Praca i życie na Put-in-Bay część I

Opublikowane przez flag-pl Wiktoria Sznaj — 5 lat temu

Blog: Od Ameryki do Europy...czyli podróże małe i duże
Oznaczenia: Ogólnie

Rozdział 4

Put-in-Bay stało się moim domem na cztery miesiące. Początki były ciężkie - trzeba było się przestawić na czas amerykański, poznać okolicę, nowych ludzi i przestawić się tylko na język angielski. Nie ukrywam, że przez pierwszy miesiąc czułam się samotna, pomimo tego, że wszędzie byli ludzie i zaczęły się tworzyć nowe grupki przyjaciół. Ponadto bardzo stresowałam się pracą, ale tylko na początku.

Jak już wspomniałam, pracowałam jako hostessa w irlandzkim barze. Byłam jedyną osobą międzynarodową, resztę stanowili sami Amerykanie. Nie ukrywam, że byłam zadowolona z tego faktu, ponieważ mogłam osłuchać się z amerykańskim akcentem i uczyć się języka od osób, które ten język znają najlepiej :D Wiele ludzi mówilło mi, że Amerykanie trzymają się tylko ze sobą, nie pomagają w pracy, obmawiają itd, itp. Oczywiście nie mieli oni racji. Praca w tym barze, z amerykańskim personelem była jedną z moich ulubionych prac. Nawiązałam przyjaźnie z kelnerami, a mój menadżer był zarówno moim przyjacielem, jak i osobą na której zawsze mogłam polegać, gdy miałam jakiś problem. Często też przymykał oko na wiele rzeczy... :D Nie ukrywam też, że praca nie była wcale łatwa. Bo bycie hostessą to nie tylko uśmiechanie się do ludzi, pozdrawianie ich i przynoszenie sztućców do stolika. Bycie hostessą wiąże się też z tym, że rozłoszczeni klienci, którzy mają pretensję zwracają się bezpośrednio do hostessy. Bycie hostessą w Ameryce wiąże się też z dużym stresem. Gdy klienci czekają na stolik w pełnej restauracji, to mają o to pretensję właśnie do hostessy. Albo gdy kelner nie przychodzi po około 3 minutach do stolika, to również mają pretensję do hostessy.

Sławny Hooligans Irish Pub, tak wygadał z zewnątrz

Praca i życie na Put-in-Bay część I

A tak w węwnątrz, miejsce mogło pomieścić około 400 osób!

Najbardziej utkwił mi w pamięci jeden dzień. Pamiętam, że na wyspie odbywam się wtedy koncert znanego amerykańskiego wokalisty. Nasza restauracja sprzedawała z tej okazji koszulki z tekstem jednego z jego utworów. Dzień przed tym koncertem mój menadżer powiedział do mnie, że będzie to jeden z najtrudniejszych dni w roku. Pamiętam, że pomyślałam wtedy: 'skoro do tej pory w soboty mieliśmy przez cały dzień oblężenie bo przychodziło około 400 osób i nie było mowy o przerwie' to co dopiero jutro? Kiedy rozpoczęłam pracę o godzinie 11, jeden z kelnerów już zapisywał numery stolików oraz witał gości. Restauracja była już pełna. Na dodatek pracowników było już mniej, bo była końcówka sezonu, a więc dziewczyna z którą pracowałam wyjechała. Zostałam sama. Pamiętam, że to był najgorszy dzień. Po całym dniu naliczyłam około 850 osób! Dzień zleciał mi szybko, bo wszystkim pomagałam, byłam cały czas w ruchu, a kolejka oczekiwania na stolik była bardzo długa. Ludzie czekali nawet na dworze. Pomyślcie więc, czy jest to łatwe tylko dla jednej osoby? No właśnie.. A jeszcze w Ameryce, gdzie ludzie nie potrafią czekać, wszystko ma być gotowe od razu, kelner ma przychodzić do stolika w ciągu minuty. Na szczęście jakoś udało mi się przeżyć ten ciężki dzień i kiedy nadeszła godzina 20, czyli godzina zamknięcia czułam się tak szczęśliwa jak nigdy. Resturacje są zamykane o godzinie 22, jednak ten dzień był wyjątkowy, ze względu na wyżej wspomniany przeze mnie koncert. Właściciel wiedział, że wszyscy pójdą na koncert i faktycznie tak było. Praca w tej restauracji nauczyła mnie cierpliwości. Ponadto wiem, że dzięki temu, że trafiłam do tak obleganego i popularnego miejsca, podjęcie pracy dorywczej w innej restauracji nie będzie już dla mnie żadnym wyzwaniem.

A jak ma się ten irlandzki bar do Ameryki? Wszystkie alkohole typu piwa czy whiskey są przywożone z Irlandii. Więc jeżeli ktoś chce się napić np. Guinness'a to jak najbardziej polecam! Niestety gorzej jeżeli chodzi o jedzenie. Jest ono w pełni amerykańskie, czyli mamy do wyboru frytki, burgery, sandwicze i inne tego typu fast food'y. Dużym plusem jest jednak to, że porcje są bardzo, bardzo duże, więc każdy się tutaj może najeść. Wiele ludzi zostawiało prawie cały talerz jedzenia, co według mnie jest marnotractwem. Następnie to jedzenie trafia do śmieci. Bo Amerykanie wszystko co stoi jeden dzień lub jest niezjedzone wyrzucają do kosza.

