problemy i refleksje z mieszkania w Anglii
Z perspektywy czasu
Chciałabym się podzielić z Tobą moimi doświadczenia związanymi z życiem w Anglii, przez ostatnie dwa lata. Zupełnie są inne niż kiedy wróciłam po wymianie z Portugalii. Fakt byłam tam tylko 6 miesięcy. To jednak był inny czas, czas kiedy mogłam być mniej dojrzała i robić czasami głupoty i nie myśleć do końca o przyszłości. Takie mam przynajmniej wrażenie w chwili obecnej.
To raczej coś w rodzaju podsumowania, może samej refleksji, którą chciałabym dokonać. Jest też również odpowiedzią na odwiecznie pojawiające się pytanie związane z Brexitem.
Celem mojego przyjazdu do Anglii były zarobki. Kiedy dwa lata temu przyjeżdżałam do Anglii funt był bardzo mocny, w listopadzie 2015 roku wymieniałam funta po cenie 5,95 złotego, to był dopiero zarobek. Plan był taki, że przyjeżdżam pracuje jak szalona, wracam i zaczynam życie w Polsce. Z myślą że znajdę prace, w końcu mam skończone trzy kierunki.
Życie jednak lubi zaskakiwać i tak szybko nie wróciłam nawet szczerze powiedziawszy nie wiem kiedy minęły te dwa lata (teraz tak liczę, że to dwa i pół) bo wciąż mam wrażenie, że jestem tutaj od niedawna.
Podróże do Polski
Wiele jednak od tego czasu się zmieniło, w Polsce jestem często rzekłabym nawet, że bardzo często, ale na chwilę obecna bilety nie są drogie, podróż dla mnie nie stanowi żadnego problemu więc staram się jak mogę.
Z jednej strony to dobre z drugiej strony od dwóch lat żyje trochę pomiędzy światami. Mam swoje życie tutaj, ukochanego, znajomych, pracę oraz staż. Z drugiej strony mam życie tam w Szczecinie mam moją mamę, mam przyjaciół, ulubione miejsca, do których często chodzę.
Przyznam Ci, że to nie jest łatwe, za każdym razem jak wyjeżdżam stąd do Polski już tęsknie za chłopakiem, za każdym razem jak wracam z Polski, nie wiem gdzie ten czas tak zleciał, myślę o tym by znów przyjechać. Mieszkam w takim miejscu, że jak przyjeżdżam i czuję ten zapach drzew, zieleni, to wiem, że jestem w domu i robię się nostalgiczna.
Więzi ze znajomymi
Wiadomo buduję swoje życie towarzyskie tutaj w Bristolu, jak tylko mogę, ale to wciąż nie jest to samo. Na budowanie tamtych znajomości musiałam poświęcić wiele lat, czy powinnam je uciąć, oczywiście, że nie. Nawet sobie tego nie wyobrażam, staram się podtrzymywać znajomości jak mogę, z drugiej strony właśnie wyjazd do Anglii – bo w znacznie mniejszym stopniu do Portugalii, zweryfikował moich znajomych.
Łatwo było się spotkać jak mieszkałam w Szczecinie, ale utrzymywać kontakt na odległość już tak łatwo nie jest. Na początku obarczałam siebie całą winą, że nie mam czasu, że jestem zmęczona, że to moja wina, że z daną osobą nie rozmawiam, że muszę to robić częściej, bo w końcu mi zależy.
W pewnym jednak momencie doszłam do wniosku, że nie, że to tak nie jest, bo przecież znajomość polega na interakcji, na tym, że jeśli ja nie mam czasu napisać, to Ty napiszesz i dowiesz się czy wszystko w porządku. Na początku było mi przykro, że dane osoby nie piszą, że to ciągle ja piszę pierwsza. Później doszłam do wniosku, że właściwie to powinnam się cieszyć, nie potrzebuję jednokierunkowych znajomości, takie mogę nawiązywać w każdym momencie, chcę mieć prawdziwych znajomych, bliskich, kilkoro przyjaciół, do których jak nie piszę to sami się odezwą, bo zaczną się obawiać czy coś się nie stało.
