Niedziela, 20 lipca.

Opublikowane przez flag-pl Julia Nowakowska — 4 lat temu

Blog: Włochy. Podróż wśród barw.
Oznaczenia: Ogólnie

Niedziela, 20 lipca.

Rzym (dzień drugi, zdecydowanie bardziej męczący)

 

Niedziela, 20 lipca.

Bazylika św. Piotra w porannym słońcu.

Dziś ważny dzień. Zwiedzanie Rzymu, wczoraj ledwo zaakcentowane, dziś rozpoczęło się na dobre. O 9.30 staliśmy już w niemiłosiernym słońcu przed domem. Pierwszy cel – msza św. w bazylice św. Piotra, po łacinie o 10.30.

Pierwsze spojrzenie na bazylikę w pełnym świetle, z bliska, z placu św. Piotra. Plac, zamysł architektoniczny Berniniego, jest majestatycznie lekki, otoczony owalną kolumnadą. Im bliżej portyku bazyliki, tym kolumnada co raz bardziej się zwęża – dzięki temu został uzyskany iluzjonistyczny efekt zaburzenia perspektywy, a portyk jest widziany w całości (to naprawdę fascynujące rozwiązanie, które szalenie trudno wytłumaczyć, a z którym warto się zapoznać!). Fascynująca jest też historia kolejnych przebudowań bazyliki, która była świadkiem pracy wielu wybitnych artystów-architektów. Z tych spotkań tylko nieliczni wyszli obronną ręką. Bramante, Rafael Santi, Michał Anioł – to tylko najznamienitsi z nich. Podstawą budowy kościoła w tym miejscu, o którym pierwsze wzmianki pochodzą z czasów cesarza Konstantyna I, była chrześcijańska tradycja, według której właśnie tu miał zostać pochowany św. Piotr. Pracę nad obecną bazyliką rozpoczęto na początku XVI wieku. Jest przepiękna, utrzymana w renesansowo-barokowym stylu. Szkoda tylko, że fasada została tak bardzo wysunięta do przodu, zasłaniając większą część kopuły projektu Michała Anioła. A ta też jest prześliczna.

Niedziela, 20 lipca.

Widok na plac św. Piotra z bazyliki.

Dużo czasu zajęły nam poszukiwania wejścia do bazyliki. I już kiedy myśleliśmy, że je znaleźliśmy, okazało się, że owszem, wejście jest z prawej strony, ale kolejka wije się malowniczym łukiem wzdłuż placu i kończy dokładnie po przeciwnej, czyli lewej stronie bazyliki. Potulnie doczłapaliśmy się na sam jej koniec, cierpiąc niemiłosierne katusze w przedpołudniowym ostrym słońcu. Przechodzenie przez kolejne barierki, kontrola odpowiedniego stroju – to wszystko zajęło okrągłą godzinę. Byliśmy zdecydowanie spóźnieni na mszę. Bazylikę przemierzyliśmy więc w pośpiechu (pierwsze wrażenie – zabójcza piękność), rzucając szybkie spojrzenie na „Pietę”, by błagającym wzrokiem wyprosić u strażnika wpuszczenie spóźnialskich do specjalnie wyznaczonej strefy, gdzie odbywała się msza. Wpuścił, za co otrzymał piękne uśmiechy, wyrażające głęboką wdzięczność. Msza odbywała się w strefie, którą nazwaliśmy VIP, tuż przy ołtarzu głównym. Usadowiliśmy się wygodnie tuż przy grobie św. Piotra, którego spiralne kolumny (Bernini!) mogliśmy dotknąć naszymi, niegodnymi tak wybitnej sztuki, rękami. Nie było innego wyjścia, jak tylko pokornie przyznać Berniniemu, że był geniuszem.

Niedziela, 20 lipca.

Ołtarz Berniniego.

Niedziela, 20 lipca.

Kopuła nad grobem św. Piotra Berniniego.

