Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Opublikowane przez flag-pl Ola Noga — 8 lat temu

Blog: 46 państw Europy przed 30-stką.
Oznaczenia: Ogólnie

Ciąg dalszy „Ile zarabiamy, pracujemy, i czy nam się to opłaca”

Moglibyśmy jechać do pracy, gdzie na wczasy przyjeżdżają normlane dzieciaki. Takie, co potrafią same się umyć, jeść, jak ludzie (nie zwierzęta!), dbają o higienę i otoczenie. Takie, co nie śmierdzą im nogi, ręce, ubrania i wszystko inne. Takie, co potrafią pisać, czytać i słuchać. Ale nie! Ciągle przyjeżdżamy do miejsc wypełnionych małą patologią (generalizuję, a nie powinnam – czasami trafiają się normalne potwory). Nie wiem, dlaczego inni wychowawcy chcą pracować w takich miejscach. Może z tych samych powodów co ja? Od trzech lat pakuję graty do torby na kółkach i jadę męczyć się z niereformowalną – w większości – dzieciarnią. Lubię to. Uwielbiam wczesne pobudki, nocne straże na korytarzach, słabe jedzenie na stołówkach, zasyfione ośrodki (och, jak ja to kocham!). Nie chodzi tu o jakiś zboczenie „zawodowe”, nie. Czerpię satysfakcje z tego, jeśli dziecko zaniedbywane przez rodziców, przy mnie może poczuć się lepiej. Cieszę się, gdy chociaż przez dwa tygodnie bachor przeklina o dwa razy mniej, bo ktoś zwraca uwagę na to, jak się wysławia. Łzy zbierają mi się w oczach podczas zwierzeń podopiecznych. Czasami opowiadają o jakichś tragicznych wydarzenia ze swojego życia. O matce, która siedzi w więzieniu, babce, która robi pasem straszne siniaki, czy ojcu, który zabił człowieka. Dzieci nieco zwalają na nas swój ciężar. Rozumiecie? Jak byście się czuli, jak traktowali dziecko po usłyszeniu takich informacji? Zapewne z większym współczuciem, miłością i troską… Tak robiłam na początku, ale później zauważyłam, że nie należy traktować ich „lepiej” od tych, co nie przeżyli horroru. Wszystkich musimy stawiać na równi (pomijając oczywiście upośledzone istoty itp.). Ale ja znowu o czymś innym, niż początkowo miałam.

Powiem wam, a raczej napiszę o tych wspaniałych zarobkach. Za dwadzieścia cztery godziny pracy dostajemy pięćdziesiąt złotych. Za dwadzieścia osiem dni dwa cztery na ha, na rękę wychodzi tysiąc czterysta złotych. Słyszeliście kiedyś o takim wykorzystywaniu ludzi? Ha, żartuję, śmieję się i lekko ironizuję.  Pisząc o zarobkach należy też wspomnieć o tym, że zapewniony mamy nocleg, wyżywienie i czasami jakieś wycieczki (najczęściej do tanich i nudnych miejsc). Jak widzicie milionów się nie zarabia, a my tkwimy w tym gównie i wcale nie chcemy tego zmieniać.

Podejrzewam, że większości moich znajomych z pracy nie opłaca się tak męczyć. U mnie sprawa wygląda nieco inaczej. Pomijając już zamiłowanie do gówna, to jest jeszcze kwestia doświadczenia. Słuchajcie, za rok będę mogła uczyć w szkole. Myślicie, że chciałabym iść walczyć z wiatrakami bez jakiejkolwiek wcześniejszej praktyki? Nigdy! To prawda, we wrześniu będę już próbować nauczać (praktyki), to prawda, że wychowawstwo na kolonii jest czymś innym, niż nauka języka polskiego w szkole, ale… Przecież to również jest doświadczenie. Ba, wydaje mi się nawet, że każdy przyszły nauczyciel powinien wybrać się chociaż raz na obóz. Tutaj poznaje się dzieci z innej strony. Mieszkamy z nimi, jemy i podróżujemy. Daje to nam lepsze poznanie dziecięcej psychiki. Na studiach nie uczą, jak należy się zachować, gdy dziecko orzyga innego bachora. Profesorowie nie wspominają o wielu istotnych kwestiach. To chyba jest ten błąd polskich uczelni, który należałabym jak najszybciej usunąć. Każą nam czytać teorię, zapamiętywać schematy przebiegu lekcji i tym podobne, ale zapominają o najważniejszym – praktyce. Każdy student ze specjalizacji nauczycielskiej powinien przeżyć kilka dni na koloniach – serio. Wydaje mi się, że tydzień tutaj daje więcej, niż „suchy” miesiąc na praktykach w jakiejś szkole (sprawdzę to w sumie za dwa miesiące).