Takich, którzy jak widziałam się z nimi w maju i powiedziałam, że będę w październiku piszą w połowie października, bo pamiętają, bo chcą abym się z nimi spotkała.
To pouczające, ale ta lekcja trochę boli, ale każdy z nas powinien ją przejść, wydawało mi się, też że to wynika z tego, że po studiach każdy zaczyna swoje życie więc nie ma czasu na jakieś znajomości z czasów studenckich. Zaczynamy obracać się w innych kręgach znajomi z pracy, matki, zony i tak dalej, ale nie, to my podejmujemy świadomy wybór. Fakt, że nie jestem matką nie oznacza, że nie posłucham jak rosną pociechy moich koleżanek.
Na wyjeździe między Portugalią a Anglią
Wspomniałam o tym, że z Portugalią było inaczej, wydaje mi się, że po pierwsze dlatego, że tam czas jaki byłam był z góry określony wiedziałam, że przyjeżdżam w lutym i w sierpniu wyjadę do Polski. Wydaje mi się z perspektywy czasu, że też to była okazja dla niektórych aby przyjechać do Portugalii, że skoro jest baza gdzie można nocować to trzeba to wykorzystać i nie mam nic przeciwko. Każdy z nas tak robi, bo to są właśnie te możliwości, które pozwalają nam podróżować taniej. Ja zawsze jestem bardzo przychylna. Różnica jaka była między Portugalia a Anglią jest też taka, że tam byłam wciąż studentką, teraz jestem po studiach. Mam inne priorytety, inne zadania czegoś innego również oczekuję od życia. Dlatego też moja refleksja z tych dwóch miejsc znacznie się różni, tam byłam taka beztroska. Czasami tęsknie za tamtymi czasami, ale każdy czas ma swoje plusy i minusy.
Swoją drogą to mnie bardzo śmieszy z perspektywy minionych dwóch lat, jak wyjeżdżałam każdy mówił, tak super, odwiedzę Cię, ale ekstra przyjadę do Anglii, wiesz takie standardowe komentarze. Dzisiaj wydaje mi się, że to taka sztampa, że tak wypada mówić, nie rozumiem tylko po co?! Nie wiem ile osób, Ciebie na wymianie odwiedziło, ale jak ja jestem tutaj tyle czasu to odwiedziła mnie jedna osoba, reszta to tylko puste obietnice, nie oszukujmy się. Zawsze chętnie oferuje nocleg, bo mogę, ale jeśli ktoś nie chcę nie będę namawiać. Z drugiej strony wydaje mi się, że to dobra alternatywa, bo przecież można pojechać za granice i dużo nie wydać a przy okazji sporo zwiedzić, nie mnie to jednak oceniać. Z drugiej strony później wiele z moich znajomych mówi, że nigdzie nie wyjechało, że w ogóle to jest szaro i buro, ale przecież mogli? Ja ostatni kupiłam bilety za 100 złotych aby pojechać i wrócić.
Znajomi w Wielkiej Brytanii
Mam kilkoro, niestety nie umiem nawiązać tutaj wielu znajomości, chociaż zastanawiam się czy tutaj jednak nie ja stanowię problem. Poza tym jeśli chodzi o pracę, to jestem trudnym współpracownikiem, bo ja lubię jak wszystko jest zrobione od początku do końca. Najpierw praca a później przyjemności, niestety to czasami nie spotyka się z dobrym przyjęciem. W mojej pierwszej pracy było wielu obcokrajowców, właściwie z każdego zakątka Europy, myślę, że jakby się ludzie zbuntowali, to to miejsce byłoby trzeba zamknąć bo nie byłoby komu pracować. To jednak oddzielna kwestia.
