Środa, 9 lipca.
Środa, 9 lipca.
Florencja (podejście drugie)
Freski na plafonie Galerii Uffizi.
Drugi dzień we Florencji! Pogoda nadal niewłoska, postanowiliśmy więc nadrobić florenckie zaległości, niewymagające idealnej pogody – zwiedzić Galerię Uffizi oraz kościół Santa Croce.
Galeria Uffizi to jedno z tych muzeów-marzeń, które obrastają w legendę miejsca niemal pielgrzymkowego dla miłośników sztuki. Pierwsze aranżacje muzealne pochodzą z XVI wieku, powstały na zlecenie Franciszka I Medyceusza, Wielkiego Księcia Toskanii. Dla zwiedzających kolekcja została otwarta w 1769 roku jako Muzeum Medyceuszy. Bilety nie należą do najtańszych, ale zdecydowanie warto poświęcić jeden obiad na ucztę dla oczu (w sezonie bilet normalny za 20 euro, a ulgowy za 10; studenci historii sztuki za darmo zawsze!).
Nie jest łatwo opisać czym jest Galeria Uffizi. Nie jest też łatwo zwiedzić ją rozsądnie i dogłębnie w jeden dzień. Pięć godzin i bolące plecy nie sprzyjają ostatnim salom, które bynajmniej nie są nieciekawe (czy sztuka dawnych wielkich mistrzów w ogóle może być nieciekawa?!). Galeria posiada tyle pereł i perełek…
Królujący renesansowy Botticelli był szczelnie schowany za ciekawskim tłumem, wyposażonym w Canony, Nikony i inne podobne przybytki. Nie było łatwo wyczekać chwili spokoju i popodziwiać delikatne piękno mistrza. „Narodziny Wenus”, które niegdyś uważałam z dziwnie nieproporcjonalne, oraz ukwiecona „Wiosna” są absolutnie przepiękne.
Fragment "Narodzin Wenus" Botticellego.
Fragment "Wiosny" Botticellego.
Portret Księcia Frederica da Montefeltro i Battisty Sforzy Piero della Francesca, ustawiony na środku jednej z sal, był niesamowicie tajemniczy i wielowymiarowy. Przede wszystkim zwraca uwagę niezwykle przemyślane użycie barw – czerwone szaty księcia korespondują z czerwonym rękawem jego żony, a jego czarne włosy z jej czarną suknią. Są przedstawieni jako partnerzy o równej pozycji, z czystą elegancją i pozornie niewymuszoną bogatą skromnością. A to wszystko na tle ponurego, ale spokojnego krajobrazu, który może mówić tak wiele o przedstawionych postaciach. Wedle jednej z interpretacji brak wody – rzek i jezior, po stronie Battisty Sforzy ma wskazywać, że jest to portret pośmiertny (a w dodatku ta jej przerażająco blada twarz…), w przeciwieństwie do pełnej witalności strony Frederica da Montefeltro. Kto wie…
Portret Księcia Frederica da Montefeltro i Battisty Sforzy Piero della Francesca.
Leonardo da Vinci dumnie prezentował się w swoim pierwszym dziele „Zwiastowanie”. Michał Anioł i jego „Święta Rodzina” oszałamiała kolorami i delikatną poświatą, odbijającą światło. Podobał mi się też podstępny „Bachus” Caravaggia, który zdecydowanie przesadził z winem. Jego oczy są leniwie półzamknięte, niepewnie trzyma kielich. Motyw Judyty i Holofernesa w przestawieniu Artemisii Gentileschi jest tak bardzo Carravaggiowy, zanurzony w cieniu z mocnym punktowym rozświetleniem. Przepiękny kolorystycznie jest też Filippo Lippi, szczególnie w „Madonnie z Dzieciątkiem i Dwoma Aniołkami”. Barwy są żywe, nierzeczywiste, baśniowe. Najbardziej urzekł mnie chyba jednak delikatny obraz w technice chiaroscuro Belliniego „The lamentation over the Dead Christ”. Delikatny, utrzymany w ciepłych kolorach, wydobywający to, co najważniejsze – emocje.
Belliniego „The lamentation over the Dead Christ”.
Nie można oczywiście zapomnieć o sławnej „Wenus z Urbino” Tycjana. Z licznych reinterpretacji dzieła zapamiętałam najbardziej tę autorstwa Katarzyny Kozyry (co wcale nie oznacza, że była to reinterpretacja najlepsza; zdecydowanie wolę tę – chociażby – Maneta). Wenus Tycjana jest zalotnie dostojna i dumna. Piękna.
Z późniejszych mistrzów: genialnie posługujący się światłocieniem – Rembrandt i kolorami – Rubens. I Guercino, który ma zapewnione moje ciepłe uczucia, dzięki wystawie zorganizowanej niegdyś przez Muzeum Narodowe w Warszawie, opowiadającej włąśnie o jego twórczości, a który mimo swojej ułomności (guercino znaczy zezowaty) zdołał doścignąć swoich barokowych przewodników.
Pomijając obrazy i rzeźby, dziełem sztuki jest też sama galeria. A szczególnie przepiękne freski plafonu. Starożytne rzeźby z korytarzy mogą zginąć w natłoku malarstwa, warto o nich pamiętać.
Jedna z korytarzowych rzeźb w Uffizi.
Kościół Santa Croce.
Pięć godzin chłonięcia sztuki to dużo. Z Uffizi wychodziliśmy fizycznie i mentalnie wyczerpani. A czekał na nas jeszcze jeden dłuższy przystanek – największy franciszkański kościół na świecie (!!!) – Santa Croce. Jest rzeczywiście ogromny! A prezbiterium i ołtarz główny – absolutnie zachwycające, mieniące się milionem barw i postaci. Santa Croce to też miejsce pochówku wielu wybitnych osób – spoczywają tu m.in. Michał Anioł, Dante Alighieri, Galileo Galilei, Gioacchino Rossini czy Niccolò Machiavelli. Nie zabrakło też polskich akcentów – w jednej z kaplic znajduje się nagrobek polskiego malarza Michała Bogoria-Skotnickiego.
Do domu wracaliśmy zmęczeni totalnie. I dużo mądrzejsi (mam nadzieję).
Nargobek Michała Anioła.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)