Środa, 16 lipca.
Środa, 16 lipca
Vinci – Montefioralle – Greve in Chianti – Volpaia – Radda in Chianti
Ukwiecone Montefioralle.
Upał niemiłosierny od samego rana. I już z samego rana, nie zważając na kuszące leżaczki, błogie motylki i pszczółki, skierowaliśmy swoje kroki do samochodu.
70 kilometrów i dotarliśmy do Vinci, miejsca urodzenia wielkiego mistrza Leonarda. Miasto zdecydowanie nie dorosło do wielkości mistrza – Vinci to 20 domków-kamieniczek, kościół, w którym Leonardo został chrzczony i przeogromnie drogie muzeum Leonarda. Muzeum to nie dorosło z kolei zupełnie do swojej ceny, po której spodziewaliśmy się absolutnej rewelacji i olśnienia. Niestety. Nawet największa doza wyrozumiałości i optymizmu nie była w stanie spojrzeć przychylnie na totalny brak angielskich informacji i smętne kopie (nawet nie oryginały!!!) Leonardowych szkiców i projektów. Jedyną więc rzeczą, względnie zrozumiałą dla szerszej publiczności, były drewniane modele maszyn, wykonanych na wzór wskazówek Leonarda. Jednak i to tylko w przypadku posiadania w grupie fizyka-geniusza, będącego w stanie objaśnić zawiłości geniuszu renesansowego mistrza. My takiego fizyka-geniusza posiadaliśmy. Zagadką pozostaje, czy wytłumaczenia były zawsze zgodne z prawdą. Ale to już chyba pytanie do samego Leonarda. Podobnie jak pytanie o szkic roweru, który został znaleziony wśród Leonardowych notatek, a który w tej wersji nie miał prawa działać – czy to na pewno był jego pomysł, czy jakiś podstępny los umieścił dużo późniejszy model roweru w notatkach Leonarda?
W Vinci.
Przeogromny upał i względna nieatrakcyjność Vinci zagoniły nas z powrotem do samochodu. Było duszno i upalnie. Zapasy wody na szczęście całkiem spore.
Jechaliśmy szlakiem uroczych miejscowości regionu Chianti, o który niegdyś toczyły spory Siena i Florencja. Po obu stronach drogi rozpościerał się widok na morze soczysto-zielonych winnic. Cudowny krajobraz, który nie przeszkodził nam jednak tuż przed Montefioralle najeść się porządnie strachu. Otóż Montefioralle, jak sama nazwa i położenie w rejonie Toskanii wskazuje, znajduje się na dość konkretnym wzniesieniu, na co nasz zacny środek transportu postanowić pokazać swoje niezadowolenie i sprzeciw. My jednak bynajmniej nie chcieliśmy pokonywać stromego podejścia na własnych, filigranowych odnóżach. Na szczęście w końcu, czy to zmęczony naszym narzekaniem, czy też żądny zobaczenia na własne oczy słynnego Montefioralle, nasz samochód ruszył. Jakże szczęśliwa była to chwila dla nas wszystkich.
Montefioralle to prześliczna średniowieczna forteca, niesamowicie wręcz ukwiecona. Za ceglano-kamiennymi murami znajdują się pozostałości dawnego zamku i malutki kościółek św. Stefana o przepięknym barokowym wnętrzu. Mnie za to szczególnie ujął pewien Amerykański turysta, zachwycający się ułożeniem kamieni w kamieniczkach. Oglądał je bardzo dokładnie i pytał co chwila pełen przejęcia, w jaki sposób budowniczy wiedzieli, jak ułożyć owe kamienie. Był autentycznie zachwycony i zdziwiony geniuszem średniowiecznych mieszkańców Montefioralle.
Kamieniczki z podcieniami w Greve in Chianti.
Kolejny przystanek – Greve in Chianti z oryginalnym rynkiem, pełnym kamieniczek z dobudowanymi sklepionymi podcieniami, służącymi – tak niegdyś, jak i obecnie – do prezentowania towarów. Rynek może pochwalić się również neorenesansowym kościołem Santa Croce. Zawsze też miło spotkać polskie akcenty za granicą. Tu, na piazza Giovanni da Verrazzano, rzeźba Igora Mitoraja, bardzo tematycznie klasycyzująca i bardzo w jego stylu. Plac ten był również pełen sklepików częstujących winem. Zachęceni darmową degustacją, skusiliśmy się na wejście do jednego z nich, by następnie pospiesznie z niego wyjść, zobaczywszy butelkę z czerwonym płynem za 80 euro.
Rzeźba Igora Mitoraja.
Następna – Volpaia, wydawała się tak niesamowicie malutkim miastem. Ale właściwie czy na pewno jest to miasto? To bardziej kamienna wioska, położona (oczywiście) na wzgórzu z zamkiem, którego mieszkańcy wywiesili akurat na średniowiecznych murach świeże pranie. Piękne restauracje z widokiem na Chianti, pełne winnic i porozsiewanych gdzieniegdzie domków z kamienia. Tuż przy wyjściu z miasta rośnie zjawiskowy figowiec – jego liście mają absolutnie wyjątkowy kształt. Uwielbiam.
Ostatni dzisiejszy punkt to Radda in Chianti, miasto dzierżące palmę pierwszeństwa wśród Ligii Chianti, organizacji powstałej w XIII wieku i zrzeszającej miasta regionu. To małe miasteczko o średniowiecznym zarysie urbanistycznym, z ciekawym, XV-wiecznym Palazzo pretorio i dużo ilością kolorów. Ładnych.
Powrót i spać.
Motyl na figowcu.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)