Z mszy rozumieliśmy niewiele, jak chyba zresztą większość osób, która stały wokół nas. Po skończonym nabożeństwie mieliśmy jedną, jedyną i niepowtarzalną okazję, aby podejść pod sam ołtarz. Sesja z ołtarzem głównym, przepięknie dynamicznym i otoczonym figurami Ojców Kościoła oraz aniołów – oczywiście autorstwa mistrza Berniniego – została brutalnie przerwana przez strażnika o znudzonej minie. Po błyskawicznej sesji z baldachimem nad grobem św. Piotra (znów – Bernini! Aczkolwiek przy współpracy z wieloma artystami, m.in. swoim późniejszym zaciekłym rywalem – Borrominim), barokowym arcydziele o salomonowym kolumnach z brązu, umieszonym idealnie pod bazylikową kopułą, opuściliśmy strefę VIP.

Niedziela, 20 lipca.

"Pieta" Michała Anioła

Na 12.00 popędziliśmy na Anioł Pański, aby zobaczyć w oknie chociaż odległy zarys papieża Franciszka. Okno owszem – wiedzieliśmy, papieża – nie. Ludzi na placu św. Piotra było wciąż dość dużo, a kiedy papież wypowiadał swoje słynne „Fratelle e sorelle! Buongiorno!” rozległ się mały wiwacik. Musieliśmy zadowolić się zaledwie odległym głosem papieża, nie chcieliśmy bowiem wychodzić ze strefy „bazylika”, by następnie znów stać w kolejce do ponownego wejścia.

Po powrocie do bazyliki pierwszy dłuższy przystanek – „Pieta” Michała Anioła. Dzieło renesansowego mistrza jest spokojne w cichym cierpieniu Maryi i dynamiczne w bogato udrapowanych szatach. Tworzy misterną, piramidalną konstrukcję, ale zachwyca przede wszystkim precyzyjnym połyskiem wykończenia. Michał Anioł, usłyszawszy pewnego razu, że dzieło przypisywane jest innemu autorowi, miał w nocy zakraść się do bazyliki i dopisać na szatach Maryi „Michel Angelus Bonarotus Florent Facibat", co można dostrzec do dziś. Długo kontemplowaliśmy „Pietę”. Jest wyjątkowa.

Niedziela, 20 lipca.

Grób św. Jana Pawła II.

Niedziela, 20 lipca.

Jan XXIII.

Przechodząc dalej, minęliśmy ogromne putta, mające swoje pulchne nogi wielkości odnóży dorosłego człowieka. I w końcu – grób św. Jana Pawła II, do którego trzeba było ustawić się w długiej kolejce. Nagrobek jest biały, marmurowy, ze złotym napisem „Ioannes Paulus II”. Nieco dalej grób św. Jana XXIII, z ciałem wystawionym w gablocie.

Bazylika św. Piotra jest ogromnym dziełem sztuki. Nie jest łatwo wybrać te elementy, które zapadły w pamięci najbardziej, bo niemal każdy szczegół wystroju ma w sobie jakiś wyjątkowy czar. Jednak jeszcze dwa miejsca zrobiły na mnie wrażenie szczególne. Pierwsze – grobowiec Aleksandra VII autorstwa Berniniego i jego uczniów – połącznie czerwonego, czarnego i białego marmuru z klęczącym w błagalno-dumnej pozie papieżem. I drugie – krypty, z zachowanymi grobami papieży, pełniącymi swoją posługę na przestrzeni stuleci. A i jeszcze – zakrystia z tablicą, na której wypisani zostali wszyscy papieże z datą śmierci. Ogrom ludzi.

Niedziela, 20 lipca.

Grobowiec Aleksandra VII Berniniego.

Bazylikę opuszczaliśmy mając świadomość jedynie delikatnego dotknięcia wielowiekowej historii i z głębokim poczuciem, że jeszcze nie raz trzeba będzie tu wrócić, aby zagłębić się w jej historię na nowo.

Niedziela, 20 lipca.

Kopuła bazyliki.