Czemu mam problem z nawiązaniem tutaj znajomości, nie wiem myślę sobie, że może wiąże się to z rodzajem czasowości, wiele osób tutaj przyjeżdża tak jak ja na chwilę– moja chwila dalej nieprzerwalnie od dwóch lat trwa, ale może się skończyć w każdym momencie. Podobnie jest z ludźmi, których poznaję.
Na początku była grupka ludzi, często wychodziliśmy na jakiś obiad, drinka, wspólne spotkanie do parku, świetnie! Nie czułam tęsknoty, za swoimi znajomymi, zaczęłam tworzyć coś na miejscu.
Tylko, że z tej całej grupki, mogłabym mniej więcej co jakiś czas skreślać po jednej osobie. Nie dlatego, że przestałam ich lubić, ale dlatego, że ich czas w Anglii się skończył. Wiele z tych osób podjęło decyzję powrotu do kraju, wiele zmieniło miasto w poszukiwaniu lepszych perspektyw, niektórzy też podjęli ryzyko i teraz podróżują po świecie.
Czasowość relacji z ludźmi
Może to po części jest przyczyna, dla której jest mi znacznie ciężej nawiązać tutaj znajomości, bo mam gdzieś z tyłu głowy impuls, nie przywiązuj się, nie ciesz się, bo zaraz ta osoba znów wyjedzie. To jakby budowanie nowych znajomości co chwilę, a przecież nie o to chodzi. Wydaje mi się, że z tej przyczyny zdecydowanie bardziej tęsknie za Polską, za swoimi przyjaciółmi, za tym, że mogę wykonać jeden telefon i zawsze mogę się z kimś spotkać. Oni są na stałe a nie na chwilę i to jest zasadnicza różnica.
Jestem sobą bardzo towarzyska, lubię wyjścia do pubu, lubię chodzić na imprezy. Mam wrażenie, że mam dwie osobowości (w ustach psychologa brzmi to niepokojąco) chodzi o to, że jak jestem w Polsce, to co chwile coś się dzieje, tu się spotkam z kimś, tu wyskoczę do kina, tu na imprezę potańczyć, tu na piwo. Wracam później do Anglii i diametralnie się zmieniam, nie mam ochoty wyjść na piwo, na imprezie by potańczyć, byłam trzy razy – w Polsce potrafię pójść 6 razy w tygodniu. Poza tym kiedy ja mogę pójść inni idą do pracy i odwrotnie. Wiem, że można powiedzieć, że takie jest życie, ale to za mną nie przemawia.
Polacy jako znajomi za granicą
Mój chłopak stwierdził, że jestem zbyt zamknięta na nowych znajomych, dlatego, że najbliższe moje koleżanki są Polkami. To nie jest tak, ja mam wielu znajomych z zagranicy, z mojej wymiany z Portugalii, studentów z Erasmusa, których poznałam w Szczecinie na wymianie i z którymi utrzymuję kontakt. Nawet tych, których poznałam jak już mieszkałam w Anglii. Tak jakoś się złożyło, że 3 bliskie mi osoby są Polkami. Cieszę się jednak niezmiernie, ze je mam, bo pewnie bym oszalała. Miałam kilka dziewczyn, z którymi lubiłam spędzać czas, ale jedna wróciła do kraju, druga wyjechała pracować na statku.
Kolejną kwestią jest to, że mam chłopaka, który nie jest Polakiem, jakby to mi wystarcza, że mówię po angielsku, czasami mogę mówić po polsku. Równowaga musi być. Poza tym właśnie fakt, że mam chłopaka, nie będącego z tego samego kraju potwierdza, że nie jestem zamknięta na inne nacje.
Kwestia języka angielskiego
Teraz już jest dobrze, chociaż dalej stresują mnie formalne rozmowy, a może nawet nie do końca formalne. Nie mam problemu z pójściem tutaj na rozmowę kwalifikacyjną, ale jak już mam gdzieś zadzwonić, dowiedzieć się o jakieś rzeczy to mnie paraliżuje. Bristolczycy mają bardzo specyficzny akcent, który ciężko zrozumieć. W jednej pracy miałam obcokrajowców więc było łatwiej, bo tak samo jak ja kaleczyli ten język – nazwijmy rzeczy po imieniu.
