Podróż do Juszczyny i Grojec
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać moją podróż do Juszczyny, na zimowisko 2, 6 i 7 szczepu drużyn wędrowniczych, harcerskich i zuchowych Bractwo Wędrownicze oraz to, jak w nocy zdobyłem szczyt Grojca.
Podróż do Juszczyny
Po zrobieniu sobie pamiątkowych zdjęć pod koniec Manewrów Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ruszyliśmy w drogę powrotną busikami. Przedtem jeszcze otrzymaliśmy po dwadzieścia złotych na łebka na obiadokolację do zjedzenia po drodze na fakturę - czyli generalnie z siedemdziesięciu złotych za całe manewry jeszcze dostaliśmy zwrot hehe.
Nie można tu nie wspomnieć o naszym super kierowcy z Czerska, który jednym uchem słuchał naszych opowieści i historii z manewrów i kursów oraz rozważań nad problemem zakupu kolejnego ciasteczka i rechotał w najlepsze. Nie zadawał też zbędnych pytań, jak poprosiłem go o podrzucenie i zostawienie na stacji benzynowej w okolicach Katowic.
Po drodze jeszcze dałem znać Teresie, że niestety nie zdążę dojechać do Katowic, żeby nie czekała i pojechała wcześniejszym pociągiem do Żywca łapiąc jadący stamtąd o dziesiątej ostatni autobus do Juszczyny.
Autostop do Katowic
Ja w tym samym czasie wysiadłem około piętnastu kilometrów od Katowic na stacji benzynowej z autobusu i, pożegnany milczącymi spojrzeniami moich kompanów, przekonanych, że widzą mnie po raz ostatni, oraz radosnych skinieniem głowy czerskiego kierowcy, założyłem odblaskowy softshell ratowników Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i ruszyłem na wylotówkę. A że było już ciemno i bardzo zimno, liczyłem na szybkiego stopa do centrum miasta.
I dziesięć minut później zatrzymał się samochód z trzema dziewczynami, którym przez następne dwadzieścia minut jazdy do Katowic intensywnie opowiadałem, dlaczego mam na sobie taką kurtkę oraz jak generalnie wygląda podróżowanie stopem, po czym wysiadłem niedaleko centrum. Przez całą tę gadaninę zapomniałem, po raz kolejny, wziąć swojej czapki ze sobą. Będzie trzeba kupić kolejną na cygańskim targu...
Dokładnie poinstruowany, pomaszerowałem przez miasto i stary rynek oraz ładnie, chociaż nie tak, jak w Braszowie, oświetlony deptak i dotarłem do dworca w Katowicach.
Grojec
Bilet do Żywca z Katowic, studencki, na pociąg regionalny, kosztował około ośmiu złotych. Cała podróż zajęła niecałe półtorej godzinie. Wylądowawszy w Żywcu, dostałem wiadomość od Teresy, że ona właśnie dojechała do Juszczyny i już jest bezpieczna.
Mnie tymczasem czekał nocny marsz przez góry do Juszczyny, oddalonej o dziesięć kilometrów od Żywca - jakieś dwie godziny marszu w ciemności z plecakiem przez góry w mrozie. Ale miałem odblaskowy supersoftshell. Na początku chciałem przyzwyczaić oczy do ciemności, ale ostatecznie musiałem jakoś czytać mapę, więc wyciągnąłem czółówkę i przemierzałem puste uliczki zacnego miasta Żywiec.
I tak przeszedłem przez rzekę i idąc żółtym szlakiem, po około godzinie marszu wszedłem na Duży Grojec - jak to internety określają: "swoistą wizytówkę miasta Żywiec". Tak wskazywał przynajmniej GPS, którym się wspomagałem podczas podejścia. Później zorientowałem się, że ciekawszy i bardziej po drodze dla mnie był "Średni Grojec, gdzie postawiony jest metalowy krzyż.
Ze szczytu rozpościerał się wspaniały widok na... w sumie niewiele było widać, bo była pierwsza w nocy, można było rozróżnić niebo, góry, lasy i pola. Ale niebo było ładnie oświetlone, tak samo jak otaczające wzgórze miasta.
Niedługo później zgubiłem ścieżkę, która doprowadziła mnie do jakichś chaszczy, z których pędem uciekło dzikie zwierzę. W międzyczasie akurat dostałem parę wiadomości z pytaniem, czy żyję i wszystko w porządku... akurat w takim momencie! Ale jakieś piętnaście minut później zauważyłem światła Juszczyny i, klucząc jeszcze trochę po mieście, które posiada tylko jedną, główną, wijącą się ulicę (niektórzy potrafią) dotarłem do szkoły podstawowej, w której przebywało około dwustu harcerzy i harcerek z Poznańskiego Szczepu Drużyn Wędrowniczych, Harcerskich i Zuchowych "Bractwo Wędrownicze". Jakieś sto sześćdziesiąt uczestników oraz około czterdziestu wychowawców, instruktorów harcerskich i narciarskich.
Na miejscu, oprócz przyjaciół, w pokoju komendy przywitały mnie resztki świętego Mikołaja:
To tam miałem, przebrany za Donalda Trampa (przebrany za trumpa, z plecakiem na plecach oraz dziobem Kaczora Donalda za uszami) spędzić pewnie największego, na dwieście osób, sylwestra w życiu - o tematyce "Ameryka".
A oto i klimatyczne ozdoby, wykonane głównie przez wędrowniczki, nawiązujące do tematyki imprezy:
Najlepszy był bizon. Pozdrawiam Adam
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)