I jak to wygląda, co wy tam robicie z tymi dzieciakami?

Najczęściej mamy ogólną rozpiskę kolonii od kierownika, wieczorami dostajemy odprawy (plan na najbliższy dzień). Wygląda to raczej ogólnikowo. Sami decydujemy, jakie zajęcia przeprowadzimy, sami też często je wymyślamy. Na początku swojej pracy byłam jakaś kreatywna, ciągle czegoś szukająca duszyczka. Teraz, wszystko się pozmieniało. Nie chce mi się już tak bardzo, znam też lepiej dzieci. One często nie doceniają, a to obniża chęci. Męczy mnie to wszystko bardziej, niż kiedyś. Już się nasłuchałam „a proszem paniom, on mje bije”. Nie chce mi się rozwiązywać ich błahych (trzeba rozróżniać błahe serio i błahe nie serio) problemów. Znalazłam patenty, co działają bez wysilania strun głosowych – słuchaj ziomeczku, mamy teraz ciszę poobiednią, pani odpoczywa, żegnam. I co, czy działa? Pewnie, dzieciak wychodzi z pokoju i idź dalej się bić, płakać, czy marudzić. Po godzinie, dwóch znowu bawi się ze swoim wcześniejszym oprawcą. To są dzieci, tego się nie ogarnie.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Opiszę wam na przykładzie teraźniejszym. Wstaliśmy rano, ba, nawet bardzo rano – o czwartej. Bachory latały pół nocy po korytarzu (pierwsza noc zawsze jest tragiczna), później udało im się zdrzemnąć na chwilę. O czwartej obudziły mnie huki. Wyszłam wpół żywa. Fryzura doskonała, piżamka i wejście smoka do pokoju dzieciaków. Biedne dzieci, tak bardzo biedne, że wstały o czwartej i nie widziały w tym nic złego. Dobra, pół biedy, że wstały, ale bieganie po korytarzach i trzaskanie drzwiami? No cóż, nie pospałam. Przyszła pora na śniadanie, a po nim zajęcia w grupach. No i co, my tam robiliśmy. Pamiętacie na pewno ze szkoły, czy własnych kolonii zabawy, które mają zbliżyć do siebie uczestników, nie? No właśnie, ja też takie im robię. Jakieś powtarzanie imion kolegów, zamiany ubraniami, znajdowanie wspólnych cech i tak dalej…

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Wyprawa do Trzęsacza – polskie morze

Nie wiem, co jest z tymi dziećmi, ale one po prostu są w miarę grzeczne. Nikt nie wpada pod samochody, nie ucieka, nie próbuje zabić towarzyszy. Szłam z nimi przez plażę i miasto, czułam się jakbym była na wakacjach (no dobra, może nie do końca). Nie musiałam używać gwizdka, nie musiałam szukać bachorów po Rewalu. Dzieciaki ustawiały się w dwuszereg punktualnie po czasie wolnym. Nikt nic nie ukradł, nikt niczego nie zniszczył.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Wszyscy wiemy, jak wyglądają małe polskie nadmorskie miasteczka/wsie. Bazarki zalane chińszczyzną, pocztówki z Kołobrzegu w Stegnie, słabej jakości jedzenie, czy smród szczochów przy zejściu na plaże. Rewal i Trzęsacz niczym nie odbiegają od normy. Nic tu oprócz morza wartościowego nie ma, prawie nic.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Idąc ulicą Klifową z Rewala do Trzęsaczamożna dojść do ruin zamku położonego na skarpie przy morzu. Kościół zbudowany był w pierwszej połowie trzynastego wieku. Początkowo znajdował się trzy kilometry od morza. Z czasem jednak, morze zaczęło wchodzić w głąb lądu, a dom boży uległ zniszczeniu. Powoli kruszyły się ściany, dach i cała reszta. Dziś z tej budowli została tylko jedna strona spójrzcie:

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Pomijając starą świątynie w okolicach Rewala, raczej nie ma tutaj nic super ciekawego. Park Wieloryba, ogromna metalowa konstrukcja w kształcę wieloryba (znowu) w mini centrum przy morzu, czy oceanarium, to główne atrakcja.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Aaa, pomniki, o których zawsze tutaj piszę. Pierwszy miniony przeze mnie przedstawił kobietę i mężczyznę – coś w stylu Romeo i Julia. Parka siedzi sobie objęta na ławeczce, a naprzeciwko znajduje się kibel dla turystów – romantyczne. A może… specjalnie został tam postawiony, niech przejezdni posmakują miłości w tym małym chlewiku. Drugi pomnik przedstawia Małego Księcia (kojarzycie książkę?). Nie wiem, w jaki sposób to ma nawiązywać do Trzęsacza, czy tam Rewala. Nie znalazłam żadnej sensownej tablicy, która bym mi to wytłumaczyła, ale… Jak coś, to nie szukajcie róży przy tej rzeźbie – ktoś ją skradł (tak bardzo Polska).

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Znowu wychodzi, że trochę narzekam, co? Tak być nie może, wspomnę o plusach. Miejsce jako takie jest zadbane, może popatrzeć sobie na… (nie pamiętam, jak to się nazywa) ludzi z deskami i latawcami, spójrzcie:

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Oprócz tego mamy też mewy, które wyglądają niczym hieny. Kurde, miałam pisać o plusach…Szczerze to nie wiem… Plusy są takie, że moje bachory były grzeczne i dały żyć.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Wieczorem ktoś śpiewa smutne piosneki

Po smakowitej kolacji (ironia, jakby ktoś nie zakumał) udaliśmy się na karaoke. Trochę słaby pomysł, jak na drugi dzień kolonii. Dzieci jeszcze dobrze się nie znają i większość krępowała się śpiewać, do czasu… Po koniec zajęć nagle znalazło się wielu chętnych, ale dobra, ja znowu, znowu, znowu (tak, ma być razy trzy) nie o tym.

Dzieciaki jakoś średnio darły pyszczki. Tzn. nie, darły się strasznie. Przeszkadzali kolegom i koleżankom, którzy próbowali śpiewać, aż…. W pewnym momencie podeszła do mnie mała dziewczynka, poprosiła o piosenkę „Tato nie pij”. Nie wiem, czy to kojarzycie, jeśli nie, to sprawdźcie. Puściłam jej tego smęta, bo co miałam zrobić, zabronić? Kolonistka zaczęła śpiewać i nagle wszyscy zamilkli. Faktycznie, głos miała ładny, ale nie aż tak, żeby uspokoić wszystkie grupy. Tekst zrobił swoje. Pisałam już wam, że nasi podopieczni często pochodzą z alkoholiczych rodzin. Może to nadinterpretuję, ale miałam wrażenie, że wiele osób z sali utożsamiało się z tekstem piosenki (o ile można utożsamiać się z czymś, a nie kimś). Połowa ludzi znała tekst piosenki, coś w tym jest, nie? Na pewno. Ale to też nie ta najważniejsza sprawa. Wyobraźcie sobie… Jesteście wy i oni – alkoholicy w waszym domu. Nie macie przez to najprzyjemniejszego życia. Wasz wiek oscyluje (to chyba niezbyt dobre słowo) około dziesięciu, jedenastu lat. Stajecie przez pięćdziesięcioma dwoma osobami i zaczynacie śpiewać taką piosnkę (sprawdźcie tekst). Dość odważnie, co? To tak, jakby wykrzyczeć całemu światu, że ktoś, kto powinien być nam bliski, napieprza w nas codziennie paskiem. Wstydliwa sprawa moim zdaniem. Dziewczyna się nie bała (możliwe, że pochodzi z normalnej rodziny, w co jednak wątpię). I co najlepsze, nikt jej nie wyśmiał, na sali zapanowała jedność. Podejrzewam, że na koloniach z bananowymi dziećmi by tego nie było. Ktoś zaraz zacząłby się naśmiewać, wytkać palcami. Widzicie, teraz powinniście zrozumieć, dlaczego wolę pracować w tym syfie tutaj za grosze, niż gdzieś w ciepłych krajach z nieprzystosowanymi do życia dzieciakami (słowo nieprzystosowany niekoniecznie tu pasuje, ale mam nadzieję, że rozumiecie).

Ps. Znowu zapewne są błędy, ale nie będę tego edytować. Nie mam siły. Jest godzina pierwsza czterdzieści, marzę tylko o łóżku.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

 

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.

Tato, nie pij - tak śpiewa mała dziewczyna po wyprawie do Trzęsacza.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!