Teraz robię praktyki absolwenckie z programu Erasmus + i w tym miejscu mam praktycznie samych Anglików, którzy są z pochodzenia z Bristolu. Czasami tylko szerzej otwieram usta, bo ja nie jestem pewna czy mówią do mnie w języku, który przyjmijmy, że rozumiem. Akcent bristolski, jest bardzo charakterystyczny, mają wiele skrótów, wiele słów, które uznalibyśmy za slang. Co ciekawe czasami dwie osoby z Bristolu nie wiedzą do końca o czym mówią.
Czy warto naśladować? To temat bardzo dyskusyjny, dlatego, że warto mieć możliwość słuchania ja mówią Anglicy, nie ważne z której części Anglii, warto się z językiem osłuchać. Należy jednak pamiętać, że jak w przypadku każdego języka osoby nim się posługujące popełniają błędy. Nie każdy dba o zasady poprawnego używania języka. Podobnie jest w Polsce
Edukacja
W ogóle uważam, że jak przyjechałam do Anglii to wiele się zmieniło jeśli chodzi o moje postrzeganie języka. Nie rozumiem dlaczego edukacja językowa jest taka a nie inna. Szczerze powiedziawszy to co wyniosłam ze szkoły to lęk przed otworzeniem buzi, bo w szkole nie uczą komunikacji. Na studiach jest to samo, żeby mówić trzeba wyjechać i zwyczajnie dać się ponieść, jeśli ktoś Cię nie zrozumie to Cię poprawi.
Ja uczę się każdego dnia czegoś nowego, po jakimś czasie okazuje się, że źle wymawiałam słowo. Albo, że to nie jest słowo z brytyjskiego angielskiego tylko z amerykańskiego. To jest kolejny problem według mnie, że uczę się tego języka, ale wcale nie tego. To nie jest jednak tak, że Anglicy czy inne osoby nie będą wiedziały o co mi chodzi.
Chodzi o to, że Anglicy mnie zrozumieją, ale oni w rozmowie tego słowa by nie użyli, temu mówię, że nierzadko łatwiej porozumieć się z osobą, która nie jest z pochodzenia Anglikiem. Chodzi o to by nasz język szkolić, więc nie można się bać. Najwyżej ktoś zacznie się śmiać, i co z tego? Przyznam jednak, że na początku mnie to stresowało, czułam się zaszczuta, że przecież powinnam mówić płynnie, bez zająknięcia.
W pewnym jednak momencie dochodzi się do wniosku, przecież to ja jestem genialna, mówię w innym języku, to ja się musiałam nauczyć go a nie oni. Jak przychodzi do wymówienia mojego nazwiska wszyscy sobie łamią język. Uważam, że pobyt tutaj nauczył mnie swego rodzaju pewności siebie właśnie względem języka. Trzeba jednak do tego dojrzeć, w końcu dzień w dzień uczę się czegoś nowego, jak popełniam błąd to go niweluję, ale idę do przodu, osiągam kolejne mniejsze i większe sukcesy.
Myślenie
Zauważyłam ostatnio, że myślę po angielsku, nie wiem jak to wytłumaczyć, zdarzają się już sytuacje, że nie muszę wpierw pomyśleć co chce powiedzieć po polsku a później w głowie to przemieniać na język angielski. Czasami prowadzę ze sobą wewnętrzny dialog po angielsku, a później karcę się w myślach, że robię to w innym języku. Czy to jednak jest błędne? Nie sądzę, uważam, że zdarza się, że bywa łatwiejsze, bo jakaś sytuacja miała miejsce tutaj w Anglii a nie w Polsce i rozmawiałam po angielsku i w ten sposób muszę to analizować.