Po szybkiej przekąsce w domu i krótkim ochłonięciu ruszyliśmy dalej trasą, którą nasz przewodnik dumnie nazwał „historyczną”. Pierwsza na trasie – piazza del Popolo z egipskim obeliskiem Ramzesa II, kościołami: dwoma bliźniaczymi barokowymi i jednym renesansowym – Santa Maria del Popolo oraz monumentalną, XIX-wieczną fontanną Neptuna. Plac pełen był sprzedawców róż i mocnego, południowego słońca.

Niedziela, 20 lipca.

Piazza del Popolo z obeliskiem Ramzesa II.

Niedziela, 20 lipca.

Bliźniacze barokowe kościoły na piazza del Popolo.

Ledwo weszliśmy na Pincio, jedno z rzymskich wzgórz. Na jego południowym zboczu wiele znamienitych rzymskich rodzin posiadało niegdyś ogrody, m.in. do dziś mieszczą się tu ogrody Villa Borghese, skrywające Galerię Borghese, obecnie galerię sztuki. Z tarasu widokowego rozciągał się przepiękny widok na Rzym i bazylikę św. Piotra, przysłonięte nieco drgającymi falami gorącego powietrza.

Niedziela, 20 lipca.

Widok z Pincio.

Porządnie zmęczeni i z perspektywą wielu godzin zwiedzania, ruszyliśmy ulicą Adama Mickiewicza w kierunku kościoła Trinità dei Monti. Jego późnorenesansowej fasady mogliśmy się tylko domyślać, gdyż kościół cały osłonięty został rusztowaniami i daleką od gustowności białą płachtą. Oto nasze szczęście. W cieniu obelisku Trinità dei Monti usiedliśmy na chwilę odpoczynku. Wokół nas chodzili niespokojnie sprzedawcy róż; można też było skorzystać z usług jednego z licznych stoisk, oferujących pięciominutowe portrety, lub ich kreatywną wersję w formie karykatury. Kościół, który tak przyjaźnie nas powitał, jest obecnie wciąż własnością Francji, wybudowany w XVI wieku na polecenie króla Ludwika XII. W środku spotkał nas przyjemny chłód i manierystyczne freski niechlubnego „spodniarza”, Daniele da Volterra, ucznia Michała Anioła, który miał być autorem spodni, przysłaniających nagość postaci, zdobiących Kaplicę Sykstyńską.

Niedziela, 20 lipca.

Kościół Trinità dei Monti i schody hiszpańskie.

Ochłodzeni, wyszliśmy prosto na Schody Hiszpańskie, z których miał rozciągać się przepiękny widok nie tylko na miasto, ale przede wszystkim na plac Hiszpański ze słynną fontanną w kształcie łódki autorstwa Pietro Berniniego, ojca TEGO Berniniego. Fontanny nie zobaczyliśmy. Ponownie za to naszym oczom ukazały się rusztowania. Wszystkie rzeźby zostały powykręcane, została sama surowość – zarys łódki i basen. Stwierdziliśmy, że nasz rzymski pech właśnie osiągnął swój punkt kulminacyjny. Gorzej być nie mogło.

Niedziela, 20 lipca.

Kawiarnia Antico Caffe Greco.

Tuż przy placu Hiszpańskim znajduje się słynna kawiarnia Antico Caffè Greco. Ceny zdecydowanie powyżej normy, ale weszliśmy, aby popodziwiać tych nielicznych, którzy postanowili przeznaczyć swoją fortunę na kawę w tym słynnym miejscu. Naszym głównym celem, oprócz przemknięcia niepostrzeżenie pod czujnym wzrokiem przybranych w czarne surduty kelnerów, było wyszukanie polskich śladów na kawiarnianych ścianach. Wśród licznych pamiątek i portretów włoskich filozofów, poetów i aktorów znaleźliśmy malutki portrecik Adama Mickiewicza.

