniej, to tak się stanie? Nie, będziecie tylko stwarzać pozory. Częściej ugotujecie obiad, zaprosicie do kina, czy kupicie kwiaty. Ale przecież to, że będziecie robić te rzeczy, nie zmieni waszego uczucia, tego tam, w głębi serduszka. Miłość jest, albo jej nie ma. Nie można kochać mocniej. Ludzie często zadają pytania w stylu „kogo kochasz bardziej?”. I co, mamę, czy tatę? Jeśli ojciec was leje, to logiczne, że matka będzie stała wyżej w rankingu, ale jak jest, gdy rodzice w ten sam sposób wyrażali swoją miłość, tak samo was traktowali, co? Jesteście w stanie odpowiedzieć na to pytanie? Podejrzewam, że nie. Kocham, po prostu. Każda miłość jest inna, nie ma mocniejszej, czy słabszej.
Ubieramy maski, bo tak jest wygodnie. Każdy od dawna o tym wie. Twoja dziewczyna całkowicie inaczej zachowuje się w towarzystwie koleżanek, niż w twoim. Czemu? W twoich oczach chce być – załóżmy – delikatna, kobieca, a w otoczeniu przyjaciółek postrzegana, jako odważna, nie bojąca się niczego kobieta. Nie masz o to do niej pretensji, nie? Sam przecież, co innego mówisz jej wieczorem w łóżku, niż następnego dnia kolegom, streszczając swoją nocną zabawę. Życie. Udajemy, udawaliśmy i będziemy udawać, ale...
Możesz się zmienić
Pewnego dnia wyjeżdżasz sobie do stolicy Niemiec. Przechadzasz się ulicami miasta. Nie rozumiesz, co mówią do ciebie ludzie, i oni nie znają twojego języka. Nie spotykasz nigdzie znajomych, rodziny, czy innych potworów rzeczywistości. Może trochę cię to smuci, może nawet wywołuje strach, lecz w pewnym momencie zauważasz, że jesteś niezauważalny (brzydko sformułowane zdanie, trudno). W tym obcym kraju wraca twoja pełna anonimowość. Czarnoskóry koleś po prawej stronie nie zna twojego imienia, laska w czerwonej spódniczce nie wie, że w Polsce sypiałeś z najgorszymi kurwami Warszawki. Nikt nie pamięta, jak wywracałeś się po pijaku przed klubem. Ba, oni nawet nie wiedzą, że istniejesz. Mają swoje problemy, pracę, dzieci, kochanki, czy żony.
Na początku nie potrafisz z tego korzystać. Chcesz wracać do swojego kraju, tęsknisz za przyjaciółmi, rodziną. Wiesz, że powrót jest niemożliwy. Musisz tu zarobić na życie, skończyć studia, czy po prostu wybawić się na wakacjach, które przecież miały być przyjemne. Dociera do ciebie, że w tym miejscu, w tym czasie, zaczynasz życie od początku. Dostajesz szansę zbudowania wizerunku na nowo. Czy to nie jest piękne? Dla tych, którzy brzydzą się swoim odbiciem w lustrze na pewno. W końcu mogą stać się tym, kim nie byli. Inni, ci, którzy lubili spoglądać w lustro, niekoniecznie chcą znowu coś budować...
Kim jesteś?
Anonimowym człowiekiem w obcym miejscu. Nieważne, czy tym dobrym, czy złym. Plusy życia w innym kraju zauważa każdy. Nie chcę pisać tu o miastach, bo one nie wyzwalają nas w pełni z dawnej postaci. Polska jest Polską, ludzie mają tą samą mentalność, zwyczaje. Mówią w naszym języku. Zrozumieją każdą aluzję (jeśli są kumaci), żart i wyzwisko. Inny kraj, to inna bajka. Możesz mówić do typa w barze z największą, na jaką cię stać ironią, a on tego nie zakuma. Jest głupi? Nie, urodził się w innym miejscu i nie rozumie, tego, co dla ciebie jest logiczne, proste. To jest tak, jak z niektórymi tytułami angielskich piosenek, czy filmów. Nie można ich czasami dosłownie przetłumaczyć. W Polsce mówisz, że zalałeś robaka. I co? Wszyscy rozumieją. A w Anglii? Dobra, załóżmy, że przełożyłeś to jakoś na obcy język, gadasz do kumpla, że zalałeś tego robaka, a on się gapi i nie wie o co ci chodzi. Nie zrozumie nigdy, nie trudź się (nie wiem, czy akurat ten przykład jest dobry, ale już chyba czaicie, nie?).