Chociaż na przykład liczę zawsze najpierw w języku polskim a mój chłopak po włosku. Nie mam wytłumaczenia czemu tka jest z liczbami,
Ostatnio śnię na przemiennie w języku polskim i w języku angielskim, to całkiem nowe doświadczenie.
Zapomniałaś języka
Jak się od noszę do tego, że ludzie wyjeżdżają i po kilku miesiącach gdy wracają mówią zmienionym akcentem, albo często mówią „jak to się po polsku mówi?”. Jako polonistka bardzo źle się czuje kiedy nagle się okazuje, że nie pamiętam jakiegoś słowa, ale nie wynika to z chęci pokazania innym mojej wyższości. Ja się raczej czuję tym faktem zażenowana, chodzi o to, że codziennie używam języka angielskiego w szczególności kiedy jestem tylko z chłopakiem i to słowo w danym momencie najpierw przychodzi mi na myśl po angielsku. Potrzebuję jednak jednego dnia aby wszystko wróciło do normy jeśli jestem w Polsce.
Przyznaję jednak, że czasami jak się zamyślę, to potrafię powiedzieć coś po angielsku i wtedy na mojej twarzy jest konsternacja, co ja robię.
Może to jest również powiązane po części z tym, że moje koleżanki są Polkami. Mój angielski nie jest zły, ale nie znam wciąż tylu synonimów ile znam po Polsku, czasami zwyczajnie mam ochotę na taką „inteligentną” rozmowę.
http://www.womansday.com/relationships/family-friends/advice/a5454/how-to-say-no-gracefully-113856/
Kiedyś chciałam wytłumaczyć kilka przysłów mojemu chłopakowi, ale tak samo włosi, jak i Anglicy mają swoje własne powiedzenia. Nikt z nich nie zrozumie jak powiem, że prędzej mi kaktus na głowie wyrośnie.
To bywa dla mnie uciążliwe, nie mogę w pełni siebie wyrazić, jestem mniej elokwentna przez to. Mimo stosunkowo bogatego zasobu słownictwa w języku angielskim wciąż używam słów podstawowych.
Święta
To kolejna sprawa, która w moim przypadku uległa diametralnej zmianie. Mieszkając w Polsce był czas kiedy byłam zmęczona świętami, tą całą otoczką, tym przygotowaniem, tym szałem. Trzeba jednak wyjechać za granicę aby docenić nasze tradycje.
Nie mówię tutaj o pobudkach religijnych, ale właśnie o kontynuowanie tradycji. W Polsce mamy tak wiele zwyczajów związanych ze Świętami Bożego Narodzenia. Tutaj przyjechałam do Anglii i wygląda to zupełnie inaczej, jakie 12 potraw, jaki post?
Wielu Anglików 24 grudnia w ogóle nie utożsamia ze świętami, młodzi Anglicy często się wtedy bawią. Dla nich faktycznie 25 grudnia jest świętem. Nie jest jednak tak bardzo pompatyczny. Jasne, że spotykają się z rodziną, ale ma to inną formę.
Z pewnością to dla mnie było sporym problemem, że nie czuje się tego klimaty, ale właśnie dzięki temu odkryłam, że to ja mogę stworzyć ten klimat.
Na pewno fakt, że mój chłopak nie jest Polakiem też wpływa na to, że te święta są inne, inne nie znaczy, że są gorsze, są nasze. Na kolacje wigilijną jemy raczej potrawy polskie ale za to na śniadanie jemy włoskie ciasto pomijając szklanką mleka.
Tak jak jeszcze święta bożonarodzeniowe widać w Bristolu, bo są jarmarki, jakieś sporych rozmiarów choinki w mieście, tak kwestia świąt wielkanocnych to jakby nie istniała.
U nas jajka, faszerowane, sałatki i tak dalej, stół suto zastawiony a tutaj czekoladowe jajka i szukanie jajek przez dzieci, bo zajączek schował. Już nie wspomnę, że o lanym poniedziałku to mało kto słyszał.