Wychodząc znów na niesamowite słońce, które powoli wypalało moje brązowe włosy na kolor złocistego zboża, w rozpaczliwym szukaniu cienia doszliśmy do Mauzoleum Augusta, wzniesionego w I stuleciu n.e.. Popodziwialiśmy je jednak tylko z oddali i przelotnie, gdyż perspektywa podejścia pod jego mury, przez cały plac wystawiony na palące działanie słońca, pożądnie nas przeraziło. Nie chcieliśmy zostać spaleni na żywym ogniu, a przynajmniej jeszcze nie w tym momencie, nie zobaczywszy Koloseum i Forum Romanum. Zawróciliśmy więc, kierując się w stronę placu Weneckiego, zatrzymując się po drodze w przyjaznych murach Palazzo Doria Pamphilj, mieszczącego bogatą galerię sztuki. Marmurowymi, szerokimi schodami weszliśmy na pierwsze piętro. Mnie najbardziej zachwycił (co za niespodzianka…) Bernini i jego popiersie papieża Innocentego X – niesfornie wymykający się z zapięcia guzik papieskiej szaty jest tak niesamowicie łobuzersko realistyczny. Popiersie umieszczone jest w małej kwadratowej sali, razem z kolejnym portretem tego samego papieża, tym razem autorstwa Velázqueza. Poza tym dużo młodego Caravaggia, Guercina, „Judyta” Tycjana i jeden „Lament” Memlinga.

Niedziela, 20 lipca.

Pomnik Wiktora Emanueala.

Przepełnieni informacjami i intelektualnie wyczerpani postanowiliśmy wypełnić nasze biedne żołądki pizzą w kawałkach na wynos. Trzymając je w garści pomknęliśmy dalej, żeby w końcu przysiąść na niskim murku na piazza di Venezia z widokiem na pomnik Wiktora Emanuela. Mi osobiście pomnik się podobał – jest taki biały i symetryczny, natomiast część wycieczki zaprotestowała, mówiąc że przybytek ten zasłania Kapitol i przypomina szczęki.         

Niedziela, 20 lipca.

Kościół Il Gesu.

Niedziela, 20 lipca.

Niedziela, 20 lipca.

Freski w Il Gesu.

Punkt obowiązkowy rzymskiego zwiedzania to barokowy kościół Il Gesù, położony na niewielkim placu naprzeciwko lodziarni. To główny kościół jezuicki, skrywający szczątki Ignacego Loyoli, założyciela zgromadzenia, którego fasada stała się punktem odniesienia i niedoścignionym wzorem dla późniejszych barokowych budowli. Wnętrze jest autentycznie przecudowne – jakby granica pomiędzy światem rzeczywistym i tym baśniowym, nie do końca realnym została w iluzjonistycznych malowidłach zupełnie zatarta. Z kościoła wyszliśmy oszołomieni, jakby nie do końca zdając sobie sprawę  z tego, co dzieje się wokół nas. Pytanie czy był to efekt porażenia pięknem, czy też totalnego zmęczenia dziesięciogodzinnym zwiedzaniem w pełnym słońcu. Zarządziliśmy odwrót, zamierzając odwiedzić jeszcze tylko Panteon. Po drodze natknęliśmy się na słonia Berniniego na piazza Santa Maria sopra Minerva. Kościół Santa Maria sopra Minerva, jedyny kościół w Rzymie z zachowaną gotycką strukturą wnętrza, był już zamknięty. Podobnie jak Panteon, na którego zamknięcie akurat zdążyliśmy. Zrezygnowana, zrobiłam tylko trzy dramatyczne zdjęcia poprzez zamykane drzwi.

Niedziela, 20 lipca.

Słoń Berniniego.

Niedziela, 20 lipca.

Dramatyczne zdjęcie Panteonu.

Weszliśmy jeszcze do kościoła francuskiego San Luigi dei Francesi, z trzema wybitnymi płótnami Cravaggia, przedstawiającymi sceny z życia św. Mateusza i totalnie wykończeni usiedliśmy na piazza Navona, racząc się obłędnymi lodami za 1,85 euro i podziwiając wyczyny młodego iluzjonisty.

Wróciliśmy przez Watykan, siadając na chwilę na schodach kolumnady Berniniego, w milczeniu podziwiając bazylikę św. Piotra. Do domu ledwo doszliśmy.

Niedziela, 20 lipca.

Bazylika św. Piotra w wieczornym wydaniu.

 


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!