Gdy przeprowadziłam się do Brna i zaczęłam więcej jeździć po świecie, zauważyłam tą kulturową barierę (można to tak nazwać? raczej nie, ale niech będzie). Na początku strasznie mnie to irytowało. Chciałam coś komuś opowiedzieć, zażartować, ale nikt nie kumał. Z czasem jednak dostrzegałam plusy takich sytuacji. Wiecie, poznajecie nową osobę, nie podoba się wam. Jesteście niemili i chamsko się odzywacie. Laska, czy typ nie kumają waszych zachowań i słów. Odbierają je inaczej, niż byście chcieli. Nagle, pewnej nocy, ta znienawidzona przez was osoba, ratuje wasze nędzne życie. I co? Nie musicie się wstydzić tego, że byliście dla niej chamscy, a teraz dzięki jej/niemu możecie dalej stąpać po świecie. Może sytuacja zbyt wyssana z palca, ale to przecież tylko przykład. Dobra, dalej. Rozmawiałam dziś z koleżanką, opowiadała mi o życiu w Polsce po powrocie z innego państwa. Wkurza się, bo mężczyźni na ulicy ją zaczepiają, sypią sprośnymi żartami, czy komentarzami. Mówi „tam tego nie było, albo...”. Co albo? Właśnie, zauważa, że ona tam tego po prostu nie widziała/słyszała, bo nie znała języka. Mężczyźni wszędzie są tacy sami. We Francji, czy Holandii tak samo gapią się na atrakcyjną kobietę. Faktycznie, w Hiszpanii zamiast tylko się gapić, będą drzeć gębę na pół ulicy „bella”, ale Hiszpania to inny stan umysłu, świat, a nawet wszechświat.
Tam, w tym obcym kraju, mieście czujemy się lepiej, bo nie rozumiemy spojrzeń ludzi, ich komentarzy na nasz temat. Nie widzą nas dawni przyjaciele, którzy oceniali makijaż, ubrania, czy samochód. Teraz, w Madrycie, możemy ubrać różową koszulkę, którą zawsze chcieliśmy nosić, ale śmiech znajomych nas blokował. Co tam koszulka! Możemy zgolić głowę na łyso, całować się z osobami tej samej płci, czy tańczyć na środku ulicy, będąc zalanymi w trupa (o ile mamy jeszcze siłę przebierać nóżkami). Zapewne mamy gdzieś z tyłu głowy to, że ludzie wokół też oceniają, ale kogo to obchodzi... Nie rozumiemy ich, nie słyszymy żali i skarg na nasze zachowanie, czy ubiór, krytyka po prostu nas omija.
Weź się uwolnij raz na jakiś czas, jedź do Berlina, Londynu. Pobądź sobą, nie słysz komentarzy. Ubieraj te wieśniackie koszulki bez wyrzutów sumienia. Żryj mięso, produkty glutenowe, czy jakiś inny syf, z którym nie wypada się pokazywać w otoczeniu twoich najbliższych. Weź się upij i tańcz kankana na środku Budapesztu. Jesteś gejem, a twoi rodzice zapewne nigdy by tego nie zaakceptowali? Trudno, nie masz odwagi, nie przyznasz się, ale możesz wyjechać do Madrytu, Amsterdamu i tam chodzić z chłopakiem za rękę bez strachu. Ej, to obcy kraj daje ci wolność!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)