Nie chodzi mi o to aby negować te zwyczaje, chodzi mi o podkreślenie, że dostrzegam fakt, że mieszkam daleko a to sprawia, że doceniam to kiedy mogę usiąść przy naszym polskim stole świątecznym. Czuję wtedy tą atmosferę, czuję ciepło rodzinne, nawet jeśli wszyscy wcześniej na siebie warczeli, bo pośpiech, bo nie wszystko gotowe.
Obserwując innych Polaków mieszkających w Bristolu widzę, że nie jestem osamotniona, że wielu z nas celebruje nasze święta i nie tylko te, o których wspomniałam powyżej. Teraz tak sobie myślę, że chyba też chodzi o to, że ja chcę pokazać jak bogatą mam kulturę, jak wiele wagi przykładamy do tradycji do zwyczajów. Fakt w moim przypadku najczęściej ograniczają się one do tradycji związanych z polską kuchnią chociaż nie tylko.
Nie mniej jednak uważam, że każdy sposób dbania o nasze tradycje jest dobry, bo je pielęgnujemy. Ja zdecydowanie czuję się bardziej odpowiedzialna za to aby pamiętać o jakiś małych świętach. Z przyjemnością tłumaczę mojemu chłopakowi o co w tym wszystkim chodzi. Z resztą taka wymiana naszych doświadczeń też kształtuję. Przy okazji budujemy swoje wspólne tradycje na bazie naszych.
W tym roku święta spędzamy w Polsce, już nie mogę doczekać się ubierania choinki i barszczu.
Różnice kulturowe
Nie trzeba jechać za granicę aby widzieć niewielkie różnice, wystarczy pojechać w inną część Polski aby to zrozumieć. Jednak skoncentruje się na Anglii.
To co chyba najdłużej mi towarzyszyło co wciąż sprawia, że z niedowierzaniem kręcę głową to angielska uprzejmość. Oni są tak kulturalni, że czasami aż głowa boli. Ja nie twierdze, że to jest złe, ale wystarczy pójść kupić kawę w jakimś pierwszym sturbucksie i posłuchać dialogu. „poproszę kawę. Z mlekiem? Tak, poproszę. Z cukrem? Tak, poproszę. Czasami się zastanawiam, czy oni nie robią tego odruchowo.
Musze jednak stwierdzić, że i mi się to udzieliło, już pominę fakt, że po angielsku stosuję te frazy, to jak jestem w Polsce robię to samo. Nie twierdzę, że to jest złe, ale mam wrażenie, że my w Polsce przykładamy do tego mniejszą wagę.
Mam ambiwalentne odczucia względem pierwszego kontaktu z anglikami. Ja wiem, że my Polacy narzekamy, nie ma co ukrywać. Anglicy są natomiast bardzo powściągliwi, wcale wiele się o nich nie dowiesz. A na pytanie czy wszystko w porządku nie oczekują odpowiedzi, w sensie uważam, że czasami ich ona nie interesuje. To jakby takie gotowe wyrażenie, które mówisz i idziesz dalej, nawet nie słuchasz odpowiedzi.
Pamiętam, że na początku było to dla mnie problematyczne, bo już szykowałam się do odpowiedzi a ta osoba znikała za rogiem. Musiałam się jednak do tego przyzwyczaić, że jak pytają co słychać, to mówisz, że dobrze, prawda chyba mało kogo interesuje. Przynajmniej nie ludzi, którzy mało Cię znają. To mi również uświadomiło to co napisałam powyżej, my jednak lubimy marudzić, lubimy się uzewnętrzniać.
Trochę to wiąże się z kulturą, pamiętam, że pierwszy miesiąc był dla mnie trudny pod względem poruszania się komunikacją miejską. Co do mojej opinii już ją wyraziłam, chodzi mi jednak o fakt, że Anglicy cierpliwie stoją, jeszcze przed autobusem ustawiają się w rządku i cierpliwie czekają. Jakie to było dla mnie frustrujące, że muszę czekać. Do tego jednak idzie się przyzwyczaić, uświadomiłam sobie, że to działa szybciej kiedy obowiązują jakieś zasady. Nie rozumiem argumentu, jak ktoś mówi, bo w Polsce by się tak nie dało. Dałoby, ale pokolenia trzeba by to zmienić.