Praca i życie na Put-in-Bay część I

Mój menadżer miał talent - oto jedno z haseł, aby przyciągnąć klientelę :)

Muszę też wspomnieć o tym, że oprócz hostessy w bonusie jest się też tzw. 'busserem'. To nikt inny jak pomocnik kelnera. Czyli jednym słowem sprząta stoliki. Niewdzięczna praca. Często się zdarza, że Amerykanie zostawiają jedzenie nie na talerzu, a właśnie na stoliku. I wtedy zaczyna się zabawa. Bo na przykład stolik jest upaprany jedzeniem, na dodatek klienci stoją w kolejce i czekają na ten stolik i jeszcze na inny, który też jest zawalony brudnymi talerzami, to taka hostessa nie wie co ma już robić. Czy witać gości czy posprzątać stolik. Jednego można być pewnym: ta praca dużo może człowieka nauczyć.

Praca i życie na Put-in-Bay część I

Podczas jedzenia w moim miejscu pracy, porcja była duża nie zjadłam wszystkiego. Na zdjęciu specjał Hooligans - frytki + sos pomysłu Marie - szefowej kuchni. Do tego drink - truskawkowy, najlepszy jaki piłam na wyspie

Oprócz tego, podjęłam się również pracy w hotelu jako 'housekeeping'. Hotel posiadał około 12 pokoi, a właścicielami było starsze małżeństwo. Wszystko by było okey, gdyby nie zachowanie mojej przełożonej. Potrafiła o wszystko się spierać, kontrolowała wszystko, nawet jeżeli daną pracę wykonywało się dobrze. Zawsze coś nie pasowało. Najbardziej rozśmieszyło mnie sprzątanie pokoi i łazienek. Praca ma zostać wykonana w około 15 minut. Nie dostajemy wiadra z wodą do mycia podłóg, czy nie zmieniamy koca, podłożonego pod prześcieradło. W ciągu tych 4 miesięcy nigdy nie zmieniłam tego koca, wyobraźcie sobie. Do mycia łazienki używa się dwóch gąbek: jedna jest do prysznica i umywalki, druga do mycia podłóg. I te gąbki też nie były zmieniane... Jednym słowem mycie ma być zrobione szybko i sprawnie, żeby następni goście mogli korzystać z pokoju. Pamiętam, że byłam w strasznym szoku kiedy to zobaczyłam. Bo są jakieś granice czystości, ale nie w amerykańskich hotelach niestety... Na dodatek doba hotelowa w tym miejscu kosztowała około 200$! Ja w każdym razie nie polecam tego miejsca :)

Często wracam wspomnieniami do minionych miesięcy... wydawało mi się, że 4 miesiące to długo, ale każdy dzień upływał szybko, za szybko. Tęsknie za "Hooligans" choć wydawało mi się, że nigdy to nie nastąpi. Tęsknię za tymi ludźmi z którymi pracowałam, za Anthonym, który był najlepszym kelnerem i który zawsze brał stoliki i nie narzekał, a klienci go uwielbiali, za Corey'm - najlepszym menadżerem przyjacielem i szefem ever, który dużo rzeczy zapominał, ale i tak zawsze mi pomógł jak tylko mógł i stawał w mojej obronie i po mojej stronie, za Audrey - zawsze uśmiechniętą i wrażliwą osobą, za Jasonem - który zawsze kazał mi wyluzować i nie przejmować się za bardzo, potrafiącego mnie rozśmieszyć w każdej chwili, za Kristin - która też była hostessą i razem mogłyśmy sobie ponarzekać na nasz los i pośmiać się w każdej chwili, za Taylor - która była pracowitą kelnerką i razem z Anthonym stanowili czołówkę Hooligans! Gdyby nie oni, ta restauracja byłaby biedna, za Trevorem - najlepszym szefem kuchni, który zawsze dawał mi jedzenie, gdy byłam głodna, dziękuję! za Cierą - której śmiech był tak donośny jak mój i która zawsze starała się, aby wszystko w restauracji działało bez zarzutu. Dziękuję wam wszystkim. I chociaż wiem, że wygląda to tak, jakbyśmy mieli się więcej nie spotkać, to i tak mam nadzieję, że to nastąpi w przyszłości. I znowu będziemy wszyscy razem pracować. Bywały ciężkie i nerwowe chwile, ale takie są uroki pracy w restauracji.

Dla mnie "Hooligans Irish Pub" już zawsze będzie numerem jeden i na zawsze pozostanie w moim sercu.

Praca i życie na Put-in-Bay część I

Zdjęcie z miejsca pracy, teoretycznie nie można było używać telefonów, ale 'who cares':)



Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!