Teraz tak siedzę i olśniło mnie, z czym jeszcze przyszło mi się zmierzyć, co dla mnie Polki nie jest wciąż łatwe. My jesteśmy wychowani w taki sposób, że nie marudzimy, że nie powiemy złego słowa, jeśli coś jest nie tak z daniem, naszym napojem i tak dalej. W Anglii jest dokładnie odwrotnie, oni są tam nauczeni dbać o swój interes. Jeśli zamawiasz w restauracji colę i jest ona jakby nie taka jak powinna być, to ją reklamujesz. Jeśli herbata jest nie wystarczająco gorąca, to prosisz o przygotowanie nowej (to nie są wymyślone przykłady, tylko to z czym ja się spotkałam kiedy pracowałam jako kelnerka).
Tutaj reklamuje się wszystko, poczynając właśnie od napojów, przez ubrania, elektronikę, nawet jeśli towar jest dobry, ale kolor nie ten. Ja wciąż czasami przecieram oczy, mam wrażenie, że w obu przypadkach poszło to w złym kierunku. My wciąż uczymy się ubiegać o swoje, co według mnie przychodzi nam z trudnością, a Anglicy nadużywają tego. Zauważyłam jednak, że i ja się zmieniam, że potrafię powiedzieć, że coś mi nie pasuje – to chyba jednak zmiana na dobre.
Jedzenie
Pisałam już o zakupach w angielskim sklepach, tutaj chciałabym zwrócić uwagę na to co się we mnie zmieniło. Pamiętam jak byłam młodsza i ktoś tam przyjeżdżał ze Stanów i się słyszało, „top nasze polskie jedzenie” i same wzdychanie. Wtedy patrzyłam i myślałam, przecież normalne. Nie i jeszcze raz nie. Nie wiem jak to wygląda w innych krajach, mogę porównać jedzenie tylko w Portugalii i Anglii do naszego polskiego, ale faktycznie to nasze polskie! Stałam się jedną z tych osób, które mówią to samo. Z resztą nie tylko ja, mój chłopak ma bardzo podobnie, bo zaczęłam myśleć może jestem jakaś uprzedzona jestem.
Niestety bardzo mi przykro, ale jedzenie angielskie za mną nie przemawia, nie potrafię się przestawić i jak mam możliwość kupienia czegoś w polskim sklepie to zwyczajnie to robię. Smakuje mi bardziej, nic na to nie poradzę. To nie jest tak, że neguję wszystko, bo osobiście smakuje mi niedzielny indyk, który jemy powiedzmy naprzemiennie z naszym schabowym. U nas w piątek króluje ryba z ziemniakami tutaj również, ale w formie frytek. Niektóre dania, wnoszę do mojej kuchni, jeśli jednak chodzi o same produkty, to nie pasują mi one wcale.
W kwestii jedzenia, jak jest się za granicą, jakoś bardziej człowieka ciągnie do kuchni, a może tylko kobiety. Nie wiem, ale widzę, że zdecydowanie więcej gotuje w Anglii i sprawia mi to znacznie większą przyjemność.
Podsumowanie
Nie wiem czy do końca wyszło mi opisanie jakie są problemy, bo to czasami jest raczej tak, że problemy sobie sami stwarzamy. Do niektórych rzeczy można się przyzwyczaić. Teraz sobie przypomniałam, że problemem w pierwszym roku był również fakt, że na festiwalu nie mogłam zakupić alkoholu. Nie ze względu na mój wiek, ale ze względu na to, że Pani nie chciała uznać mojego dowodu osobistego i chciała ode mnie dokument angielski. To jest akurat problem, którego sama nie mogłam obejść. Nie wiem jednak czy Pani, była uprzedzona czy miała tak odgórnie, póki Wielka Brytania jest w Unii to powinni dowód osobisty również honorować jako dokument potwierdzający moją tożsamość.
Odnośnie tematu związanego z dowodem oraz alkoholem, to co było dla mnie nowością, nie tyle problemem chociaż na początku było to problematyczne to fakt, że tutaj napojów alkoholowych nie kupi się po godzinie 23:00 w żadnym markecie, to było dla mnie zaskoczeniem.
Czy sam w sobie język jest problemem uważam, że i tak i nie. Na początku stresowałam się tym, że słownictwo mam ubogie. Zauważyłam jednak, że wszystko przychodzi z czasem, bo moje słownictwo było adekwatne do moich potrzeb z czasem rosło gdy potrzebowałam z innego działu. Kilkakrotnie podejmowałam próby uczenia się i robiłam to z powodzeniem. Jeśli jesteś na wymianie z programu Erasmus +, to mnie osobiście bardzo podpasowała platforma edukacyjna OLS+ jedna z lepszych z jakimi przyszło mi pracować. Moim problemem jednak jest to, że stresuje się w rozmowach z anglikami, mam znajomych obcokrajowców ale znacznie mniej samych mieszkańców Anglii.
Te dwa lata dały mi bardzo dużo, ukształtowały mnie, pokazały, że są przeszkody, ale można je przejść, obejść cokolwiek. Mam wrażenie jak słucham swoich znajomych z Polski, że problemy znacznie bardziej urastają. Będąc w Anglii są one jakieś takie mniejsze, a może to ja przywiązuje do nich mniejszą wagę.
Stałam się bardziej otwarta, chcieć to móc.
A jak słyszę pytania o Brexit, to powiem szczerze tylko się śmieje, bo my sami nie wiemy jakie to dla Nas niesie konsekwencje. Jak dziś pamiętam pytałam kolegę anglika z pracy, jak głosował i był za. W końcu miałam okazję zapytać kogoś o zdanie, aczkolwiek zdziwił mnie bardzo kiedy powiedział, że on właściwie nie wie co to niesie dla Anglii, ale wszędzie była popularyzowana taka opinia i tak zagłosował. Cóż pozostaje mi powiedzieć, będzie co będzie. Na chwilę obecną mieszkam, pracuje i nie sądzę by ktoś miał mnie stąd wyrzucić. Często spotykam się z taką opinią, że jak Anglia wyjdzie z Unii Europejskiej to wszystkich emigrantów będą deportować. Śmiem wątpić, ale pożyjemy zobaczymy.
Problemem jest dla mnie to, że moja mama boi się przylecieć i jak jestem dwa lata jeszcze mnie nie odwiedziła i tak to uważam, że jest problemem. Chciałabym móc pokazać jej jak się urządziłam, jak sobie radzę. Według niej skoro ja jestem często w Polsce to ona nie musi przyjeżdżać. Mój chłopak ma podobny problem, niestety to jest temat, który bardzo trudno pokonać i jakoś znaleźć argument sądzę jednak, że ten moment w końcu nastąpi.
Czy umiem sobie wyobrazić siebie, że wracam do domu, do Polski, oczywiście, że umiem. Nie wiem jednak czy również Anglia jest miejscem, w którym chcę pozostać. Nie znalazłam jeszcze na to odpowiedzi i wciąż poszukuję czy to jednak Anglia czy Polska nie robi dla mnie już teraz różnicy, uważam, że najważniejsze to czuć się dobrze w miejscu gdzie się jest.
Możliwość odbycia wymiany w Portugalii, teraz w Anglii spowodowała, że mogłam doświadczyć tych różnić, porównać, zobaczyć co mnie przekonuję, na jakie mogę iść ustępstwa, a co jest dla mnie nie do przejścia i jestem wdzięczna za taką możliwość.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)